Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Lorenzo * Następny dzień

Następnego dnia jeszcze zanim dobrze się obudziłem, pomyślałem o Perrie. A gdy otworzyłem już oczy zdałem sobie sprawę, że znów nie sprawdziłem czy z nią choćby wszystko dobrze. Wierzyłem, że Higgins dotrzyma zawartej między nami umowy, że nie tknie Perrie, ale czy tak naprawdę mogłem wierzyć komuś takiemu jak on? Który po latach przyszedł odebrać dług nie odpracowany do końca?

Spojrzałem na miejsce gdzie schowałem worek. Była to dziura pod panelem, który specjalnie wyjąłem, wyciąłem pod nim gąbkę i schowałem tam woreczek z kasą. Zajmował on prawie cały panel! I to strasznie mnie cieszyło. Ale prócz myśli o tym, że dzięki temu byłem ustawiony na kilka tygodni, pomyślałem o Higginsie. I cały humor odszedł. Jeszcze w piżamie usiadłem przed biurkiem, wziąłem w rękę telefon i przekląłem, że nie kupiłem nadal laptopa. Zaraz to zmienimy.

Trzydzieści minut później byłem bogatszy o nowy laptop, a uboższy o jego cenę i wysokość rachunków. Uczucie jakie mi towarzyszyło, gdy je spłacałem było... Zupełnie przeciwne temu, co zazwyczaj czuje się spłacając rachunki. Mnie to cieszyło. Cieszyło mnie bo, skoro mam rachunki, to znaczy, że mam coś co należy do mnie. A skoro mam coś co należy do mnie, to mam po co żyć. Żyłem - i to mnie cieszyło.

Tego ranka zapragnąłem ruchu. Pomyślałem o biaganiu, o siłowni, może o jakiś zwykłych ćwiczeniach, które mógłbym wykonać jeszcze teraz, przed wyjściem do pracy, ale gdy spojrzałem na zegar okazało się, że mam dużo mniej czasu niż mi się wydawało. Wziąłem prysznic, ogarnąłem się w krótkiej chwili, a potem ruszyłem do biblioteki gryząc w tym samym czasie kanapkę, a w ręku trzymając drugą.

*

–To ty, Lorenzo?! –usłyszałem krzyk z głębi biblioteki.

–Tak! –odkrzyknąłem, chociaż mój głos mógł być zdeformowany przez ostatni kęs śniadania. Znalazłem więc Panią Meyer w dziale trzecim. – To ja. Czekam więc na listę zadań.

Pani Meyer naprawdę dała mi listę. W dwie sekundy pojawiła się u mnie z kartką, długą kartką na której zapisane było chyba z pięćset tytułów i nazwisk autorów.

–Potrzebuję tych książek, Enzo. Znajdziesz je wszystkie na dziale D– powiedziała, podając mi odpowiedni klucz. –Za biblioteką, na końcu są drzwi, to jest dział D. Weź wózek i włóż na niego wszystkie książki, które uda Ci się znaleźć. Oh i jeszcze jedno– pani Meyer szybko pobiegła do biurka, złapała z niego ołówek i włożyła mi go za ucho. –Będzie Ci łatwiej.

–Wszystkie te książki mam zwieźć tutaj, do głównej sali? – zapytałem dla pewności. A kiedy bibliotekarka skinęła głową ruszyłem od razu do przodu. Czas zająć się pracą.

Kompletnie nie pomyślałem znów o Perrie. Nie pomyślałem też o telefonie, którego nie zabrałem z domu. I to był mój wielki błąd.

*

Gdy skończyłem z książkami, tj przytaszczyłem je na główną salę, wypakowałem z wózka, wpisałem w rejestr, ułożyłem na półkach i posprzątałem tony kurzu jakie tu przyjechały razem z dostawą, byłem wolny. Pani Meyer wcisnęła mi w ręce dużo więcej pieniędzy niż spodziewałem się dostać, w końcu... Dziś tylko układałem książki. Kiedy powiedziałem, że chyba się pomyliła, ona odparła:

–Biblioteka zyskała wielu klientów odkąd wiadome jest, że pracuje tu ktoś poza mną. Pracujesz na dobry wizerunek tej biblioteki i charujesz tu jak wół bez żadnego sprzeciwu. Mi te pieniądze nie są potrzebne, tak jak tobie. Weź je, Enzo. Weź i ciesz się.

Więc je wziąłem. W końcu na nie zapracowałem. Ciężko. Nadźwigałem się, nachodziłem i najeździłem, najadłem się kurzu i wytarłem go chyba z pięć ton. Więc wziąłem pieniądze, uścisnąłem kobietę i podziękowałem.

W drodze do domu chciałem sprawdzić, która nadeszła godzina, ale przecież nie wziąłem telefonu. Mijając dom Perrie pomyślałem sobie, dlaczego jest cały rozświetlony? Może znowu pracuje do późna nad wypiekami - dodałem. Jednak złe przeczucia mnie nie opuszczały, czułem to mrowienie wewnątrz dłoni i dreszcze na karku, może jednak stało się coś złego? Może... Nie wiem. Wszedłem do swojego domu i pierwsze co zrobiłem, to dopadłem swój telefon w sypialni. Okazało się, że moje przypuszczenia były prawdą. A sześć nieodebranych połączeń od Perrie, pięć wiadomości od niej i nagranie głosowe znacząco mnie w tym upewniło. Kliknąłem w nie: "Ktoś jest w domu. Schowałam się, ale mnie słyszał. Błagam, Enzo, przyjdź szybko". Wiadomości były dokładnie o tej samej treści : "Przyjdź szybko, błagam, ktoś tu jest", "Enzo ktoś się do mnie włamał, błagam, pomóż" i każda o tej samej treści. Zanim więc pomyślałem o złapaniu czegokolwiek co nadawałoby się na moją broń, wybiegłem z domu.

Wpadłem do domu Perrie jak szalony, w ogóle nie przejmując się tym, że włamywacz mógł tam nadal być, choć wiadomości były z okolic przedpołudnia. Rozejrzałem się szybko po parterze wołając Perrie głośno i kilkukrotnie. Ale jej nigdzie nie było. Wbiegłem na schody, moją jedyną myślą była prośba. Nie, nie prośba, to było błaganie o to, by Perrie nadal tu była, cała i zdrowa. I kiedy znalazłem ją w kącie w sypialni, pomiędzy otwartą szafą, a łóżkiem na chwilę odetchnąłem.

–Perrie?–zacząłem delikatnie. –To ja, skarbie. Bardzo cię przepraszam, nie wziąłem telefonu do pracy i.. I nie miałem jak tego wszystkiego odebrać. Co się stało, skarbie? – podchodziłem delikatnie do dziewczyny, która chowała głowę między swoimi kolanami i ukucnąłem przy niej. – Perr? Kto tu był? Zrobił ci krzywdę? Czego od ciebie chciał?

Kilka moich słów doprowadziło dziewczynę do płaczu. Lekkiego płaczu, który w ciągu paru sekund przemienił się w nieokiełznane spazmy! Objąłem ją, nie obchodziło mnie to, że się przede mną chowała. Wziąłem ją skuloną ma ręce, usiadłem na łóżku i przytuliłem do siebie szepcząc:

–Będzie dobrze, tylko powiedz mi wszystko.

Ale ona milczała. Poza nieokiełznanym płaczem, który bujał nią całą nie było słychać nic. Przez parę jej "drgawek" nie zwróciłem uwagi na nic, ale z każdym podrygiem jej ciała, kawałek jej skóry na przedramienaich ukazywał się na krótką chwilę. Kawałek czerwonej skóry, na której zdecydowanie coś było odciśnięte. Powiodłem tam palcem, uniosłem do góry krótki rękawek i wciągnąłem powietrze.

–Kto ci to zrobił, Perrie? –szepnąłem. Ciemnofioletowy siniec okalał jej przedramię w dwóch miejscach tworząc dwa pierścienie. Odepchnąłem lekko od siebie dziewczynę i spojrzałem na drugą rękę, na której siniec był jeden, ale nie miałem wątpliwości, że zrobiono je w tym samym momencie. Wiedziałem już, że będzie tylko gorzej. Odsunąłem nadal płaczącą dziewczynę od siebie, posadziłem ją na łóżku i odgarnąłem jej włosy. I nagle w moich oczach zgromadziły się łzy. –Kto ci to zrobił, Perrie? Powiedz, kto ci to zrobił, a go zabiję.

Przez chwilę trwała zatrważająca cisza. A potem jedno słowo zniszczyło wszystko. Uderzyły we mnie wspomnienia, chwile, momenty. I nagle wszystko pamiętałem. A to dzięki jednemu słowu:

–Ty.

Obudziłem się gwałtownie. Rozejrzałem się dookoła, by zobaczyć gdzie jestem, ale byłem w swojej sypialni, sam, w łóżku, jeszcze była noc. Godzina czwarta widniała na zegarku obok.

Sen był tak rzeczywisty... Widząc Perrie w takim stanie, miałem ochotę zabić tego, kto jej to zrobił. A tym kimś okazałem się ja. Ja ją zraniłem, ja ją pobiłem, ja sprawiłem, że jej ciało wyglądało jak pole bitwy i ja... Kurwa, nie mogłem wyciąć tych myśli z głowy. Ja ją kiedyś zabiję. To ja. Wszystko ja.

Wstałem z łóżka, założyłem dżinsy i bluzę, na stopy buty i wyskoczyłem z domu jak poparzony. Nawet nie wiem czy go zamknąłem, ale pieprzyć to. Zapukałem do drzwi Perrie, krzycząc:

–Perrie, to ja! Lorenzo! –żeby się przestraszyła się, myśląc, że to jakiś włamywacz. Otworzyła drzwi oczywiście szybciej niż myślałem. Była w piżamie, zaspana, jej włosy były nieułożone.

–Enzo? Co się stało? Jest czwarta rano –powiedziała do mnie. Wepchnąłem się do jej domu, zamknąłem go od środka na klucz i od razu położyłem na niej ręce. Najpierw na jej twarzy, na której nie było ani jednego śladu, potem na jej szyi, ramionach, rękach, dłoniach, aż przestałem jej dotykać tak raptownie, że musiałem nią szarpnąć. –Enzo?

Uciekłem do drzwi. Oparłem się plecami o nie i ciężko oddychałem. To był sen. Nic co się wydarzyło tam, nie było prawdą tu. Nie było prawdą.

–Enzo, co się stało? Co się stało? – powtarzała w kółko. Doszła do mnie, złapała mnie za dłonie i ścisnęła. – Ktoś Ci powiedział, że dzieje mi się krzywda?

–Nie, ja... Ja... Nie, ja...

–Spokojnie, nic mi nie jest. Zobacz– Perrie ujęła moją twarz w dłonie. Zmusiła mnie bym spojrzał w jej oczy, dotknął jej ramion, buzi, dłoni... – Jestem cała, Enzo.

Gdy tak jej dotykałem, zdałem sobie sprawę, że gdyby stała się jej najmniejsza krzywda, oszalałbym. Zupełnie tak jak teraz. Zupełnie tak jak teraz straciłbym zmysły i niemal płakał, że z mojej winy doświadczyła bólu.

–Jesteś cała– złapałem ją w szyi i przycisnąłem do siebie. Zanurzyłem nos w jej włosach i nabrałem jej zapachu do płuc, by choć odrobinę ukoił moje nerwy. Miałem zamknięte oczy i ciągle mocno ściskałem jej ciało. – Jesteś cała.

–Co się stało, Enzo? Ktoś coś o mnie mówił?

–Miałem zły sen– szepnąłem czując jak nagle boli mnie gardło. Jak na samą myśl wypowiedzenia tego czego doświadczyłem podczas snu wbijają mi się w gardło gwoździe. –Bardzo zły. Proszę, poczekaj moment.

Perrie odsunęła się ode mnie. I wtedy poczułem, że przegrałem. Że nie zamierza czekać na wyjaśnienia szaleńca, który nagle wpada do jej domu w środku nocy i maca ją, by zobaczyć czy nie jest poćwiartowana. Ale dziewczyna złapała moją dłoń, zamknęła drzwi domu na klucz i pociągnęła mnie korytarzem, a potem po schodach. Potem zamknęła drzwi od swojej sypialni z nami w środku i posiadziła mnie na łóżku. Weszła na moje kolana, objęła mnie rękoma w pasie i wtuliła się we mnie jak mała małpka, tak mocno, że nie dało się nie odczuć jej obecności.

–Jestem tu–szepnęła. –Weź tyle czasu ile potrzebujesz.

Zacisnąłem ręce wokół niej. Znowu odetchnąłem, ale kiedy pod powiekami zaczęły pokazywać mi się urywki scen ze snu, od razu otworzyłem oczy.

–Nie pozwolę, by coś ci się stało– szepnąłem. Poczułem naglącą potrzebę, by powiedziała, że to rozumie, więc odsunąłem ją od siebie.
–Rozumiesz? Nikt nigdy nie zrobi ci krzywdy. Powiedz, że rozumiesz.

–Rozumiem, Enzo. Wiem, że jestem z tobą bezpieczna– szepnęła nadal zdziwiona.

–Nie jesteś. Cholera, nie jesteś bezpieczna, ale jesteś jedyną rzeczą w moim życiu, która jest dobra– przeklinałem. – Jesteś jedyną, która mnie wspiera, jest ze mną, myśli, że jestem dobry i mi ufa i choć wiem, że to jest przezakurwisty błąd, nie umiem cię wypuścić.

–Nie chcę żebyś mnie wypuszczał. I ty też tego nie chcesz, udowodniłeś to tym, że tu jesteś – szepnęła twardo. – Przestań więc nas od siebie odpychać, bo oboje wiemy, że nas do siebie ciągnie. Błagam, nie każ mi się do ciebie dobijać, choć jeśli to będzie konieczne, zrobię to.

–Oh, Perrie –jęknąłem niemal płaczliwie, gdy złapała moją twarz w swoje dłonie. Swoje delikatne dłonie, palce, które muskały mnie po policzkach. –Żebyś tylko wiedziała jak ja nie chcę cię wypuścić –złapałem mocniej jej biodra, jakby naprawdę miała zaraz zniknąć. Co ten sen ze mną zrobił?

–Pokaż mi –szepnęła. –I pokaż sobie, Lorenzo. Pokaż sobie, że jestem prawdziwa. Że jestem z tobą. Proszę.

Spojrzałem w jej oczy, ale krótko. Potem przeniosłem wzrok na jej usta.

–Nie czułbym się z tym dobrze, gdybym właśnie teraz wykorzystał cię jako własne uspokojenie– szepnąłem nadal trzymając jej biodra. –Wiem, że tego chcę, ale nie w tym momencie. Nie byłoby to dobre.

Uśmiech Perrie tylko wskazuje mi, że zdałem swego rodzaju test, choć intuicja podpowiada mi, że wcale nie cofnęłaby mojej ręki, która posunęłaby się dalej. Więc by dać choć mały upust emocjom, które się we mnie buzują, łączę nasze usta. Nie całuję jej z pasją ani czułością tylko z tęsknotą, bólem i pożądaniem. A z każdą sekundą, z każdym ruchem naszych warg, każdym subtelnym muśnięciem jej dołu o mój dół, czuję jak podniecenie rośnie. Opadłem na łóżko, Perrie na mnie, jej włosy okaliły nasze twarze.

Miednica Perrie opadła na moją. Jęknąłem głodno czując na swoim kutasie jej miejsce między nogami i połknąłem tym samym jęk Perrie. Siedziała na mnie, a może raczej trzeba powiedzieć, że siedziała na nim i na pewno czuła jak z każdym jej ruchem w przód i w tył, robi się większy. Jęczałem co chwila obłapiając ciało Perrie w jej skąpej piżamie- koszulce i krótkich bokserkach. Złapałem dłońmi jej tyłek i docisnąłem nasze miejsca do siebie, raz a potem drugi. Czułem to pożądanie. Czułem to, że od tak długiego czasu nie spałem z żadną kobietą, a to uczucie, które pojawia się zawsze, gdy jestem z Perr nie pomagało. Jęczałem co chwila, moje jęki łączyły się z jękami Perrie. Spojrzałem na nią. Miała zamknięte oczy, lekko rozchylone usta z których co chwila wydobywał się dźwięk i wyglądała na tak cholernie odprężoną.

Złapałem jej boki. Przysięgłem sobie, że jej nie wykorzystam, ale sprawienie jej przyjemności nie należy do tej grupy, więc... Przerzuciłem ją tak, by to ona leżała na plecach, ja leżałem obok, ciągle ją całując. Koszulka jej piżamy podwinęła się i Perrie na chwilę zadrżała. Skorzystałem z tego i położyłem rękę na jej brzuchu, jęknęła mi w usta, a na jej brzuchu wyczułem jak ciężko jej się oddychało. Zjeżdżałem palcami w dół, aż doszedłem do lini jej majteczek, nie spodziewałem się, że śpi w samej koszulce i majtkach, ale to zdecydowanie mi się podobało. Perrie lekko uniosła miednicę w górę, domagając się mojego dotyku tam. Ciągle mnie całowała, ale ja zapragnąłem jej widzieć. Widzieć jej twarz i widzieć co robi z nią mój dotyk, więc w chwili, gdy wślizgiwałem się palcami pod jej kuse majteczki, obserwowałem jej twarz. Była tam gorąca, gorąca i mokra, a nawet jeszcze nie wszedłem w nią palcem. Zataczałem koła na jej cipce, czując jak staję się kurewsko twardy i dopiero po chwili wszedłem w nią jednym palcem. Krzyknęła, lekko ściskając uda. Poruszyłem się w niej i krzyknęła znów, aż zacząłem się wysuwać i wsuwać rytmicznie.

–Oh, Enzo –usłyszałem po chwili. Jej dłonie były zaciśnięte po obu stronach łóżka. – Jeszcze, Enzo. Nie przestawaj.

Co w niej było takiego, że pragnąłem dać jej wszystko czego chciała? Zacząłem ją pieprzyć palcami, wchodząc raz głębiej raz płycej, a raz penetrując ją do granic. Przyśpieszałem ruchy palców w jej środku i zwalniałem, wchodziłem i wychodziłem z niej. Aż zapragnąłem jej posmakować! I to w cholerę! Uścisk na moim kutasie aż bolał, ale wiedziałem, że dziś nie na niego pora. Ułożyłem się wygodniej, bym mógł zpenetrować ją mocniej i głębiej i robiłem to z całą swoją emocjonalną siłą, jęcząc chyba tak samo głośno jak ona. Nie byłem nawet pewny czy zaraz nie spuszczę się w spodnie jak nastolatek od samego pieszczenia jej cipki.

Nie wiem nawet ile tak trwaliśmy w tej seksualnej igraszce, ale kiedy mięśnie Perr zaczęły zaciskać się na moich palcach, paznokcie na moich ramionach, a jej oddech stał się jeszcze bardziej urywany, wiedziałem, że musiało to być dosyć długo, skoro była już blisko.

–Dojdź do mnie skarbie– szepnąłem jej do ucha, dołączając do moich palców w jej środku jeszcze pieszczenie jej łechtaczki. Jęknęła, poruszając biodrami kilka razy w przód i w tył, aż zacisnęła rękę na mojej szyi z lewej strony. Jej paznokcie wcisnęły mi się w skórę i poczułem znów tą cholerną falę podniecenia, która sprawiła, że stałem już na baczność. A kiedy głośny jęk, w zasadzie to jęk za jękiem i fala soków oblewających moje palce dały mi do zrozumienia, że to już koniec, poczułem potrzebę zostania w niej jeszcze chwilę. Ale wyjąłem z niej palce, odsunąłem się kawałek i porównałem nasze klatki, które poruszały się niemal z taką samą prędkością.

–Jeśli jeszcze nie poczułeś, że jestem z tobą, to na kolejną rundę musisz zaczekać do wieczora– powiedziała, nadal nie otwierając oczu. Prychnąłem, ale nie ordynarnie tylko ze śmiechu.

–Poczułem. Głównie poczuły chyba moje palce, ale kilka miejsc jeszcze też o tym doskonale wie –zaśmiałem się. Dziewczyna spojrzała na mnie z zaróżowionymi policzkami i spierzchniętymi ustami. Uśmiechała się i patrzyła mi głęboko w oczy.

–Weźmiesz, ze mną prysznic, Lorenzo?– zapytała.

Od razu poczułem jak krew, która nadal jeszcze przepływa przez mojego kutasa, burzy się. Ruszyłem biodrami chcąc pozbyć się tego uczucia, ale to na nic. Perrie ubrała się, złapała mnie za łokieć i siłą wyciągnęła w kierunku łazienki. Zapaliła tam tylko nikłe światełka, które nie oświetlały nawet całej łazienki i zamknęła za nami drzwi. Od razu stanęła blisko mnie, ona była już na pół naga, więc zaczęła rozbierać mnie. Zdjęła moją bluzę, odpięła guzik w moich spodniach i zdjąłem je z siebie. Stałem przed nią w samych bokserkach ze sterczącym kutasem, który jeszcze trochę i wytrysnie jak fontanna od samego przebywania z nią w tym samym pomieszczeniu. Niedługo jednak miałem na sobie bieliznę. Perrie złapała ją w obie dłonie i ściągnęła ją ze mnie, schodząc z nią razem w dół. Jęknąłem głośno gdy czułem na podbrzuszu jej oddech, wyobrażałem sobie tyle złych rzeczy.

Ale żadna z nich się nie spełniła. Przynajmniej narazie. Perrie pozbawiła mnie ubrań, wprowadziła mnie do kabiny prysznicowej i puściła lekki strumieni ciepłej wody. Stała tak blisko, że mój sterczący kutas dotykał jej tam, gdzie właśnie było trzeba. Jej dłonie osunęły się na moją klatkę piersiową, moje dłonie w jej to samo miejsce i pieściliśmy się nawzajem, aż Perrie poruszyła się specjalnie tak, bym musnął ją kutasem. Warknąłem z podniecenia, które chciało mnie rozsadzić i gwałtownie odwróciłem Perrie plecami do mnie. Stanąłem centralnie za nią tak by mnie czuła dokładnie. Zmniejszyłem natężenie lejącej się wody, by nie tryskała jej w twarz i zgiąłem ją w pół.

Jęknęła tak głośno, napierając na mnie swoim tyłkiem, że mój kutas aż drgnął. Ale przypomniałem sobie jedno. Złapałem ją za ramię, podniosłem i odwróciłem do siebie buzią. Złapałem jej szczękę.

–Powiedz, że tego pragniesz. Powiedz, że mnie pragniesz.

–Pragnę cię, Lorenzo –powiedziała patrząc mi w oczy. – Pragnę cię w cholerę, tak mocno.

–W cholerę to całkiem mocno– przyznałem mając ochotę prychnąć. – Więc kim był był, gdybym ci tego nie dał.

Zgiąłem ją znów, do tej samej pozycji w której była przed chwilą i przyłożyłem się do jej wejścia. Wiedziałem, że nie mam prezerwatywy i bałem się, że pchnę trzy razy i eksploduję przez stan mojego podniecenia. Ale kiedy się w nią wbiłem, a ona wrzasnęła, przestałem teraz o tym myśleć. Wiedziałem co zrobić. Chwyciłem jej pośladki, rozszerzałem je, gdy wychodziłem z niej i wchodziłem głośno krzycząc. Raz nawet dałem jej klapsa, a kiedy krzyknęła znów, ponowiłem ten gest.

Tak jak myślałem, byłem tak twardy, że kilkanaście pchnięć w jej wnętrzu wystarczyło, bym zaraz skończył. Wyszedłem z niej więc, ścisnąłem jej pośladki z moim przyjacielem w środku niczym hot doga i ruszyłem się coraz szybciej. Perrie wypięła się mocniej, krzyczała mocniej, jedną dłoń chyba miała przy samej sobie, dając upust swojej cipce. Jeszcze kilka.... Jeszcze kilka pchnięć i jej rowkiem spłynęła gęsta ciecz, którą w ułamku sekundy zmył włączony prysznic.

–O kurwa– warknąłem opadając na ścianę prysznica. Perrie wyprostowała się i dopiero wyjęła z siebie swoje palce. Powtórzyła po mnie :

–O kurwa.

I zaśmialiśmy się głośno, patrząc na siebie po lewej stronie strumienia wody. Oboje dyszeliśmy jak po maratonie i oboje jak się wydawało byliśmy cholernie spełnieni.

Ten dzień zapadnie mi w pamięć na zawsze. I to nie z powodu nieziemskiego seksu, ale z powodu połączenia go z Perrie. Z moją Perrie.

----------------------

Z początku ten rozdział miał wyglądać inaczej, ale wyszło co wyszło 🤣

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro