|| 11. | Nie wiem co mam powiedzieć. ||

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siekiera, widły i pochodnie uszykowane?
Tak? To zapraszam do czytania ❤️
______________________________Klancia___

⭒ 11 maja, piątek ⭒


Dziewczyny odeszły od baru, kończąc pić napoje. Skylor nie zwracała nawet uwagi na otoczenie. Ciągle rozglądała się na boki, jakby czegoś szukając. Weszły do środka budynku, ponieważ bar znajdował się na zewnątrz. Skierowały się w stronę kanap, gdzie mogły spokojnie usiąść i porozmawiać. W sumie Skylor nie bardzo wiedziała o czym powinna rozmawiać z Seliel. Były przyjaciółkami, ale jako jedyne nie miały ze sobą aż tyle wspólnego.

Wygodnie rozsiadły się na niebieskiej kanapie. Chen przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć, więc po prostu siedziała cicho i wpatrywała się w ludzi poruszających się w rytm muzyki. Niektórzy wyglądali jakby idealnie współgrali z rytmem. Dziewczyna zazdrościła ludziom jakiejkolwiek umiejętności tanecznej. Rudowłosa zazwyczaj poruszała się jak kłoda, więc wolała odpuścić sobie ośmieszenie.

Kątem oka spojrzała na Seliel, która wpatrywała się tępo w ścianę przed sobą, obracając w dłoni smartfon. Wyglądała jakby czekała na ważny telefon. Skylor westchnęła cicho i przysunęła się bliżej przyjaciółki. Ręką, delikatnie szturchnęła ramię różowowłosej. Wilde natychmiast oprzytomniała i zwróciła głowę ku Chen. Brązowooka uśmiechnęła się nieswojo i poczuła lekkie napięcie między sobą a nastolatką.

– O co chodzi? – Seliel odezwała się jako pierwsza, prawdopodobnie czując tą samą atmosferę. Nie wyglądała na zirytowaną czy złą, jej wyraz twarzy wyrażał opanowanie. – Dziwnie się ostatnio zachowujesz.

– Wiem, przepraszam za to. – Chen postanowiła pogłębić chociaż trochę swoją relację z niebieskooką. Zacisnęła pięści, schowane za plecami. – Ostatnio dużo rozmyślam o przyszłości i co z nami będzie...Myślisz, że wciąż będziemy się przyjaźnić?

– A czemu miałyśmy się nie przyjaźnić? – niższa, radośnie się zaśmiała, rozluźniając atmosferę. Przez chwilę wpatrywała się z szerokim uśmiechem w twarz Skylor, ale po chwili powrócił jej opanowany wyraz. – Sky, nie wiem co siedzi tam w twojej głowie, ale musisz wiedzieć, że tak łatwo się mnie nie pozbędziecie z naszej paczki. Prędzej zjem znienawidzone pomidory niż zapomnę o naszej przyjaźni.

– Tak, wiem to. Po prostu martwię się, że każda z nas pójdzie w inne strony i nie będziemy dla siebie miały czasu. – rudowłosa wytłumaczyła dokładniej, smucąc się na myśl o utracie przyjaciółek. Znały się od pieluch i zawsze wszędzie były razem. Skylor potrząsnęła głową i z uniesionymi kącikami ust, z powrotem spojrzała na dziewczynę z niebieskim pasemkiem. – Kim zamierzasz zostać w przyszłości?

– Hm... Chciałam zostać cukiernikiem, ale brat nie pochwala tej decyzji. Pewnie wolałby, abym została adwokatem jak on. – westchnęła, przewracając oczyma.

Seliel mocniej ścisnęła telefon, co Chen mogła doskonale dostrzec. Prawdopodobnie różowowłosa musiała po raz kolejny pokłócić się z bratem. Skylor nie znała za dobrze brata Wilde, ale wiedziała, że nie należał do łatwych osób. Rudowłosa poczuła pragnienie pocieszenia przyjaciółki, więc w głowie obmyśliła mowę podnoszącą na duchu. Gdy miała już otworzyć usta i wypowiedzieć pierwsze słowo, Seliel gwałtownie podniosła się z kanapy i przeprosiła wyższą, po czym po prostu zniknęła.

Skylor zastanawiała się przez chwilę co właściwie przed chwilą się wydarzyło. Seliel miewała dziwne odpały, ale raczej zdarzały się one rzadko i jedynie w czasie szkoły. Rudowłosa siedziała samotnie, wpatrując się w radosnych ludzi. Musiała przyznać, że miała ochotę wrócić do domu i zrobić maraton ulubionych filmów. Sztywno podniosła się z kanapy i ruszyła w stronę drzwi tarasowych, które prowadziły na zewnętrzną część zabawy.

Stanęła na środku podwórza i zaczęła rozglądać się na boki, szukając kogokolwiek lub cokolwiek co mógłby wydać się znajome. Skylor dostrzegła jedynie bar, przy którym siedziała wcześniej z Wilde. Z niechęcią skierowała się w stronę baru, zauważając z daleka, dziwną, znajomą postać. Wdrapała się na wysokie krzesełka przy barze i czekała aż barman ją obsłuży. Ruda miała nadzieje, że nie będzie musiała rozmawiać z nikim obcym. Może wydawała się być bardzo otwartą dla nowych ludzi osobą, ale tak naprawdę podczas rozmowy z nieznajomym miała ochotę w środku umrzeć. Barman podszedł do dziewczyny i zapytał o zamówienie, a Chen postanowiła wziąć zwykły napój gazowany.

Po chwili mogła odebrać napój. Skylor odwróciła się przodem do baru i mocno się zdziwiła. Cały czas siedziała bokiem i nie miała jakiegokolwiek wglądu na mężczyznę obsługującego bar. Chwyciła napój i posłała pracownikowi uśmiech. Brązowymi oczami, zeskanowała wygląd mężczyzny. Otworzyła szeroko oczy i buzię, zdając sobie, że starszy wyglądał tak samo jak ochroniarz w galerii handlowej. Skylor napiła się szybko coli i potrząsnęła głową na boki, oczyszczając umysł. Albo miała zwidy, albo to był czysty przypadek, ponieważ istniały bardzo niskie szanse, że spotka jeszcze kiedykolwiek tajemniczego ochroniarza.

– Co? Znowu mam krzywo zawiązany krawat? Mówiłem tyle razy Mi... Czy my się przypadkiem skądś nie znamy? – siwowłosy przerwał swoje gadanie i oparł się o bar. Uważnie wpatrywał się w Chen i pstryknął palcami. – Pewnie mi się tylko wydaje.

– Um, nie pracował pan przypadkiem w centrum handlowym jako ochrona? – zapytała czując zakłopotanie. Nie mogła uwierzyć, że to był przypadek.

– Pomyślmy... – mężczyzna wziął do ręki szmatkę i zaczął przecierać blat. Ciągle marszczył czoło, starając się przypomnieć swoje poprzednie prace. Zamknął oczy i zwrócił się do Skylor. – Prawdopodobnie byłem.

– Prawdopodobnie? – Skylor wydawała się być zaskoczoną odpowiedzią barmana. Przez jej głowę przeleciała myśl, że zielonooki miał zaniki pamięci.

– Pracowałem już w tylu miejscach, że trudno mi wszystkie spamiętać. – wyjaśnił, odkładając szmatkę na bok. Zauważył, że jakiś dzieciak podszedł do baru, więc od razu zaniósł mu lemoniadę. Nastolatek się skrzywił i odszedł bez słowa.

Skylor pokiwała głową, rozumiejąc. Napiła się gazowanego i odłożyła puste naczynie przed sobą. Siwowłosy wkręcił się w opowieści o swoich poprzednich pracach, ponieważ ciągle o nich opowiadał. Chen z początku z uwagą i ciekawością wsłuchiwała się w przeszłość barmana, jednak po dłuższej chwili zaczęła się nudzić. Ruda postanowiła zaryzykować i uciec od baru, tak, aby mężczyzna jej nie zauważył. Cierpliwie czekała aż zajmie się klientem, aby mogła spokojnie zwiać. Gdy nadszedł ten moment,  po cichu i z gracją, zeszła z wysokiego krzesełka przy barze. Skylor odeszła kilka metrów od stanowiska z napojami, po czym odwróciła się do tyłu, aby po raz ostatni spojrzeć na barmana.

Skierowała się od razu do wnętrza budynku, ponieważ na zewnątrz zaczęło robić się chłodno. Skylor przeklinała się za swoją głupotę i brak nakrycia na gołe ramiona. Szczęśliwa odetchnęła na ciepło, jakie od razu odczuła. Przez chwilę zapomniała, że znajduje się wśród kilkunastu osób, które tańczyły na parkiecie, nie przejmując się potem jaki na sobie mieli. Dziewczyna odsunęła się na bok, aby nikomu nie blokować drogi i wyciągnęła z torebki, którą miała cały czas przy sobie, biały telefon. Spojrzała na zegarek i ziewnęła, widząc późną porę. Prawdę mówiąc, chciała już wrócić do ciepłego łóżka.

– Skylor? – rudowłosa podskoczyła wystraszona, słysząc głos centralnie obok swojego ucha. Szybko odwróciła się w stronę właściciela głosu. Odetchnęło z ulgą, widząc, że była to tylko Nya, a zaraz za nią stała Pixal. – Czemu stoisz sama i podpierasz ściany?

– To wy. – odetchnęła po raz kolejny, unikając odpowiedzi na pytanie. Szczerze mówiąc, musiała przyznać, że sama nie znała odpowiedzi. Jeszcze przed chwilą siedziała na kanapach z Seliel i rozmawiały.

– W sumie to nieważne już. Ważne, że jesteś, bo potrzebujemy ostatnią osobę do grania w butelkę! – Nya musiała praktycznie krzyczeć, aby Skylor mogła cokolwiek zrozumieć. Muzyka grała dość głośno, aż za głośno jak na gust Chen.

Skylor uniosła wysoko jedną brew, chcąc sobie na spokojnie przetrawić cały dzień. Czuła się przytłoczona natłokiem ludzi. Siedemnastolatka była typem osoby, która wolała usiąść w ciszy i obejrzeć serial niż iść na głośną imprezę. Posłała Nyi zdziwione spojrzenie, kiedy czarnowłosa chwyciła ją za rękę i zaczęła ciągnąć w nieznanym kierunku.

Dotarły do pomieszczenia, w którym było bardzo mało osób. Muzyka była cichsza niż w głównym salonie. Nya puściła rękę dziewczyny i usiadła po turecku na podłodze, a zaraz obok niej Pixal. Skylor zatrzymała się i przejechała wzrokiem po obecnych osobach. Była trochę zdziwiona, że wśród nich był Cole Brookstone i Jay Walker, przyjaciele Kaia, którego nie było. Zane także był obecny, ale to nie było nic dziwnego. Skylor starała się ukryć zaskoczenie na twarzy, aby nie ściągnąć na siebie niepotrzebnej uwagi.

Usiadła pomiędzy Nyą, a Jayem. Chen mogła wyczuć między nastolatkami delikatne napięcie spowodowane dawnymi sprawami. Walker i Smith chodzili ze sobą przez ponad rok, ale po nieprzyjemnej sytuacji z Kaiem, zerwali i zostali przyjaciółmi, chociaż można było zauważyć, że wciąż nie układało im się za dobrze. Skylor postanowiła przestać zamartwiać się relacją byłej pary, ponieważ nie była jej to sprawa. Wolała nie wtrącać się w czyjeś życie miłosne z buciorami, ponieważ mogłaby jeszcze nanieść piachu. Uśmiechnęła się sztucznie i czekała na rozpoczęcie gry.

Cole wziął do ręki pustą butelkę i położył na środku okręgu, który tworzyli. Spojrzał na wszystkich i przytaknął głową, kręcąc butelką. Wszyscy w napięciu wpatrywali się w przedmiot, chcąc dowiedzieć się na kogo wypadnie. Skylor miała nadzieję, że nikt nie da jej głupich wyzwań czy pytań. Szklana butelka zaczęła zwalniać i niebezpiecznie zbliżać się do Sky, która w środku miała nadzieję, że nie wypadnie na nią. Butelka zatrzymała się na Nyi, która uśmiechnęła się szeroko. Skylor, jak i reszta osób, wypuściła powietrze z płuc.

– Pytanie czy wyzwanie? – Cole skierował pytanie do Nyi, przewidując już co wybierze czarnowłosa.

– Wyzwanie oczywiście! – nastolatka odpowiedziała bez zastanowienia, nie mogąc powstrzymać podekscytowania.

– Na początku coś prostego. Poliż ścianę. – Brookstone pokazał dziewczynie język, niczym pięciolatek i wskazał na ścianę.

Nya wzruszyła ramionami i pod nosem zaczęła marudzić, że wymyślił dla niej słabe wyzwanie. Wstała z podłogi i skierowała się pod ścianę. Z cichym jękiem, zbliżyła się do ściany i bez żadnych wewnętrznych blokad, polizała ścianę. Trwało to sekundę, ponieważ Smith szybko odskoczyła, czując zimną powierzchnię. Skierowała się do stolika, na którym stały napoje. Wzięła jeden do ręki i od razu wypiła całą jej zawartość. Wróciła na swoje miejsce na podłodze i ze złością spojrzała na Zane'a.

– Myjesz ty w ogóle te ściany? Smakowała gorzej niż obiad ugotowany przez Kaia. – Nya zaczęła się krzywić , ponieważ wciąż czuła dziwny smak na języku.

– Kto normalny myje ściany? Rozumiem jak są jakieś plamy czy coś, ale... Zresztą nieważne. – Jay zaczął się wypowiadać, ale kiedy napotkał zirytowany wzrok siostry Kaia, od razu zrezygnował.

Nya przewróciła oczyma, wyglądając na trochę poddenerwowaną. Skylor po raz kolejny nie mogła zrozumieć przyjaciółki. Niebieskooka chwyciła butelkę i nią zakręciła. Po raz kolejny wszyscy zaczęli mieć zaniepokojone uczucia. Butelka wypadła na Zane'a, który po prostu westchnął i podrapał się po karku, wybierając pytanie.

– Ile chcesz mieć dzieci w przyszłości? – Nya poruszyła sugestywnie brwiami, skacząc wzrokiem pomiędzy białowłosym, a jego dziewczyną.

Zane jęknął głośno na pytanie i spojrzał na Pixal, która wyglądała na rozbawioną. Chłopak uniósł delikatnie kąciki ust do góry, widząc uśmiech ukochanej. Z powagą spojrzał na Smith i odpowiedział na jej pytanie.

Kilka rund później, Skylor mogła uznać, że po prostu miała szczęście albo pecha. Zależało to od punktu widzenia. Jeszcze ani razu nie została wybrana, dzięki czemu nie musiała robić debilnych wyzwań, które zadawała Nya z Cole'm i Jayem. Z drugiej strony powoli zaczynała się nudzić, siedząc i po prostu obserwując.

Jay, który wykonał swoje wyzwanie, zakręcił butelką. Chen uśmiechnęła się słabo, czując, że ponownie nie będzie wybrana. Spojrzała w bok, zapominając o grze. Zaczęła rozmyślać o miejscu, w którym mógłby być Kai, ponieważ przez całą imprezę ani razu go nie zauważyła. Została dość mocno dźgnięta w bok przez palec Nyi. Skylor zmarszczyła brwi i spojrzała na przyjaciółkę, która z uśmiechem wskazywała na zatrzymaną butelkę. Chen nie mogła zrozumieć o co chodzi, więc tępym wzorkiem wpatrywała się w butelkę. Dopiero po chwili zorientowała się w jakiej sytuacji była.

– Wyzwanie! – krzyknęła zażenowana, podnosząc się na równe nogi. Spojrzała błagalnie na kasztanowłosego, który rozmyślał nad zadaniem dla dziewczyny.

– Wiem. – Walker pstryknął palcami i z szerokim uśmiechem, spojrzał w oczy nastolatce. Była pewna, że będzie musiała zrobić coś bardzo głupiego. – Gdzieś na zewnątrz kręci się Kinsey Watson, ten z równoległej. Musisz podejść do niego i cyknąć selfie jak dostajesz od niego buziaka w policzek. Ostrzegam tylko, że gościu jest trudnym orzechem do zgryzienia. Masz na to trzy minuty... Czas start!

Skylor jak poparzona wyleciała z pomieszczenia, kierując się od razu w stronę drzwi wyjściowych. Na całe szczęście były otwarte i nie musiała marnować cennych sekund na otwieranie. Nie zastanawiała się nawet nad swoim wyzwaniem, myślała, że dostanie coś gorszego.

Zatrzymała się na werandzie, od razu szukając Watsona. Na całe szczęście już kilka razy miała okazję porozmawiać z szatynem. W głowie zaczęła kodować sobie, co powinna powiedzieć podczas rozmowy. Skylor delikatnie zaczęła drżeć z zimna, ponieważ całkowicie zapomniała o mrozie jaki panował na zewnątrz. Wzorkiem szukała charakterystycznej czapki, którą poszukiwany zazwyczaj miał na głowie.

Skylor dostrzegła znajomą twarz, ale nie był to Kinsey, a Kai. Zaskoczona wpatrywała się w chłopaka, który stał sam, opierając się o drewniany płot z telefonem w ręku. Prawdopodobnie musiał z kimś pisać, ponieważ jego palec ciągle suwał po ekranie. Chen będąc ciekawą, zbliżyła się bardziej, uważając na odległość i przykuwanie uwagi. Już samo chowanie się w krzaku było bardzo zauważalne.

Kai uniósł głowę i napotkał znane brązowe oczy. Zmrużył oczy, zastanawiając się po kiego nastolatka go obserwuje. Przecież mieli umowę, którą obiecali przestrzegać. Schował telefon do kieszeni i wskazał głową w stronę boku domu Zane'a, gdzie nie było ludzi i było raczej cicho. Zażenowana Skylor dostrzegła z daleka gest i kiwnęła lekko głową. Zeszła z werandy i zaczęła iść w stronę wyznaczonego miejsca.

Kiedy dotarła, Smith już czekał i opierał się plecy o ścianę budynku. Siedemnastolatka obejrzała się za siebie, upewniając się czy nikt ich nie śledzi. Stanęła obok Kaia i w ciszy czekała aż coś powie. Skoro chciał się spotkać to pierwszy powinien rozpocząć rozmowę. Jednak nic takiego się nie wydarzyło, więc Skylor postanowiła przerwać dziwną atmosferę i się odezwać.

– Myślałam, że nie mieliśmy się "znać" w miejscach gdzie jest pełno osób z naszej szkoły. – powiedziała, robiąc z palców cudzysłów. Brzmiała trochę ironicznie.

– Sama się na mnie gapiłaś, więc pierwsza zaczęłaś. – stwierdził, przysuwając się bliżej do dziewczyny. Zamyślił się na chwilę, a później delikatnie uśmiechnął. – W sumie mam gdzieś to czy ktoś nas razem zobaczy.

– Kai...? – rudowłosa wyglądała na zdenerwowaną przez dziwne zachowanie Smitha. Nie dość, że wygadywał dziwne rzeczy to jeszcze się ciągle przybliżał.

Brunet wzruszył ramionami i się nie odezwał. Ciągle szedł w stronę niższej, która cofała się do tyłu. Skylor zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc zachowania chłopaka. Plecami napotkała ścianę, która zablokowała dalszą możliwość cofania się. Przełknęła ślinę kiedy Kai stanął tuż przed nią i prawą rękę ulokował obok jej głowy. Nastolatek pochylił się delikatnie do przodu, ponieważ był wyższy od Chen. Wpatrywali się w swoje oczy i trwali w niezręcznej ciszy.

– Kai...? – Skylor po raz kolejny powtórzyła imię chłopaka, mając nadzieję, że uzyska jakąkolwiek reakcję. – Mogę wiedzieć co ty robisz?

– Skylor, posłuchaj mnie teraz. – mruknął szeptem, ignorując pytanie młodszej. Musiała przyznać, że osiemnastolatek z bliska wyglądał jeszcze lepiej. Potrząsnęła delikatnie głową, zdając sobie sprawę, że nie powinna teraz myśleć o tego typu szczegółach. Kai wyglądał na poważnego. – Kocham cię. Od momentu kiedy przekroczyłaś próg naszego domu, zakochałem się.

Skylor zamarła słysząc słowa bruneta. W środku zaczęła cieszyć się jak małe dziecko z lizaka, a na zewnątrz wyglądała jakby złapała laga. Ocknęła się dopiero wtedy, gdy poczuła zimną dłoń na policzku. Zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, poczuła na swoich ustach, usta Kaia. Po raz kolejny zamarła, nie wiedząc co zrobić. Po prostu zamknęła oczy i rozkoszowała się chwilą, która nie trwała za długo, ponieważ nastolatek odsunął się od jej osoby. Jego ręka wciąż znajdowała się na jej policzku. Skylor czuła w brzuchu przyjemne motylki i cała drżała z nadmiaru emocji. Uśmiechnęła się słabo, czując szczęście jakie zaczęło ją przepełniać.

– Kai... Nie wiem co mam powiedzieć. To naprawdę wiele dla mnie znaczy i bardzo mnie zaskoczyło. To było coś... – zanim szczęśliwa zdążyła dokończyć swoją wypowiedź, Smith zabrał rękę z zarumienionej twarzy. Zaskoczona spojrzała na jego twarz i zdziwiła się, widząc na niej kpiący uśmiech.

– Głupia. Naprawdę dałaś się na to nabrać? Najwidoczniej musisz być bardzo naiwna, Sky. – zaśmiał się, a rudowłosa w tamtym momencie poczuła jak cała radość z niej ulatuje i zostaje zastąpiona przez zażenowanie i smutek.

Dziewczyna wstrzymywała zbierające się łzy, aby nie ukazać słabości. Zacisnęła usta w cienką linię i spojrzała nastolatkowi prosto w oczy. Zauważyła w nich rozbawienie, które dostatecznie ją przybiło. Z udawaną powagą na twarzy, dźgnęła chłopaka w klatkę piersiową. Wszystko robiła pod wpływem emocji i czuła, że nie bardzo może nad wszystkim panować.

– Jesteś ostatnim zjebem, Kai. – warknęła, posyłając pełne negatywnych emocji spojrzenie. Odepchnęła lekko Smitha, odblokowując sobie przejście.

Nie zwracając uwagi na chłopaka, przeszła obok niego. Nawet nie odwracała głowy, ponieważ wiedziała, że ciągle ma na swojej przystojnej twarzyczce ten przeklęty uśmiech. Z grobową miną, postanowiła opuścić już imprezę i udać się do domu, aby w spokoju móc przetrwać złamane serce. Pierwszy raz w życiu ktoś zabawił się jej uczuciami i to aż w tak podły sposób. Wiedziała, że już nigdy nie będzie w stanie spojrzeć na Kaia z miłością w oczach. Nie, ona tego pragnęła.

Opuściła teraz dom Zane'a i skierowała się w stronę oświetlonej drogi. Skylor dopiero pozwoliła łzą wypłynąć. Nigdy nie czuła się tak upokorzona i wykorzystana. Szła i łkała, przeklinając w myślach Smitha i swoje uczucia do niego.

Chen zatrzymała się na środku drogi, wyciągając z torebki smartfon. Zagryzła wnętrze policzka, widząc jak późna godzina już była. Powinna iść prosto do domu, aby nikogo nie niepokoić, ale nie miała ochoty oglądać rodziny Kaia. Nie dziś i nie po tym co się wydarzyło. Otarła wolną ręką, ciągle wypływające łzy. Miała ochotę krzyknąć na cały głos jak bardzo jest rozdarta, ale wolała tłumić w sobie emocje, a dopiero później dać im upust.

Skylor postanowiła odwiedzić swojego przyjaciela, który na pewno ją przyjmie i pocieszy. Już nie raz razem zajadali opakowania lodów, podczas oglądania filmów. Miała szczęście, że chłopak mieszkał niedaleko, więc nie musiała marnować za dużo sił na dotarcie do jego domu. Zaczęła ponownie iść, starając się nie myśleć o całej sytuacji.

Stanęła przed ciemnymi drewnianymi drzwiami, na których wisiał numerek 37. Bez zastanowienia mocno zapukała z nadzieją, że blondyn będzie w domu. Na zewnątrz było już ciemno i zimno. Dodatkowo nie wzięła ze sobą nic na wierzch, więc musiała marznąć i była pewna, że będzie chora. Usłyszała przekręcanie zamku i już po chwili drzwi zostały otwarte przez czarnowłosą dziewczynę w jej wieku.

– Skylor? – zdziwiła się, wpuszczając Chen do środka. Z powrotem zakluczyła drzwi i zabrała od rudowłosej jej torebkę, aby mogła spokojnie ściągnąć buty. – Co tu robisz o tak późnej porze? I co się stało? Masz całą opuchniętą twarz...

– Cześć, Akita. – przywitała się z delikatnym uśmiechem. Wewnętrznie miała ochotę po raz kolejny się rozpłakać. – Lloyd śpi?

– Nie śpię. – Skylor zauważyła za Akitą, chłopaka na wózku inwalidzkim. Od razu do niego podbiegła i przytuliła, uważając, aby nie zrobić nastolatkowi krzywdy. Zaczęła głośno szlochać, dając upust emocjom. Potrzebowała przyjaciela. – Już, już, spokojnie, Sky. Powiedz mi kto cię zranił.

_____________________________
Za korektę oczywiście dziękuję @Monilovata ❤️

\____/ <— koszyk na skargi.

Od razu informuję - Sky zna się z Lloydem od paru lat, ale nie miała jeszcze okazji poznać jego rodziców.
Wszystko zostanie wytłumaczone w następnych rozdziałach, także wyczekujcie.

Rozdziały będą się pojawiać od dzisiaj w soboty. Czasami może być kilka dni opóźnienia, bo mam straszną sklerozę i zapominam wysłać rozdział do sprawdzenia.

Miłego dnia! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro