1.4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hale usiłował dowiedzieć się czegoś więcej o mojej rodzinie. Nie byłam jeszcze gotowa na zwierzenie mu się ze wszystkich moich sekretów, dlatego poprosiłam go o cierpliwość. Zamiast tego, by odreagować jakoś na zaistniałą sytuację, namówiłam chłopaka, żeby wybrał się ze mną do jakiegoś baru. Hale oczywiście się opierał, ale w końcu zrozumiał, że nie ma ze mną żadnych szans. Zabrał mnie w miejsce, gdzie kiedyś chodziła Laura. Knajpka z zewnątrz wyglądała niezbyt przyjemnie. Budynek był dość mocno zniszczony i wydawało się, że nie powinien już tutaj w ogóle stać. Gdy znaleźliśmy się w środku, oniemiałam. Miałam wrażenie, że teleportowałam się do zupełnie innego miejsca. Pomieszczenie było ogromne. Pod ścianami były rozmieszczone drewniane stoły, które w większości były zajęte. Na środku znajdował się parkiet, na którym można było bez problemu tańczyć. Centralnie naprzeciwko wejścia znajdował się długi bar. Również drewniany. Za barem krzątało się dwóch barmanów, którzy obsługiwali klientów. Na ścianie za barem wisiał duży telewizor. Na szafkach ustawione były różnego rodzaju alkohole. Było ich naprawdę bardzo dużo. Ciepłe światło dodawało temu miejscu specyficzny, przyjemny klimat. Derek rozbawiony moją reakcją pociągnął mnie w stronę baru. Usiedliśmy obok siebie na wysokich krzesłach, które idealnie były dopasowane do blatu baru. Oparłam łokcie na blacie i nie miałam zielonego pojęcia, na co mam ochotę. Błądziłam wzrokiem po kolorowych butelkach. W końcu postanowiłam wziąć to, co najlepiej mi smakowało. Piwo. Przystojny kelner podszedł do nas i z uśmiechem na ustach przyjął nasze zamówienie. Oczywiście ten uśmiech przeznaczony był dla mnie. Kokieteryjnie bawiłam się kosmykiem włosów i obserwowałam mężczyznę. Derek dźgnął mnie łokciem.
- Co zazdrosny jesteś?
Derek pokręcił przecząco głową. Hale zamówił to samo co ja. Kiedy barman położył przed nami szklanki napełnione złotą cieczą, mrugnął do mnie okiem. Derek od razu posłał mu mordercze spojrzenie. Mężczyzna przełknął głośno ślinę i odsunął się od nas. Przewróciłam oczami i sięgnęłam po fioletową słomkę. Upiłam łyk piwa.
- Wtedy jak do ciebie zadzwoniłem... byłaś czymś zmartwiona. Wyczułem to w twoim głosie.
- Mówiłam ci, że nie jestem jeszcze gotowa.
- Rozumiem, ale to nie daje mi spokoju.
- Zadzwonił do mnie Tyler.
- Derek uniósł brwi ze zdziwienia.
- Twój brat?
- Tak.
- Co chciał?
- Jak już dobrze wiesz... miałam kiedyś stać się Alfą. W naszej rodzinie zdobywa się to poprzez zabicie poprzedniego Alfy podczas specjalnie przygotowanej ceremonii. Oczywiście dzieje się tak, wtedy kiedy obecny przywódca nie jest już w stanie pełnić opieki nad stadem. Ojciec wtajemniczył mnie w swoje sekrety, na wypadek, gdyby śmierć dopadła go nieco wcześniej... Wtedy objęłabym władzę w mniej "uroczysty" sposób. Niestety wszystko się spieprzyło... Zostałam wydalona ze stada i teraz Tyler stanie się pretendentem do zostania Alfą.
- Twój ojciec chce...
- Zrobi z nim to samo co ze mną. Zamieni go w potwora. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę mu pomóc. Powrót do domu oznaczałby dla mnie śmierć. Tak przynajmniej przedstawił mi to ojciec, zanim odeszłam.
- A co na to twoja mama?
- Nic nie wie.
- A gdyby się dowiedziała?
- Nie mam z nią żadnego kontaktu. W sumie to nie chciałabym ją w to wtajemniczać.
- Przecież jesteście jej dziećmi. Zawsze mówiłaś, że jest ona w stanie oddać za was życie.
- W tym jest właśnie problem. Mój ojciec nie cofnie się przed niczym...
- Przecież jest jego żoną.
- Zabił własnego brata, by stać się Alfą i nie zrobił tego w honorowy sposób. Rozumiesz chyba, co mam na myśli...
- To jest chore.
- Wiem.
Postanowiłam zmienić temat.
- Myślisz, że Scott nas posłucha?
- Wątpię. - Derek upił łyk swojego piwa.
- Musimy coś wykombinować. Nie możemy dopuścić, żeby w sobotę zagrał.
- Zawsze możemy go porwać i...
- Derek... - Rzuciłam w jego stronę mordercze spojrzenie.
- Tylko żartowałem.
- Masz słabe poczucie humoru.
- Kiedyś mówiłaś, że go w ogóle nie mam, więc robię postępy.
Nie mogłam powstrzymać się od przewrócenia oczami.
Pomimo tego, że zamówiony alkohol nijak na nas nie działał, a ja wciąż martwiłam się nad losem brata, Derek dokładał wszelkich starań, by poprawić mi humor. Kiedy jeden z barmanów pogłośnił muzykę, większa ilość osób znajdujących się w barze poderwała się do tańca. W końcu Hale podniósł się z krzesła i podał mi rękę. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Udowodnię ci, że potrafię się bawić.
Chłopak chwycił mnie za dłoń i pociągnął na parkiet. Takiego obrotu zdarzeń się nie spodziewałam. Nigdy nawet nie próbowałam wyobrazić sobie Dereka tańczącego... Chłopak zwinnie poruszał się między ludźmi, pląsając ciałem w rytm muzyki. Byłam pod wrażeniem jego umiejętności tanecznych. Gdy z głośników poleciała nieco spokojniejsza muzyka, Derek przyciągnął mnie do siebie.
- Nie znałam cię od tej strony. - Wyszeptałam mu do ucha.
- Pozory mylą.
- Święta racja... - Wtuliłam się mocniej w chłopaka.

Następnego dnia znajdowaliśmy w domu Dereka, kiedy obok jego samochodu stanął policyjny radiowóz. Podeszliśmy do okna i obserwowaliśmy funkcjonariuszy, którzy wysiedli z auta.
- Po co oni tu są? - Zapytałam zdezorientowana.
- Wychyl się ostrożnie i zobacz, kto stoi za drzewami.
Zrobiłam tak, jak polecił mi Hale. Zauważyłam Scotta i Stilesa.
- Cholerne dzieciaki... Wysyczałam przez zęby.
- Przyszli po mnie. Pewnie nagadali policji, że mam coś wspólnego ze śmiercią mojej siostry.
- Musimy coś zrobić!
- Uciekaj!
Policjanci weszli do domu. Derek pchnął mnie w stronę tylnego wyjścia. Przez chwilę się opierałam.
- Musisz dopilnować, żeby Scott nie zagrał!
Zacisnęłam zęby i wybiegłam z domu. Schowałam się za krzakami i obserwowałam, jak policjanci wyprowadzają skutego Dereka. Spojrzałam w stronę Scotta. Chłopak wydawał się z siebie zadowolony.
- Już ja się tobą zajmę. - Wyszeptałam.
Miałam nadzieję, że chłopak to usłyszał. Tak się też stało. Scott nerwowo rozejrzał się dookoła. W końcu nasze spojrzenia się spotkały. Dzieciak mógł zawołać policjantów i zdradzić im miejsce mojego pobytu, ale tego nie zrobił. Posłał mi jedynie przepraszające spojrzenie. Przygryzłam ze złości dolną wargę i poczułam w ustach posmak krwi. Wychyliłam się zza krzaka, żeby nawiązać kontakt wzrokowy z Derekiem. Hale opierał się o szybę. Posłał mi wymuszony uśmiech. Radiowóz odjechał dopiero wtedy, gdy pod domem Dereka zjawiło się więcej samochodów policyjnych. Śledczy udali się na miejsce, gdzie znajdowało się ciało Laury. Postanowiłam nie ryzykować wykryciem i czym prędzej wydostałam się z lasu. Nie wiedząc co mam ze sobą uczynić, stwierdziłam, że najpierw zamelduję się w jakimś motelu. Nie mam pojęcia, kiedy wypuszczą Dereka... nie wiedziałam, czy to w ogóle zrobią. Mniej więcej w porze obiadowej znajdowałam się już w wynajętym pokoju. Pomieszczenie było małe, ale mi to w zupełności wystarczyło. Cieszyłam się z tego, że mam swoją łazienkę. Postanowiłam nieco się ogarnąć i zebrać myśli. Zostałam teraz sama z dwójką dzieciaków... w dodatku jeden może dokonać masakry na boisku w sobotę, a drugi z tego, co zdążyłam zauważyć, jest sam dla siebie zagrożeniem poprzez swoją głupotę.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro