|| 1. | Ty byś wiedziała co robić... ||

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z góry przepraszam za błędy, jeżeli takie występują. Sprawdzałam rozdział, ale niedokładnie, także ten. Zapraszam do komentowania.
_________________________________________

24 kwietnia, wtorek

Rudowłosa dziewczyna ruszyła w stronę wielkiego budynku trzymając w ręku białą kopertę. Dzisiaj miała zrobić coś, od czego będzie zależeć jej przyszłość. Stresowała się i rozglądała na boki, idąc ciągle w kierunku szkoły.

Weszła do środka i od razu została zaatakowana przez swoją przyjaciółkę. Nastolatka rzuciła się z przytulasem na Skylor, która wywróciła oczyma. Spojrzała w wielkie i pełne radości niebieskie oczy, które od razu zarażały entuzjazmem. Chen uśmiechnęła się, widząc, że niższa dziewczyna zaczęła ciągnąć ją w stronę klasy matematyki.

– Sel, przecież umiem chodzić. – brązowooka zaśmiała się, próbując wyrwać rękę z żelaznego uścisku przyjaciółki.

Różowowłosa machnęła na dziewczynę wolną ręką i dalej szła przed siebie. Skylor westchnęła cicho i próbowała nadążyć za pełną energii, Seliel.
Przez chwilę zapomniała nawet o liście, który był dla niej bardzo ważny. Spojrzała na rękę, w której trzymała kopertę. Odsapnęła, widząc, że nadal jest w nienaruszonym stanie.

Gdy doszły pod klasę, Seliel, zaczęła opowiadać Skylor wczorajsze spotkanie ze swoim bratem, który podróżował po całym Ninjago i odwiedzał młodszą siostrę dwa razy w roku. Rudowłosa wiedziała, jak Wilde uwielbiała swojego brata. Prawda była taka, że Seliel od najmłodszych lat była wychowywana właśnie przez niego, ponieważ rodzice dziewczyny zginęli w wypadku samochodowym. Jednak teraz różowowłosa mieszkała wraz z ciotką, która postanowiła się nią zająć dwa lata temu, tak, aby Hugo mógł spełniać swoje marzenia o zwiedzeniu całego kraju. Skylor na całe szczęście miała chociaż ojca, który kochał dziewczynę całym swoim sercem i zawsze stawiał córkę na pierwszym miejscu.

Chen potrząsnęła głową, widząc jak do klasy wchodzi nauczyciel matematyki. Pan Mark Calvert był jednym z najlepszych i najmilszych nauczycieli w szkole. Ile to razy kazał zostawać Skylor po lekcji, tylko po to, aby zapytać co się stało, ponieważ widział, że dziewczyna siedziała na jego lekcji smutna. Ruszyła za nim i zamknęła drzwi od klasy, wchodząc do pomieszczenia. Zlokalizowała wzrokiem różowowłosą i zaczęła kierować się w jej stronę. Kątem oka dostrzegła kogoś, kto od zawsze był w jej sercu. Ścisnęła delikatnie papier w ręce i usiadła na swoim miejscu. Wyciągnęła z plecaka potrzebne do lekcji rzeczy i postanowiła skupić się na nauczycielu, który od razu przeszedł do tematu zajęć. Rudowłosa nie radziła sobie najlepiej z przedmiotem, ale wiedziała, że pan Calvert doceniał jej starania. Prawdopodobnie gdyby nie to, to nie zdałaby do następnej klasy.

↪ ∞ ↩

Wyszła z budynku szkoły, szukając wzrokiem pewnej osoby. Seliel, która szła obok, nie zamykała buzi, ciągle nadając o przystojnym Aaronie ze starszej klasy. Rudowłosa wcale nie słuchała przyjaciółki, ponieważ znała wszystkie wypowiedzi niebieskookiej na pamięć. Nagle zatrzymała się dostrzegając brązowe włosy, które mogłaby rozpoznać wszędzie. Sięgnęła do kieszeni plecaka, w którym spoczywał list. Wyciągnęła kopertę i dokładnie jej się przyjrzała. Chciała, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik.
Gdy miała już zamiar ruszyć do przodu, zatrzymał ją uścisk na ramieniu. Spojrzała do tyłu i ujrzała niższą o kilka centymetrów dziewczynę. Była to jedna z niewielu osób, które rozmawiały z Chen. Skylor nie należała do popularniejszych czy też "lepszych" osób w szkole. Praktycznie nikt nie zwracał na nią uwagi, ponieważ była zwyczajna.
Uśmiechnęła się w stronę przyjaciółki, która miała kamienny wyraz twarzy.

— Coś się stało, Nya? – zapytała, widząc, że nastolatka spogląda za nią, oczyma spod długich i gęstych rzęs. Skylor od razu zrozumiała na kogo wpatruje się dziewczyna.

– Nie rób tego, Sky, dobrze wiesz jaki on jest. – mruknęła, wpatrując się w końcu w twarz brązowookiej. Niebieskie oczy były pełne troski i zmartwienia, jednak twarz wyrażała jedynie powagę.

Seliel, która stała i przyglądała się całej sytuacji, przytakiwała słowom drugiej dziewczyny. Także nie chciała, aby Chen cierpiała, jednak nie chciała też, aby ta do końca swoich dni marudziła o nie zrobieniu tego co miała akurat zamiar zrobić. Skylor westchnęła i spojrzała prosto w oczy Nyi.

– Wiem co robię, tak? – westchnęła, spoglądając do tyłu i uśmiechając delikatnie. Wróciła wzrokiem z powrotem na niższą. – Wiem, że znasz go lepiej niż ja, ale nie mogę tego tak zostawić. Muszę to zrobić.

– Ale... – czarnowłosa dostrzegła wzrokiem, że obiekt ich rozmów, akurat wychodził z terenu szkoły. – Już za późno, poszedł sobie.

Skylor odwróciła się nagle i miała ochotę biec za chłopakiem. Jej szansa przepadła. Westchnęła i zdjęła plecak, do którego włożyła kopertę. Założyła go z powrotem na plecy i spojrzała z delikatnym uśmiechem na przyjaciółki. Te odwzajemniły uśmiech. Seliel zaproponowała noc filmową, na którą Chen nie mogła się nie udać. Radośnie przyjęła zaproszenie i ustaliła z przyjaciółkami dokładną godzinę.

Pożegnała się z dziewczynami i ruszyła w stronę swojego domu. Na całe szczęście nie mieszkała za daleko, więc musiała pokonać tylko kilka przecznic i była na miejscu. Otworzyła drzwi i weszła do ciepłego domu, w którym roznosił się zapach pieczonego kurczaka. Zostawiła plecak na korytarzu i zaczęła iść w stronę kuchni. Zauważyła w pomieszczeniu niskiego mężczyznę, który przygotowywał obiad. Spojrzał w stronę drzwi, dostrzegając w nich córkę. Mark uśmiechnął się do niej szeroko i zapytał o szkołę. Dziewczyna odpowiedziała ojcu o koszmarnej fizyce.

Postanowiła zostawić starszego, ponieważ wiedziała jak bardzo lubił skupiać się na gotowaniu. Ruszyła do swojego pokoju, zabierając plecak z korytarza. Weszła do pokoju i odłożyła torbę. Pomieszczenie nie było ani duże, ani małe. Należało do tych średnich. Znajdowały się w nim podstawowe meble i rzeczy, które znajdowały się w pokoju każdej nastolatki. Brązowooka upadła z uśmiechem na łóżko. Zamknęła oczy i zaczęła myśleć o dzisiejszym dniu. Nagle przypomniała sobie o liście, który nadal posiadała, a nie powinna. Sięgnęła po niego do plecaka, który leżał obok łóżka. Przyjrzała się dokładnie kopercie, na której znajdowało się imię, nazwisko i kilka małych serduszek. Westchnęła, zasłaniając oczy ręką.

– Daj sobie spokój, dziewczyno. – powiedziała szeptem sama do siebie. - Nie dasz rady tego zrobić. Kim jest on, a kim ty?

Przekręciła się na brzuch i spojrzała ostatni raz na kopertę, którą wrzuciła do kosza, znajdującego się tuż obok łóżka. Westchnęła i wpatrywała się przez dłuższą chwilę na kosz. Czuła się źle. Od kilku dobrych miesięcy zbierała się na ten czyn, jednak polegała. Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę szesnastą. Za cztery godziny miała iść na nocowanie do Seliel. Uwielbiała spędzać czas z przyjaciółkami, jednak ciągle jej czegoś w życiu brakowało.
Wzięła do ręki telefon, leżący na łóżku. Odblokowała urządzenie, wpisując hasło. Wlepiła wzrok w tapetę, która ukazywała radosną, rudowłosą kobietę z małą dziewczynką na rękach. Uniosła kącik ust do góry i poczuła łzy zbierające się w oczach.

– Ty byś wiedziała co robić... – przejechała palcem po ekranie, chcąc dotknąć policzka kobiety. Starła łzy z policzków i zgasiła smartfon, czując, że robi się powoli głodna.

Zsunęła się powoli z łóżka i leniwie ruszyła w stronę drzwi, które prowadziły na korytarz. Wyszła z pokoju, zaraz schodząc po schodach i kierując się do kuchni, gdzie prawdopodobnie przebywał ojciec dziewczyny. Weszła do pomieszczenia i podeszła do mężczyzny, który stał nad kuchenką, na której gotował obiad. Cmoknęła go z zaskoczenia w policzek i usiadła do stołu. Chen spojrzał na córkę i posłał jej delikatny uśmiech, zdejmując i odkładając na miejsce szary fartuch. Usiadł naprzeciwko rudowłosej i złapał ją za rękę, która leżała na jasnym blacie.

– O czym tak myślisz, kochanie? – zapytał, będąc zmartwiony, wyrazem twarzy, córki. Widział po jej oczach, że płakała, a nienawidził, gdy to robiła. Czuł się wtedy bezsilny, ponieważ nie wiedział w jaki sposób mógł pomóc.

– O mamie. – mruknęła, zaciskając oczy, aby niechciane wspomnienie zniknęło z jej głowy. – Brakuje mi jej.

– Mi też. – westchnął, ściskając dłoń Skylor. Wiedział, że nigdy nie zapomną o Samanthcie i jej szerokim uśmiechu, który w kilka sekund poprawiał nawet najgorszy nastrój. – Była cudowną kobietą, a ty to po niej odziedziczyłaś, skarbie. Jesteś piękna i mądra jak ona.

Dziewczyna uniosła kąciki ust w górę i wstała z miejsca, okrążając stół i obejmując ojca. Mężczyzna objął córkę ramieniem i trwał tak przez chwilę, aż nie poczuł delikatnego zapachu spalenizny. Szybko wstał z miejsca, odpychając delikatnie młodszą Chen, i podszedł do kuchenki, wyłączając palnik.

– Jeszcze trochę a dom stanie w płomieniach. – zaśmiał się, wycierając ręką niewidzialny pot z czoła. Skylor zachichotała się bezgłośnie i czekała aż Mark poda jedzenie.

__________________

Bom cyk cyk

Kolejny rozdział 25 lutego.
Mam nadzieję, że was nie zniechęciłam do dlaczego czytania.
Miłego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro