1.22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłam oczy. Zdezorientowana wlepiłam swój wzrok w przestrzeń, która znajdowała się naprzeciwko mnie. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, nie wierząc w to, co widzę. Dookoła rozprzestrzeniały się ogromne drzewa i krzewy. Charakterystyczny leśny zapach przyprawił mnie o lekki zawrót głowy. Dalej znajdowałam się na niewygodnym krześle, lecz tym razem moje kończyny nie były niczym skrępowane. Ostrożnie podniosłam się na równe nogi i z grymasem na twarzy przetarłam zmęczone oczy. W oddali słychać było wesołe śpiewy ptaków, a gdzieś w pobliskich krzakach buszowały leśne stworzonka.
- Co ja tu robię? - Zapytałam samą siebie.
Zrobiłam niepewny krok w przód. Mój but delikatnie zatopił się w leśnej ściółce. Ostrożnie uklęknęłam i wzięłam do ręki niewielki patyk. Przyglądałam mu się uważnie, zupełnie tak, jakby ten kawałek drewna miałby udzielić mi odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania. Wzięłam głęboki oddech, po czym odłożyłam gałązkę na miejsce i ruszyłam przed siebie. Im dalej szłam, tym bardziej okolica wydawała mi się dziwnie znajoma. Co prawa wszędzie dookoła są drzewa... ale mimo wszystko. Towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, jakbym była już tu wcześniej....
- Znajdź mnie! - Wesoły chłopięcy głos odbił się echem w mojej głowie.
- Tyler!? - Zapytałam niepewnie.
Jedynie ptaki zareagowały na mój głos, płacząc się z gałęzi pobliskich drzew.
- Tyler... gdzie jesteś? - Rozejrzałam się dookoła.
W oddali dostrzegłam kawałek niebieskiej bluzy. Dokładnie taką samą miał mój brat, kiedy opuszczałam rodzinny dom. Biegiem ruszyłam w stronę chłopaka, lecz gdy dotarłam na miejsce, w którym ostatni raz go widziałam, ten po prostu rozpłynął się w powietrzu.
- Szukaj! - Znów usłyszałam jego głos.
- Tyler proszę cię... wyjdź! - Czułam lekką irytację. Nigdy nie przepadałam za grą w chowanego.
- Dalej Phoebe! Wysil się trochę!
Zamknęłam oczy. Chciałam użyć swoich zmysłów... lecz coś je blokowało.
- Bez oszukiwania! - Miałam wrażenie, jakby chłopak dosłownie pojawił się za moimi plecami, lecz kiedy się odwróciłam, Tylera tam nie było.
Prowadzona przez wesoły głosik brata dotarłam w końcu przed ogromny dom. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu. To był mój rodzinny dom... Cos tu jednak było nie tak. Zazwyczaj to miejsce tętniło życiem, a teraz... była tu jedynie pustka.
- Nie tak zapamiętałaś to miejsce. Prawda? - Usłyszałam za sobą głos brata.
Gdy odwróciłam się w jego stronę, dostrzegłam Tylera, który siedział na ulubionej ławce mojego ojca. Chłopak wpatrywał się we mnie swoimi intensywnie brązowymi oczami.
- Co tu się stało? Gdzie są wszyscy? - Dosiadłam się do chłopaka.
Tyler zmarszczył czoło, po czym odwrócił ode mnie wzrok, wpatrując się w ogród naszej mamy.
- Wkrótce wydarzy się coś złego...
- Co masz na myśli?
- Nie wiem... ale... mam złe przeczucie.
- Tyler zaczynasz mnie martwić.
- Musisz do nas wrócić.
- Wiesz, że to niemożliwe. - Złapałam brata za rękę.
Jego dłonie były niepokojąca zimne.
- Coś złego... - Tyler powtarzał w kółko te dwa słowa.
Usiłowałam uspokoić brata, kiedy usłyszałam głośne wycie. Odwróciłam wzrok od chłopaka i rozejrzałam się dookoła. Wycie wydawało mi się dziwnie znajome...
- Tyler ty też to słyszysz?
Kiedy brat nie raczył mi odpowiedzieć, przeniosłam swój wzrok z powrotem na niego... a raczej na puste miejsce obok mnie. Poderwałam się nerwowo z miejsca.
- Tyler! Gdzie jesteś!
Obraz przed moimi oczami zaczął się niepokojąco zniekształcać. Czułam, jak moje ciało staje się bezwładne. Upadłam boleśnie na ziemię. Gdzieś w oddali znów usłyszałam głos brata.
- Wkrótce wydarzy się coś złego Phoebe! Musisz do nas wrócić!


Poczułam ból na prawym policzku. Uniosłam zmęczone powieki do góry, a mój wzrok napotkał przed sobą obrzydliwego, łysego mężczyznę. Wkrótce wszystko zaczęło stawać się dla mnie jasne... To był tylko sen. W dalszym ciągu znajdowałam się w piwnicy.
- Chcesz dowiedzieć się, co dla ciebie przygotowałem? - Mężczyzna zaśmiał się ochrypłym głosem.
Starałam się go zignorować. W głowie pojawił mi się szereg przeróżnych interpretacji mojego snu. Co oznaczały słowa Tylera? Z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie solidny cios w policzek.
- Rozmawiaj ze mną suko! - Mężczyzna wydawał się poirytowany.
- Co Kate już nie ma dla mnie czasu? - Rzuciłam mu mordercze spojrzenie.
- Nie interesuj się tak...
Łysol wziął do ręki metalowe obcęgi i zaczął nimi wymachiwać mi przed nosem.
- Ale szykuje się zabawa! Powiem ci, że rzadko, kiedy się tak ekscytuję torturami.
- Super... czuję się wyróżniona. - Wycedziłam przez zęby.
- Muszę przyznać, że spodziewałem się po tobie czegoś... lepszego.
- Co masz na myśli?
- No nie wiem... jakiejś woli walki? Twoje życie jest, aż tak beznadziejne, że nie chcesz o nie walczyć?
Zacisnęłam usta w wąską linię. Kiedy miałam rzucić w jego stronę dość wulgarną wiązankę, w pomieszczeniu rozległo się stłumione pukanie do drzwi.
- Nie teraz! Jestem zajęty. - Mężczyzna odwrócił się przez ramię.
Pukanie jednak nie ustawało.
- Szlag by to... - Łysol niechętnie podszedł do drzwi, po czym otworzył je z ogromnym impetem.
W jednej chwili mężczyzna upadł na ziemię z rozerwanym gardłem. Przez chwilę wpatrywałam się w krew, która sączyła się z jego ciała, kiedy dotarło do mnie, co tak właściwie się teraz stało. Derek podbiegł do mnie i w mgnieniu oka rozprawił się z więzami, które krępowały moje dłonie i nogi. Rzuciłam się chłopakowi na szyję. Hale przytulił mnie mocno, a wręcz mogłabym powiedzieć, że za mocno, ponieważ nie mogłam powstrzymać jęknięcia spowodowanego przez ból.
- Bardzo cię przepraszam!
Derek delikatnie odsunął się ode mnie, po czym zmierzył mnie badawczo wzrokiem. Na jego twarz wkradła się złość.
- Zabiję ją za to, co ci zrobiła!
- Spokojnie mięśniaku! Z chęcią sama się za nią wezmę.
Przyciągnęłam Dereka do siebie, po czym złączyłam nasze usta w niezwykle zachłannym pocałunku. Wzniosłą chwilę przerwało nam ciche chrząknięcie. Niechętnie oderwałam się od Dereka i spojrzałam na osobę, stojącą za jego plecami.
- Scott! - Krzyknęłam, po czym rzuciłam się chłopakowi na szyję.
- Już nigdy nie zakwestionuję twoich umiejętności. - Dodałam po chwili.
- Mamy problem... - Chłopak delikatnie odsunął się ode mnie.
- Serio? No co ty nie powiesz...
- Musicie powiedzieć mi, jak powstrzymać Petera.
- Idealny moment sobie na to wybrałeś. - Derek warknął.
- Zamierza dopaść Allison i jej rodzinę.
- O... jej rodzinę to mógłby poćwiartować na kawałeczki i...
- Phoebe... daruj sobie. - Scott przerwał mi w połowie zdania.
- Ok...
- Nie można go powstrzymać... - Odezwał się Derek.
- Obiecałeś, że mi pomożesz!
- Obiecałeś? - Zapytałam podejrzliwie Dereka.
- W zamian za to, że mnie uwolnił.
- To wiele wyjaśnia... - Jęknęłam.
- Wiem coś, co cię może zainteresować... - Scott zaczął szukać czegoś w kieszeni.
Derek przybliżył się do mnie i wyczekująco wpatrywał się w chłopaka.
- Peter powiedział, że nie wiedział, co czyni, zabijając twoją siostrę, prawda? Kłamał. - Chłopak wręczył Derekowi kartkę papieru. Znajdował się na niej martwy jeleń ze spiralą na ciele.
- To sprowadziło twoją siostrę do Beacon Hills prawda?
- I jak zwykle ja nic nie wiem... - Przewróciłam oczami.
- Skąd to masz? - Derek był w szoku.
- Mój szef powiedział, że trzy miesiące temu, ktoś przyszedł do kliniki, prosząc o kopię tego zdjęcia. Wiesz, kto to był? Pielęgniarka Petera! Przywiedli tu twoją siostrę. Peter ją zabił i stał się Alfą. Właśnie dlatego mi pomożesz.
Wściekły Derek podszedł do stolika, na którym znajdowały się narzędzia tortur mężczyzny, który teraz był już trupem i rozwalił go w drobny mak. Aż po moim ciele przeszły dreszcze.
- Pomogę ci. - Derek zwrócił się do Scotta, ciężko dysząc.


Znajdowaliśmy się pod pozostałościami po domu Dereka. Zarówno Derek, jak i ja byliśmy potwornie zmęczeni. Tortury Kate znacznie osłabiły nasze ciała.
- Scott zaczekaj! - Derek zgiął się w pół, po czym zrobił kilka głębokich wdechów.
- Coś jest nie tak. - Dodał po chwili.
- Co masz na myśli? - Zapytał zdezorientowany McCall.
- Idzie nam zbyt łatwo. - Rozejrzałam się dookoła.
- Phoebe nie mów tak! Jak ludzie mówią, że coś idzie zbyt łatwo, to potem dzieją się złe rzeczy!
- Przepraszam... - Przewróciłam oczami.
W tej samej chwili Derek został trafiony strzałą w ramię. Hale upadł na ziemię. Kate osłabiła nas na tyle, że nasze zmysły zrobiły sobie chwilowe wolne... W mgnieniu oka znalazłam się przy Dereku. Spojrzałam w stronę, z której została wystrzelona strzała. Moim oczom ukazała się Kate i Allison. Zawarczałam wściekła. Allioson załadowała kolejną strzałę do swojej kuszy. Dziewczyna wycelowała ją w moją stronę. W ostatniej chwili Derek odepchnął mnie na bok i sam przyjął na siebie kolejny cios.
- Derek! Ty idioto! - Krzyknęłam bez namysłu.
- Kiedyś mi podziękujesz.- Chłopak odparł ledwo słyszalnie.
Rzuciłam się biegiem w stronę dwójki łowczyń, kiedy Allison wystrzeliła w naszą stronę strzałę błyskową. Upadłam na ziemię całkowicie oszołomiona. Wiłam się oślepiona na ziemi.
- Scott zabierz stąd Phoebe i uciekaj! - Głos Dereka odbił się echem w mojej głowie.
Ktoś złapał mnie pod rękę i zaczął gdzieś wlec.
- Scott! Puszczaj albo połamię ci wszystkie kości!
- Boże mam was już dość!
Kiedy odzyskałam sprawność w oczach, doczołgałam się do rannego Dereka.
- Uciekaj! - Hale odezwał się błagalnym głosem.
- Nie.
- Phoebe!
- Przymknij się Hale! Nie zostawię cię.
Allison zbliżyła się do nas. Dziewczyna wycelowała we mnie swoją kuszę, po czym z chłodnym wyrazem na twarzy wpakował we mnie strzałę. Jęknęłam z bólu.
- Allison wszystko ci wyjaśnię! - Scott chciał przemówić do dziewczyny.
- Nie okłamuj mnie! Choć raz przestań kłamać.
- Miałem ci powiedzieć prawdę na balu. Mówiłem... i robiłem to wszystko...
- Aby mnie chronić.
- Dokładnie.
- Nie wierzę ci.
- Boże! Zastrzel ich. - Kate dołączyła do swojej siostrzenicy.
- Mieliśmy ich tylko złapać. - Allison wydawała się zaskoczona.
- To już mamy zaliczone. Teraz musimy ich zabić.
Kobieta wycelowała we mnie pistolet.
- Nie... - Derek próbował podnieść się z ziemi.
Kula wbiła się w moje ciało, a przestrzeń, która nas otaczała, wypełniła się moim głośnym krzykiem. Kobieta postrzeliła mnie w brzuch.
- Zabiję cię! - Wykrztusiłam, dławiąc się krwią.
Po moich słowach Kate postrzeliła również Dereka. Do moich oczu napłynęły łzy. Marzyłam tylko o tym, by zabić tę przebrzydłą kobietę, ale nie miałam na to siły.
- Kate! Co ty wyprawiasz! - Allison zaczęła panikować, kiedy Kate wymierzyła bron w Scotta.
Bezradnie wtuliłam się w ciało Dereka.
- Kate! - Ktoś wyłonił się zza drzew. Był to Chris Argent.
Kobieta wydawała się zaskoczona jego obecnością.
- Wiem, co zrobiłaś. Odłóż broń.
- Zrobiłam to, co mi kazano.
- Nikt nie kazał ci mordować niewinnych. W domu były dzieci. Niegdyś były ludźmi. Spójrz, co teraz robisz. Trzymasz na muszce szesnastolatka! Kierujemy się kodeksem.
Argent wycelował swoją bron w kobietę. Derek przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Czuł, jak bardzo się boję. Kate opuściła broń. W tej samej chwili drzwi z domu Dereka delikatnie się uchyliły.
- Allison cofnij się! - Chris zwrócił się do swojej córki.
Czułam, jak ciało Dereka całe się spięło.
- Co to takiego? - Zapytała Allison.
- Alfa. - Odparł Scott.
W ułamku sekund zarówno Allison, jak i Chris wylądowali na ziemi. Kate usiłowała wycelować swą broń w Alfę. Bezskutecznie. Peter był dla niej za szybki. Kiedy kobieta kręciła się wokół własnej osi, Peter wyczekał na dogodny moment, po czym zakradł się do niej od tyłu i pozbawił ją broni. Kiedy Kate wydała z siebie przerażający krzyk, Peter ścisnął jej gardło, po czym wciągnął ją do domu.
- Nie! - Allison wbiegła do niego za ciotką.
Odsunęłam się ostrożnie od Dereka, kiedy poczułam, że Hale z coraz większym trudem oddycha.
- Dalej Derek! Nie możesz mnie zostawić! - Delikatnie potrząsnęłam ciałem Dereka.
Nagle z mieszkania wydobył się krzyk Allison.
- Musisz jej pomóc. On nie chce zabić jedynie Kate... - Derek wycedził ledwo słyszalnie.
- Nie zostawię cię...
- Spokojnie! Dam sobie radę.
Delikatnie ucałowałam Dereka w czoło, po czym z wielkim trudem wstałam z chłodnej ziemi. Chwiejnym krokiem udałam się do domu. Usiłowałam za wszelką cenę pobudzić swoje wszystkie zmysły. Po drodze pozbyłam się ze swojego ciała strzały i kuli. Kiedy weszłam do pomieszczenia, w którym znajdował się Peter i Allison od razu przeniosłam swój wzrok na martwą Kate.
- Jej przeprosiny mnie nie usatysfakcjonowały. - Pater zwrócił się do przerażonej Allison.
- Zostaw ją! - Warknęłam na niego.
- No proszę... kogo my tu mamy.
- Zemściłeś się już wystarczająco.
- Oj nie... Pragnę więcej krwi...
Peter ruszył w stronę dziewczyny. Zebrałam się w sobie i w porę odepchnęłam dziewczynę na ziemię.
- W takim razie zabiję też ciebie!
Peter rzucił mną o drewniane ściany pomieszczenia. Kiedy usiłowałam się podnieść, Hale złapał mnie za włosy i podniósł do góry.
- Uparta jesteś.
Wbiłam swoje pazury w prawy bok, alfy, ale Peter spojrzał na mnie z godnym pożałowania wzrokiem.
- Myślisz, że mnie to zabolało?
- Mam taką nadzieję...
Peter chwycił mnie za gardło. Miałam właśnie podzielić los Kate, kiedy niespodziewanie za plecami Petera pojawił się Scott. Chłopak uratował mi życie. Kiedy upadłam na ziemię, dostrzegłam, że do pomieszczenia wchodzi również Derek. Hale był już w pełni przemieniony. Kiedy zrozumiał, co przed chwilą chciał zrobić Peter, złość jeszcze bardziej w nim wezbrała. Odsunęłam się z linii ognia. Allison pomogła mi podnieść się na równe nogi.
- Uciekaj! - Scott krzyknął do dziewczyny.
Ta instynktownie pociągnęła mnie za sobą.
- Zostaję. - Wyswobodziłam się z jej uścisku.
Dziewczyna pokiwała twierdząco głową i wybiegła z budynku.
- Dwa wilkołaki... - Peter się zaśmiał.
- Trzy idioto. Naucz się liczyć. - Warknęłam w jego stronę.
- Ty już jesteś prawie martwa.
Derek nie wytrzymał i rzucił się na wujka. W końcu również dołączyłam do niego ze Scottem. Niestety, każdy z nas po kolei lądował na ziemi. Wyczekując na odpowiedni moment, kiedy Peter walczył ze Scottem, zakradłam się do niego od tyłu, po czym wbiłam w jego ciało drewniany odłamek ze stołu, który wcześniej swoim ciałem rozwalił Derek. Peter zawył przerażająco, po czym odepchnął od siebie Scotta. Złapał mnie w żelazny uścisk i wymierzył w mój serię silnych ciosów. Dokładnie w ranę po postrzale. Ból był nie do zniesienia. Zaskomlałam jak mały, bezbronny pies, co bardzo uradowało Alfę. Uwagę Petera od mojej osoby odwrócił Scott. Upadłam osłabiona na drewnianą posadzkę, kiedy dostrzegłam w rogu pokoju nieprzytomnego Dereka. Na moim czole pojawiły się kropelki potu. Z zamyślenia wyrwał mnie Scott, a raczej jego bezwładne ciało, które mnie przygniotło. Zsunęłam z siebie chłopaka i przeniosłam swój wzrok na Petera. Ten zaczął przeistaczać się w potworną bestię. Resztkami sił usiłował podnieść chłopaka do góry, kiedy potwór podbiegł do nas i z ogromną siłą wyrzucił nas przez okno. To samo również spotkało Dereka. Kiedy Alfa wybiegł na zewnątrz by w końcu zakończyć swoje dzieło, niespodziewanie pod dom Dereka podjechał jakiś sportowy samochód. Z jego wnętrza wyskoczył Stiles i Jackson. Przetarłam ze zdumienia oczy, upewniając się, czy nie są to przypadkiem jakieś halucynacje. Stilinski rzucił szklanym słoikiem w stronę Petera, ale ten zręcznie złapał go w swoje paskudne łapy.
- Cholera... - Wyszeptał pod nosem Stiles.
- Allison! - Scott rzucił w stronę dziewczyny jej kuszę.
Dziewczyna zręcznie załadowała broń, po czym wystrzeliła pojedynczą strzałę w Alfę. Strzała idealnie trafiła w słoik, którego zawartość podpaliła Petera. W końcu Alfa padł na ziemię w swej już ludzkiej, zwęglonej postaci. Ze względu na to, że znajdowałam się najbliżej Stilinskiego, poprosiłam chłopaka, żeby pomógł mi wstać. Ten posłusznie wykonał moje polecenie. Allison podeszła do Scotta i czule go pocałowała. Derek stał z boku i ślepo wpatrywał się w zwęglone ciało wujka. Odsunęłam się od Stilesa i chwiejnym krokiem ruszyłam w jego stronę.
- Udało się! - Krzyknęłam do chłopaka, ale ten nie zwrócił nawet na mnie uwagi.
- Derek... - Wyszeptałam niepewnie.
Hale wyminął mnie zręcznie i kucnął przy swoim wujku. Peter resztkami sił utrzymywał się przy życiu.
- Czekaj! - Scott krzyknął do Dereka.
- Mówiłeś, że lekarstwo pochodzi od tego, co cię ugryzł!
Derek nie raczył odwrócić się do Scotta.
- Derek! Jeśli to zrobisz, nie będę żył. Jej ojciec... jej rodzina... co dalej pocznę?
- Już podjąłeś decyzję. - Peter wyszeptał do Dereka.
Podeszłam bliżej chłopaka.
- Derek... przemyśl to dobrze... - Wymamrotałam w jego stronę.
Hale zręcznym ruchem poderżnął Peterowi gardło. Odsunęłam się w bok, kiedy krew jego wujka wylądowała na moich ubraniach. Wszyscy wokół zamilkli.
Derek podniósł się znad martwego ciała wujka. Jego oczy zabłysnęły ognistą czerwienią.
- Teraz ja jestem Alfą!
Czułam, jak ślina grzęźnie mi w gardle. Nagle poczułam delikatne wibracje w kieszeni mojej kurtki. Sięgnęłam do niej ręką i wyjęłam z niej dzwoniący telefon. Już miałam odrzucić połączenie, kiedy przypomniałam sobie swój sen. Przez chwilę wpatrywałam się w nieznany mi numer.
- Wkrótce wydarzy się coś złego... - Przypomniałam sobie słowa Tylera.
Derek podszedł do mnie niepewnym krokiem. Postanowiłam odebrać telefon.
- Tak? - Zapytałam drżącym głosem.
- Phoebe córeczko! - Po drugiej stronie usłyszałam zapłakany głos mamy.
- Mamo... co się stało? - Czułam, jak całe moje ciało drży.
Oczy wszystkich osób, które znajdowały się przed domem Dereka, teraz wpatrywały się we mnie.
- Kochanie... stało się coś naprawdę bardzo złego. - Przez płacz, kobiecie ciężko było sklecić zdanie.
Czułam, jak łzy cisną mi się do oczu.
- Max.... Boże on... on zabił twojego ojca!
- Co? - Myślałam, że się przesłyszałam.
- Twój ojciec... nie żyje! Musisz do nas wrócić!
- Ale jak to? - Poczułam ogromne ukłucie w sercu.
- Phoebe... musisz wrócić...
Wszystko zaczęło wokół wirować. Wypuściłam telefon z ręki i upadłam na kolana. Derek chciał mnie do siebie przytulić, ale odsunęłam się od niego. Scott ze Stilesem usiłowali dowiedzieć się, co jest powodem mojego nagłego załamania.
- Mój ojciec nie żyje... został zamordowany...
- Przecież on wygnał cię ze stada! Myślałem, że go nienawidzisz. - Stiles zwrócił się do mnie.
- Owszem.... nienawidziłam, ale to był mój ojciec... a teraz moje stado... jest w niebezpieczeństwie.
- Jak to? - Zapytał Derek.
- Max nie zabił go bez przyczyny. Będzie się na mnie mścił... za to, że go odrzuciłam.
- Boże to jakiś psychol... - Jęknął Stiles.
- Muszę wrócić do domu.
- Phoebe... - Derek chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Muszę ratować swoją rodzinę...  



No i w końcu dotarłyśmy do końca pierwszej części! Wiem, że trochę to trwało, ale natłok obowiązków zmusił mnie do zaniedbania moich opowiadań. Nie wiem, kiedy ruszę z następną częścią. Na razie planuję tutaj mały remont, ale też nie mam pojęcia, ile on może potrwać. 

Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze i gwiazdki. Mam nadzieję, że uzbroicie się w cierpliwość.

Pozdrawiam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro