1.5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nastała przeklęta sobota. Mimo wielorakich prób nie udało mi się wpłynąć na decyzję Scotta. Chciałam załatwić to dyplomatycznie, ale dzieciak nie dał mi wyboru. Będę musiała zrobić to, czego najbardziej się obawiałam. Użyć siły... oczywiście w kontrolowany sposób, choć boję się, że mogę stracić kontrolę. Podeszłam do niewielkiego lustra zawieszonego na ścianie i poprawiłam swój wygląd. Nie miałam żadnych wieści od Dereka. Chciałam go odwiedzić na komisariacie, ale wiązało się to z ogromnym ryzykiem. Nie wiem w sumie, co te przeklęte dzieciaki nagadały policji. Rozejrzałam się po pokoju w celu zlokalizowania mojej kurtki. Gdy w końcu ją znalazłam, opuściłam motel. Do meczu zostało jeszcze kilka godzin, więc postanowiłam złożyć McCallowi małą wizytę. Doskonale wiedziałam, gdzie chłopak mieszka. Droga do niego zajęła mi jakieś 20 minut. Kiedy w końcu znalazłam się pod domem chłopaka, użyłam swoich wilczych zdolności, aby dokonać małego rozeznania w terenie. W mieszkaniu znajdowały się dwie osoby. Scott i Stiles. Perfumy tego drugiego rozpoznam wszędzie. Dom był piętrowy. Dzieciaki znajdowały się na dole w kuchni. Wiedziałam, że nie mogę tak po prostu zapukać do drzwi. Wiedziałam też, gdzie znajduje się pokój McCalla. Byłam dokładnie pod jego oknem, które oczywiście było otwarte. Przecież... czemu nie. Prześladuje cię wkurzona wilczyca więc dlaczego nie ułatwić jej dostania się do swojego domu! Bez najmniejszego problemu wślizgnęłam się do pokoju chłopaka. McCall przynosi wstyd swemu gatunkowi... jak mógł nie wyczuć mojej obecności? Do mojego nosa wpadł potworny zapach. Spojrzałam na jego źródło i przewróciłam oczami. Na ziemi leżała ogromna sterta brudnych ubrań. Podeszłam do półki gdzie, znajdował się perfum chłopaka i zaczęłam nim psikać po całym pokoju. W końcu, gdy nieprzyjemny odór został zastąpiony czymś innym, postanowiłam położyć się na łóżku dzieciaka. Może w końcu zorientuje się, że ktoś obcy jest w jego domu. Nuciłam sobie pod nosem jakąś piosenkę i dokładnie lustrowałam wszystko, co znajdowało się w pomieszczeniu. W końcu usłyszałam kroki. Ktoś wchodził po schodach. No nareszcie! Do pokoju wszedł Stiles i ewidentnie się mnie przestraszył. Chłopak chwycił kij baseballowy stojący obok drzwi i zaczął nim mierzyć w moją stronę. Podniosłam się z łóżka i zaczęłam zanosić się śmiechem. Zmieniłam barwę swoich oczu.
- Odłóż to, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
Scott wparował do pokoju i zmierzył mnie wzrokiem.
- Możesz dać mi już spokój? Nic nie zmieni mojej decyzji. Dzisiejszej nocy zagram!
Wysunęłam swoje ostre pazury. Stiles głośno przełknął ślinę.
- Stary... może jeszcze zastanów się nad tym.
- Nie zastraszysz mnie! - McCall był wściekły na mnie.
- Nie mam innego wyboru. Próbowałam to załatwić po dobroci...
- Nic nie rozumiesz! Dzisiejszy mecz może zmienić moje życie.
- Właściwie one już się zmieniło. - Stiles poprawił przyjaciela.
Scott posłał mu wściekłe spojrzenie.
- Miałaś kiedyś tak, że chciałaś bardzo komuś zaimponować?
- Tak.
- I chciałaś zrobić wszystko, żeby to osiągnąć?
- Tak. W dodatku zrobiłam to.
- Widzisz, ja też chcę!
- Teraz tego żałuję. - Dokończyłam swoją myśl.
Scott wydawał się zdezorientowany, tak samo, jak jego towarzysz. Przybrałam swoją ludzką postać. Nie chciałam robić mu krzywdy. Usiadłam na łóżku i jeszcze raz przeanalizowałam to, w jakiej jesteśmy sytuacji. Dzieciakowi naprawdę zależało na tym dzisiejszym meczu...
- Mogą zginąć ludzie.
- Zapanuję nad tym.
- Nie dasz rady. Jesteś w tym nowy!
- To przyjdź tam.
Spojrzałam pytająco na Scotta.
- Możemy zrobić tak... Pozwolisz mi dzisiaj zagrać, ale będziesz obserwować mnie z trybun. Kiedy poczuję, że coś jest nie tak... dobrowolnie opuszczę boisko.
Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, co powiedział chłopak.
- No nie wiem... Derek się wścieknie...
- Dereka tutaj nie ma! On wszystko chce załatwić siłą. Wiesz w ogóle, dlaczego nie doniosłem na ciebie?
- Właściwie... to nie.
- Ponieważ jesteś inna. Miła.
- Miła? Nie znasz mnie...
Jestem od niego gorsza.
- Derek zachowywał się jak dupek i zrobiłem to, co zrobiłem.
- On nie zabił swojej siostry. Zrobiłeś z niego zwyrodnialca...
- Policja i tak nic na niego nie ma... niedługo go wypuszczą. - Odezwał się Stiles.
- To jak? - Zapytał mnie Scott.
- Jeżeli uznam, że stanowisz zagrożenie... wejdę na boisko i wytargam cię stamtąd za wilcze ucho.
- Zgoda! - Scott był uradowany.
- Niech będzie...
Chłopak uścisnął mnie mocno.
- Dziękuję!
- Jeszcze mi nie dziękuj.

Na mecz przyszło pełno ludzi. Błądziłam między nimi, podążając za McCallem. Chłopak posłał mi szeroki uśmiech, który zignorowałam. Nie podobało mi się to wszystko... Dlaczego się w ogóle na to zgodziłam? Derek mnie zabije... Zajęłam miejsce na trybunach. Naprzeciwko mnie znajdowała się ławka rezerwowych. W tłumie ludzi siedzących już na trybunach dostrzegłam dziewczynę Scotta i jej ojca... Łowca. Ścisnęłam zęby i odwróciłam od nich wzrok. Teraz jeszcze bardziej żałowałam tego, że zgodziłam się na ten plan. Sędzia zagwizdał, dając tym samym znak, że zawodnicy mają ustawić się na boisku. No to zabawa się zaczyna... Scott zajął swoją pozycję, a Stiles siedział na ławce. Nerwowo obgryzał paznokcie. Mecz się rozpoczął. Wszyscy na trybunach zaczęli głośno dopingować swoją drużynę. Musiałam bardziej wyostrzyć swój słuch, żeby kontrolować zachowanie Scotta. Koledzy z drużyny nie chcieli w ogóle do niego podawać. Może to i nawet dobrze...? W końcu McCall wylądował pierwszy raz na ziemi. Poderwałam się z miejsca i skoncentrowałam się na jego zachowaniu. Chłopak się zdenerwował, ale szybko nad sobą zapanował. Usiadłam znów na ławce i czekałam. Jeden z chłopaków namówił swoich kolegów, żeby nie podawali do McCalla. Najwidoczniej Scott był dla niego zagrożeniem w drużynie. To sprawiło, że w chłopaku jeszcze bardziej wezbrała złość. Po raz kolejny wstałam z trybun i tym razem podeszłam do ławki rezerwowych. Stiles spojrzał na mnie. Jego wyraz twarzy przedstawiał jedno. Przerażenie.
- Scott spójrz na mnie! - Wyszeptałam.
Chłopak ciężko dyszał i chwilę się upierał. W końcu spojrzał w moją stronę.
- Dam radę.
- Złaź z tego cholernego boiska albo...
- Już mi lepiej.
Chłopak zignorował moje mordercze spojrzenie. Sędzia znów zagwizdał i McCall wtedy odżył. Stałam nerwowo obok Stilesa. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Chwilę trwałam w zamyśleniu. Usiłowałam znaleźć tę osobę. W końcu wyłapałam dobrze znajomy mi zapach. Derek...
- Wszystko mam pod kontrolą... - Powiedziałam sama do siebie.
Nie widziałam Dereka, ale wiedziałam, że gdzieś tu jest. Postanowiłam to zignorować i dalej przyglądałam się grze. Scott jak za dotknięciem magicznej różdżki zaczął zdobywać punkty dla swojej drużyny.
- Podawać do McCalla. - Krzyczał trener.
Wszyscy w jednej chwili zaczęli dopingować Scotta. Nastała decydująca chwila. Na tablicy wyników widniał remis. I właśnie wtedy usłyszałam warczenie dzieciaka. Właśnie spełniały się moje najgorsze obawy. Chłopak co prawda strzelił bramkę dającą swojej drużynie wygraną, ale zaczął się przemieniać. Wszyscy poderwali się z miejscy i celebrowali wygraną. Nawet Stiles skakał z radości. Scott wpatrywał się w swoją dłoń. Pazury... Wbiegłam na boisko. Było już po meczu, dlatego nikt nie zwracał na mnie uwagi. Dobiegłam do Scotta i mocno nim potrząsnęłam.
- Muszę cię zabrać w miejsce, gdzie nie będzie ludzi.
- Szatnia. - Wydyszał chłopak.
Wiedziałam gdzie mam się kierować. Kazałam Scottowi się pochylić i pociągnęłam go za sobą. Chłopak nie mógł zapanować nad swoimi wysuniętymi kłami i żółtymi ślepiami. Gdy znaleźliśmy się już w pomieszczeniu, zdjęłam chłopakowi kask.
- Scott musisz nad sobą zapanować!
- Nie mogę...
- Pomyśl o czymś, co cię uspokaja... myśl o dziewczynie!
McCall wbił pazury w moją rękę. Chwyciłam go za koszulkę i postawiłam pod prysznicem.
- To nie będzie przyjemne.
Włączyłam zimną wodę. Chłopak próbował wyrwać się z mojego uścisku. W końcu skapitulował. Znów wróciły do mnie wspomnienia z czasów, gdy byłam w domu, a raczej w jego tajemnej piwnicy. Ojciec przyprowadził mi wtedy mężczyznę, który był szpiegiem z innego stada. Moim zadaniem było wyciągnąć z niego informację. To były moje początki. W podobny sposób trzymałam mężczyznę za ubrania. Jedyną różnicą było to, że trzymałam jego głowę pod wrzącą wodą i ze łzami w oczach czekałam, aż ten w końcu udzieli satysfakcjonujących mojego ojca odpowiedzi. Ten jednak nie dawał za wygraną i w końcowym efekcie, pożegnał się z życiem. Poczułam, jak Scott nieco się rozluźnił.
- Phoebie! Już dobrze... możesz mnie puścić.
Nie mogłam tego jednak zrobić. Jeszcze bardziej zacisnęłam swój uścisk.
- Ej! Puść mnie!
Usłyszałam, że ktoś wchodzi do szatni i w momencie oprzytomniałam. Scott spojrzał na mnie nieco przerażony.
- Czy ty chciałaś mnie utopić?
- Wydaje ci się.
- Nie poluźniłaś uścisku.
- Przytrzymałam cię dłużej dla pewności.
Wcale nie.
Chłopak wróćił do ludzkiej postaci.
- Allison tu jest. - Wyszeptał.
Pokiwałam głową i odsunęłam się od niego. Było już po wszystkim. Odsunęłam się pod ścianę, żeby dziewczyna mnie nie zobaczyła.
- Dziękuję! Choć to było dziwne...
- Masz u mnie dług.
Przerażona opuściłam szatnię. Boże to wspomnienie... mogłam zrobić mu krzywdę. Przez całą drogę powrotną do motelu myślałam o zajściu w szatni. To był naprawdę ciężki dzień. Dalej wyczuwałam Dereka, ale nie mogłam go nigdzie dostrzec. Czy on to widział? Mam nadzieję, że nie. Nie wiem, czy chcę się z nim spotkać. Mam wrażenie, że oberwie mi się za to, że pozwoliłam dzieciakowi dzisiaj grać. Szłam samotnie chodnikiem w stronę motelu. Miałam przed sobą niezły spacer... dookoła nie było żywej duszy. Wszędzie panowała cisza. Nagle usłyszałam nadjeżdżający samochód. Poczułam ogromny ścisk w żołądku. Dobrze wiedziałam co to za auto. Nie musiałam się nawet obracać. Przygryzłam wargi i idąc dalej przed siebie, czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Samochód zatrzymał się obok mnie.
- Wsiadaj!
Drzwi od strony pasażera gwałtownie się otworzyły. Z grymasem niezadowolenia wsiadłam do auta. Derek mocno ściskał kierownicę. Wyraz jego twarzy wskazywał, że Hale jest ostro wkurzony. Chłopak przez chwilę wpatrywał się w przestrzeń przed sobą, aż w końcu się odezwał.
- Co ty sobie do cholery myślałaś!?
Jego krzyk wywołał u mnie fale nieprzyjemnych dreszczy.
- Ciebie też miło widzieć.
Derek obrócił się twarzą do mnie.
- Nie wyprowadzaj mnie bardziej z równowagi... odpowiadaj!
- Nikomu się przecież nic nie stało.
- Wyraźnie było powiedziane, że Scott nie może dziś zagrać. Byłem tam i widziałem co się z nim działo.
- Wszystko miałam pod kontrolą.
Czyli jednak wiedział o zajściu w szatni...
- Nie miałaś! Widziałem strach w twoich oczach. Zastygłaś w totalnym bezruchu i nie wiedziałaś, co masz zrobić. Słyszałem bicie twojego serca... strachu nie ukryjesz tak samo, jak kłamstwa.
- Próbowałam go przekonać do odpuszczenia sobie, ale... Naprawdę mu na tym zależało. Chciał zaimponować swoim kolegom, dziewczynie, mamie... Przypominał mi mnie, kiedy chciałam udowodnić ojcu, że jestem coś warta.
- Mógł zabić niewinnych ludzi. Na trybunach siedział Łowca!
- Nie zrobił tego. Stracił kontrolę, ale mu pomogłam.
Derek ciężko westchnął.
- Wahałaś się.
- To znaczy? - Doskonale wiedziałam, o co mu chodzi.
- Trzymałaś go pod tym prysznicem i mimo jego próśb nie ustępowałaś. Totalnie odpłynęłaś.
- Chciałam się upewnić, czy całkowicie mu przeszło.
- Podtapiałaś go.
- Do czego zmierzasz?
Derek głośno westchnął.
- Gdzie cię zawieźć? - Zignorował moje pytanie.
Co... to już koniec ? Tak szybko odpuścił? Myślałam, że po tej rozmowie będę martwa.
- Niedaleko jest motel. Tam się zameldowałam.
Derek odpalił samochód.
- Wypuścili cię za dobre sprawowanie? - Postanowiłam nieco rozluźnić atmosferę.
- Koroner stwierdził, że nie mogłem jej zabić, ponieważ zrobiło to zwierze.
W samochodzie zapanowała niezręczna cisza. W końcu znaleźliśmy się pod motelem. Derek stwierdzi, że też wynajmie sobie pokój. Czekałam na niego w recepcji i wspólnie udaliśmy się na piętro, gdzie znajdowały się nasze pokoje. Tam też bez słowa się rozdzieliliśmy. Derek ewidentnie nie miał humoru na dalszą rozmowę. Udałam się do łazienki i wzięłam bardzo długi prysznic. Miałam nadzieję, że woda zmyje ze mnie cały dzisiejszy stres. Opierałam się głową o zimne kafelki. Derek miał rację. Tam na boisku... potwornie się bałam. W dodatku mogłam zrobić Scottowi krzywdę... Było mi przykro, że go zawiodłam. Gdy w końcu byłam gotowa do spania, czym prędzej weszłam do łóżka. Zakryłam się szczelnie kołdrą i chciałam zapomnieć o tym, co się dziś wydarzyło.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro