Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Lorenzo *12maj2020

W poniedziałek obudziłem się równo z budzikiem, wyspany jak nigdy. Kto by pomyślał, że po wczesno-nocnych wojażach będę taki wyspany?

To ta adrenalina. Uczucie, jakie towarzyszyło mi zawsze przy ściganiu się, nadal mnie nie opuściło.

W warsztacie byłem kilka minut przed czasem, Tim od razu zauważył mój dobry humor, ale o nic nie pytał. Powiedział tylko co dziś muszę zrobić i, że dziś zamykamy dużo wcześniej, bo ma jakąś uroczystość rodzinną.

Wypełniłem swoje zadanie, w brudnych rękach po wymianie oleju zaniosłem kartę auta do gabinetu.

-Wszystko. - powiedziałem, kładąc kartę na biurku. Dobrze, że nie ubrudziłem jej smarami, Tim by mnie zatłukł. Albo zwolnił, to drugie chyba byłoby gorsze.

-Okej, więc tak jak mówiłem, jesteś wolny. - skinął na mnie głową, nawet nie podnosząc jej ze sterty papierów - Zamknę sam. Tam leży hajs, możesz iść. Dziękuję, Lorenzo.

-Dziękuję, Tim. - uśmiechnąłem się zabierając kopertę z pieniędzmi. Ręce swierzbiły mnie żeby przeliczyć te pieniądze, ale stwierdziłem, że zrobię to dopiero w domu.

*

W ręczniku owiniętym dookoła pasa, odrzuciłem grzywkę, która zleciała mi na czoło i sprowadzała kropelki wody na mój nos. Spojrzałem w duże lustro i uśmiechnąłem się do siebie.

Wygrany wyścig podniósł o wiele moje wartości. Chyba nie miałem się już za więziennego śmiecia z gównianym życiem. Na samą myśl, że Anthony nie zbliży się więcej do Amelii ani do mnie, czułem wszechogarniającą ulgę.

*

Zrobiłem sobie obiad, który podobnie jak ten wczoraj składał się ze smażonych frytek, warzyw i szklanki wody.

Zjadłem w ciszy, wcale nie czułem się zmęczony, myślę, że to z racji, że jest dopiero 12.00, więc postanowiłem wyjść z domu. Zamknąłem go na klucz i udałem się w pierwsze miejsce do którego powiodły mnie nogi.

Tor wyścigowy o tych godzinach był pusty. Dosłownie nie kręcił się tu nikt, dziś jednak byłem tu ja. Zapach spalonej gumy nadal unosił się w powietrzu i swobodnie wciągałem go nosem.

Prześwity tamtych dni uderzyły w moją podświadomość. Uśmiechnąłem się widząc jak mknę po torze z nadmierną prędkością. Jak uśmiecham się szczęśliwy i spełniony, gdy staję na mecie pierwszy. Jak krzyczę, że urodziłem się zwyciezcą. I widzę jak jako drugi podjeżdża Anthony. Widzę jak biegnie do mnie wściekły i wymachuje rękoma krzycząc, że oszukiwałem. Jak zaczynamy się szarpać i jak pierwszy uderzam chłopakiem o utwardzaną nawierzchnię. Jak biję go nie tylko o głowę w każdym wyścigu, ale i teraz rękoma po twarzy.

Otrząsnąłem się. Wiem dobrze, że Anthony ma powody by mnie nienawidzić. Zawsze zgarniałem 'to co jego', ale nie zamierzam mu ustępować tylko dlatego, że jego celem stała się dziewczyna.

Amelia. Co ja mam z nią zrobić? Ostrzegłem ją już i nie mogę zrobić niczego więcej.

-Co tu robisz!?

Usłyszałem krzyk. Rozejrzałem się dookoła skąd on dochodzi, okazało się, że na wjeździe do toru stoi samochód.

-Nie widać, że stoję?! - odkrzyknąłem luźno. Sportowe Mitschubichi podjechało do mnie powoli, stanął naprzeciwko mnie, jakbym miał zaraz zamienić się w jebanego Transformers'a i zaczął się z nim bić.

Z auta wyszedł chłopak, na oko nie był dużo ode mnie starszy, jednak trochę wyższy.

-Widzę, że stoisz. Pytam jednak co robisz tu teraz, w mojej godzinie ćwiczeń. - powiedział znów.

-Ćwiczysz? Do wyścigów? - uśmiechnąłem się. No proszę, wyścigi zyskały nową krew. - Jesteś nowy?

-Zacząłem dwa miesiące temu. Ale widzę, że Ty też jesteś nowy, wcześniej cię nie tu nie było.- odpowiedział mi, zakładając na siebie ręce, odziane w skórzaną kurtkę.

-Nie możesz mylić się bardziej. - zaśmiałem się - Rzuć mi kluczyki, pokażę ci!

Chłopak chwilę się wahał, ale zaraz brzęczący przedmiot wylądował w moich rękach. Obróciłem metalowym kółkiem na palcu.
Wsiadłem do Mitsubishi. Zapach nowości wręcz we mnie uderzył!

Zacząłem kręcić kółka, palić gumę i potocznie mówiąc - popisywać się. Na przemian zaciągałem i odciągałem hamulec ręczny, naciskałem i odejmowałem pedał gazu i kręciłem kierownicą, by kształt wyszedł taki jak chciałem.
Spaliłem sporo gumy zanim zatrzymałem się przy chłopaku.

-Jesteś świetny! - krzyknął, podbiegając do auta. Wrzuciłem mu w ręce kluczyki, śmiejąc się głośno.

-Też tak uważam.

-Ale zmieniasz mi ogumienie. - chłopak ukucnął obok jednego z tylnich kół i mocno się skrzywił. Jedna z opon była praktycznie 'łysa'.

-Mogę ewentualnie dać Ci zniżkę w swoim warsztacie. To znaczy nie moim, ale w którym pracuję.

-Zgoda. Daj mi swój numer, to wyślesz mi adres SMS-em.

Wymieniłem się z chłopakiem numerami, rozmawiając o ostatnich wyścigach.

-Wiem, byłem na nich. - odpowiedziałem mu.

-A widziałeś jak jakiś koleś pokonał Ant'a? - zaśmiał się głośno, łapiąc swoją głowę - Aż żałuję, że tego nie widziałem! Gość podobno nieźle go zaorał.

-Było średnio. - zaśmiałem się - Za późno wrzucałem biegi, ale następna przejeżdżka już będzie lepsza. Musiałem sobie przypomnieć.

-To byłeś ty?! - krzyknął wyrzucając ręce wysoko w powietrze - Gościu! Ale go pozamiatałeś! Jestem Eric!

-Enzo. - podałem mu swoją rękę, ale chłopak zamiast zwykłego uściśnięcia jej, przyciągnął mnie do siebie i męsko poklepał po plecach.

-Może chcesz ze mną pojechać w zawodach dwubiegunowych? - zapytał, nie kryjąc uśmiechu.

-A co to jest? Jestem w tym z powrotem nowy, więc wiesz. - zaśmiałem się.

-Wyścig. Robimy 10 okrążeń, pierwsze ja, drugie ty, trzecie ja, czwarte ty i tak dalej. Każde okrążenie jest liczone osobno, potem liczona jest średnia czasu. - wyjaśnij - W tym samym czasie jeździ dwóch innych typów i jeśli nasza średnia jest mniejsza, to wygrywamy.

-To musi być świetna zabawa. - mruknąłem, czując, że to zły pomysł - Ale ja nie wracam do wyścigów. Zostawiłem to dawno za sobą i chyba nie chcę z powrotem w to wejść.

-Co ty? Nie lubisz tego? - Eric zmarszczył brew, przestąpił z nogi na nogę i cicho prychnął- Jesteś w tym za dobry. Powinieneś startować w konkursie państwowym.

-Zluzuj, stary. - zaśmiałem się. Musiałem tego gościa zastopować, bo zaraz wyślę mnie na mistrzostwa świata w nielegalnym ściganiu się. - Mogę ewentualnie spróbować z tobą w tych dwubiegunowych. Nie wybiegajmy na państwowe.

Chłopak wyciągnął do mnie rękę, która uścisnąłem.

-Więc od dziś jesteśmy drużyną.- uśmiechnął się. Ten chłopak to wulkan dobrej Energi! Cholera, gdybym miał jej chociaż w połowie tyle co on.. - Chodź, stawiam Ci piwo, za to, że się zgodziłeś.

-Dobra, ale jakieś smaczne. Jest tu jakaś browarnia? - zaciekawiłem się gdy szliśmy już do auta.

-Browarnia to jest nic! My mamy 'Betsie'!!

'Betsie'. Cóż, sprawdzimy to

*

Eric zaparkował pod 'Betsie' kawałek od wejścia. Zamknął samochód zanim tam dotarliśmy.
We wnętrzu uderzył mnie gorzki zapach chmielu, połączony ze słodkim zapachem soku i mieszanek owocowych.

-Mają tu najlepszy alkohol pod słońcem! - zapewnił Eric, ciągnąć mnie za rękaw do lady - Betsie, skarbie! Mój przyjaciel jest tu nowy! Pokaż mu swój pokazowy numer!

-Już się robi słonko. - Betsie odkrzyknęła entuzjastycznie w naszą stronę, nie ukrywam, że widziałem jak puszcza mi oczko, ale nie przyglądałem się jej zbyt długo.

-Co to za laska? - zaśmiałem się - Przecież ona wygląda jak ta ze Shrek'a, co ma warkocz na głowie.

-To jest trafne porównanie, ale powiedz to przy niej, a cię pobije jak ta ze Shrek'a.

Razem z chłopakiem wybuchnąłem śmiechem, wyobrażając sobie jak dziewczyna kładzie mnie na łopatki.

Kiedy dostaliśmy swoje piwa, okazało się, że ten napój jest jeszcze lepszy niż mówił Eric. Z tej rozkoszy po prostu cały się rozpływałem, nie pamiętam już nawet kiedy piłem alkohol.

-Opowiadaj. - usłyszałem.

-Ale co?

-Dlaczego się ścigasz. Każdy ma swoją historię. - chłopak ponownie zanurzył usta w zimnym piwie, zrobiłem więc to samo. Liczyłem, że zapomni o pytaniu, ten jednak wpatrywał się we mnie z oczekiwaniem.

-Cóż. Chyba nie mam konkretnego powodu.- zaśmiałem się - Zacząłem jakieś.. 4 lata temu? W sumie nie jestem pewny. Przez znajomych znalazłem się na jakimś torze, nawet w sumie nie pamiętam jakim. - wspomnieniami wróciłem do tamtego dnia. Mimowolnie się uśmiechnąłem. - Jakiś chłopak zauważył, że jestem żółtodziób, więc wziął mnie ze sobą gdy startował w wyścigu. Obserwowałem co robił, a dwa tygodnie później, ograłem go.

-Cholera! - zaśmialiśmy się oboje - Musiał być wściekły!

-I był. Zwłaszcza, że postawił na to, że wygra, prawie 10 tysięcy dolarów.

-Woah! Zgarnąłeś 10 tysi w pierwszym wyścigu? - Eric'owi oczy chciały wyskoczyć z dołów. Chłopak ścisnął swoją szklankę aż pobielały mu knykcie.

-Nie. - zaśmiałem się widząc jak oddycha z ulgą - W pierwszym wyścigu zgarnąłem 27 tysięcy.

Chłopak znowu spojrzał na mnie, tym razem jednak jakby mi nie dowierzał.

-Nie robiło się na tym małej kasy. Przecież wiesz. - dodałem, upijając mały łyk - Kasy było jak na zawołanie, musiałeś być tylko dobry. A wielu mówiło, że byłem najlepszy.

Wróciłem wspomnieniami do momentu, gdy jeden z obserwatorów wyścigów, nazwał mnie ich Królem. To było cholernie dobre uczucie, być w czymś tak dobrym, by cię chwalili, być czymś tak pochłoniętym, żeby kochać to głęboko.

-Wyścigi w pewnym momencie zaczęły stawać się dla mnie obłędem. - kontynuowałem. - Pokonywałem w sumie każdego z kim się ścigałem, pokonałem również Anthonego, za co do dziś mnie nienawidzi. - upiłem znów kilka łyków ze swojego piwa i uśmiechnąłem się.

-Zazdroszczę Ci. Masz coś co kochasz, w czym jesteś dobry. Ja może i kocham jeździć autami albo ścigać się, ale nigdy nie będę w tym mistrzem.- Eric napił się swojego piwa jakby pochłaniała go melancholia.

-Nie masz czego mi zazdrościć. - prychnąłem - Może i miałem hajs, sławę, przyjaciół i widzów przez jakiś czas. Ale gdy policja wjechała na wyścig, nikt nie potwierdził, że to nie ja brałem udział w wyścigu, który odbył się chwilę temu. - prychnąłem, wracając wspomnieniami do tego hujowego dnia. Pamiętam jak policjant wykręcił mi ręce, jak groził, że pójdę siedzieć. A nikt, nikt a nikt się za mną nie wstawił.

-Przykro mi, Stary, ale miałeś chujowych przyjaciół. - Eric prychnął głośno, zanim na raz opróżnił swoje piwo. Nie umiałem się nie zaśmiać.-Dobrze, że mnie poznałeś. Możemy się podszkolić. Ty mnie z jazdy, ja ciebie z przyjaźni.

-Zgoda. - uśmiechnąłem się, przenosząc wzrok z widoku za oknem na Eric'a. - Zgoda.

-Porozmawiajmy o Dwubiegunowych..

Rozmawialiśmy do nocy. Bar był otwarty 24 godziny na dobę, dlatego nie czuliśmy nawet jak czas upływał. Rozstaliśmy się gdzieś koło drugiej w nocy, w końcu przecież jutro do pracy.

Wracając do domu, w myślach miałem tylko wyścigi. Ręce świerzbiły mnie żeby wziąść w nich udział razem z Eric'iem, ale w głowie miałem obawy, że nie podołam. Co jeśli ściągnę na chłopaka przegraną?

*Lorenzo *14 maj 2020

Dzień wyścigów.

Powiedzieć, że od rana miałem wielką gulę w gardle to mało, nie umiałem nawet skupić się na pracy. Podniecenie jakie czułem na samą myśl, że będę się ścigać, zaciskało mi serce.

-Jeśli masz tak pracować, Lorenzo, weź dziś wolne. - zaśmiał się Tim, przyjmując ode mnie klucz trójkę.

-Ale jak? - zdziwiłem się, spoglądając na niego - Przecież jest okej.

-Prosiłem cię o śrubę czwórkę, Enzo. - zaśmiał się mężczyzna, odkładając klucz, który mu podałem, bym się mu przyjrzał.

-Cholera. Przepraszam, Tim. - przymknąłem oczy.

-Idź do domu, Lorenzo. Zrób sobie dziś wolne.

-Nie mogę sobie pozwolić na stracenie dniówki. Już będę pracować.

Kolejne godziny próbowałem spędzić w pełni skupiając się na pracy.
Aż do 13.00, kiedy Tim powiedział, że sam odda samochód właścicielce.
Ta praca to było spełnienie moich marzeń, robiłem to co lubiłem, nie musiałem namęczyć się przed biurkiem albo uczyć nowych rzeczy, bo każdą czynność, którą miałem wykonać przy aucie, robiłem przynajmniej już raz.

Godziny do wyścigu mijały mi marnie. Zachowywałem się jak ćpun na odwyku albo przynajmniej bez dawki uzależniającej substancji. Każda komórka mojego ciała była przygotowana na dzisiejszy wyścig. Wyobraźcie sobie więc co się działo, kiedy postawiłem stopę na jego szlaku.

Przemieszczające się sportowe auta, wszędzie masa ludzi, skąpo ubrane dziewczyny i ludzie przygotowujący się do wyścigu.

-Przyszedłeś! - usłyszałem.

Obejrzałem się dookoła szukając właściciela roześmianego głosu, patrząc na Anthonego, z uśmiechem przewróciłem oczami.

-Oczywiście. - zadrwiłem- Dawno nie widziałem miny porażki na twojej twarzy. - kilkoro ludzi stojących obok Anthonego puknęło go w ramię i jego wzrok skierował się właśnie w tamtą stronę. Kiedy na jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech, moje oczy również skierowały się w tamtym kierunku.

Anthony biegiem ruszył w kierunku Amelii, zostawiając mnie w osłupieniu. Dopadł do niej z uśmiechem i położył rękę na jej ramionach. Od razu coś do niej mówił. A ja stałem w osłupieniu, zastanawiając się co ta dziewczyna tu robi.

-Amelia? - zawołałem, stojąc już bliżej dwójki. Dziewczyna podniosła na mnie wzrok i z uśmiechem przywitała.

-Cześć! Cieszę się, że zdążyłam! - krzyknęła, podchodząc do mnie. Owinęła ręce wokół mojej szyi i przez kilka sekund trwała w uścisku. - Przyszłam życzyć Ci powodzenia. - uśmiechnęła się, gdy odsunęła się ode mnie tylko po to, by zaraz zbliżyć znów i złożyć na moim policzku delikatny pocałunek.

Poczułem jakbym unosił się do nieba.

Ale dziewczyna zaraz odsunęła się ode mnie i stanęła znowu obok Anthonego. Co tu jest grane, do cholery?

-Am, skąd wiesz, że teraz są wyścigi? - zapytałem, znając już odpowiedź.

-Ant mi powiedział. Powiedział też, że napewno będzie Ci miło jeśli przyjdę ci kibicować. Więc jestem!

Chichot dziewczyny zmieszał się ze śmiechem zakurwiałem szuji i już wtedy wiedziałem, że coś nie gra.
Po co Anthony ściągał Amelię na wyścigi? Niezrobiłby tego, jeśli nie ma w tym jakiegoś celu.

-Zaczekaj tu Amelio i z nikim nie odchodź. Muszę zamienić słówko ze swoim kumplem.- szarpnąłem chłopaka za ramię, odchodząc na tyle daleko, żeby nie słyszała tego co będę mówił, ale żebym ją widział. Kręci się tu wystarczająco wiku typów, którzy skorzy by byli zrobić jej krzywdę. - Co z tego masz? - warknąłem do chłopaka, który widocznie dalej był rozbawiony.

-Myślałeś, że unikniesz wyjawienia prawdy o swojej przeszłości i będziesz miał szansę na dobre życie z tą dziewczyną. - zaśmiał się- Oh Enzo, jako twój dobry przyjaciel, sam przedstawię Amelii prawdę o tobie, żebyś Ty nie musiał.

-Spóźniłeś się mój drogi. - zaśmiałem się, wzrokiem zatrzymując się na czekającej na mnie dziewczynie - Amelia wie wszystko. I jakoś nadal przy mnie trwa. Więc nie radzę ci się wpierdalać w moje nowe życie.. - przybliżyłem się do chłopaka, nasze twarze były na tej samej wysokości, dzielące jedynie kilka mm odległości - Bo pożałujesz dużo gorzej, niż po przegranym wyścigu.

Odepchnąłem od siebie chłopaka mocno, żeby zachwiał się, ale nie upadł. I na pięcie odwróciłem się do Amelii, która teraz bacznie mnie obserwowała.

-O co poszło? - zapytała, gdy założyłem rękę na jej ramiona i lekko szarpnąłem ją by ruszyła.

-O nic, Amelio. Po prostu Anthony to pieprzona kanalia. - spojrzałem jeszcze raz w stronę chłopaka, który teraz już stał i bacznie mnie obserwował z zaciśniętymi pieściami. Dobrze wiedziałem, że w jego głowie już układał się plan na zemstę.

Dobrze, że w mojej głowie, już miałem kilka podpunktów swojego.

*

-Zaczekasz tu z Eric'iem. - poinstruowałem, gdy do wyścigu zostało 15 minut. Chłopak jak na zawołanie zbliżył się do dziewczyny- Niech nikt się do niej nie zbliża okej? A już napewno nie Anthony.

-Idź się przygotuj, stary. Ja się zajmę twoją panną.

Jakoś umknął mi sposób w jaki chłopak nazwał Amelię.

Gdy przygotowywałem się już do wyścigu, stałem na starcie i gazowałem dla pokazu, przypomniało mi się, że przecież byłem dziś umówiony na kolację z Amelią.

-Cholera. - warknąłem do siebie szukając dziewczyny wzrokiem. Ta stała obok Eric'a i z szerokim uśmiechem rozmawiała o czymś wesołym. Potem wybuchnęła śmiechem jakby Eric powiedział najśmieszniejszą rzecz na świecie i wskazała mój samochód. Pomachała mi. Pomachała, rozumiecie?

3..2..1..

Samochody ruszyły, jako ich kierowcy odgrywaliśmy jakieś 70% dobrze przejechanego wyścigu. Z racji, że ten samochód nie był od początku mój, mam jakieś 70% na wygraną.

Wyścigi dwubiegunowe to nie przelewki, to jedna z najbardziej ocenianych wyścigów w sezonie. Gdy zrobiłem swoje okrążenie jako pierwszy z kierowców, zaciągnąłem ręczny i wyskoczyłem z auta. Zdążyłem przybić piątkę z Eric'iem który wskoczył na moje miejsce i ruszył z piskiem opon.

-Poszło ci świetnie, byłeś pierwszy!

Uśmiechnąłem się do Amelii obejmując ją jedną ręką. Śledziłem jednak drogę auta, które było niemalże o półtora raza szybsze od auta Anthonego i dwa razy szybsze od reszty aut. Eric zatrzymał się znów przy mecie i zamieniliśmy się miejscami. Kierownica i pedały zapłonęły pod moim dotykiem, kiedy dociskając pedał gazu do końca, ruszyłem z piskiem. Nadal byłem na czele, chociaż jedno auto było jedynie pół okrążenia za mną.

W połowie wyścigu, jeden samochód odpadł. Srebrny mercedes klasy A strzelił i zatrzymał się na środku swojego toru. Ucieszyłem się. Do końca wyścigu zostały zaledwie cztery okrążenia. Dwa Eric'a, z czego jeden, który teraz rozpoczął i dwa moje.

Anthony krzyknął do mnie coś typu :

-Looser. - ale nie przejąłem się tym, obserwowałem jak Eric jest już w połowie szóstego okrążenia. - Powinienem zająć się twoją panną w chwili przerwy! - krzyknął znów.

Zacisnąłem pięści. 'Uspokój się, Enzo, lepszą przegraną dla niego będzie drugie miejsce, niż obita morda'. Zignorowałem go więc, i wystawiłem rękę by za 3 sekundy złapać za klamkę.

Wskoczyłem na miejsce kierowcy, żeby wykonać swoje przedostatnie okrążenie. Nadal byłem na czele, chociaż Anthony, który kilka sekund po mnie wsiadł w auto, już za mną pędził. Zacisnąłem ręce na kierownicy i zjechałem przed auto Anthonego. Ten gwałtownie zahamował, jego auto zaczęło lawirować po dwóch pasach, kiedy ja już przyspieszyłem i mijałem metę. Kiedy Eric wykonywał swoje ostatnie okrążenie, ja obserwowałem jak auto Anthonego wróciło na tor. Chłopak jednak nie zatrzymał się na zmianę, pędził dalej, łamiąc regulamin wyścigów.

-Co on robi? - szepnąłem do siebie wyjmując swoją rękę z uścisku Amelii. Nie wiem nawet kiedy złapała mnie za rękę, ale to nie było ważne. Ważne było auto Anthonego, które zbliżało się do auta Eric'a.

Wiedziałem, że Anthon nie będzie grał fair, ale nie spodziewałem się, że uderzy swoim autem w kierującego Eric'a! Auto mojego kumpla przekręciło się tyłem do przodu, a potem na odwrót, zanim pewnie zaciągnięty hamulec ręczny zahamował silnik.

Wyskoczyłem ze swojego miejsca. Przebiegłem przez tor ignorując szumy kilku nadal pędzących samochodów i krzyk Amelii za mną. Dobiegłem do auta, z którego spod maski zaczął wychodzić dym.

-Eric! - krzyknąłem dopadając do drzwi. Udało mi się je otworzyć za trzecim razem, gdy zepsuty system blokady padł. Eric na szczęście siedział cały i zdrowy, oparty głową o kierownicę.- Jesteś cały? - pytałem spanikowany.

-Tak. - jęknął, łapiąc się za głowę, na której widniało średniej wielkości rozcięcie - Który to we mnie walnął? - warknął wyciągając ręce, za auto.

-Zgadnij. - warknąłem, już rozglądając się za autem skurwysyna. Chłopak z odlatującym zderzakiem i bez tablicy rejestracyjnej właśnie pokonywał metę i z piskiem opon zatrzymał się na mecie. - Zabiję go.- warknąłem, puszczając kurtkę chłopaka, którego napewno boli głowa. Biegiem udałem się do sprawcy wypadku- Mało ci wpierdolu, który spuściłem Ci przed laty!? - krzyknąłem, zanim moja pięść spotkała się z twarzą Ant'a, który odwracał się do mnie.

Nie pozwoliłem mu na kontratak. Ale też nie biłem go zbyt długo, jeśli podałby mnie na policję, mógłbym wrócić za kratki. Więc po kilku uderzeniach odszedłem parę kroków. Anthony zmierzył mnie wzrokiem, ścierając krew ze swojego nosa.

-Jak ty... - zaczął, ale przerwał. To mi dało dużo do myślenia.

-Trzeba było się nauczyć liczyć, skurwysynu. - warknąłem znów dopadając do niego i szarpiąc jego koszulkę- Trzeba było mnie dogonić na początku wyścigu.

-Co za różnica czy to byłeś ty czy on. - jęknął - Ważne, że wygrałem.

Uderzyłem go w twarz jeszcze raz, tak mocno, żeby upadł na ziemię i kilku jego kumpli ruszyło na mnie. Ant jednak powstrzymał ich machnięciem ręki.

-Idź. - odezwał się - I ciesz się wolnością, Lorenzo. Bo gdy zaczniesz mi zbyt mocno przeszkadzać, skutecznie cię jej pozbawię. A kiedy ty bedixesz siedział w pierdlu.. - zaśmiał się prostując plecy - Ja nie tylko zajmę się mianem mistrza wyścigów. Ale i taką małą suką.

Opanuj się, Lorenzo. Opanuj się. On to mówi tylko żeby cię wkurzyć.

Zaśmiałem się pod nosem kierując wzrok ku niebu, które już zachodziło nocą. Podszedłem do 'Mistrza wyścigów'.

-Musiałbyś mnie zabić, Anthony, żeby pozbyć się mnie na tyle, żebyś nie pożałował żadnej z rzeczy której się dopuściłeś. - powiedziałem odwracając się na pięcie - A znamy się na tyle długo, żebyś wiedział, że odpokutujesz mi za każdą jedną winę!

Odszedłem z powrotem do chłopaka, który teraz siedział już na ziemi obok auta z kilkoma innymi mężczyznami. Nie brakowało tam też również Amelii.
Musiałem sobie teraz uświadomić, że ta dwójka, Amelia i Eric, to wszystko co mam.

I nie pozwolę by Anthony dotknął choć jednego z nich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro