Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Perrie* 18 lipiec

Obudziłam się, gdy okazało się, że było już rano. Rozejrzałam się z myślą gdzie ja do cholery jestem, ale ciało leżące obok mnie, a właściwie na mnie, na kanapie dało mi do zrozumienia, że moja pamięć jednak nie szwankuje. Wszystko mi się przypomniało.

Nóż przy szyi. "Krwista kolacja". Walenie do domu. Mój paniczny telefon do Lorenzo. Opowieść Anthonego. Jego stres i łzy przez które się trząsł. Moment, gdy pokazywał mi ślady w ręce, w której miał metalowe druty, które na szczęście sprawiły, że jego ręka nadawała się do użytku. Chociaż tylko w osiemdziesięciu procentach. Ale nie pamiętałam nic więcej, czy Lorenzo przyjechał?

Zjawił się tu czy olał mój telefon i po prostu został tam z Higginsem?

Wstałam z kanapy, wyswobodziłam się spod ciała Anthonego i złapałam swój telefon leżący na stoliku. Wyszłam na dwór najciszej jak potrafiłam i zamknęłam za sobą drzwi. Wybrałam numer Lorenzo, odebrał po kilku sygnałach.

–Co?

"Co". To właśnie od niego usłyszałam.

–Kiedy w końcu będziesz? –zapytałam cicho.

–Gdybyś nie była taka zajęta, wiedziałabyś, że jestem w mieście już od dawna. Ale nie na długo, zaraz wyjeżdżam – zadrwił. Ale czegoś tu nie rozumiałam. Jak to...

–Jak to jesteś od dawna? Dlaczego nie przyszedłeś, przecież...– przerwałam nie rozumiejąc kompletnie.

–Przyszedłem, Perrie –przyznał. A mnie na chwilę stanęło serce. Skoro przyszedł, ale go nie widziałam, musiało się to stać po tym, gdy Anthony zmęczony łzami i opowiadaniem zasnął na kanapie, a ja obok niego wymęczona stresem i strachem. I każdym słowem, które wczoraj usłyszałam. –Zatkało cię?

–Nie zatkało. Po prostu wyobrażam sobie co zobaczyłeś swoimi oczami, gdy wszedłeś do domu, gdy my spaliśmy. I od razu ci mówię, że to nie tak jak wygląda. Anthony potrzebował pomocy i...

–Myślałem, że parę godzin do tyłu to ty dzwoniłaś do mnie zapłakana mówiąc, że potrzebujesz pomocy– prychnął. Był wściekły. –Przestań mi mydlić oczy. Wyjechałem, Anthony wszedł do gry. Jakbym nie wiedział, że tak będzie. Od zawsze się nienawidziliśmy, zawsze zabiera mi coś na czym mi zależy.

–I tak o mnie myślisz? –zapytałam nieco ostrzej niż planowałam. – Że po prostu zainteresowałam się Anthonym kiedy ty wyjechałeś i wiedziałam, że będę cię miała z głowy. Tak? To o mnie myślisz?

–Tak, Perrie. Zamień się ze mną miejscami, zobaczymy co ty byś o sobie pomyślała.

–Zamień się ze mną miejscami– powtórzyłam po nim dużo ostrzej. – Usłyszałbyś każde słowo z historii Anthonego, o bólu jakiego mu przysporzyłemś. Zaznałbyś mojego strachu i odrobiny zrozumienia jakie wczoraj poczułam. Ale oczywiście – prychnęłam. –Łatwiej jest kogoś oczernić, prawda? Stwierdzić, że to co pojawia się w twojej głowie, to prawda.

Nie czekając na jego odpowiedź, rozłączyłam się. Zacisnęłam telefon w dłoni i wróciłam do domu. Anthony już nie spał, siedział w kuchni, przy blacie i obracał nóż wbity czubkiem w deskę do krojenia.

–Przestań– warknęłam. –Odłóż ten nóż, bo jeszcze trzy sekundy i spanikuję na taką skalę, że wezmę widelec do tranżerowania i wbiję Ci go w tętnice szyjną. Przysięgam, Anthony.

Przysięgłam, ale wcale nie musiał wiedzieć, że nie posiadam widelca do tranżerowania.

Chłopak zaśmiał się, odłożył nóż na deskę i odsunął to w kierunku środka stołu. Środka stołu na którym stały pokrojone pomidory, ogórki, ser żółty i chleb. Wszystko z moich pokarmowych zapasów.

–Kiedy zdążyłeś to zrobić?

–Wstałem od razu po tobie. W zasadzie to nie spałem już długo przed twoim wstaniem, ale nie chciałem cie budzić. Pomyślałem, że narobiłem Ci wczoraj takiego stracha, że mogę się zrekompensować twoim wyspaniem i dobrym śniadaniem.

–Nie wbijesz mi noża w szyję?– zapytałam całkiem poważnie.

–To była jednorazowa akcja. Nie możesz odpowiadać za grzechy Lorenzo. Z nim samym się policzę.

Na samą myśl o Lorenzo ścisnęło mnie serce. Naprawdę myślał, że wyjechał a ja od razu znalazłam sobie pocieszenie. I to w kimś kogo miał za swojego wroga. Sytuacja z wczoraj nieźle napędziła mu stracha, przyjechał tu tyle kilometrów by sprawdzić czy jeszcze żyję i czy nie mam wykałaczek w szyi, a dziś rano był kompletnie zdezorientowany. Nie dziwię mu się.

–Co zamierzasz zrobić? Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że nie pozwolę byś cokolwiek mu zrobił.

–A mi się zdaje, że nie powinnaś się nim przejmować, po waszej kłótni– prychnął. –Zawsze taka byłaś? Przejmowałaś się kim nie trzeba?

–Nie zawsze–odgryzłam się. –Tylko od wczoraj, gdy pewien chłopak opowiedział mi historię, która mi złamała serce.

Anthony spojrzał na mnie jak na wroga. Miał zmarszczone brwi, zaciśnięte usta, a jego nozdrza rozszerzały się i zwężały, gdy ciężko oddychał. Cóż, może nie powinnam go denerwować. Powinnam pamiętać, że wykałaczki stoją w zasięgu jego ręki.

–Dobrze, że to serce –skwitował. – Niektórzy mieli złamane ręce.

Kiedy odwrócił się i usiadł przy stole, przez chwilę naprawdę pomyślałam, że zamierza zjeść ze mną śniadanie. Albo sięgnąć po nóż stołowy. Te noże już mnie będą prześladywać. Ale on tylko siedział, nie sięgał po nic do jedzenia, za to mój brzuch na widok śniadania, które ktoś dla mnie zrobił, zagrał hymn waleni. Usiadłam i zaczęłam jeść.

–Nie otrułeś tego, prawda?– zapytałam po paru kęsach.

–Rozkruszyłem wykałaczki –zadrwił.

Co najśmieszniejszego w tej sytuacji? Ja się na to zaśmiałam. A Anthony prychnął.

*

–Co zamierzasz zrobić z Lorenzo?– zapytał mnie kiedy pół godziny później sprzątałam po śniadaniu.

–W końcu zrozumie, że to co insynuował jest bezpodstawne. Więc nic.

–Raczej na bezpodstawne nie wyglądało –prychnął.

–A ty? – powtórzyłam po nim. –Co zamierzasz zrobić z Lorenzo?

–Bez obawy. Nic przez co musiałby odwiedzić Świętą Apolonię.

Święta Apolonia to patronka lokalnego szpitala. Więc fajnie.

*Lorenzo

Nie wróciliśmy do Los Angeles. Byliśmy zbyt zmęczeni by znów kierować tyle godzin, więc zatrzymaliśmy się w moim domu. Tak, zatrzymaliśMY.

Nie spałem i tak, cały czas myślałem o sytuacji z nocy, co powinienem o niej myśleć? Może źle to wszystko odebrałem? Nie... Tego nie dało się odebrać źle. Spali razem na kanapie, Perrie praktycznie na nim leżała i choć byli w całości ubrani, moja podświadomość podsyłała mi obrazy ich splątanych ciał... Okropne.

Nie potrafiłem przełamać się żeby pójść tam, wygrzmocić Anthonemu jeśli to co Perrie mówiła przez telefon było prawdą i wysłuchać o co chodziło w tej całej maskaradzie. O co do cholery chodziło Anthonemu. Dlaczego miałby zaatakować Perrie. Musiałem wyjaśnić to wszystko. Dlatego gdzieś koło południa, kiedy Mike stwierdził, że pójdzie jeszcze spać byśmy mogli wyjechać w nocy, ja udałem się do domu Perrie. Modliłem się by nie otworzył mi on.

I nie wymodliłem. Kilka chwil po moim pukaniu, przede mną stał Anthony. Zacisnąłem pięści przy ciele i zęby w buzi, gotowała się we mnie wściekłość.

–Przyszedłem do Perrie –warknąłem do niego. –Jeśli nie chcesz zginąć, wyjdź stąd i nie wracaj dopóki któreś z nas nie da ci znaku, że możesz.

–Spoko –zaśmiał się. Sięgnął z wieszaka swoją dżinsową kurtkę i przeszedł obok mnie. –Powiedz Perrie, że wygrałem –i już go nie było.

Wszedłem do domu trzaskając drzwiami.

–Anthony? Wyszedłeś?! –usłyszałem krzyk z góry. Wszedłem więc po schodach uprzednio upewniając się czy zamknąłem drzwi frontowe na klucz. Dotarłem do pokoju Perrie, wszedłem tam i zastałem ją stojącą tyłem do mnie, ubraną zaledwie w sam ręcznik. Musiała dopiero co wziąść prysznic.

–To ja –odezwałem się. Perrie podskoczyła jak oparzona. Pisnęła aż.

–Przepraszam. Ta reakcja... Jakby to powiedzieć, słabo ostatnio znoszę nieproszone wizyty –powiedziała. Chrząknąłem, poczułem się teraz jak dupek, że nie wysłuchałem nawet jak się czuła, gdy Anthony napadł na nią z nożem.

–Przepraszam, Perrie. Przepraszam, że uwierzyłem w coś tak głupiego– westchnąłem. Wszedłem głębiej do sypialni, zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na łóżku. Perrie stała przy drzwiach szafy, nie ruszyła się nawet o centymetr. –Wiem jaka byłaś przerażona, gdy dzwoniłaś. Nie mam pojęcia dlaczego pomyślałem, że gdy wyjechałem od razu nadarzyła się okazja byś ty i Anthony...

–Między mną i Anthonym do niczego nie doszło. Może do ckliwych rozmów i paru przytulasów podczas łez, ale do niczego innego co roi się w twojej głowie –westchnęła.– Wiem jak to mogło wyglądać w twojej głowie, kiedy... Kiedy my spaliśmy na kanapie, ale do niczego nie doszło. Anthony zwierzał mi się z... W sumie to z wielu rzeczy. I wiesz co? Wszystkie te rzeczy, które go trapiły, stały się przez ciebie.

Zmarszczyłem brew. Czegoś tu nie rozumiałem. Czy Perrie właśnie oskarża mnie o co czego nawet nie rozumiem?

–Minąłem się z nim na dole. Nie wyglądał jakby go coś przeze mnie trapiło.

–Lorenzo, nie będę Ci mówić tego czego nie dowiesz się od niego. To jego historia, wasza, ja nie powiem ani słowa– przyznała. Westchnąłem.– Mogę jedynie wybaczyć Ci to, że myślałeś, że rzucam się na innego chłopaka, kiedy ty wyjechałeś.

–Wariuję kiedy jesteś daleko– szepnąłem podchodząc do niej. Ręce nieznacznie mi się trzęsły na samą myśl, że mogę jej teraz dotknąć. I dotknąłem. Dotknąłem jej ramienia. Ciepłego jeszcze od gorącej wody i lekko mokrego. –Na samą myśl, że mógłbym stracić cię przez kogoś, kto jest ode mnie lepszy... Zbiera mi się na wymioty. Jesteś... Jesteś najlepszym co przydarzyło mi się w życiu, rozumiesz, Perrie?

Mój strach był aż nadto widoczny w oczach, w które wpatrywała się dziewczyna. Jej oczy się błyszczały, moje były totalnie zgaszone.

–Nie stracisz mnie –szepnęła, łapiąc moje policzki. – Żadna głupota nas nie rozdzieli. Jesteśmy w tym razem, okej? Wszystko zostaje za nami, twoja przeszłość, te wydarzenia z wczoraj, strach... Okej? Zacznijmy ten dzień od nowa.

–Naprawdę bałem się, że Ci nie wystarczam– szepnąłem w jej szyję. – Że wyjechałem i zdałaś sobie sprawę, że to totalnie nie jest coś czego chcesz.

–Chcę ciebie, Lorenzo –odszepnęła. Odsunęła się, by być kilka centymetrów od mojej twarzy. –Chcę być z tobą, okej? Nie obchodzi mnie twoja przeszłość, nie obchodzi mnie co robiłeś, bo to jest za nami. Teraz i tu chcę tylko ciebie, takiego jaki jesteś. Z problemami, z lekko wypełnioną kartoteką, z ludźmi z którymi masz na pieńku. Nawet z Anthonym, który nam depcze po piętach.

–Sugerujesz trójkąt? –zaśmiałem się. Twarz dziewczyny pozostała jednak poważna kręcąc głową.

–Od dziś twoje ciało należy do mnie– szepnęła. A ja poczułem jak staję się twardy i dwa razy większy. – Do mnie i tylko do mnie. A to ciało –złapała za miejsce, gdzie jej ręcznik szczepiał się na piersiach i opuściła go totalnie na podłogę – jest całe twoje.

Studiowałem ją wzrokiem, jej piersi, jej sterczące już brodawki, płaski brzuch, który unosił się coraz szybciej, jej małą, słodką cipkę, która najwyraźniej na mnie czekała i wróciłem wzrokiem do jej twarzy.

–Chyba dam radę coś z tym zrobić– szepnąłem stając jeszcze bliżej niej.

–To dobrze, ale to nam nie będzie potrzebne.

W kilka chwil byłem już pozbawiony ubrań. Każde muśnięcie jej rąk, gdy mnie rozbierała pobudzało mnie na nowo. I na nowo. Stałem już boleśnie naprężony, a te "przypadkowe" muśnięcia jej ręki doprowadzały mnie do szału. Chciałem ją wziąść, tu i teraz, w tym miejscu ,tak jak staliśmy. Ale Perrie miała wyraźnie inny plan, bo posadziła mnie na łóżku, stanęła przede mną. Mówiłem już że była całkiem naga? Tak, była całkiem naga i taka cholernie piękna. Dotknęła ręką swojego brzucha i sunęła nią raz w górę raz w dół. Miała zamknięte oczy, a za każdym razem gdy dojeżdżała do piersi lub cipki, zawracała z jękiem.

Pomyślałem sobie, jaki to byłby ogień, gdyby zrobiła sobie dobrze na moich oczach.

Dziś jednak, teraz, musiałem ją mieć. Całą. Złapałem jej biodra i pociągnąłem w swoją stronę.

–Nie baw się ze mną – mruknąłem dotykając jej ust. – Pieprz się ze mną, Perrie. Natychmiast.

–Myślę, że mamy tyle czasu, że zdążymy zrobić wiele więcej rzeczy niż tylko pieprzyć. Na jeden sposób.

Ta dziewczyna była spełnieniem moich marzeń. Właśnie stała przede mną dotykając swojego ciała w sposób, jaki mógłbym to robić ja i jęczała co chwilę moje imię. Muskała swoje piersi, wsuwała palec w swoją cipkę i dyszała głośno. A ja tylko gdy dotknąłem dłonią swojego fiuta, poczułem jakbym dotykał metalowy pręt.

–Perrie. Jeśli dalej tak będziesz robiła, spuszczę się na łóżko, jak piętnastolatek oglądający porno– poinformowałem ją. – Nawet nie będę musiał się łapać.

Perrie zaśmiała się cicho, sięgnęła do szuflady i wyjęła z niej paczuszkę prezerwatyw. Rozdarłem ją bez gadania, nie zapytałem nawet od kiedy w swojej sypialni ma prezerwatywy i założyłem na siebie. Nie czekałem nawet chwili, złapałem od razu jej biodra, szarpnąłem do siebie i posadziłem na sobie. Jej krzyk i paznokcie wbite w moje ramiona dały mi znak, że rzeczywiście musiało jej tego brakować.

–O tak, Enzo –jęknęła. – Zróbmy to milion razy.

–Z tobą mogę nawet miliard– szepnąłem zanim Perrie sama zaczęła na mnie podskakiwać. O Boże. Taka intensywność od razu to było dla mnie za dużo, przerzuciłem ją na łóżko przypadkiem z niej wychodząc. Umiejscowiłem się między jej nogami i zanim wszedłem w nią całą swoją długością, musnąłem ją palcami.

–Chcesz tego, Perrie? Chcesz żebym cię wypierzył? –zapytałem szeptem.

–Tak. Kurwa, zrób to – jęknęła głośno, niemal unosząc biodra w stronę mojego członka.

–Co mam zrobić? –droczyłem się. Perrie spojrzała na mnie ostro, wbiła paznokcie w moje ramiona i odparła mocnym tonem:

–Wypieprz mnie, Lorenzo. Tak ostro jak jeszcze nigdy nikogo nie pieprzyłeś.

Jeknąłem.

–A potem będziemy się kochać – dodała. Złapałem swojego pulsującego kutasa w dłoń, bo nie mogłem już wytrzymać. Z uśmiechem, wielkim uśmiechem, odwróciłem Perrie na brzuch, uniosłem jej słodką pupę, wsunąłem dwa palce w jej wilgotną dziurkę tak głęboko jak tylko dałem radę i wyjąłem jej razem z jej krzykiem rozkoszy.

Klepnąłem ją w pośladek, tak, że na pewno zostanie jej ślad jej ślad. Potem w drugi. A potem wszedłem w nią tak nagle, że znowu krzyknęła. I krzyczała dziś do końca.

Sprawiłem, że dostała co chciała. Pieprzyłem ją dziś wiele razy, na wiele sposobów. Zachowywałem się jak pierodolony gość od sado-maso, ale dopóki Perrie błagała o więcej, zamierzałem jej wszystko dać. Brałem ją od tyłu, na leżąco, lizałem jej cipkę i penetrowałem ją palcami. Za każdym razem na tyle krótko, by nie otrzymała orgazmu. Próbowałem nawet posunąć ją przy ścianie, ale to niezbyt nam wyszło z racji na okna, których nie chciało nam się zasłaniać.

W końcu wpadłem na tak genialny pomysł, że sam zdziwiłem się pracą moich szarych komórek podczas takiego stanu upojenia. Porwałem ją do góry z łóżka i pociągnąłem za sobą.

–Spodoba Ci się to –zapewniłem. Zabrałem ją pod prysznic. Pochyliłem ją tak, by ręce trzymała na podłodze.–  Ufasz mi?

–Głupio się pytasz –prychnęła. Chwyciłem rączkę prysznica i ustawiłem umiarkowaną temperaturę wody.

–Stań tu –poinstruowałem ją. – Powiedz, jeśli jest za gorąca – dodałem i skierowałem lekki strumieni wody do jej małej słodkiej. Jęknęła cicho zamykając oczy, trafiłem w punkt.

–Enzo –jęknęła. – W takiej pozycji wystarczy mi minuta –zadrwiła ekscytując się spazmami przyjemności.

–Trzymaj to. I nie przesuwaj ani o kawałek –podałem jej uchyt. Wypełniła moje polecenie. Kurwa, co to był za widok, widząc nagą Perrie, która robiła sobie dobrze prysznicem. –Nie wytrzymam dłużej bez ciebie.

Wbiłem się w jej cipkę od tyłu. Czułem też na sobie lecącą wodę z prysznica więc przesunąłem rękę Perrie, by miała słuchawkę bliżej jej delikatnego ciałka.

–Jeśli teraz nie zaczniesz, dojdę od samego czucia ciebie i tej cholernej wody –wysapała. Zacząłem więc. I dałem jej to czego chciała. Wypieprzyłem ją jednocześnie stymulując jej cipkę ciśnieniem wody od czasu do czasu zahaczając tam palcem.

I co mogę powiedzieć? Kiedy skończyłem, czułem się jakbym od pompowali, ze mnie hektolitry krwii. Ucichł krzyk Perrie, który w ostatniej chwili, gdy kończyłem ją palcami przerodził się we wrzask i teraz w łazience była cisza. Słychać było tylko przerywane oddechy i wodę nadal lecącą z prysznica.

–Miałeś rację. Nikt mnie tak jeszcze nie wypieprzył –zaśmiała się. Wyłączyła wodę, która zaczęła tryskać na każdą stronę i przylgnęła do mnie swoim ciałem. Ledwie stałem, oddychałem tak ciężko jakbym przeżył co najmniej trzy orgazmy, ale ten był... Kurwa, nigdy nie przeżyłem czegoś tak intensywnego. A przecież robiłem to już tyle razy, że nie da się zliczyć.

–Cieszę się, że byłem pierwszy– szepnąłem mając ochotę dodać coś jeszcze o ostatnim. Ale bałem się, że ją przestraszę. Że jej nie przeszła przez myśl wizja nas razem. I to na długo o ile nie na zawsze. Bałem się, że to niedługo się skończy i po chwilach z Perrie zostaną tylko wspomnienia. – Zostań ze mną, Perrie.

–Przecież nigdzie nie idę –zaśmiała się.

–Nie, chodziło mi... Zostań moją dziewczyną – poprawiłem się. – Przyznaję, że okoliczności mamy niecodzienne, ale nie chcę ciągnąć tego tak... Nieoficjalnie. Chcę się tobą chwalić, jaka jesteś mądra i twarda. I jakie masz mądre serce. Zostań moją dziewczyną.

–Jeśli odmówię wywalisz mnie spod prysznica? – zaśmiała się.

–Nie. Ale jeśli się zgodzisz – nachyliłem się do jej ucha –wypieprzę cię pod nim.

Nie muszę chyba mówić, że się zgodziła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro