Czterdzieści pięć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Layla

Layla oddychała ciężko. Czuła się tak, jakby oberwała czymś ciężkim po głowie, a do tego wszystkiego została sparaliżowana. Stała w bezruchu, całkowicie oszołomiona i niezdolna do tego, żeby tak po prostu przyjąć do wiadomości, że to, co się działo, było prawdziwe. Nie powinno być, a już na pewno nie miała pojęcia, jakim cudem mogłoby do tego dojść. Powtarzała to sobie, chociaż formułowanie jakichkolwiek myśli było więcej niż trudne, by nie rzec, że niemożliwe.

A więc przestała myśleć. Tak było prościej, poza tym jej ciało wydawało się wiedzieć, co powinno zrobić i to nawet lepiej od niej samej. Bez zastanowienia odwzajemniła pocałunek, jednocześnie czując jak całe jej ciało przenika przyjemne ciepło, tym razem nie mające niczego wspólnego z posłusznym jej żywiołem. Kilka razy całowała się z Dylanem, ale chyba nigdy nie czuła się w taki sposób; tamte pocałunki były po prostu przyjemne, nic poza tym, zresztą towarzyszący jej od dzieciństwa strach zawsze ostatecznie doprowadzał do tego, że w pośpiechu je przerywała, żeby móc w porę się wycofać. Tym razem było inaczej, a Layla całkowicie straciła panowanie nad sobą i swoim ciałem, poza tym nawet przez myśl nie przyszło jej, żeby jakkolwiek się wzbraniać.

To przypominało eksplozję albo wzniecanie ognia. Nagle znalazła się w samym środku pożaru, kiedy jej ciało zapłonęło, pragnąc jeszcze więcej. Nigdy nie była dobra w tych sprawach, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo nie mogła mieć pewności. Z Dylanem nie byli parą w takim sensie, jakiego chłopak mógłby oczekiwać, a ona nie wpadłaby na to, żeby zadawać mu jakiekolwiek intymne pytania. Pewnie i tak nie powiedziałby jej prawdy, gdyby coś z nią było nie tak, poza tym obawiała się, że próbując się tego dowiedzieć, mogłaby zrobić mu niepotrzebne nadzieje, a na to nie mogła sobie pozwolić. Już i tak zbyt wiele błędów popełniła, niepotrzebnie przeciągając ich związek, w zasadzie jednostronny, bo nie była w stanie spojrzeć na Dylana jak na kogokolwiek więcej niż po prostu przyjaciela. Wiedziała, że ta pozycja zdecydowanie mu nie odpowiadała, ale nic nie mogła na to poradzić.

A teraz stała tutaj, pozwalając żeby to Rufus ją całował i wcale nie czuła się z tym źle. Oddanie pocałunku przyszło jej bez trudu, równie naturalnie, co oddychanie albo poruszanie się. W jednej chwili znalazła odpowiedni rytym i zanim się obejrzała, bez zastanowienia zarzucała mu już obie ręce na szyję, chcąc znaleźć się jeszcze bliżej. Miała wrażenie, że płonie, ale to było pozytywne uczucie. Ciepło, które czuła, miało w sobie coś kojącego, poza tym pierwszy raz nie miało związku z tym, co robiła. To był po prostu Rufus – jego dotyk, jego obecność... Kiedy to zrozumiała, poczuła się jeszcze bardziej oszołomiona, ale nie chciała i nie miała czasu, żeby się nad tym zastanawiać. W tym momencie nie liczyło się nic innego, prócz tego pocałunku i tej krótkiej chwili, w której oboje trwali.

Namiętność. To słowo nigdy nie mówiło jej zbyt wiele – jakiekolwiek intymne sytuacje kojarzyły jej się z bólem, krzykiem i brutalnością – teraz jednak powoli zaczynała rozumieć, jak jest naprawdę. Była płomieniem, a Rufus w jakimś dziwny sposób był jej paliwem. Pozwalał jej się rozgrzać i wzrosnąć siłę, a teraz jakimś cudem sprawiał, że czuła się pobudzona i zdecydowana jak nigdy dotąd. Mimochodem pomyślała, że to nawet zabawne, że w nawet tej sytuacji znalazła jakieś naukowe porównanie, ale z drugiej strony, nie zdziwiło jej to – w końcu już wcześniej zauważyła, że przebywanie w laboratorium mimo wszystko dało jej więcej niż mogła sobie wyobrazić.

Teraz jednak chciała czegoś innego, chociaż nie była pewna jak to określić. Czuła jego usta i to, jak coraz pewniej pozwala sobie na pocałunek i chociaż powinna czuć się zagrożona po tym jak się na nią rzucił, wcale nie czuła strachu czy niepokoju. Uczucia od zawsze były czymś nieprzewidywalnym, czego żadne z nich nie potrafiło opanować, teraz zaś przysłaniały wszystko inne, łącznie ze zdrowym rozsądkiem. Odpowiadało jej to, bo nie chciała kolejny raz wszystkiego niepotrzebnie roztrząsać. Jaki to miało sens, skoro to, co się działo, było czymś tak niesamowitym i sprawiało jej przyjemność? Nie potrzebowała niczego innego, skoro mogła go całować i oboje czuli się z tym dobrze.

Ale wtedy poczuła, że Rufus sztywnieje i wszystko poszło nie tak. Zdążyła zaledwie otworzyć oczy, kiedy uderzyła plecami o ścianę, gdy pół-wampir odepchnął ją do siebie i odskoczył na bezpieczną odległość kilku metrów. Wpatrywał się w nią okrągłymi ze zdumienia oczami, dziwnie pobudzony i rozdygotany, jakby nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co właśnie się stało.

Patrzył na nią, ona jednak nie była w stanie znieść jego spojrzenia, zbyt oszołomiona i skrzywdzona tym, że mógł ją w ten sposób odsunąć. Dlaczego? Mogła przewidzieć, że coś jest z nią nie tak, ale skąd mogła wiedzieć, co takiego źle zrobiła, jeśli Rufus wciąż milczał?

– Przepraszam. – Zamknęła oczy. Głos miała cichy i zdławiony, co ją irytowało, bo nie chciała okazać słabości. – Ja...

– Ty mnie przepraszasz? – jęknął z niedowierzaniem. Nawet teraz wiedziała, że dosłownie przeszywa ją wzrokiem. – Laylo, dlaczego wciąż mi to robisz? – zapytał nagle.

Pod wpływem impulsu uniosła powieki i spojrzała na niego zdezorientowanym wzrokiem. Kolejny raz nie wiedziała o co mu chodziło i nie nadążała za jego tokiem rozumowania.

– Przecież nic nie robię. Nie rozumiem...

Rufus roześmiał się, ale było w tym coś wymuszonego. Po cichu pomyślała, że trochę przypomina ten znajomy jej, odrobinę szalony chichot, chociaż jednocześnie widziała, że nieśmiertelnemu w tym momencie daleko jest do szaleństwa. Wydawał się pobudzony i równie oszołomiony co ona, poza tym jednak chyba nigdy nie widziała go do tego stopnia świadomego wszystkiego, co działo się wkoło.

– Nic nie robisz? To, że non stop mnie prowokujesz, nazywasz niczym? – Pokręcił z niedowierzaniem głową i zaczął krążyć, najwyraźniej nie będąc w stanie ustać w miejscu. Nie dziwiło mu się, bo ją również emocje dosłownie rozsadzały od środka, coś w postawie Rufusa jednak sprawiło, że nie była w stanie ruszyć się nawet o krok. – Litościwa bogini, dziewczyno... Nie mam pojęcia, jak to się stało. Nie mam pojęcia... Och, Laylo, nie powinienem był. Nie zrobiłem ci krzywdy? To znaczy...

– Nie ugryzłeś mnie, jeśli o to chodzi – przerwała mu pośpiesznie. – Tylko... No cóż, tylko się całowaliśmy – dodała cicho, starając się przybrać obojętny ton.

Tyle, że nie potrafiła. Nie mogła o tym nie myśleć, podobnie zresztą jak i nie mogła wmówić samej sobie, że dla niej nie ma to żadnego znaczenia. Wciąż czuła to dziwne, rozchodzące się po całym ciele ciepło, chociaż to powoli już zanikało. Ledwo walczyła z odruchem, żeby delikatnie nie dotknąć palcami warg i przekonać się, czy cokolwiek się w niej zmieniło. Wciąż czuła na ustach jego pocałunek, tak pełen emocji i namiętności, że chyba nigdy nie miała wyrzucić go z pamięci. Co więcej, nagle uświadomiła sobie, że tęskni za jego dotykiem i bliskością, chociaż to drugie było niedorzeczne, bo stał zaledwie kawałek od niej. A jednak odległość sprawiała, że tęsknota stawała się prawie bolesna, chociaż to nie miało żadnego sensu. Nie rozumiała dlaczego, ale...

Jak to nie rozumiała? Wiedziała, chociaż nie pozwalała sobie na dopuszczenie tej myśli do świadomości. Wiedziała, ale nie chciała wierzyć, bo wszystko działo się za szybko. Bo coś podobnego nie powinno mieć miejsca, zwłaszcza, że znała go tak krótko. Nie mogła, bo cały czas się kłócili, czasami o bzdury, a on był nieobliczalny i w każdej chwili mógł ją zabić. Co więcej, mógł skrzywdzić kogoś z jej rodziny, tak jak już w szale zagroził, doprowadzając ją do odejścia.

Bo... Bo...

Żadne „bo" albo „ale". Prawda była taka, że w tym przypadku nie miała co szukać sensu, bo ten najzwyczajniej w świecie nie zawsze miał rację bytu. Nie, kiedy w grę wchodziło coś więcej niż po prostu zwyczajna znajomość albo współpraca.

Ale mimo logicznych argumentów, wiedziała, że nie jest w stanie wyprzeć się prawdy. Po prostu jej na nim zależało, chociaż nie miała pojęcia kiedy i jak do tego doszło. Być może tamtego dnia, kiedy ją uratował. Albo kiedy zaczęli razem pracować, a on uczył ją, pozwalając poznać się z zupełnie innej niż początkowo strony. Może kiedy znalazła go wtedy na tamtej podłodze i przez myśl przeszło jej, że go straci – i to właśnie dlatego tak bardzo się wtedy zdenerwowała. A może, najzwyczajniej w świecie, to wydarzyło się już pierwszego dnia, kiedy go zobaczyła i poczuła to dziwne, odrobinę niepokojące przyciąganie.

To i tak nie miało znaczenia. Nie, jeśli czuła, że w jakiś sposób są do siebie podobni. Może nawet nie tyle on jej potrzebował, co ona jego. Nie miała pojęcia, czy jej rozmyślania mają jakikolwiek sens, ale wszystko było lepsze od prób zrozumienia, co takiego czuł Rufus i jak wielki ból nieświadomie jej sprawiał, tak po prostu odskakując. Niepewność wydawała się zabijać ją do środka, chociaż Layla nie sądziła nawet, że kiedykolwiek czegoś podobnego doświadczy. Uczucia zawsze były dla niej czymś obcym, czymś co ograniczała wyłącznie do siostrzanej miłości; nic więcej nie było jej dane, bo i nie wierzyła, że może być. Nie po tym, jak ojciec zabił jakąś jej cząstkę, jeszcze kiedy była dzieckiem. I zdecydowanie nie teraz, kiedy człowieczeństwo i wszystko to, co sprawiało, że była sobą, nieubłaganie wymykało jej się z rąk, uciekało między palcami...

I nagle to po prostu ją przerosło. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz płakała albo czuła się w ten sposób, tak bardzo wykończona i zagubiona. Być może było to całe wieki temu, kiedy poddawała się emocjom i wciąż cierpiała z powodu wspomnień, które zawdzięczała ojcu. Czasami wpadała wtedy w histerie, które tak bardzo przerażały Gabriela, bo nie wiedział jak powinien jej pomóc. Tym razem również tak się poczuła, chwilę później zaś emocje ostatecznie przejęły nad nią kontrolę. Powoli cofnęła się, wpadając plecami na ścianę, po czym osunęła się po niej na ziemię i ukryła twarz w dłoniach. Z zaskoczeniem odkryła na palcach wilgoć, chociaż robiła wszystko, byleby nic podobnego nie miało miejsca. Nie chciała okazywać słabości, już więcej nie, ale nie dała rady tego powstrzymać. Łzy płynęły, całkowicie poza jej kontrolą, podobnie zresztą jak i nie była w stanie opanować tego, co czuła. Emocje zawsze były zdradliwe, wiedziała o tym, nie sądziła jednak, że aż do tego stopnia, bo nigdy nie przyszło jej się mierzyć z czymś podobnym. Nie była nawet pewna, dlaczego tak nagle zebrało się jej na płacz, ale to i tak nie miało żadnego znaczenia, skoro się rozpadała. A przynajmniej czuła, że powoli rozpada się na kawałeczki, jak coś rozrywa ją do środka; nawet świadomość, że tak naprawdę nic podobnego się nie dzieje, nie miała w sobie nic uspokajającego. Objęła się ciasno ramionami, starając się jakkolwiek to zatrzymać i móc nad sobą zapanować, to jednak nie dawało żadnego efektu. Czuła się okropnie i mimo starań, nic nie była w stanie na to poradzić.

Usłyszała, jak Rufus gwałtownie wciąga powietrze. Zaskoczyła go, co do tego nie miała wątpliwości, nie mogła jednak przełamać się, żeby na niego spojrzeć, nie wspominając już powiedzeniu czegokolwiek. Wszystko wymykało jej się z rąk i mogła jedynie trwać w bezruchu, próbując zapanować nad szlochem i doprowadzić się do porządku. Nie chciała, żeby ktokolwiek oglądał ją w takim stanie, zwłaszcza on, a jednak...

A jednak jak zwykle wszystko szło nie tak, jak powinno.

– Dobra bogini, jednak cię skrzywdziłem, tak? – Rufus wydawał się całkowicie wytrącony z równowagi. – Layla? Co ja takiego...? Layla... – Mamrotał coś jeszcze, nie była jednak w stanie jakkolwiek zareagować na jego słowa.

Musiała przestać, musiała się uspokoić i spróbować jakoś przekonać go, że wszystko jest dobrze, ale nie potrafiła. Nic nie było dobrze, a przynajmniej nie była w stanie to uwierzyć. Wszystko szło nie tak i to tylko dlatego, że – jakimś cudem – poczuła coś, czego nie powinna, a teraz cierpiała, właściwie nie rozumiejąc dlaczego. Co więcej, nie potrafiła i nie chciała nawet wytłumaczyć tego Rufusowi, który próbował zrobić cokolwiek, żeby zrozumieć i jakkolwiek wytłumaczyć jej zachowanie. Wiedziała, że w jakimś stopniu się obwiniał i chociaż faktycznie było w tym trochę jego winy, tak naprawdę całość leżała po jej stronie. Przecież nie zrobił nic takiego – po prostu pocałował ją, prawdopodobnie przypadkiem, a ona nie była w stanie w żaden sposób tego pojąć. Tutaj chodziło tylko i wyłącznie o jej głupotę, i o to, że była tak bardzo niestabilna emocjonalnie. Być może wszystko ostatecznie sprowadzało się do Marco, ale i tak...

Rufus westchnął i nagle z zaskoczeniem wyczuła go bardzo blisko siebie. Uniosła głowę i na moment przestała szlochać, zbyt oszołomiona tym, że jego twarz znajdowała się tuż przy jej własnej. Poraziło ją spojrzenie jego brązowych oczu, nagle też zapragnęła drastycznie zmniejszyć dzielącą ich odległość i raz jeszcze poczuć na wargach dotyk jego ust. Potrzeba pocałunku była niemal bolesna i ledwo była w stanie się powstrzymać; przeszedł ją nagły dreszcz, co oczywiście nie uszło uwadze Rufusa, który źle jej reakcję zinterpretował.

Zauważyła, że chciał się odsunąć i niemal w ostatnim momencie, zupełnie się nad tym nie zastanawiając, chwyciła go za ramię, zmuszając żeby wrócił do poprzedniej decyzji. Zamrugał pośpiesznie i spojrzał na nią, wyraźnie zdezorientowany, ale przynajmniej znieruchomiał. Speszyło ją to i poczuła, że się rumieni, na szczęście jednak postanowił w żaden sposób tego nie skomentować.

– Nie, nie... Już jest w porządku – wydyszała cicho. Formułowanie kolejnych słów przychodziło jej z trudem, cieszyła się jednak, że była w stanie zapanować nad głosem i powiedzieć cokolwiek. – Nic nie zrobiłeś. Ja po prostu... – zaczęła i urwała; musiała coś wymyśleć, cokolwiek, w głowie jednak miała kompletną pustkę, wątpiła zresztą, żeby Rufus tak po prostu jej uwierzył.

Miała rację. Spojrzał na nią sceptycznie i zmrużył oczy. Jego czekoladowe tęczówki zdawały się wręcz przenikać ją na wskroś.

– Nie sądzę – stwierdził cicho. Głos miał zaskakująco łagodny i odrobinę zachrypnięty, jakby sam do tej pory nie doszedł do siebie po pocałunku. Być może była to płonna nadzieja i oznaka naiwności z jej strony, ale bardzo chciała, żeby tak w istocie było. – Wiesz, co ja o tym myślę? To, że tak naprawdę zrobiło ci się z mojego powodu przykro. Dlaczego?

Chyba nigdy nie słyszała, żeby rozmawiał z nią w taki sposób. Co więcej, nie wpadłaby na to, że Rufusa stać na taki ton, nie wspominając już o tym, że byłby w stanie ją pocałować. Pierwszy raz mówił i nie wydawał się przy tym szalony, nazbyt genialny albo przepełniony sarkazmem, jak to bywało nie raz. Tym razem naprawdę był przejęty i chyba naprawdę zależało mu na tym, żeby zrobić cokolwiek. Rufusowi Prime naprawdę na czymś zależało i to zupełnie niezwiązanego z nim samym albo z nauką, którą tak bardzo uwielbiał. Nie. Jemu zależało na niej, a przynajmniej na tym, żeby jakkolwiek ją pocieszyć, nawet jeśli nie wiedział, jak powinien się do tego zabrać. Nie wiedziała skąd to się bierze – może po prostu go zaskoczyła, a może nie spodziewał się, że stać ją na taką reakcję i okazanie słabości – to jednak nie miało żadnego znaczenia. Liczyło się wyłącznie to, że naprawdę mu zależało, nawet jeśli nie w ten sposób, jakiego mogła się spodziewać. W przypadku Rufusa wszystko było możliwe, więc nie mogła mieć pewności, co tak naprawdę w danej chwili myślał, ale to nie zmieniało faktu, że była dla niego ważna. Czegoś takiego nie dało się upozorować, poza tym wątpiła, żeby w tym momencie zachowywał się irracjonalnie. Był po prostu sobą i to może bardziej niż w ciągu minionych tygodni.

Spojrzała na niego wymęczonym wzrokiem i pokręciła głową. Wciąż zaciskała palce na jego ramieniu, zdecydowanie mocniej niż było to konieczne, nie mogła jednak zmusić się do tego, żeby chociaż odrobinę rozluźnić uścisk. Była zbyt sparaliżowana, poza tym czuła się jak dzikie zwierze, które ktoś zamknął w klatce. To było niczym pułapka z której nie potrafiła znaleźć wyjścia, chociaż tak bardzo go potrzebowała. Rufus patrzył na nią, zadawał pytania i starał się zrozumieć, a ona nie tyle nie mogła, co nie chciała na nie odpowiedzieć. W tym momencie błogosławiła, że nie był telepatą i nie mógł czytać jej w myślach, bo to mogło się skoczyć... No cóż, nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Nie mogła przecież tak po prostu powiedzieć mu, że nie wie dlaczego, ale to z jego powodu – i z powodu tego, że tak ją odsunął, zaraz po tym, jak się pocałowali. Nie mogła mu powiedzieć, że chyba coś się zmieniło, że teraz tak bardzo chciała... Że znowu chciała go pocałować. I że bała się, że nie była w tym zbyt dobra. Jak mogła wyznać którąkolwiek z tych rzeczy w sytuacji, kiedy sama była tymi odkryciami zszokowana? Od nadmiaru emocji i myśli kręciło jej się w głowie, wiedziała jednak, że nie będzie w stanie wmówić mu, żeby dał jej spokój, bo nic się nie dzieje. Musiała zrobić cokolwiek, a to wydawało się zadaniem wręcz niemożliwym do zrealizowania, kiedy była w takim stanie.

Rufus zawahał się, w końcu jednak zdecydował się poruszyć. Drgnęła, jednak nie wzmocniła uścisku na jego ręce, szybko uświadamiając sobie, że pół-wampir wcale nie chce się od niej odsunąć. Wręcz przeciwnie – nagle znalazł się jeszcze bliżej, po czym – zważając na każdy swój ruch i zachowując się tak, jakby miał do czynienia z czymś wyjątkowo kruchym, co w każdej chwili może przemienić się w pył – niemal czule ujął jej twarz w dłonie. Spojrzała mu w oczy, chociaż starała się tego nie robić i na moment przestała oddychać, całkowicie oszołomiona. Coś w tym spojrzeniu sprawiło, że w jednej chwili zapragnęła uciec i znaleźć się jak najdalej, chociaż potrzebowała dłuższej chwili, żeby zrozumieć, skąd brało się to dziwne uczucie.

I nagle do niej dotarło.

On wiedział. A nawet jeśli nie, musiał się domyślać. Nie potrafiła stwierdzić, jak wygląda jej twarz i czy jest w stanie wyczytać z niej jakiekolwiek emocje, to jednak nie miało żadnego znaczenia. Wiedziała przecież, że jest więcej niż przeciętnie inteligentny i nawet w tej sytuacji musiał nie mieć problemów z kojarzeniem faktów – zrozumienie albo przynajmniej częściowe podejrzenia nie powinny być niczym dziwnym.

– Laylo? – szepnął, wyraźnie spiętym i mocno wytrąconym z równowagi głosem.

Czego od niej oczekiwał? Prawdy? Tego, że zaprzeczy i jakoś doprowadzi, że wszystko wróci do normy? Nie miała pojęcia, poza tym nie była w stanie dać mu żadnej z tych rzeczy. Nie była w stanie zrobić nic, prócz patrzenia się na niego i staraniu się złapać oddech, kiedy panika ponownie chwyciła ją za gardło.

– Ja... – zaczęła, ale nie miała pojęcia, co tak naprawdę chciała i powinna mu powiedzieć.

Więc nie powiedziała nic. W zamian po prostu zamknęła oczy, modląc się w duchu, żeby po ich otworzeniu, świat wrócił na właściwy tor i wszystko stało się znów tak proste, jak na początku. Pragnęła tego każdą komórką ciała, rozsądek jednak podpowiadał jej, że to niemożliwe.

Ale musisz coś zrobić, szepnął cichy głosik w jej głowie. Pragnęła go posłuchać i jednocześnie się bała. Zrób coś. I tak nie masz żadnego wyboru, poza tym...

Zamknij się, skarciła samą siebie w duchu, chociaż wiedziała, że faktycznie nie ma innego wyboru. Działanie było jedyną rozsądną rzeczą, nawet jeśli nie miała pojęcia, na czym powinno się opierać.

Nie wiedziała – ale on tak, chociaż dopiero miała się o tym przekonać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro