Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

* Amelia*10maj2020

Od rana mój telefon brzęczał. Już od 6.15 tata z mamą prześcigali się w ilości wykonanych telefonów do mnie.

Skoro więc już mija 3 godzina jak nie śpię, mogę zrobić sobie śniadanie. Udałam się do kuchni nadal w piżamie i włączyłam muzykę z wieży, która od samego początku podobała mi się w wystroju tej kuchni.
W lodówce znalazłam jajka, pomidora, cebulę i szynkę, wszystkie składniki do zrobienia jajecznicy przygotowałam do wykorzystania.

Uderzałam łopatką w brzeg patelni na zmianę z mieszaniem jajecznicy i śpiewaniem jednego z utworów Seleny Gomez pod nosem.

-..that same old love.. - zaskrzeczałam obracając się z patelnia w stronę blatu, gdzie na pyszne śniadanie czekał już talerz.

Jednak nie tylko talerz był teraz w momencie oczekiwania, jak się okazało.

-AA! - krzyknęłam wypuszczając z ręki łopatkę która wpadła do patelni i podskoczyłam widząc Lorenzo w swojej kuchni - Jak tu wszedłeś?! - pisnęłam wygarniając palcem łopatkę i zdejmując jajecznicę na talerz.

-Ja.. Przepraszam cię bardzo, ale drzwi było otwarte. - gestykulował dłońmi- Przyszedłem, żeby zapytać czy masz może szklankę mąki, bo zapomniałem ostatnio kupić, a.. - spojrzałam na puste naczynie, które mężczyzna trzymał w dłoni i przerwałam mu słowotok.

-Tak. Tak, jasne, mam. - sięgnęłam do szafki, z której wyciągnęłam torebkę mąki i kiedy mężczyzna podał mi szklankę, nabrałam w nią odpowiednią ilość - Co będziesz robił z tej mąki? - zapytałam skupiając się by nie rozsypać produktu, jednak Lorenzo milczał - Halo? Słyszałeś?

Podniosłam wzrok na twarz mężczyzny, którego wzrok zatrzymał się dokładnie tam, gdzie moje piersi próbowały rozedrzeć piżamową koszulkę. Kurwa, co za wstyd.

-Yymm. Przepraszam, zamyśliłem się. - odpowiedział, gdy z nerwów drgnęłam. - Zamierzam zrobić naleśniki, dawno nie jadłem.

-Oh, to fajnie. - odpowiedziałam, zalewając się rumieńcem w tym samym momencie w którym nasze palce styknęły się gdy przekazywałam mu szklankę. Od razu wolnymi rękoma zakryłam swój biust i choć mało to dało, Lorenzo chyba zrozumiał.

-Bardzo dziękuję. Jestem Ci winny przysługę. - Lorenzo zaśmiał się przekładając szklankę z ręki do ręki i zanim odwrócił się do wyjścia puścił mi jeszcze oczko.

Od kiedy reaguję rumieńcem jak szesnastolatka na każdy, drobny, męski gest?

Kiedy usłyszałam trzask wyjściowych drzwi, który zasygnalizował, że Lorenzo opuścił budynek, wypuściłam powietrze, które nieświadomie wstrzymałam.

Co się dzieje?

*Lorenzo

Co się dzieje?

Zatrzasnąłem za sobą lekko drzwi od mieszkania Amelii i prawieże upuściłem szklankę z sypkim produktem. Wypuściłem powietrze, które nieświadomie wstrzymywałem i szepnąłem do siebie:
-Cholera jasna. - gdy opuszczałem posesję kobiety.

Otrząsnąłem się z widoku tego cudu świata, gdy stanąłem znów w swojej kuchni. Jednak naleśniki ani trochę nie chodziły mi teraz po głowie, za to okrągłe, pełne piersi wirowały w moim umyśle w koło.

'Uspokój się, Enzo!'- warknąłem na siebie w głowie i potrząsnąłem nią. Uprzytomniłem sobie, że ciasto na naleśniki mam już prawie zrobione, wystarczyło jedynie dodać szczypty soli i gotowe!

*

Zjadłem to co przygotowałem, usiłując pozbyć się z myśli widoku Amelii. Cóż, szło mi to mozolnie, ale to nie ważne.

Ważne w tym momencie był SMS, który przyszedł z tego samego numeru co zawsze. Uśmiechnąłem się zanim jeszcze przeczytałem jego treść, dobrze wiedząc co się w nim znajduje. Jaki czort sprawił, że zapamiętałem ten numer?

Do wydarzenia miałem jeszcze jakieś 11 godzin, z racji że jest dopiero lekko po 11.00 rano. Ale mrowienie całego ciała nie czekało, ręce zaczęły mi się pocić na samą myśl o danych czasach, a właściwie tylko o tym jednym elemencie.

Bo tylko to jedno, z tamtego mrocznego czasu, do dziś napawa mnie uśmiechem.

*Amelia

Zadzwoniłam dziś do kilku ogłoszeniodawców, których reklamy zobaczyłam w gazecie. Zależało mi na szybkim znalezieniu pracy, ba! Zależało mi w ogóle na znalezieniu pracy, więc zamierzałam brać co było!

W czym więc problem?

W tym, że nigdzie nikogo nie potrzebowali! Odmówiła mi nawet Pani, która miała firmę sprzątająca. Odkładając telefon, zastanowiłam się czy nie powinnam zacząć robić czegoś sama? Ale czego do cholery? Haftować? Frywolitkować? Czy może zacząć malować obrazy?

Zrezygnowana oparłam się plecami o kanapę i odchylając głowę do tyłu, próbowałam wymyślić rozwiązanie, do tej pożal się Boże sytuacji.

*

Po... 6 godzinach, nie miałam nic. Oczywiście oprócz umytych naczyń, kuchni, podłóg czy odkurzonych mebli. Oh! Zapomniałabym jeszcze o cholernym zmęczeniu i bólu pieprzonych nóg!

-Po co mi to było? - szepnęłam do siebie, masując lekko bolące łydki, gdy upadłam na kanapę. Satysfakcję jedynie dawała mi świecącą się podłoga i wręcz przezroczyste okna! Jak dobrze, że do stwierdzenia 'Dom jest w pełni wyposażony' zaliczały się też środki czystości!

Nogi miały ochotę mi odpaść, a ręce miałam pomarszczone od chemicznych środków czyszczących. Nie będę już mówić jak cholernie bolały mnie plecy. Wyobraźcie sobie więc skalę mojego zdenerowama, gdy ktoś ośmielił się zapukać do moich drzwi.

Dwa puknięcia, udawałam, że mnie nie ma. Trzy puknięcia, udawałam dalej, że mnie nie ma. Kiedy pukanie do drzwi zmieniło się w głośny łaskot, musiałam już się podnieść, bo przecież wariat zaraz zacznie w te drzwi kopać.

-Idę, już idę! - krzyknęłam, gdy z jękiem podniosłam się z kanapy. Moja mina i poza wystarczająco pokazywały, że nie mam ochoty na odowedziny, więc nie przejmowałam się zbytnio człowiekiem zza drzwi.

I to był mój błąd. Kiedy drewniany przedmiot dał mi wzgląd na to co się za nimi znajduje, od razu wyprostowałam zgarbione plecy, a na twarz nałożyłam uśmiech. Ręce założyłam na drzwi, którymi zakryłam swoją brudną od Bóg wie czego bluzkę.

-Lorenzo. - przywitałam się ciepło, chyba nawet zbyt ciepło. - Co cię do mnie sprowadza tak późno?

-Chciałem, żebyś gdzieś ze mną poszła. - uśmiechnął się. Słońce dopiero miało zachodzić, więc idealnie jeszcze widziałam, jak jego białe, równe zęby błyskają światłem.

-Gdzieś z tobą poszła? - mój szeroki uśmiech wcale nie zdradzał moich myśli - A gdzie? - 'Mam iść z tobą, gdy jestem zmęczona jak pieprzony wół, który wciąga pod górę przyczepę słomy' dodałam w myślach.

-Zobaczysz. - zaśmiał się, przestępując z miejsca na miejsce - Proszę, nie daj się zbyt długo namawiać! Zabiorę cię w super miejsce, obiecuję, że nie pożałujesz. - Lorenzo złożył ręce jak do pacierza i przekręcił lekko głowę na bok.

Nie mogłam mu się oprzeć gdy jego twarz jest normalna, co dopiero teraz gdy wygląda tak prosząco.

-No dobrze. Ale musisz dać mi pół godziny, muszę się ogarnąć. - wskazałam na swój strój szmatką od kurzy, którą nieświadomie trzymałam w dłoniach. Nawet nie pamiętam, żebym ją chwytała.

-Jasne.

Było kilka minut przed 22.00,  kiedy Lorenzo zaznaczył, że to ma być krótkie 30 minut. Niemal się zaśmiałam. Jak może być krótkie albo długie 30 minut?

*

Kiedy stałam już w ręczniku owiniętym wokół pasa i przeglądałam swoją szafę, zdałam sobie sprawę, że totalnie nie wiem gdzie idziemy. Co za tym idzie? Nie wiem czy będzie ciepło czy zimno, nie wiem czy będziemy w budynku czy na dworze? Nie wiem nawet jak długo tam będziemy!

Postawiłam więc na strój uniwersalny i już po 30 minutach zeszłam na parter.

-Lorenzo? - zawołałam wzrokiem szukając chłopaka. Ten jak na zawołanie podniósł się z kanapy na której leżał i wystawił głowę za oparcie. Wyglądało to conajmniej śmiesznie.

-Wyglądasz pięknie. - zawołał rzucając się na równe nogi. Zarumieniłam się jak nastolatka, więc schowałam policzki pod kaskadą wyprostowanych włosów.- Ale musimy już iść! Mamy 4 minuty. - dopowiedział, nonszalancko spoglądając na zegarek robiący za ruchomy mebel.

-Dobrze, więc chodźmy, ale gdzie my idziemy? - zaśmiałam się, gdy dałam się pociągnąć za rękę.

-O nic nie musisz się martwić. Weź tylko telefon, zamknij dom i zdaj się na mnie. - chłopak nawet nie patrzył na mnie, ciągnął mnie szybko do drzwi, przez co ledwo zdążyłam złapać klucze od domu z blatu.

-Zwolnij. - śmiałam się.

Na zewnątrz zamknęłam drzwi na klucz, dwa razy upewniłam się czy aby napewno są zamknięte. I ruszyliśmy.

*

-Zabierasz mnie w jakiś charmider?- zapytałam, słysząc z oddali muzykę, odlosy ludzi i coś co wydawało się.. Autami?

-Nie w 'Jakiś' charmider, Amelio. - uśmiechnął się spoglądając na mnie. Złapał mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć szybciej aż w końcu biegliśmy - Tylko na najlepsze wyścigi, jakie zorganizowano na całym świecie!

*Lorenzo

Stanęliśmy dopiero na placu, moje podekscytowanie sięgnęło zenitu, gdy zacząłem się trząść! Widok tych wszystkich pięknych aut, doprawdzał mnie do spazmu, wiedząc ile koni mają pod maską i ile wyciągają na sekundę miałem ochotę wsiąść w którykolwiek z nich i odjechać daleko.

-Kiedyś bardzo lubiłem wyścigi. - wyjaśniłem, zmieszanej dziewczynie. Rozglądała się tylko dookoła, jak mi się wydaje z niemym zainteresowaniem.

-Co jest fajnego w czymś, w czym można się zabić? - odezwała się w końcu, gdy stanęliśmy przed białym porsche. Dziewczyna głośno prychnęła gdy samochód pokazowo zamruczał i odjechał dalej.

-Wszystko w tym jest fajne. - odpowiedziałem, uciekając pamięcią do tamtych dni. - Krzyki, adrenalina.. Świadomość, że jesteś najlepszy. - uśmiechnąłem się nieświadomie, wpatrując się w czerwonego mustanga, który wyglądał jakby dopiero wyszedł z salonu.

-Jeździłeś? - usłyszałem szept. Zmieszałem się, jeśli jej powiem tę jedną część prawdy, boję się, że mogę wydać także resztę. Ale czy muszę skłamać nawet w takiej błahej sprawie?

-Tak. - uśmiechnąłem się od ucha do ucha - Jeździłem. Dość dużo.

Pamięcią wróciłem do tych dni, gdy uradowany i dumny stawałem na mecie jako pierwszy. Jak ludzie krzyczeli i dobiegali do mojego auta, wręcz siłą wyciągali mnie z niego i podrzucali wysoko. Pamiętam tą adrenalinę, gdy z nadmierną szybkością zmieniłem biegi, pedały i skręcałem kierownicę, by wygrać.

-Lorenzooo..

-Przepraszam.- otrzasnąłem się. Spojrzałem znowu na dziewczynę i zapomniałem o tej dobrej części mojej przeszłości - Chcesz się ze mną przejechać? - zapytałem, niemo ją wręcz błagając.

Dziewczyna rozszerzyła szeroko oczy i cofnęła się o krok. Rozejrzała się po autach, które jechały w stronę toru, czego oczywiście nie wiedziała.

-Nie. Ja nie lubię jeździć samochodami. - powiedziała w końcu, wymuszając na twarzy niemy uśmiech. - Ty chcesz... Chcesz wziąść udział w wyścigu?

-Nie, Amelio. - zaśmiałem się. Na pięknej i niespokojnie twarzy dziewczyny wymalowała się ulga, gdy niemo odetchnęła. - Ja zamierzam go wygrać.

Uśmiechnąłem się niesfornie i tylko pociągnąłem dziewczynę w stronę startu, gdzie stały przygotowane samochody.

-Nie, Enzo. - powiedziała- Ja nie chcę..

-Okej, w takim razie idźmy stąd. - Westchnąłem, tracąc nadzieję. Rozejrzałem się jeszcze raz dookoła, wciągnąłem nosem zapach spalonej gumy, papierosów i narkotyków. - Nie długo przyjedzie tu policja. Mamy mniej więcej godzinę, półtorej.

-Jeśli chcesz.. No wiesz.. - dziewczyna wskazała brodą na samochody i czubkiem buta kopała w podłoże, jakby z nieśmiałości - Wziąść udział.. To weź, ja na ciebie tu poczekam.

Zaśmiałem się. Oh, Amelio. Żeby to było takie proste.

-Chciałbym, ale nie zostawię cię tu samej choćby na minutę. - pokręciłem głową, rozglądając się też dookoła - Jest tu paru typów, z którymi lepiej się nie spotkać.

-Jak ten, który teraz się na ciebie patrzy? - szepnęła, wskazując gdzieś brodą. Odwróciłem głowę w tamtą stronę i niemalże od razu zacisnąłem szczękę. Zapomniałem już o istnieniu tej kupy gnoju, która ciągnęła za sobą swój smród.

Schowałem Amelię za swoimi plecami, ręką przytrzymując ją bym tam została. Anthony wpatrywał się wprost na nas, chociaż 'nas' to chyba nieodpowiednie sformułowanie. Jego ciemne, wredne oczy wpatrywały się w Amelię tak długo jak mogły, a gdy zasłoniłem ją własnym ciałem błysnął do mnie uśmiechem.

-Chodź ,Amelio.- szepnąłem nachylając się w jej stronę - Jest już późno.

-Chciałabym zobaczyć wyścig. - pisnęła dotykając mojego ramienia i podskakując kilka razy w powietrzu. Jej dotyk przeprowadził prąd od czubka mojej ręki do koniuszków palca i aż wyrwałem od niej rękę. Spotkałem się z jej dziwnym wzrokiem, ale złapałem jej rękę i już nie prosząc zaciągnąłem ją w kierunku z którego przyszliśmy.

-Enzo! - krzyczała po raz kolejny, gdy próbowała się wyszarpnąć. Puściłem ją jednak dopiero kiedy nie było już widać toru wyścigowego. - Odbiło ci?!

-Przepraszam. - szepnąłem, gdy dziewczyna rozmasowywała miejsce, które zbyt mocno ścisnąłem - Pomyślałem, że ten wyścig może być zbyt drastyczny. Nie powinienem cię tu przyprowadzać. - skłamałem, rejestrując obraz dookoła nas, upewniając się, że Anthony nie poszedł w ślad za nami.

Najgorsze było jednak to, że dobrze wiedziałem, że prędzej czy później jednak pójdzie. I to nie za mną, lecz za dziewczyną, która od dziś będzie skazana na poznawanie moich błędów. Jestem pewny, że Anthony zapewni jej odpowiednią rozrywkę...

*

-Przepraszam, że tak cię stamtąd wyciągnąłem. - powiedziałem, kiedy ostatnie kilkadziesiąt kroków dzieliło nas od domu Amelii. Ta jednak się nie odezwała - Gdy cię tam zabierałem, w ogóle nie pomyślałem jak drastyczne i niebezpieczne są te wyścigi... Amelio? - odwróciłem się całkowicie do kobiety, która chyba nawet mi się nie przysłuchiwała. - Słuchasz mnie?

-Nie szkodzi, Enzo. - powiedziała w końcu. Spojrzała na moją zmartwioną twarz i uśmiechnęła się. - Nie szkodzi, cieszę się, że spędziliśmy trochę czasu razem.

Uśmiechnąłem się mimowolnie. Nie miałem tego w planach, powinienem odejść od tej dziewczyny, zanim moja natura destrukcji się uaktywni, ale nie mogłem...

Amelia miała coś w sobie. Coś czego potrzebowałem, by uwierzyć, że znowu zasługuję na życie. Że kilka moich małych przewinień, wcale nie skreśla mnie z listy dobrych ludzi. Może to te iskierki w jej oczach, może te uśmiechy, które posyła mi zawsze gdy mnie widzi.

A może to po prostu fakt, że nie wie ani o zbrodniach, które popełniłem ani o wyroku, który odsiedziałem? Może to fakt, że Amelia zna kompletnie innego Lorenzo, niż wszyscy, którzy znali mnie kiedykolwiek.

-Dobranoc, Lorenzo. - usłyszałem szept. Ile tak staliśmy przed drzwiami Amelii? Gapiłem się na nią?

-Dobranoc, Amelio. - odpowiedziałem, gdy dziewczyna już zamykała za sobą drzwi domu.- Dobranoc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro