1.18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W momencie, kiedy Derek wszedł do motelowego holu, poczułam ogromną ulgę. Recepcjonista nurkował pod biurkiem w poszukiwaniu długopisu. Skąd to wiem? Mężczyzna rzucał na lewo i prawo obelgi adresowane właśnie do tego przedmiotu. Hale bezszelestnie wdrapał się na piętro i ostrożnie postawił mnie na ziemi. Półprzytomna, obolała, ale szczęśliwa usiłowałam utrzymać równowagę, kiedy Derek otwierał drzwi do naszego pokoju. Gdy tylko otworzył je z hukiem, z powrotem wziął mnie w ramiona i wprowadził do pokoju. Na jego twarzy pojawiło się ogromne zdziwienie, kiedy dostrzegł, że nasze łóżka w dalszym ciągu są złączone i w dodatku w pomieszczeniu panuje istny chaos. W końcu jednak otrząsnął się i posadził mnie na krześle. Ścisnęłam go mocno za rękę. Hale ukląkł przede mną i złożył na moich dłoniach delikatny pocałunek, intensywnie wpatrując się w moje oczy. Byłam trochę przejęta swoim stanem. Zapewne wyglądam teraz okropnie. Czuję, jak włosy przykleiły mi się do spoconego, zakrwawionego czoła. Derek wstał na równe nogi, otworzył drzwi do łazienki, i wniósł mnie pod prysznic. Oparłam się o chłodne kafelki. Hale przygotował dla mnie rzeczy na przebranie, a następnie chciał opuścić łazienkę, ale w ostatniej chwili złapałam go za nadgarstek. Bałam się. Jedyne czego teraz pragnęłam to jego bliskości.
- Zostań. - Wyszeptałam.
Dereka nie trzeba było długo namawiać, wrócił się jedynie do pokoju po ubrania dla siebie, a następnie wszedł z powrotem do łazienki i zamknął za sobą drzwi. Myślałam, że dam radę samodzielnie pozbyć się swoich ubrań, lecz starcie ze Scottem nieźle dało mi w kość. Derek zdjął buty, a następnie wszedł do kabiny prysznicowej i pomógł mi ściągnąć bluzkę, która nadawała się już jedynie do wyrzucenia. Oparłam się o Dereka i ostrożnie zsunęłam z siebie spodnie. Cholera... będę musiała wybrać się na zakupy... Gdy byłam już w samej bieliźnie, spojrzałam na twarz Dereka. Malowała się na niej troska. Hale bez słowa wpatrywał się w moje oczy. Mogłam utonąć w jego zielonych tęczówkach. Przygryzłam dolną wargę i tym samym sprowokowałam Dereka, by ten złączył nasze usta w pocałunku. Hale ostrożnie objął mnie w pasie, uważając, by nie wyrządzić mi uściskiem żadnej krzywdy. Znów przywarłam do chłodnych kafelek plecami. W mgnieniu oka Hale zdjął z siebie koszulkę i spodnie. Następnie odkręcił ciepłą wodę, która obmyła nasze ciała z wszelakiego brudu. Przynajmniej moje ciało, ponieważ to ja byłam niemal cała ubrudzona krwią. Nie tylko moją... również McCalla. Derek oderwał się od moich ust i zatopił swoje dłonie w moich włosach, uważając przy tym na ranę, która powstała na skutek uderzenia kamieniem. Nie wiedziałam nawet, że Hale potrafi być tak delikatny. Gdy chłopak umył mi włosy, przeniósł swoje dłonie w okolice mojej szyi. Na jego twarzy pojawiło się niezadowolenie. Delikatnie musnął palcami ślady po pazurach McCalla, a następnie ostrożnie zmył pozostałości krwi z reszty mojego ciała. Jego dotyk był taki przyjemny... chciałam, by ta chwila trwała wiecznie. Wkrótce pozbyliśmy się również bielizny. Ciepła woda w dalszym ciągu spływała po naszych nagich ciałach. Wtuliłam się Dereka i zaczęłam szlochać w jego klatę. Chłopak ucałował mnie w czoło, po czym zakręcił wodę i sięgnął po ręczniki. Hale pomógł mi ubrać się w koszulę nocną. Wytarłam porządnie włosy ręcznikiem, po czym Derek wziął mnie znów na ręce i zaprowadził do łóżka. Dzisiejszy dzień nieźle dał mi w kość. Byłam ogromnie zmęczona. Wtuliłam się w Dereka, który chwilę później znalazł się przy mnie.
- Proszę... nie zostawiaj mnie już. - Wyjąkałam.
- Nie zostawię. - Derek ucałował mnie w czoło.
Biło od niego niesamowite ciepło. Kurczowo chwyciłam chłopaka za rękę.
- Phoebe... muszę cię o to spytać. Ta sprawa nie daje mi spokoju. - Odezwał się Hale.
- Tak?
- Dlaczego chciałaś, żeby McCall... cię zabił?- Ostatnie słowa z trudem wydostały się z jego ust.
- Straciłam rodzinę... Laurę i ciebie... Zasłużyłam sobie na śmierc, po tym wszystkim, co kiedyś zrobiłam...- Zaczęłam szlochać.
Hale nie ciągnął dalej tematu. Po prostu pocałował mnie namiętnie, po czym przykrył nas szczelnie kołdrą. Z pewnością to, co przed chwilą usłyszał, nie usatysfakcjonowało go. Kiedy Laura zapoznała nas ze sobą, byłam osobą, która odznaczała się ogromną wolą walki. Nigdy nie błagałaby o śmierć... wręcz przeciwnie. Dołożyłaby wszelkich starań, by kurczowo trzymać się życia... a teraz... Zachowałam się jak tchórz.

Rankiem obudziłam się w szczelnym uścisku Dereka. Chłopak smacznie sobie pochrapywał, a ja nie mogłam przestać wpatrywać się w jego twarz. Po krótkim czasie, Hale musiał zorientować się, że wręcz się na niego gapię, ponieważ otworzył niespodziewanie oczy i wpił się w moje usta. Był to pocałunek pełen pożądania. Hale jednak wkrótce się ode mnie oderwał, co niezbyt mi się spodobało...
- Będziemy musieli się stąd dzisiaj wynieść.
- Musiałeś zepsuć tak wspaniałą chwilę? - Zapytałam poirytowana.
- Ja tylko...
Chłopak nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ wdrapałam się na niego i z powrotem go pocałowałam. Nasze języki toczyły ze sobą walkę o dominację.
- To poważna sprawa. Mam na głowie łowców i policję. W każdej chwili mogą nas wytropić. - Derek wyszeptał w moje usta.
Zeszłam z Dereka i ruszyłam do łazienki.
- Ślicznotko... nie obrażaj się! - Krzyknął za mną Hale.
- Niby jak mogłabym się na ciebie obrazić, szczególnie teraz, gdy cię odzyskałam.
Derek podniósł się z łóżka, a następnie podszedł do swojej torby.
- Gdzie się teraz zaszyjemy? - Zawołałam z łazienki.
- Nie mam pojęcia... musimy być w ciągłym ruchu... znaczy ja. Policja nie wie o tobie.
- Jeżeli sugerujesz, że mam cię zostawić z tym problemem to sobie lepiej daruj... - Warknęłam, wychodząc z łazienki.
- To w sumie wina Scotta... myślisz, że gdybym złożył mu wizytę i...
- Może lepiej zostawmy go w spokoju. Dwa dni z rzędu walczyłam z nim.
- Dwa?
- Byłam zła i zrozpaczona... chciałam dać mu nauczkę za to, że zwalił wszystko na ciebie, ale straciłam nad sobą panowanie...
Derek był zaskoczony.
- Prawie go zabiłam... gniew całkowicie przejął nade mną kontrolę. - Usiadłam na skraju łóżka i ukryłam twarz w dłonie.
Hale momentalnie znalazł się przy mnie i po prostu mnie przytulił.
- Co zrobimy teraz? Łowcy i policja nie dadzą ci żyć, a Alfa wciąż jest na wolności i w dalszym ciągu nie wiemy, kim on jest. - Postanowiłam zmienić szybko temat.
- Wytropię go... nie zważając no utrudnienia.
- Ostatnim razem prawie cię zabił.
- Teraz będę ostrożniejszy.
- Obiecujesz?
Derek delikatnie musnął moje wargi.
- Obiecuję.

- Cholera Phoebe zwolnij! - Krzyknął przestraszony Scott.
- Nie rób tego! Ona nas dogania! Jedź szybciej! - Stiles pacnął McCalla w tył głowy.
- Nie musisz mi dwa razy powtarzać! - Krzyknęłam rozbawiona.
Tak wreszcie mogłam prowadzić samochód Dereka. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach... Derek postanowił wytropić Alfę, ale oczywiście po piętach depcze mu policja i łowcy, dlatego musiałam wkroczyć ja! No i Scott... no i też Stiles... Co prawda Hale podkreślił, że to Scott ma prowadzić, jego samochód, ale przecież co to za różnica? Jestem świetnym kierowcą.
- Uważaj! - W samochodzie rozległ się krzyk Scotta.
- Boże McCall wyluzuj... zachowujesz się jak stary dziadek. - Jęknęłam.
- Po prostu chcę przeżyć!
- Jestem świetnym kierowcą.
- To nie jest Formuła 1!
- Czy ty jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? Jakbyś nie zauważył to suka Kate nas ściga!
Przepraszam, że nie zatrzymuję się na czerwonym i przekraczam prędkość. - Warknęłam.
- Phoebe... właśnie uświadomiłem sobie, że siedzę na twoim staniku... Możesz mi to jakoś wyjaśnić? - Zapytał Stiles.
- Musieliśmy z Derekiem wynieść się z motelu i aktualnie mieszkamy w samochodzie. Ten stanik... był w mojej torbie. Widziałam w lusterku, jak go z niej wyjmujesz.
- Kurde... wydało się... - Zaśmiał się chłopak.
- Wy tak na poważnie? Ludzie! Właśnie ściga nas łowca, a wy gadacie o staniku!? - Scott w dalszym ciągu jęczał.
- Matko... Stiles ucisz go!
- Mogę stanikiem?
- Nie!
- Okej... poszukam czegoś innego.
- Nie grzeb mi w torbie!
- Odwróciłam się do chłopaka, siedzącego z tyłu.
- Patrz na drogę! - Scott klepnął mnie w ramię.
- Zaraz cię stąd wyrzucę...
- Do wszystkich jednostek, podejrzany kieruje się do huty żelaza. - Rozległ się głos z krótkofalówki policyjnej Stilesa.
- Musimy ją zgubić.
- Zaraz to załatwię!
Zrobiłam ostry zakręt w dość ciasną uliczkę.
- Umrzemy!
- Zamknij się Scott! - Krzyknęłam.
Po jakimś czasie udało mi się zgubić Kate. Z piskiem opon wjechałam na teren huty żela i zatrzymałam się przed Derekiem, który był pod ostrzałem. Chris Argent celował do niego ze swojej broni. Stiles otworzył drzwi obok siebie.
- Wsiadaj!
Hale w mgnieniu oka wskoczył do samochodu i z hukiem zamknął za sobą drzwi. Czym prędzej wdepnęłam gaz do dechy i uciekłam spod ostrzału Argenta.
- Phoebe! Dlaczego do cholery prowadzisz mój samochód?! - Warknął Derek.
- Ciebie też miło widzieć.
- Nie unikaj tematu!
- No wy chyba sobie żartujecie! Czy kogoś w ogóle interesuje to, że nasza sytuacja nie wygląda najlepiej? - Po raz kolejny odezwał się Scott.
- Scott... jak Boga kocham...
- Miałeś się nie wychylać!. - Scott warknął na Dereka.
- Miałem go na widelcu!
- Alfę? - Wtrącił się Stiles.
- Tak! Stał przede mną.
- Cholera! Miałeś być ostrożny! - Odwróciłam się do Dereka.
- Kurde Phoebe patrz na drogę!
- Przepraszam...
- Byłem. Nagle pojawiła się policja.
- Wykonują swoją pracę. - Jęknął Stiles.
Nic dziwnego, że bronił policjantów. W końcu jego ojciec jest jednym z nich.
- Tak. Tylko dlatego, że ktoś zrobił ze mnie mordercę. - Derek rzucił swoje sławne mordercze spojrzenie na chłopaka.
- Możesz już odpuścić? Dostałem za swoje... - Scott spojrzał ukradkiem na mnie.
- Jak go znalazłeś? - Zapytałam Dereka, ignorując McCalla.
- Pamiętasz, jak Laura przed zniknięciem dziwnie się zachowywała?
- Tak.
- Kiedy ostatnio z nią rozmawiałem była o krok od rozwiązania czegoś...
- Co? Dlaczego nic o tym nie wiedziałam? To miał być podobno zwykły wyjazd do rodzinnego miasta... tak przynajmniej twierdziła Laura.
- Nie chciała, żebyś wiedziała...
- Po prostu świetnie... - Warknęłam.
- Do rzeczy! - Krzyknął Scott.
Derek głośno warknął.
- Dowiedziała się dwóch rzeczy. Nazwisko Harris.
- Calvin Harris? - Zapytałam kpiąco.
- Nasz nauczyciel? Od chemii? Znaczy nie Calvin... ale Harris! - Wtrącił się Stiles.
- Czemu on? - Zapytał Scott.
- Jeszcze nie wiem.
- A ta druga rzecz?
- Jakiś symbol.
Hale wyciągnął z kieszeni kawałek kartki z narysowanym symbolem. Scott od razu go rozpoznał.
- Widziałem go na naszyjniku Allison.
- Wszystkie drogi prowadzą do Allison...
- To nie tak brzmiało... - Scott odwrócił się w moją stronę.
- To był sarkazm! - Odezwał się Stiles.
- Musisz go zdobyć. - Derek zwrócił się do Scotta.
- Niby jak?
- Nie wiem. Wymyśl coś.
Odwiozłam chłopaków pod dom Stilesa.
- To było niesamowite! - Krzyknął podekscytowany Stiles.
- Zwariowałeś? To było okropne. - Jęknął Scott.
- McCall czyżbyś krytykował moje prowadzenie samochodu? - Warknęłam w stronę chłopaka.
- Nie... nie... nie! Nie śmiałbym. - Chłopak spanikował.
- Słusznie.
- Scott musisz, jak najszybciej zdobyć naszyjnik Allison. - Derek wysiadł z samochodu.
- Postaram się.
- Postaraj się w miarę szybko!
- Ok!
Hale podszedł do drzwi od strony kierowcy i zapukał w szybę.
- Wysiadaj. - Rzucił w moją stronę.
- Co? Dlaczego?
- Pierwszy i ostatni raz prowadziłaś mój samochód.
- Ale...
- Phoebe...
- Dupek. - Wycedziłam, wysiadając z auta i zajęłam miejsce od strony pasażera.
- Jak stare małżeństwo... - Skomentował nasze zachowanie Stiles.
- Ty tu jeszcze stoisz? - Zapytał poirytowany Derek.
- Co? Nie! Znaczy tak! Już... mnie nie ma.
Hale pokiwał głową i wsiadł do samochodu. Od razu zwrócił uwagę na moją obrażoną minę.
- Daj spokój...
- Przecież jestem dobrym kierowcą... nawet nie wiesz, jak świetnie poradziłam sobie z Kate.
- Wieżę ci, ale są dwie rzeczy, na których mi bardzo zależy.
- Łał... jedna z nich to samochód... ciekawa czym jest druga... czekaj! Wiem! Twoja skórzana kurtka!
Derek zaśmiał się, odpalając samochód.
- Nie. Miałem na myśli ciebie.
- Co? - Odwróciłam się do chłopaka.
- Chociaż kurtkę też lubię...
- Derek Hale właśnie przyznał, że zależy mu na kimś... i tym kimś jestem ja! Co za zaszczyt. - Klasnęłam w dłonie.
- Jesteś niemożliwa.

Następnego dnia udaliśmy się z Derekiem do mieszkania Stilesa. Po co? Nie wiem. Derek się uparł, ponieważ ze Scottem nie mógł się skontaktować, a spacerowanie pod szkołą, gdy Hale jest poszukiwany, nie było zbyt dobrym pomysłem. Ułożyłam się wygodnie na łóżku chłopaka. Nocowanie w samochodzie nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy...
- Phoebe schowaj się. Nie wiadomo czy do pokoju nie wejdzie jego ojciec.
- To ty jesteś poszukiwany przez policję. Ja mogę być na przykład... dziewczyną Stilinskiego.
Mrugnęłam do Dereka.
Chłopak pokręcił głową. Nagle do pomieszczenia wszedł Stiles. Jak gdyby nigdy nic rzucił plecak w kąt i usiadł przy biurku. Nie zauważył ani Deraka, ani mnie. Nagle z korytarza wydobyło się wołanie Pana Stilinskiego.
- Tak?
Stiles odwrócił się w stronę drzwi i w końcu zauważył Dereka, a po chwili również mnie. Chłopak był zaskoczony i przerażony. Najbardziej poszukiwana osoba w całym stanie właśnie znajduje się w jego pokoju... Derek wskazał palcem drzwi z miną mówiącą samą za siebie... chłopak ma nic nie mówić ojcu. W mgnieniu oka zerwałam się z łóżka i ukryłam się z Derekiem za drzwiami. Stiles usiłował spławić ojca, choć no nie oszukujmy się... nie wychodziło mu to za dobrze. Derek co chwilę przewracał oczami z poirytowania, a ja powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem. Tak. Ta sytuacja wydawała mi się zabawna. Derek zasłonił mi dłonią usta w obawie, że się nie opanuję. Przywarłam do niego plecami i czekałam, aż Stilinski w końcu wróci do pokoju. Gdy chłopak tylko spławił ojca, Derek od razu ruszył w jego stronę.
- Spokojnie ogromny... zły... wilczku... ukrywam twój zbiegły tyłek! Mój dom, moje zasady, więc się zachowuj.
- Chłopak ma rację. - Wróciłam na łóżko.
- Czy Scott zdobył naszyjnik? - Derek zapytał poirytowany.
- Jeszcze nie... ale pracuje nad tym. W ogóle, jak się tu dostaliście?
- Tajemnica. - Odpowiedziałam chłopakowi.
- Dobra... - Westchnął Stiles.
- Możemy spróbować czegoś innego... Tamtej nocy, kiedy utknęliśmy w szkole Scott, wysłał SMS-a Allison, żeby się z nim tam spotkała.
- No i? - Zapytał Derek.
- To nie był Scott.
- Dlatego tyle was tam było... - Odezwałam się sama do siebie.
- Możesz sprawdzić, kto to wysłał?
- Ja nie, ale znam osobę, która się tym zajmie. - Odparł chłopak.
- To świetnie! - Stwierdziłam.
- Zobaczymy... - Westchnął Derek.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro