1.6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wstałam dziś z wyjątkowo dobrym humorem. Całkowicie odsunęłam od siebie wszystkie negatywne myśli, które kłębiły się w mojej głowie. Muszę stworzyć pozory, że wszystko jest już ze mną w porządku. Nucąc piosenkę pod nosem, otworzyłam szeroko okno i wpuściłam do pokoju świeże powietrze. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej ubrania. Powędrowałam do łazienki. Ściągnęłam z siebie pidżamę i ubrałam świeżą bieliznę. Kiedy sięgnęłam po koszulkę zawieszoną na wieszaku, poczułam, że w moim pokoju ktoś jest. Nie zwracając uwagi na to, że mam aktualnie na sobie jedynie bieliznę wyskoczyłam z łazienki i rzuciłam się na intruza. Derek sprawnie powstrzymał mój atak i z otwartą buzią zmierzył mnie wzrokiem.
- Co widok kobiety w bieliźnie jest dla ciebie zupełnie obcy?
- Właściwie to przywykłem do widoku kobiety bez bielizny.
Derek wyraźnie podkreślił ostatnie słowa. Rozbawiona pokręciłam głową. W tym samym czasie ktoś zapukał do drzwi.
- Otworzysz?
Derek jeszcze raz zerknął na mój dekolt i podszedł do drzwi. Przygryzłam dolną wargę i udałam się do łazienki. Niestety koszulka, którą chciałam wcześniej ubrać, była brudna i oczywiście zapomniałam wziąć spodni z pokoju. Zapominając o tym, że Derek miał otworzyć drzwi, wyszłam z łazienki po raz kolejny w bieliźnie.
- O mamo...
Usłyszałam znajomy głos. W drzwiach stał Stiles i Scott. Derek oparty o drzwi razem z chłopakami gapił się na mnie. Przewróciłam oczami i wzięłam do ręki tym razem czystą koszulkę.
- Wygrałem zakład! - Krzyknął Stiles.
- Jaki zakład? - Spytałam.
- Założyliśmy się o to, czy jesteście parą. Teraz mamy dowód na to!
- Że, co? - Zapytał Derek.
- Zawsze jesteście razem, śpicie w tym samym pokoju, Phoebe paraduje przed tobą w bieliźnie... czy my wam w czymś przeszkodziliśmy?
- Co? My nie... - Zaczęłam się jąkać.
Właściwie to wizja seksu z Derekiem wydawała mi się naprawdę bardzo interesująca...
Derek zażenowany usiadł na moim łóżku.
- Jesteście idiotami. Nie jesteśmy razem... w ogóle to, czemu stoicie w drzwiach? - Wróciłam na ziemię.
Chłopcy równocześnie weszli do pomieszczenia. Założyłam na siebie spodnie i zamknęłam okno. Derek mordował wzrokiem Scotta, a ten wydawał się z tego powodu bardzo zmieszany.
- Dalej jest trochę zły za wczoraj, ale przejdzie mu. - Wytłumaczyłam zachowanie Dereka.
- Nie trochę... i nie przejdzie mi tak szybko. - Wysyczał Hale.
Zignorowałam jego zachowanie i zwróciłam się do McCalla.
- Co was do mnie sprowadza?
- Właściwie to chcę porozmawiać tylko z tobą.
- Derek może i jest straszny, ale możesz mu zaufać.
- Totalnie mu nie ufam i sądzę, że jest on psychopatą!
Derek zacisnął pięści i wstał. Chwyciłam go za ramię i dałam mu do zrozumienia, że ma się w tej chwili uspokoić.
- Widzisz! - Wskazał na niego Scott.
- Jest niestabilny emocjonalnie. - Poparł przyjaciela Stilles.
- Zaraz ty będziesz niestabilny emocjonalnie...
- Hale! - Krzyknęłam.
Derek wrócił na swoje poprzednie miejsce.
- Przykro mi, ale ostatniej nocy działałam bez pana mięśniaka i mam teraz z tego powodu problemy. Jeżeli coś ode mnie chcecie, to musicie zaakceptować obecność Dereka. Scott głośno westchnął. Chwilę zastanawiał się nad tym, co ma zrobić.
- Stary... nie masz innego wyjścia. - Odezwał się Stiles.
- Dobra.
Usiadłam obok Dereka i wpatrywałam się w Scotta.
- Sądzę, że ostatniej nocy coś zrobiłem...
- Nie zdążyłeś na dobranockę?
- Derek zamknij się! - Znów podniosłam głos.
Scott zignorował zaczepkę i kontynuował.
- Miałem o kimś sen, ale to ktoś inny został zraniony. Okazuje się, że część tego snu mogła się naprawdę wydarzyć.
Scott spuścił głowę na dół.
- Myślisz, że to ty zaatakowałeś kierowcę?
- Co? - Spytałam Dereka.
- Skąd wiesz? Widziałeś, co wczoraj zrobiłem? - Scott był wyraźnie zaskoczony.
- Nie.
- To skąd wiesz? - Zapytałam.
- Słyszałem.
- Czy mogę kogoś skrzywdzić?
- Tak. - Odezwał się Hale.
- Mógłbym kogoś zabić?
- Tak.
- Zabiję kogoś?
- Prawdopodobnie.
- Derek nie pomagasz. - Westchnęłam.
- Scott myślisz, że mogłeś to zrobić? Pamiętasz coś? - Zapytałam.
- Nie wiem.
- Możemy Ci pokazać, jak sobie przypomnieć. - Zwróciłam się do chłopaka.
- Możemy też nauczyć cię jak kontrolować przemianę podczas pełni. - Odezwał się Derek.
Byłam zaskoczona tym, co powiedział. Czyżby Derek zmienił zdanie co do Scotta? Pewnie ma w tym jakiś ukryty cel... za dobrze go znam. Scott z nadzieją spojrzał na mnie i Dereka.
- Pewnie ma to swoją cenę. - Spojrzałam podejrzanie na Dereka.
- Czego chcesz?
- Dowiesz się.
No tak... Hale musi być zawsze taki tajemniczy... Przewróciłam oczami.
- Wróć na miejsce tego ataku. Mówicie, że jest to autobus... wejdź w takim razie do środka. Użyj swoich wszystkich zmysłów. Zobacz, poczuj, dotknij, pozwól im ci przypomnieć. - Spojrzałam na Scotta.
- I to tylko tyle? - Scott nie do końca był przekonany do tego, co powiedziałam.
- Chcesz wiedzieć, co się stało? - Odezwał się Derek.
- Tylko, chcę wiedzieć, czy kogoś skrzywdziłem.
- Nieprawda. Chcesz wiedzieć, czy skrzywdzisz dziewczynę.
Derek miał trochę racji.
- Dobra.
Scott podszedł do drzwi. Stiles poszedł w jego ślady, ale złapałam go za kaptur jego bluzy.
- Tak dla ścisłości. Jeżeli chcesz się o coś założyć i dotyczy to mojej osoby...
Na chwilę przerwałam i sprawdziłam reakcję chłopaka. Stiles był przestraszony.
- Daj mi znać. Pomogę ci wtedy wygrać.
Uśmiechnęłam się do Stilesa i puściłam go.
- To znaczy, że gdybym założył się teraz ze Scottem o to, że ty i Derek.... razem ze sobą... śpicie.
- Człowieku ty nie masz nic innego do roboty. - Derek podszedł do chłopaka.
- Jasne, że mam. Mam bardzo dużo rzeczy... nie wiem, kiedy zdążę je wszystkie ogarnąć. - Stiles wyjąkał.
Zaniosłam się śmiechem. Chłopcy opuścili mój pokój, a Derek mimowolnie się uśmiechnął.
- Nie nakręcaj go tak. - Hale zwrócił się do mnie.
- To było zabawne!
- Dobra koniec tej zabawy... Mamy naprawdę duży problem. Jeżeli ten dzieciak kogoś zabił, to jest to twoja wina.
- Dlaczego moja? - Z oburzeniem wpatrywałam się w Dereka.
- Gdybyś trzymała się planu, chłopak by nikogo nie skrzywdził.
- To nie Scott!
- Skąd ta pewność?
- Spójrz na niego... dzieciak nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego.
- Jako człowiek może i nie, ale jako wilkołak.
- Nie zrobił tego! Koniec tematu.
Derek pokiwał głową i ruszył do drzwi.
- Gdzie się wybierasz?
- Muszę pojechać na chwilę do domu.
- Świetnie się składa! Pojedziesz ze mną na zakupy.
- Nie ma mowy!
- Nie przyjmuję odmowy.
- To ja jestem kierowcą i wcale nie muszę cię ze sobą brać.
Zrobiłam minę zbitego psiaka.
- To na mnie nie działa.
- Proszę!
Derek ciężko westchnął.
- Zgoda.
Podskoczyłam zadowolona i przytuliłam go mocno. Ten nie rozumiejąc mojego zachowania, odwzajemnił uścisk i opuścił mój pokój.

Najpierw odwiedziliśmy dom Dereka, później wspólnie odwiedziliśmy Maggie, a na samym końcu wylądowaliśmy w centrum handlowym. Oczywiście to ja robiłam zakupy, a Derek stał pod każdym sklepem i nerwowo tupał nogą, dzwoniąc do mnie co chwilę i upominając, że za długo wybieram ubrania. Gdy już miałam wszystkie potrzebne kosmetyki i parę nowych ubrań udaliśmy się do samochodu. Byłam zaskoczona tym, że już jest tak późno.
- Nigdy więcej nie pójdę z tobą na zakupy. - Odezwał się Hale.
- Dlaczego?
- Jak można tak tracić czas na chodzenie po sklepach...
- A co niby innego miałabym robić? Biegać z tobą po lesie?
- Mogłabyś pomóc swojemu podopiecznemu.
- Sam sobie piwa nawarzył i sam sobie je wypije.
- Co to za nagła zmiana nastawienia?
- Dalej sądzę, że Scott nikogo nie skrzywdził. Ale w sumie nie mogę zawsze za nim biegać i mu pomagać.
- Racja.
Podjechaliśmy na stację benzynową. Wysiadłam z samochodu i poszłam po coś do jedzenia. Derek w tym czasie tankował. Kiedy wyszłam ze sklepu obładowana chrupkami, zamarłam. Przy naszym samochodzie. Stop. Przy samochodzie Dereka stanęły dwa inne auta. Z jednego z nich wyszedł ojciec dziewczyny Scotta. Chris Argent... Przyśpieszyłam kroku i stanęłam obok Dereka. Argent zmierzył nas wzrokiem i poklepał samochód Dereka. Pewnie bardzo groźnie wyglądałam z tymi chrupkami pod pachami.
- Ładna bryka i dziewczyna.
Dlaczego wszyscy myślą, że jesteśmy razem?
- Czarne samochody ciężko utrzymać w czystości, a piękne kobiety... Przychodzą i odchodzą...
Derek zacisnął pięści.
Argent wziął do ręki myjkę i zaczął nią czyścić przednią szybę samochodu mojego towarzysza.
- Osobiście jestem bardzo opiekuńczy wobec tego, co kocham. Nauczyłem się tego od rodziny, choć tak mało tego mamy w obecnych czasach. Prawda ?
Co za dupek... Derek jeszcze bardziej ścisnął pięści. Aż coś w nich strzeliło. Argent spojrzał na dłonie chłopaka. Położyłam chrupki na dachu auta i chwyciłam Dereka za rękę.
- Nie daj się sprowokować. - wyszeptałam.
Derek dalej był spięty. Argent spojrzał na mnie i zaczął się śmiać.
- Ale się dobraliście. Jeden stracił swoją rodzinę w pożarze, a drugiego rodzina odrzuciła. Powiedz mi kochanie, jak to jest, kiedy własny ojciec się ciebie wstydzi?
Tym razem to we mnie się gotowało. Miałam ochotę wydrapać mu oczy. Zrobiłam krok do przodu, a Derek pociągnął mnie do siebie.
- Pożałujesz. - Wysyczałam przez zęby.
- Uważaj do kogo się zwracasz mały wilczku.
Argent kiwną głową na swoich kolegów, a ci wybili Derekowi boczne szyby z samochodu.
Mężczyzna ze swoimi pomagierami wsiedli do samochodów i odjechali. Odsunęłam się od Dereka i wściekła nie wiedziałam co mam zrobić. Mogłam ugryźć się w język.
- Przepraszam. - Zwróciłam się do towarzysza.
- To nie twoja wina. Miałem ochotę go zabić, za to, co powiedział.
- To niesprawiedliwe. Niby dlaczego to my jesteśmy uznawani za gorszych?
- Nie wiem.
Derek usunął rozbite szkło z siedzeń, a ja zapakowałam chrupki do samochodu. Aż straciłam apetyt. W milczeniu udaliśmy się do domu Dereka.

- Jutro zabiorę go do warsztatu i wymienią szybę.
Pokiwałam głową i weszliśmy do środka. Dom Dereka był piętrowy. Hale udał się do góry, a ja z chrupkami usiadłam na starej, zniszczonej kanapie, która znajdowała się na dole. Wygodnie usadowiłam się na meblu i przeanalizował to, co się przed chwilą wydarzyło. Nagle przez drzwi wejściowe wparował Scott.
- Derek! Wiem, że tu jesteś! Wiem, co zrobiłeś!
Zaskoczona nagłym wtargnięciem chłopaka wstałam z kanapy. Scott chyba nie zauważył, że tutaj jestem.
- Ja nic nie zrobiłem. - W domu rozległ się krzyk Dereka.
Scott ruszył na schody.
- Zabiłeś go!
- Nikogo nie zabiłem!
- Według mnie zabiłeś ich oboje. Tego mężczyznę z autobusu i swoją siostrę. Powiem wszystkim.
Zakryłam dłońmi usta. Co ten dzieciak wygaduje... Scott nagle sturlał się ze schodów. Podbiegłam do niego i spojrzałam na Dereka. Scott się przemienił i odepchnął mnie. Uderzyłam głową o ścianę. Przez chwilę mój wzrok był kompletnie zamazany. Słyszałam odgłosy walki.
- Jasne! Rozwalcie jeszcze bardziej ten dom. - Wyszeptałam.
Podniosłam się z ziemi, a przed moimi oczami przeleciał Derek. Wpadł do innego pokoju... przez ścianę. To musiało boleć. Wbiegłam do pomieszczenia i pomogłam Derekowi wstać.
- To było urocze. - Wysyczał Hale.
Derek ściągnął swoją skórzaną kurtkę i rzucił ją we mnie.
- Derek... nie rób mu krzywdy...
Hale zignorował moją prośbę i się przemienił. Tym razem McCall nie miał żadnych szans. Za każdym razem lądował na ziemi. Chłopak jeszcze raz spróbował swoich sił i Derek mocno zadrapał go w klatkę piersiową. Postanowiłam ruszyć do akcji. Przemieniłam się i rzuciłam Derekiem o ścianę. Ze Scottem zrobiłam to samo i bardzo głośno zaryczałam. Chłopcy się nieco opamiętali.
- Co jest z wami do cholery! Ogarnijcie się!
Wróciłam do swojej ludzkiej postaci. Hale i McCall zrobili to samo, przy czym ten młodszy wił się z bólu na ziemi. Derek zbliżył się do chłopaka. Rzuciłam mu groźne spojrzenie, a ten uniósł ręce do góry na znak, że nie chce już nic zrobić dzieciakowi.
- Nie zabiłem go, żaden z nas tego nie zrobił. Skoro tu jesteś, to znaczy, że to nie ty go skrzywdziłeś. To nie twoja wina.
- To!? To wszystko twoja wina! Zniszczyłeś mi życie!
Scott podniósł się z ziemi i chciał ponownie rzucić się na Dereka. Znów wkroczyłam do akcji i odsunęłam ich od siebie.
- To też twoja wina!
Scott zaczął wydzierać się po mnie.
- Uspokój się.
- Albo ty, albo on... któreś z was mnie ugryzło!
- Chyba oszalałeś... - Byłam w szoku.
- Nigdy nie ugryzłam człowieka.
W mojej głowie pojawił się cichy głos. "Robiłaś gorsze rzeczy"
- To nie my. - Odezwał się Derek.
- Co?
Scott dotknął swojej rany. W tym momencie coś sobie przypomniał.
- Jest inny. - Odezwał się po chwili.
- Zwie się Alfą. - Oparłam się o ścianę.
- Jest najgroźniejszy z naszego rodzaju. Jesteś jego betą.
Scott nie wierzył w to, co przed chwilą powiedział Derek. Chłopak spojrzał na mnie z wyrazem bólu w oczach.
- To prawda. - Wyszeptałam.
- To coś jest potężniejsze od nas, bardziej zwierzęce. Moja siostra przybyła tu z jakiegoś powodu. Myślę, że to przez niego.
- Potrzebujesz nas, tak samo, jak my ciebie. - Odezwałam się.
Derek spojrzał na mnie i pokiwał głową na znak, że mam racje.
- Dlaczego ja?
- Ugryzł cię. Jesteś częścią jego stada. Chodzi o ciebie, Scott. On właśnie chce ciebie.
Scott załamał się jeszcze bardziej.
- Muszę wracać...
Bez pożegnania opuścił dom Dereka. Położyłam się na kanapie, zrzucając chrupki na ziemię. Derek podszedł do mnie. Był wyraźnie zmęczony.
- Też chciałbym tu usiąść.
Podniosłam się do pozycji siedzącej. Hale usadowił się obok mnie. Postanowiłam skorzystać z tego i położyłam głowę na jego kolanach. Derek ku mojemu zdziwieniu nie protestował. Nawet zaczął mnie gładzić ręką po włosach. Było to naprawdę miłe uczucie. Obydwoje pogrążyliśmy się we własnych myślach. Dotyk Dereka sprawił, że wkrótce poczułam się bardzo senna. Zamknęłam oczy i po prostu odpłynęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro