1.19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leżałam na łóżku i przeglądałam komiksy Stilesa. Muszę przyznać, że nawet mnie zainteresowały. Derek usiadł na fotelu obok i wpatrywał się w ścianę. Stiles natomiast niecierpliwie kręcił się na krześle. Gdy w jego mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi, chłopak omal nie upadł na ziemię. Nie zwracając uwagi na moje złośliwe komentarze, pobiegł na dół przywitać swojego kolegę Dannego. Podobno potrafi on namierzyć numer, z którego ktoś wysłał wiadomość do Allison, podszywając się za Scotta. Chłopak wszedł do pokoju Stilesa i od razu przeniósł swój wzrok na Dereka. Muszę przyznać, że Danny był niczego sobie... choć zastanawiało mnie, dlaczego tak intensywnie wpatruje się w Dereka. Hale od razu poczuł się niekomfortowo. Sięgnął na półkę z książkami, która stała zaraz przy łóżku, zdjął z niej pierwszą lepszą książkę i skupił na niej całą swoją uwagę. Energicznie podniosłam się z łóżka i podałam chłopakowi dłoń.
- Cześć. Jestem Phoebe. Przyjaciółka Stilesa. - Powiedziałam z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Danny. - Chłopak szybko przywitał się ze mną, a następnie spojrzał podejrzliwie na Stilesa, który wszedł właśnie do pokoju. Stiles postanowił od razu przejść do rzeczy, dlatego poprosił chłopaka o przysługę.
- Co mam zrobić? - Zapytał zdezorientowany Danny.
- Ustalić skąd wysłano SMS-a.
- Przez telefon mówiłeś, że mam ci pomóc w projekcie...
- Tak... ale najpierw potrzebuję załatwić sprawę SMS-a.
Derek zacisnął usta w wąską linię. Zwątpił w Stilinskiego. Wróciłam na łóżko i delikatnie szturchnęłam Dereka nogą. Ten nawet nie zareagował.
- Skąd przypuszczenie, że potrafię to zrobić?
- Sprawdziłem twój protokół aresztowania... - Powiedział dumnie Stiles.
- Miałem 13 lat. Wycofano zarzuty. Przykro mi stary, ale robimy projekt. - Danny pokiwał głową.
Stiles dosunął się do swojego biurka poirytowany.
- Tak w ogóle to, kim jest ten koleś?
- Mój kuzyn Miguel... - Stiles podrapał się po głowie.
Z trudem powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem. Derek otworzył szerzej oczy.
- Czy on ma na koszulce krew? - Zapytał Danny.
A no rzeczywiście... wcześniej tego nikt nie zauważył.
- Ma on... dość częste krwotoki z nosa. Miguel! Mówiłem, że możesz pożyczyć jedną z moich koszul.
Hale z morderczą miną podszedł do szafki z ubraniami Stilesa. Dostrzegłam, że Danny wpatruje się w pośladki Miguela... to znaczy Dereka. Poczułam się nieco zazdrosna... Derek zdjął koszulkę, a kolega Stilesa oblizał usta. Na mojej twarzy pojawił się grymas. Nie, żeby coś... nic nie mam do gejów, ale on ślini się na widok Dereka... mojego Dereka. Hale wyjął pierwszą lepszą koszulkę i założył ją na siebie. Oczywiście koszulka była dla niego za mała. Materiał bardzo opinał umięśnione ciało Dereka, co chyba jeszcze bardziej spodobało się Dannyemu. Derek zdjął z siebie koszulkę i rzucił ją na podłogę, a następnie znów zanurkował w szafce.
- Miguel! Pomogę ci. - Wstałam z łóżka i podeszłam do chłopaka.
- Nie mów tak do mnie... - Derek wyszeptał poirytowany.
- Człowieku... nie dam ci teraz żyć. Zaraz zmienię twoją nazwę w kontaktach.
- Tylko spróbuj...
Cmoknęłam Dereka w policzek, upewniając się, że Danny nas widzi. Derek warknął pod nosem i razem ze mną przeszukiwał szafkę Stilesa.

Znajdowaliśmy się pod szpitalem, w którym pracowała mama Scotta. Danny zlokalizował numer, z którego wysłano wiadomość do Allison. Ktoś zrobił to właśnie z tego miejsca. Scott zadzwonił do Stilesa, który powinien być na boisku, ponieważ jego drużyna miała dziś ważny mecz, ale chłopak postanowił pojechać z nami.
- Jeśli spotkasz mojego ojca... powiedz mu, że się spóźnię, ale przyjdę! Dzięki. - Chłopak zakończył rozmowę z przyjacielem.
- Nie zdążysz... - Odezwał się Derek.
- Wiem.
- Stiles... mogłeś tam jechać. - Odezwałam się do chłopaka.
- Wiem! Ale coś mi mówi, że muszę tu być.
- Dobra... znasz mamę Scotta, więc razem wejdziemy do szpitala. - Poklepałam chłopaka w ramię i wysiadłam z samochodu.
- Stiles! - Derek powstrzymał dzieciaka przed opuszczeniem auta.
- Tak?
Hale chwycił Stilesa za kark i uderzył jego głową o kierownicę.
- Ała! Za co?
- Dobrze wiesz!
- Miguel... uspokój się. - Jęknęłam.
- Phoebe! Nie prowokuj mnie.
Puściłam całusa w stronę Dereka. Stiles wysiadł z samochodu i rozmasował obolały nos.
- Jak ty z nim wytrzymujesz? - Zapytał.
- Tajemnica.
- Mam dość tych tajemnic!
Przed wejściem do szpitala, moja komórka dała mi o sobie znać. Wyjęłam urządzenie z kieszeni. Na wyświetlaczu widniał nieznany mi numer.
- Phoebe! Nie mamy czasu! - Krzyknął Stiles.
Odrzuciłam numer i ruszyłam za chłopakiem do budynku. Jednak ta sprawa nie dawała mi spokoju. A co jeżeli Tyler znalazł sposób by się ze mną skontaktować? Cholera... teraz żałuję, że nie odebrałam. Przeszukaliśmy niemal cały szpital, lecz nie udało nam się znaleźć mamy Scotta. Stiles zadzwonił do Dereka i opisał mu naszą sytuację.
- Znajdź Jennifer. Opiekuje się moim wujkiem. - Usłyszałam głos Dereka.
- Czekaj... kim? - Wyrwałam Stilesowi telefon.
- Nie miałem okazji ci o nim powiedzieć.
- Nie miałeś okazji... a to dobre! Więc dlatego tak często znikałeś...
- Phoebe pogadamy o tym!
- Najpierw ukrywasz swoją rozmowę z Laurą, a teraz okazuje się jeszcze, że twój wujek żyje! Ciekawa jestem, co jeszcze ukrywasz. - Byłam wściekła.
- Phoebe... jego wujka tutaj nie ma. - Stiles wyłonił się z jednej z sal.
- Jak to nie ma? - Zapytał Derek.
- Stiles ma rację... nie ma tu twojego wujka. - Potwierdziłam i rozejrzałam się dookoła.
Derek przez chwilę milczał.
- Cholera... Phoebe zabierz stamtąd dzieciaka i uciekajcie! - Nagle wykrzyczał do telefonu.
- Co? Dlaczego?
- To on jest Alfą!
Nagle ktoś wyrwał mi z ręki telefon i rzucił mną o ścianę.
- Stiles uciekaj! - Krzyknęłam do chłopaka.
Niestety drogę zagrodziła mu jakaś pielęgniarka... zapewne Jennifer. Chciałam poderwać się z miejsca i pomóc chłopakowi, ale czyjaś silna ręka uniemożliwiła mi jakikolwiek ruch. Przede mną uklęknął mężczyzna z okropnymi bliznami, które okalały połowę jego twarzy. Ślady po oparzeniu. Świetnie. Właśnie mam przed sobą wujka Dereka, który jest w dodatku morderczym Alfą. Jak on miał na imię... Peter? Chyba tak. Stiles stał sparaliżowany. Mężczyzna dotknął mojego policzka.
- Znów się spotykamy kochanie. - Powiedział jak, gdyby nigdy nic.
Wyczekałam na odpowiedni moment, odbiłam się od ściany i chciałam już uderzyć Alfę, ale ten w mgnieniu oka złapał mnie za ramię i znów przycisnął do ściany.
- Boże... zginiemy! - Wyjąkał Stiles.
Nagle przy pielęgniarce znalazł się Derek. Jednym ruchem powalił kobietę na ziemię. Stiles zaczął krzyczeć. Derek nie zwracając uwagi na panikę Stilinskiego, przeniósł wzrok na swojego wujka, który przyciskał mnie do ściany.
- To nie było miłe. Zraniłeś moją pielęgniarkę. - Odparł Peter.
- To wariatka, która pomagała ci zabijać. Stiles... zejdź mi z drogi. - Warknął Derek.
Chłopak przykleił się do ściany. Derek spojrzał na mnie i wtedy wykorzystałam nieuwagę Petera i wykręciłam jego dłoń do tyłu. Derek rozpędził się i z impetem kopnął swojego wujka w brzuch. Mężczyzna jednak nic sobie z tego nie zrobił. Podbiegłam do Dereka i przybrałam pozycję gotową do ataku.
- Myślisz, że celowo zabiłem Laurę? Członka własnej rodziny? - Zapytał Peter.
Wspomnienie Laury sprawiło, że poczułam w sobie ogromną złość. Derek zaryczał złowrogo i rzucił się na swojego wujka. Poszłam oczywiście w jego ślady. Niestety... Peter odparł zarówno atak Dereka, jak i mój. Mężczyzna wbił Dereka w ścianę, a ja zaliczyłam bliskie spotkanie ze stołem, na którym rozstawione były medyczne gazetki. Jedna z drewnianych pozostałości po stole wbiła mi się w ramię. Szybkim ruchem pozbyłam się odłamka i dostrzegłam, że Derek nie potrafi podnieść się z ziemi, a Peter zmierza właśnie w kierunku Stilesa. Podniosłam się na równe nogi, zawarczałam, a następnie rzuciłam się mężczyźnie na plecy. Peter jak gdyby spodziewał się takiego ruchu z mojej strony. Przerzucił mnie przez ramię, a następnie zrobił silny zamach i uderzył pięścią w podłogę tuż obok mojej twarzy. Poczułam, jak oblewa mnie pot. Mało brakowało, choć sądzę, że mężczyzna zrobił to specjalnie. Niestety jednak nie miał zamiaru całkowicie mi odpuścić. Sięgnął po kawałek z rozwalonego stołu, a następnie wbił mi go w brzuch. Cały budynek wypełnił się moim krzykiem.
- Zostaw... ją! - Derek usiłował się do nas doczołgać.
Peter ucałował mnie w czoło, co spowodowało, że miałam ochotę zwymiotować, po czym udał się w kierunku Dereka. Stiles podbiegł do mnie i nie wiedział, co ma zrobić.
- Musisz... cholera! Wyciągnij to ze mnie! - Krzyknęłam.
- Boże... ja... chyba... nie potrafię! - Stiles był przerażony.
Zacisnęłam mocno zęby i chwyciłam za kawałek drewna, który wystawał z mojego ciała. W międzyczasie Peter chwycił Dereka za gardło i zaczął wlec go przez korytarz. Raz... dwa... trzy! Szybkim ruchem wyjęłam odłamek i rzuciłam go w kąt. Z mojego brzucha zaczęła sączyć się krew. Stiles pomógł mi w stać z podłogi.
- Mój umysł i osobowość były dosłownie wypalone. Kierował mną czysty instynkt. - Peter zwrócił się do siostrzeńca.
- Stiles... uciekaj stąd. - Wyszeptałam do chłopaka, który mnie podtrzymywał.
- Co! Nie!
- Spadaj stąd albo wyrzucę cię przez okno. - Warknęłam.
Peter z Derekiem zniknęli za zakrętem. Splunęłam krwią na podłogę.
- On was zabije. - Jęknął Stilinski.
- Nie zdoła...
- Zobacz, jak wyglądasz! Zaraz pewnie to samo spotka Dereka. W sumie to za nim nie przepadam, ale ciebie lubię i nie chcę, żebyś zginęła! Za trzy dni mam szkolny bal i jak zawsze nie mam z kim się na niego wybrać, więc chciałem, żebyś ze mną poszła. W ten sposób wzbudziłbym podziw w kolegach z drużyny, ponieważ jesteś strasznie ładna i seksowna!... I może nawet wzbudziłabyś zazdrość w Lydii i ta wreszcie by się mną zainteresowała! - Stiles gadał jak najęty.
- Stiles dam sobie radę. Proszę... uciekaj.
Chłopak zacisnął usta w wąską linię. Po chwili namysłu w końcu postanowił mnie posłuchać. Chwiejnym krokiem ruszyłam za Peterem. Po chwili dotarłam do prosektorium. Oparłam się o framugę drzwi i spojrzałam na leżącego na podłodze Dereka. Hale szybko namierzył mnie wzrokiem. Jego mina wyrażała jedno. Uciekaj. Tylko że ja nie miałam zamiaru go zostawić. Weszłam do chłodnego pomieszczenia, a przede mną nagle zmaterializował się Peter. Na jego twarzy nie było już śladu po oparzeniu. Warknęłam, gdy mężczyzna chwycił mnie za ramię, lecz nie zdołałam nic zrobić, ponieważ wylądowałam zaraz obok Dereka. Hale przyciągnął mnie do siebie, napinając wszystkie swoje mięśnie. Był wyczerpany, ale mimo wszystko chciał mnie bronić.
- Derek. Daj mi szansę wyjaśnić. W końcu jesteśmy rodziną. - Zaczął Peter.
- Czego do cholery chcesz? - Warknęłam.
- Oj kochanie... musisz psuć nastrój? No niech Ci będzie... Chcę, żebyście do mnie dołączyli.
- Twoje niedoczekanie. - Parsknęłam ironicznym śmiechem.
Derek milczał.
- Oj Phoebe... wiesz co... trochę prześledziłem twoje życie. Musi ci być naprawdę ciężko. Od małego wychowywać się w niezwykle szanowanym i potężnym stadzie. Córeczka tatusia z perspektywą na objęcie po nim władzy. Wtajemniczona w mordercze intrygi. Bezlitosna... I nagle... wszystko się posypało. Naprawdę chcesz tak dalej żyć? Tworzyć z Derekiem dwuosobowe stadko... Proszę cię stać cię na coś lepszego. Widać w tobie ogromną siłę. Nie chcę, by twój potencjał się zmarnował.
- Zamknij się! - Krzyknęłam na Petera.
- Trafiłem w twój czuły punkt? Nie masz już kochanie rodziny. Zostałaś sama. Dlatego potrzebujesz nowego stada, a ja ci daję możliwość przyłączenia się do mnie.
Poczułam okropny ucisk w żołądku.
- Nie dołączymy do ciebie. - Derek w końcu postanowił się odezwać.
- Obawiam się... że nie macie innego wyjścia.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro