1.10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spacerowałam samotnie po uliczkach Beacon Hills. Co chwilę mijałam ludzi, którzy nie zwracając na mnie uwagi, gnali gdzieś przed siebie. To było trochę przytłaczające. Nie miałam obranego celu. Nie wiedziałam dokąd mam się udać. Co jakiś czas z nudów skręcałam w jakąś uliczkę. Wpatrywałam się w swoje buty, intensywnie myśląc o tym, co się w ogóle dzieje w moim życiu. Największą jednak zagadką była dla mnie moja relacja z Derekiem. Nagle wpadłam na jakąś młodą dziewczynę, która od razu naskoczyła na mnie.
- Patrz, jak łazisz ofermo.
Z racji tego, że nie miałam humoru, posłałam dziewczynie mordercze spojrzenie, które zapożyczyłam sobie od Dereka. Co, jak co, ale trzeba przyznać, że była to idealna broń na zwykłych ludzi. Dziewczyna w momencie zesztywniała i zaczęła się jąkać.
- Przepraszam. To moja wina.
Blondynka z ciemnymi odrostami uniosła dłonie w geście kapitulacji i jak najszybciej odsunęła się ode mnie. Rozejrzałam się dookoła, by zorientować się, gdzie tak właściwie jestem. O dziwo znajdowałam się pod kawiarnią, do której zabrał mnie Derek na jajecznicę. Przez chwilę się upierałam, ale postanowiłam wejść do środka. W pomieszczeniu, jak zawsze panowała miła atmosfera. Zajęłam miejsce przy jednym ze stolików i przyglądałam się grupce nastolatków, którzy w tym momencie otrzymali swoje zamówienie. Jeden z chłopaków wyjął z kieszeni telefon i zaczął fotografować swoje jedzenie. Nigdy nie zrozumiem tych dzieciaków... nie byłam jakoś zacofana, jeżeli chodzi o modę wśród nastolatków, ale jednak niektóre rzeczy po prostu wydawały mi się idiotyczne. Z zamyślenia wyrwała mnie oczywiście Maggie.
- Kochanie, dlaczego jesteś taka smutna?
Kobieta wydawała się naprawdę zatroskana.
- To nic takiego. Mam gorszy dzień.
- Szkoda życia, by miewać gorsze dni.
Posłałam jej wymuszony uśmiech. Maggie zrozumiała, chyba że nie mam zamiaru się jej tłumaczyć.
- Przyniosę ci coś na poprawę nastroju.
- Nie trzeba...
- Cicho! Na koszt firmy.
Maggie ruszyła do swojego baru, a ja nie rozumiałam, jakim cudem ma ona w sobie tyle energii. Do tego cały czas się uśmiecha. Zupełnie tak jakby nie miała na głowie żadnych zmartwień. Po pięciu minutach kobieta wróciła do mnie. Na stole postawiła niewielki talerzyk, na którym znajdowało się ciasto czekoladowe.
- Ja naprawdę...
- Nie dyskutuj. Po prostu jedz.
Maggie usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła opowiadać mi o tym, co ostatnio wydarzyło się u niej. W międzyczasie pałaszowałam ciastko, które było wręcz wyśmienite. W jednej chwili zapomniałam o przykrym zajściu z Derekiem i o tym, że w Beacon Hills grasuje morderczy Alfa. Poczułam się zupełnie tak, jakbym była zwyczajnym człowiekiem, a Maggie była moją bliską znajomą. Miałam wrażenie, że mogłabym porozmawiać z nią o wszystkim. Kobieta miała w sobie tyle pozytywnej energii, że nawet Derek przy niej mógłby się rozchmurzyć. Spojrzałam na telefon. Siedziałam już tu dwie godziny, choć miałam wrażenie, że minęło dopiero dziesięć minut.
- Dziękuję. Poprawiłaś mi humor.
Uśmiechnęłam się do niej. Maggie złapała mnie za dłonie.
- Powinnaś z nim porozmawiać.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Kochana. Swoje w życiu przeżyłam. Cokolwiek zrobił Derek... wierzę, że nie chciał cię zranić.

Maggie musiała przyjąć zamówienie od nowych klientów, a ja postanowiłam się z nią pożegnać. Przytuliłam mocno kobietę i podziękowałam jej za wspólnie spędzony czas. Opuściłam kawiarnię i postanowiłam poszukać Dereka. Bez problemu go wytropiłam. Jego zapach niezwykle utkwił mi w pamięci. Trop zaprowadził mnie do jego spalonego domu. Weszłam jak gdyby nigdy nic do mieszkania. Derek podciągał się na framudze drzwi. Bez koszulki. Znowu. Nie wydawał się zaskoczony moją obecnością. Bez słowa rzuciłam swoje rzeczy w kąt i usiadłam na kanapie, której tak bardzo nienawidziłam. Nie zamierzałam się pierwsza odezwać. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i przeglądałam na nim, interesujące mnie strony internetowe. Derek usiadł obok mnie. Był okropnie spocony. Niewzruszona tym, że chłopak wpatruje się we mnie, czytałam właśnie artykuł o jakieś popowej gwiazdce, która zaszła w ciążę i wywołała tym wielką burzę w internecie. W końcu Hale wyrwał mi telefon z ręki. Energicznie podniósł się z kanapy i odsunął się od niej.
- Oddawaj to!
- Sama sobie go zabierz.
Wstałam z kanapy i podeszłam do Dereka. Chłopak nie zamierzał zwrócić mi telefonu.
- Wsadź sobie go...
Nie dokończyłam, ponieważ od razu poczułam, że w pobliżu ktoś jest. Dokładniej trzy osoby. Spojrzałam z przerażeniem na Dereka. Ktoś z impetem kopnął w drzwi, a Hale pociągnął mnie za sobą. Schowaliśmy się na piętrze. Do domu weszło dwóch uzbrojonych mężczyzn i kobieta. Od razu ją rozpoznałam. To ona mnie postrzeliła. Chciałam się na nią rzucić, ale Derek tylko mocniej ścisnął moją dłoń. Przewróciłam oczami i czekałam na dalszy bieg wydarzeń. Byłam gotowa do walki.
- Nikogo tutaj nie ma. - Stwierdził jeden z mężczyzn.
- Owszem jest. Sądzę nawet, że jest w towarzystwie tej swojej suki...
No normalnie przeginała.
- Jeżeli chcecie go sprowokować, powiedzcie coś w stylu " Bardzo mi przykro, że twoja siostra gryzie piach, jeszcze za nim zdążyła mieć pierwsze szczeniaki. " albo " Bardzo mi przykro, że twoja siostra skomlała jak pies, kiedy cięliśmy ją na pół "
To wystarczyło, by sprowokować Dereka. Chłopak rzucił się na jednego z mężczyzn. Postanowiłam zająć się tym wrednym babsztylem. Korzystając z okazji, że kobieta patrzyła, jak jej towarzysze są gromieni, przez Dereka zakradłam się do niej. Niestety nie doceniłam jej. Bez najmniejszego problemu sparowała mój atak. Spojrzała na mnie lekceważąco, gdy wylądowałam na ziemi.
- Nie dziwię się, że twój ojciec się ciebie wyparł.
Podniosłam się na równe nogi i zaatakowałam ją. Tym razem już nie była taka mądra. Rzuciłam nią o ścianę. Przybierając swoją wilczą postać. Kobieta nie dawała za wygraną. Zażarcie ze sobą walczyłyśmy. Kate postanowiła grać nie fair i wyciągnęła jakąś dziwną pałkę. Z pogardą zmierzyłam wzrokiem moją przeciwniczkę. Serio? Chce powalić mnie jakiś patykiem? Z niezwykłą zręcznością robiłam unik za każdym razem, kiedy łowczyni chciała mnie uderzyć pałką. Kopnęłam ją z całej siły w brzuch, a ta upadła na ziemię wypuszczając z dłoni swoją broń. Derek kończył właśnie rozprawiać się z towarzyszami kobiety. Z pogardą w oczach podeszłam do Kate, zapominając całkowicie o ostrożności. Ta jakby tylko czekała na to. W mgnieniu oka podniosła się z ziemi, dobywając broń i uderzyła mnie nią w brzuch. Niby nic, ale w momencie czułam, jak prąd przeszywa całe moje ciało. Upadłam na ziemię, wijąc się z bólu. Elektryczna pałka... że też na to nie wpadłam. Usłyszałam krzyk Dereka. Chłopak zostawił pomagierów kobiety i rzucił się mi na pomoc. Niestety stało się z nim to samo co ze mną.
- 900,000 voltów. - Odezwała się Kate.
Kobieta podeszła do Dereka i kopnęła go tak, by ten odwrócony był do niej twarzą. Usiłowałam podnieść się z ziemi, ale ta zwinnym ruchem znalazła się przy mnie i jeszcze raz popieściła mnie prądem. Gdy już się ze mną rozprawiła, wróciła do Dereka. Hale spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach.
- Podzielę się z tobą drobnym sekretem Hale. No i może wtedy pomożemy sobie nawzajem.
- Wal się. - Syknął Derek.
Kobieta zignorowała to.
- Twoja siostra została pocięta na kawałki i użyta jako przynętę na ciebie... ale teraz przygotuj się na coś, co może cię zaboleć. To nie my ją zabiliśmy.
- Kłamiesz! - Wyszeptałam.
- Wsłuchaj się idiotko w bicie mojego serca. Dalej myślisz, że kłamię?
Cholera... nie słyszałam, żadnego przyspieszonego pulsu. Mówiła prawdę.
- Na jej ciele znaleziono ślady ugryzień... chyba sami sobie odpowiecie na pytanie, kto jest jej mordercą. Jedyne co musisz... musicie zrobić to powiedzieć mi, kto jest Alfą, a ja się nim zajmę.
Derek milczał. Widziałam, jak się w nim gotowało. Kate podeszła do mnie i wymierzyła we mnie pałką.
- Powiedz, kim on jest!
Derek mordował sukę wzrokiem.
- Cholera... nie wiecie kto to! Mogłam się tego spodziewać.
Łowczyni odsunęła się ode mnie. Zaniosła się okropnym złośliwym śmiechem. Kątem oka dostrzegłam, że sięga po pistolet. W jednej chwili poczułam, jak ktoś bierze mnie na ręce. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, znalazłam się już w lesie. Derek biegł ile sił w nogach. Po jakimś czasie w końcu się zatrzymał. Odkleiłam się od jego klaty i stanęłam na równe nogi. Derek uderzył pięścią w drzewo. Ciężko dyszał. Nie wiedziałam nawet co mam powiedzieć. Ostrożnie zbliżyłam się do niego i delikatnie dotknęłam go w ramię. Hale spojrzał mi w oczy.
- Naprawdę myślałem, że to oni są odpowiedzialni za jej śmierć. - Wyszeptał.
Przełknęłam głośno ślinę. Przytuliłam się do chłopaka. Czułam szybkie bicie jego serca. Derek po chwili objął mnie swoimi rękami i przez jakiś czas trwaliśmy w uścisku. W mojej głowie panował kompletny chaos. Chciałam się zemścić na Kate i na tym potworze, który zabił Laurę.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro