1.13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wsiadłam z Derekiem do jego auta. Zapięłam pasy i czekałam, aż Hale odpali samochód, lecz ten tylko spoglądał ślepo przed siebie. Po parkingu błąkało się kilka pijanych duszyczek. Jedna z nich nawet upadła na ziemię, a jej koleżanki próbowały ją z powrotem podnieść na równe nogi. Przewróciłam oczami.
- Możemy już ruszać? - Zapytałam z lekką irytacją.
- Co tam się stało?
- Chłopak był pijany i chciał się do mnie dobrać.
Ręce Dereka zacisnęły się mocno na kierownicy. Na jego czole pojawiły się zmarszczki. W końcu skierował swój wzrok na mnie. Jego oczy wydawały się jeszcze bardziej zielone niż zwykle.
- Poradziłam sobie z nim. - Próbowałam uspokoić Dereka.
- Mógł cię skrzywdzić.
- Serio? To ja jestem wilkołakiem. On był tylko napalonym kolesiem, który dostał nauczkę.
Derek zacisnął usta w wąską linię. Odpalił samochód i ruszył w stronę naszego motelu.

Dopiero kiedy wyszłam z motelowej łazienki z ręcznikiem na głowie, postanowiłam odezwać się do Dereka. Chłopak siedział na swoim łóżku i czekał, aż zwolnię mu łazienkę.
- Masz numer tej brunetki?
- Nie.
- Dlaczego?
- Tańczyłem z nią tylko dlatego, żeby wzbudzić w tobie zazdrość.
Hale podniósł swój tyłek z łóżka i podszedł do mnie.
- Nie byłam zazdrosna.
- Kłamiesz.
Hale zmniejszył odległość, która nas od siebie dzieliła.
- Słyszę bicie twojego serca. - Wyszeptał mi do ucha.
Derek wyminął mnie i wszedł do łazienki. Osłupiała, stałam dalej w tym samym miejscu i wpatrywałam się w drzwi, za którymi znikł Hale. Cholera... załatwił mnie moją własną bronią. Ściągnęłam wilgotny ręcznik z głowy i przewiesiłam go przez krzesło. Usiadłam na łóżku i rozczesywałam swoje włosy szczotką. W kółko myślałam o tym, co powiedział Derek. W końcu Hale wyszedł z łazienki w samych bokserkach. Usiłowałam nie patrzeć na jego niezwykle wyrzeźbiony tors. Derek, jak gdyby nigdy nic położył się na swoim łóżku. Nie zwracając uwagi na to, że dalej mam wilgotne włosy, postanowiłam też się już położyć. Wzięłam ręcznik z krzesła, a następnie zaniosłam go do łazienki. Następnie zgasiłam światło w naszym pokoju i wróciłam do łóżka. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała totalna cisza. Leżałam na plecach i błądziłam wzrokiem po suficie.
- Ty też robiłaś to specjalnie. - Odezwał się.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Owszem wiesz. Barman i ten chłopak. Bawiłaś się ze mną.
- Może tak... może nie.
Derek zaśmiał się. W jednej chwili poczułam chęć przytulenia się do niego. Wierciłam się z boku na bok. Odliczałam do dziesięciu z jakieś cztery razy. Za każdym razem, kiedy miałam w myślach wymówić liczbę dziesięć, miałam odezwać się do Dereka. W końcu zdobyłam się na odwagę.
- Derek... może położyłbyś się obok mnie? - Wyszeptałam.
Co prawda moje łóżko jest za małe dla nas dwóch, ale gdyby tak dostawić drugie... Niestety ze strony Dereka nie było żadnego odzewu. Może Hale już spał... albo po prostu nie chciał do mnie podchodzić. Posmutniałam. Odwróciłam się do niego plecami i wtuliłam się w swoją poduszkę. Po chwili usłyszałam, jak Derek podnosi się z łóżka. Później dostawił je do mojego. Serce zaczęło mi szybciej bić. To niesamowite, jak on na mnie działa. Zaraz potem chłopak z powrotem położył się na swoim łóżku i przybliżył się do mnie. Czułam jego oddech na swoim karku. Fala przyjemnych dreszczy przeszyła moje ciało. Hale wślizgnął się pod moją kołdrę i przyciągnął mnie do siebie. Od razu pomyślałam o tym, że on jest przecież w samych bokserkach. Derek odsunął moje wilgotne włosy z karku i złożył na nim kilka pocałunków. Za każdym razem, kiedy jego usta muskały moją skórę, byłam zadowolona. Derek objął mnie ręką. Chwilo, trwaj jak najdłużej!

Słyszałam znajomą muzyczkę. Będąc jeszcze w sennym amoku, nie wiedziałam, czy to mi się śni... czy też nie. Byłam dalej w szczelnym uścisku Dereka. Zupełnie tak jakby Hale bał się, że go w nocy opuszczę. Muzyczka nie dawała za wygraną. Hale wymruczał w mój kark jakieś niezrozumiałe słowa.
- Hale odbierz wreszcie ten telefon. - Wyszeptałam.
- To twój ślicznotko.
Nie wiem, przez co w końcu oprzytomniałam. Czy podziałały tak na mnie słowa Dereka, czy rzeczywiście telefon? Derek poluźnił nieco swój uścisk, bym mogła sięgnąć do stolika nocnego. Otarłam dłonią zaspane oczy. Na ekranie telefonu widniało imię mojego brata. Poczułam ścisk w żołądku. Nie wiem czemu, ale kiedy miałam rozmawiać z Tylerem, zawsze pojawiały się u mnie obawy, o to, że coś się stało. Właściwie to kazałam mu dzwonić tylko i wyłącznie w nagłych wypadkach. Odebrałam połączenie.
- Halo? - Spytałam zaspanym głosem.
Nic... cisza.
- Coś się stało?
Podniosłam się do pozycji siedzącej. Derek po chwili zrobił to samo. Wyczuł moje spięcie.
- Tyler jesteś tam!? - Byłam już zdenerwowana.
- Jakim prawem kontaktujesz się z nim!? - Usłyszałam wściekły głos mojego ojca.
Z przerażeniem spojrzałam na Dereka. On również był w szoku. Tym razem ja milczałam. Zupełnie nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.
- Chcę mieć kontakt ze swoim rodzeństwem. - Odezwałam się stanowczo.
- Ty już nie masz rodzeństwa. Straciłaś swoją rodzinę przez własną głupotę!
- Ja... nie mów tak. - Mój głos się załamał.
- Nie kontaktuj się już z Tylerem. W zasadzie to z nikim. Nie należysz już do naszej rodziny.
- Przestań...
- Tyler teraz zajmuje się tym, czym ty powinnaś. Jest godnym zastępcą. Mam nadzieję, że w końcu dotrze do ciebie to, co zrobiłaś i to, że nie ma już praktycznie odwrotu.
- Tato... proszę.
Czułam, jak wzrasta we mnie złość.
- Nie możesz mu zrobić tego, co zrobiłeś mi!
- Masz do mnie żal o to, że szkoliłem cię na dobrego Alfę.
- Szkoliłeś mnie na mordercę. Tyler ma dopiero 12 lat. Zniszczysz go tym.
- Sprawię, że będzie silniejszy.
- Tato!
Rozłączył się. Zacisnęłam mocniej dłoń na telefonie. Do oczu napłynęły mi łzy. W jednej chwili ogarnęła mnie ogromna wściekłość. Rzuciłam telefonem w ścianę. Przedmiot rozpadł się na małe kawałeczki, zostawiając przy tym ślad na jasnej ścianie. Derek usiłował mnie złapać, ale wyrwałam się mu. Wstałam z łóżka i zamknęłam się w łazience. Dopiero tam pozwoliłam emocjom całkowicie opuścić moje ciało. Osunęłam się na ziemię. Opierając się o zimną, kafelkową ścianę przeanalizowałam jeszcze raz to, co przed chwilą usłyszałam. Ukryłam twarz w dłoniach. Rozpłakałam się jak małe dziecko. Karciłam się w myślach za swoje zachowanie, ale to, co powiedział mój ojciec... "Nie masz już rodziny". Do tego jeszcze... Mój brat... Boże ojciec wtajemniczył go we wszystko. Derek dobijał się do łazienki. Nie miałam ochoty się mu teraz pokazywać. Nie w takim stanie. Gdybym zgodziła się na te cholerne zaręczyny...
- Jeżeli w tej chwili nie otworzysz tych drzwi, to przysięgam, że je rozwalę w drobny mak! - Krzyk Dereka wyrwał mnie z rozmyślenia.
Niezdarnie podniosłam się z kafelek. Podeszłam do lustra i zobaczyłam, jak żałośnie teraz wyglądam.
- Zostaw mnie w spokoju. - Wyjąkałam.
- Otwieraj!
- Derek proszę...
- Liczę do trzech. Raz... dwa...
Podeszłam do drzwi i otwarłam je. Derek szykował się już do wywarzenia ich. Gdy mnie ujrzał, na jego twarzy pojawił się ogromny smutek. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Zaczęłam szlochać w jego nagi tors. Chłopak gładził mnie po włosach, szepcząc do ucha jakieś słowa otuchy. Niestety dla mnie nie miały ona żadnego znaczenia. Nie spodziewałam się takiej przykrej pobudki.

Ktoś zapukał do drzwi naszego pokoju. Derek musiał załatwić cos na mieście i dodatkowo miał rozejrzeć się za nowym telefonem dla mnie. Wygramoliłam się z łóżka i nie zwracając uwagi na to, że jestem jeszcze w pidżamie, otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się Stiles. Chłopak badawczo przyjrzał mi się. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Potrzebuję twojej pomocy. - Odezwał się po chwili.
- Znajdź kogoś innego...
- No właśnie nie mogę. Dereka się boję, a ty wydajesz się najodpowiedniejszą osobą do tego.
- Nie.
- Phoebe błagam. Mamy ze Scottem pewną teorię i musimy ją sprawdzić.
- To nie moja sprawa.
- Owszem twoja!
Spojrzałam na chłopaka morderczym wzrokiem.
- Rozumiem. Masz dziś gorszy dzień. Świetnie się składa, ponieważ do mojego eksperymentu potrzebuję osoby, która może zdenerwować Scotta, najlepiej, gdyby zrobiła to siłą.
- No to idealnie nadaje się do tego Derek.
- Nie chcę, żeby się pozabijali... a raczej, żeby Scott został rozerwany na kawałki...
Przewróciłam oczami.
- No dobra słaba wymówka. - Stiles podrapał się po ogłowie.
- Co miałabym niby zrobić?
- Tak jak mówiłem... masz go zdenerwować. Chcemy dowiedzieć się, czy źródłem przemiany Scotta jest gniew.
- To raczej oczywiste.
- Chcę to udowodnić naukowo!
- Niech Ci będzie.
Wpuściłam chłopaka do pokoju. Stiles od razu spojrzał na dwa łóżka, które były ze sobą połączone. Chłopak posłał mi dwuznaczne spojrzenie, a ja wysunęłam z rąk swoje szpony. Nie miałam humoru na jego zagrywki. Stiles od razu uniósł ręce w geście kapitulacji. Podszedł do stolika nocnego, na którym leżały pozostałości z mojego telefonu.
- Dlatego nie mogłem się do ciebie dodzwonić... Coś się stało?
- Wadliwy sprzęt.
- Zazwyczaj jak psuje się telefon to nie rozwala się go w drobny mak, tylko zabiera do serwisu czy coś.
Zignorowałam go. Udałam się do łazienki w celu przygotowania się do wyjścia. Po dwudziestu minutach wyszłam z łazienki i zobaczyłam, że Stiles leży w buciorach na moim łóżku. Warknęłam na niego, co od razu zaalarmowało chłopaka, że działa mi na nerwy.
- Co się stało, że jesteś dziś taka? Derek cię zdenerwował czy coś?
- Nie twoja sprawa.
- Ok...
Dałam chłopakowi znać, że jestem gotowa do wyjścia. Z racji tego, że nie miałam telefonu, zostawiłam Derekowi kartkę, że jestem ze Scottem i Stilesem. Perspektywa tego, że mogę dać upust moim negatywnym emocjom, dawała mi jakąś nadzieję. Nie wiedziałam co dokładnie mam zrobić. Stiles nie chciał zdradzić mi swojego genialnego planu. Posłusznie wsiadłam do jego niebieskiego jeepa. Kiedy chłopak ruszył, od razu włączył radio. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie zaczął śpiewać. Teraz wiem, jak czuje się Derek, kiedy ja bawię się radiem. Skarciłam chłopaka, po czym Stiles wdał się ze mną w zażartą dyskusję o tym, że to jest jego samochód i będzie w nim robił to, co chce. Zamknął się dopiero wtedy, gdy po raz kolejny pokazałam mu swoje ostre pazury. Dalszą drogę spędziliśmy w milczeniu.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro