Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Lorenzo * 2 czerwca

Pierwszy tydzień mieszkania we dwójkę miał swoje plusy i minusy.

Amelia narzekała, że robię zbyt słabą herbatę, ja za to wolałem, żeby jej ziemniaki były bardziej miękkie. Amelia w każdym posiłku mogłaby jeść filet z kurczaka, a ja wolałem totalne urozmaicenie. Oh nie zapomnijmy o tym, że Am brała kurewsko długie prysznice.

Wszystko byłoby okej, gdyby pozwoliła mi w nich uczestniczyć. Ale nie pozwalała.

Tak więc w ramach pierwszego weekendu, który będziemy mieszkać razem, zamierzamy zrobić małą parapetówkę.
Wiadomo, że nasza parapetówka miała inny przekaz niż te, co zwykle się wyprawia, ale wiecie o co chodzi.

-Nie wiem czemu się tak uparłaś na tą imprezę. - zacząłem - Naszymi znajomymi są tylko Anthony, Eric i jego siostra Andrea.

-Oj przestań już zrzędzić. Będzie fajnie, Enzo.- zaśmiała się.

Pewnie miała już dość mojego gadania, więc zabrała się za przełożenie sałatki w ładną miskę. Kolejna rzecz, której nie wiem-dlaczego sałatka nie mogła zostać w poprzedniej misce?

*

O 18.00 w domu był już obecny Anthony, Andrea i Eric. Co dziwne, brakowało tylko Amelii, która musiała przebrać sukienkę, bo poprzednią ubrudziła jakimś sosem.

-Dobrze wam się razem mieszka?- spytała mnie Andrea.

-Bardzo dobrze.- uśmiechnąłem się.

-Jakbym ja mieszkał z Amelią, też by mi się żyło dobrze. - Anthony przewrócił oczami - Lepiej zapytaj czy Amelii dobrze się mieszka z Lorenzo.

W salonie rozpoczęły się śmiechy. Potem żarty, którym nie miało być końca, jednak koniec nadszedł szybko.

Kiedy Amelia zeszła na parter wszyscy umilkli. Wyglądała jak anioł w swojej białej zwiewnej sukience i rozpuszczonych, pofalowanych włosach. Przełknąłem ślinę gdy stanęła na dole.

-Wyglądasz pięknie. - szepnąłem. Nie mogłem oderwać wzroku od niej. Sukienka miała wycięty dekolt a jej zwiewny dół podnosił się i opadał gdy Amelia szła.

Dzisiejszy wieczór nie będzie dla mnie spokojny.

*

-Próbuję cię dopaść już trzecią godzinę. - mruknąłem we włosy dziewczyny łapiąc jej talię od tyłu.

-Tak? Nie zauważyłam. - zaśmiała się dość sarkastycznie. - Musisz jeszcze popróbować, bo właśnie idę zanieść frytki na stół dla gości.

-Nie tak szybko.

Szybko złapałem w talii dziewczynę, która próbowała mnie wyminąć i przycisnąłem ją swoim ciałem do blatu.

-Możemy zniknąć na chwilę, nikt nie zauważy. - szepnąłem zatapiając usta w zagłębieniu szyi dziewczyny. Przesunąłem swoje ręce z boków na brzuch dziewczyny i zjechałem nimi niżej, aż do rąbku jej krótkiej sukienki.

-Enzo. - zaśmiała się odchylając głowę do tyłu. Mruknąłem zniesmaczony, że zabawa się już skończyła i odsunąłem się od dziewczyny. Ona natomiast złapała moją rękę i rozglądając się dookoła pociągnęła mnie do łazienki parterowej. Zamknęła drzwi na klucz i oparła się o nie plecami zagryzając wargę.

Uniosłem wysoko brew zdziwiony, ale zadowolony. Szybko rozpiąłem eleganckie spodnie, które Amelia kazała mi założyć, a ona podciągnęła swoją sukienkę na brzuch. Opuściłem spodnie i bokserki i szybko i sprawnie zbliżyłem dziewczynę do siebie. Oparłem ją o ścianę pozwalając żeby ręką opierała się o pralkę i zaczęliśmy uprawiać szybki seks. Oparci o pieprzoną ścianę w łazience.

To był najgorętszy numerek, ale chyba bardziej chodziło o to, że nasi znajomi byli ściany obok. Amelia jęczała cicho wciskając paznokcie w moje ramiona, kiedy ja sapałem do jej ucha wsuwając się i wysuwając z niej. Dobrze, że w każdym pokoju domu ukryłem prezerwatywy.

*

-Chyba macie coś w rurach.

Spojrzałem z uniesioną brwią na Anthonego, który kryjąc uśmiech spoglądał na mnie.

-Też mi się wydaje. To chyba jakiś potwór. - zaśmiała się Andrea i zawtórował jej Eric.

Przewróciłem oczami kiedy Amelia poszła od razu do kuchni i usiadłem na kanapie obok znajomych. Gadaliśmy długo, lecz nawet nie skupiałem się na rozmowie, a na Anthonym, który z kolei skupiał się na wyścigowej dziewczynie.

Co Andrea miała w sobie, że Anthony był nią tak zafascynowany, że nie odwrócił od niej wzroku przez kilkanaście minut?

*

-Widziałaś to? - szepnąłem do Amelii kiedy pomagałem jej dokładać sałatki i grzanek z serem na naczynia.

-Co?

-Jak Anthony wgapia się w Andreę.- przewróciłem oczami - Jesteś dziewczyną, to ty powinnaś zauważać takie rzeczy.

-Dziwisz się? Jest piękna i zabawia całe towarzystwo. Ja sama się w nią wgapiam. - zaśmiała się. Złapała miski w dłonie i ruszyła z powrotem do salonu.

Gdy miski już puste odstawione były znów na stół, wszyscy najedzeni piliśmy butelkowany alkohol, rozmawiając o przyszłych wyścigach.

-Nie, Am. To tak nie działa. - zaśmiałem się - Nie można się tak po prostu wycofać. Jak nie bierzesz udziału w wyścigu, za który ktoś płaci, to musisz mu oddać ten hajs.

-Może powinnaś wziąść udział to byś zrozumiała. - zaśmiała się Andrea. Od razu zacisnąłem rękę na szklance i spojrzałem na nią wściekle. Na chuj mówiła takie gówniane słowa? Pojebało ją?

-Pojebało cię? - zwróciłem się do niej. Wszyscy zszokowani spojrzeli na mnie - Może sobie oglądać wyścigi, ale musiałoby mnie posrać doszczętnie żebym pozwolił jej wziąść udział.

-Przecież Amelia nie musi cię pytać o pozwolenie. - dodała. Spojrzałem na nią teraz unosząc brew. - Spoko może być twoją dziewczyną, ale nie musi słuchać tego co jej mówisz.

-Nie chodzi o to żeby słuchała tego co jej mówię, tylko kurwa, żeby nie wylądowała na tym jak Anthony. - warknąłem i uderzyłem ręką w stół, tracąc kontrolę nad gniewem- Zajmij się lepiej swoimi sprawami i zacznij na siebie uważać.

-Grozisz jej, Lorenzo? - odezwał się Anthony. Spojrzałem na niego rozumiejąc jego wściekłą minę, w końcu podejrzewałem, że coś między nimi było - Chyba się zapędzasz. Andrea nie powiedziała nic złego.

-Jeśli dla ciebie jest okej, że obiekt twoich cichym westchnień bierze udział w takich akcjach, to super. Nic z tym nie robisz, ale nie mów mi, że się kurwa zapędzam.

Zanim poszedłem na górę, widziałem jak Andrea i Anthony spoglądają na siebie. Ale nic więcej, bo wściekły wszedłem po schodach jakby chciał je zadeptać.

Wypity alkohol od razu ze mnie wyparował, kiedy zobaczyłem wizję Amelii leżącej w dachującym samochodzie, gdy nie tak wyszła z zakrętu. Od razu do moich oczu napłynęła łza i zmarszczyłem nos, chcąc żeby ta wizja odpłynęła daleko.

-Lorenzo?

-Idź na dół, Amelio. Proszę. - odpowiedziałem. Nie odwróciłem się do niej, nie chciałem żeby widziała mojej słabości. A może nie chciałem, żeby patrzyła na mnie po tym, jak przed wszystkimi dałem pokaz martwienia się o nią.

-Lorenzo, masz absolutną rację. Nigdy bym nie wzięła udziału w wyścigu, tak jak powiedział Anthony. Przecież wiesz.

Ręce dziewczyny oplotły moją talię od tyłu, a jej policzek spłaszczył się na moich plecach. Zamknąłem na chwilę oczy żeby się uspokoić i nie wyładować na dziewczynie.

-Już okej? - szepnęła po chwili.

-Tak. Przepraszam, że...

-Nie musisz przepraszać. - dziewczyna stanęła teraz przede mną i zarzuciła swoje ręce na moje ramiona - Rozumiem cię, Lorenzo.

-Dziwne to wszystko jest. - zaśmiałem się - Tyle się zmieniło przez ten tydzień. Co nie?

-Bardzo dużo się zmieniło. - zaśmiała się. Swoimi dłońmi drapała teraz lekko tył mojej głowy a ja kciukami masowałem jej talie- Ale jest fajnie. Mi się podoba.

-Mi też.

Dziewczyna złożyła krótki pocałunek na moich ustach i złapała mnie za rękę, żebyśmy zeszli na dół. Wieczór i tak już nie mógł być zajebisty, ale nadal wszyscy możemy się najeść.

*

-Przepraszam stary. -  odezwał się Anthony przerywając jedzenie.

-Luz. - mruknąłem biorąc do ust kawałek kurczaka. Nie byłem na niego przecież aż tak zły, po prostu bolał mnie widok jaki widziałem w swojej głowie.

-Przestańcie smęcić. - jęknął Eric przewracając oczami - Lepiej powiedzcie jak tam u was. Te sprawy raczej okej, co?

Zaśmiałem się kręcąc głową, tylko oni potrafią o seksie mówić podczas jedzenie. Mimo wszystko byłem wdzięczny, że po wyjściu z więzienia miałem przy sobie takich ludzi jak Amelia, Anthony czy Eric. Nawet Andrea okazała się być wspaniałą koleżanką, idealnie odnalazła się w naszej paczce, bo idealnie do niej pasowała.

Tylko Amelia się odróżniała. Nigdy nie miała styczności z policją, nigdy nie łamała prawa. Nigdy nie brała udziału w wyścigach ani obstawiała kto w nich wygra. Była tak nieskazitelna, że jej postać aż lśniła i to było w niej idealne.

Ona była idealna. Mam wrażenie, że dla Anthonego, Eric'a czy Andrei również, bo dobrze wiedziałem, że zawsze będą mogli na nią liczyć. Ale była taka zwłaszcza dla mnie. Od samego początku.

Nie wyobrażałem sobie teraz, żeby nie mieć jej obok siebie. Żeby moje życie toczyło się bez niej, bez mieszkania z nią, bez jej narzekania, że znów wciągam ją pod prysznic, czy bez jej narzekania, że przecież wiem jak włącza się pralkę i sam mogę zrobić pranie.

Tydzień mieszkania z Amelią dał mi do zrozumienia, że całe życie z nią to za mało.

*

Gdzieś koło 01:00 Anthony zdecydował się odprowadzić Andreę do domu '' bo jest już późno'', więc Eric zatrzymany przez rękę Amelii pod stolikiem, został z nami.

-Że oni niby coś? - zapytał gdy pozostała dwójka była już kawałek od drzwi.

-Na to wygląda. - zaśmiałem się.

-Proszę cię nie żartuj, Ant to nie jest dobry materiał dla mojej siostry.

-Raczej bym powiedziała, że to twoja siostra nie jest dobra dla Anthonego. - zaśmiała się Amelia, wstając od stołu. Zebrała brudne naczynia i włożyła je do zlewu, kiedy opowiadałem chłopakowi jak się domyśliłem.

-Kiedyś się kręcił obok niej, ale ona go tak nie znosiła, że raz nawet wyciągałem śrubokręt z jego dłoni.- opowiedział.

*Anthony

-Nie jest Ci zimno? - zapytałem, gdy mijaliśmy kolejną ulicę.

-Nie. - odpowiedziała.

-Mogę Ci dać kurtkę jeśli chcesz. - powiedziałem znów, nieznacznie przysuwając się do jej ciała. Andrea zaśmiała się cicho i albo miałem zwidy albo też przysunęła się do mnie.

-Nie trzeba. - powiedziała cicho. Szliśmy więc dalej, nasze ręce ocierały się o siebie gdy się ruszały i przyznam szczerze, że mój oddech lekko przyspieszył.

Ta dziewczyna od zawsze była dla mnie zagadką. Zawsze keidy próbowałem zbliżyć się do niej mocniej, rzucała we mnie cegłami z których potem układała mur. Mur, który był wtedy za wysoki żebym go zburzył tak obolały. Ale dziś wydawało się, że jest inaczej.

-Dziękuję, że mnie odprowadziłeś.- usłyszałem. Dzięki temu otrząsnąłem się i zobaczyłem, że stoimy pod ich domem. Dobrze go pamiętam, szczególnie dobrze wschodnią ścianę...

-Drobiazg. - szepnąłem z uśmiechem. Panowała totalna cisza, która w tym mroku może i dla kogoś byłaby przerażająca, ale dla mnie była przyjemna. - Cieszę się, że się widzieliśmy dziś.

-Anthony, jak ci się żyje?

Odwróciłem się znów do dziewczyny zdziwiony jej nagłym pytaniem. Uniosłem kącik ust do góry.

-Nienajgorzej. A tobie?

-Też. - szepnęłam łapiąc się za koniec bluzki. - Całkiem okej. Lubię swoje życie.

-Ja swoje też. - uśmiechnąłem się- Odkąd pogodziłem się z Lorenzo i poznałem Amelię, moje życie jakby ruszyło z jasnymi barwami.

-Amelia to świetna dziewczyna. Tak. - przyznała uciekając wzrokiem gdzieś daleko.

-Zupełnie tak jak ty. - szepnąłem cichutko. Dziewczyna powoli wracała do mnie wzrokiem, ale na jej twarzy nie malowała się żadna emocja. Czyli tak jak zwykle, nie mogłem jej rozszyfrować. - Tęsknisz czasem za tym co było?- zapytałem pewnie. Chociaż to tylko pytanie.

-A myślisz o tym? - odpowiedziała mi.

-Czasem. - skłamałem uśmiechając się.

-Więc ja też czasem tęsknię. - zaśmiała się.

Tęskniła. Tęskniła za tym co było, chociaż dużo tego nie było. Kurwa, nie umiałem powstrzymać uśmiechu.

-Do zobaczenia, Anthony. - szepnęła zanim weszła po krótkich schodkach. Otworzyła drzwi i cichutko wsunęła się do środka.

-Do zobaczenia, Andreo. - uśmiechnąłem się gdy jej już nie było. Odwróciłem się na pięcie i niczym szaleniec, biegiem ruszyłem w stronę swojego domu. Uśmiechnięty jak nigdy w życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro