Jedenaście

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Renesmee

Srebrzysty blask księżyca wydawał się być wszędzie. Na moment wręcz mnie oślepił i potrzebowałam dłuższej chwili, żeby przyzwyczaić oczy i móc się rozejrzeć. Już wcześniej zauważyłam zarys czegoś, co najprawdopodobniej było łóżkiem, dlatego byłam pewna, że znajdujemy się w sypialni. I to nie byle jakiej, ale należącej do nas.

Pierwszym, co zarejestrowałam, kiedy nareszcie byłam w stanie coś zobaczyć, było to, że pokój utrzymano w jasnych barwach. Kremowe ściany, o ton ciemniejsze meble i domieszki drewna na ścianach i podłodze, idealnie się ze sobą komponowały. Tuż naprzeciwko mnie, zajmując prawie trzy czwarte powierzchni pokoju, znajdowało się olbrzymie łóżko, przykryte białą pościelą. Poraziła mnie liczba poduszek i grubość materaca, nagle też zapragnęłam zachować się jak dziecko i rzucić wprost na posłanie.

W zasadzie... dlaczego nie?, zapytałam w myślach samą siebie. Wciąż nie docierało do mnie, że to nasz dom – również mój – ale musiałam się w końcu z tą myślą oswoić. Wzięłam kilka głębszych wdechów i zrzuciwszy buty (wysokie obcasy były istnym koszmarem, nawet jeśli pantofelki od Gabriela były śliczne), bez zastanowienia rzuciłam się na łóżko, przez kilka chwil będąc w stanie myśleć wyłącznie o tym, że chyba nigdy nie leżałam na czymś aż tak przyjemnie miękkim. Wrażenie było takie, jakbym się unosiła na wodzie, uczucie zaś potęgował fakt, że pościel była równie delikatna, co materiał mojej sukni i zdawała się wręcz pieścić moją odsłoniętą skórę.

Zamknęłam oczy i przez kilka chwil byłam w stanie wyłącznie napawać się przyjemnością płynącą z tej chwili. Dopiero leżąc poczułam, jak bardzo jestem zmęczona. Chciało mi się spać, chociaż – paradoksalnie – byłam zbyt zmęczona, żeby być w stanie zasnąć. Miałam wrażenie, że Gabriel wciąż stoi w progu i obserwuje mnie uważnie, wyraźnie usatysfakcjonowany moją reakcją. Nie musiałam patrzeć na jego twarz, żeby wiedzieć, co w tym momencie czuł. Nawet teraz, balansując na granicy jawy i snu, byłam w stanie wyczuć targające nim emocje. Więź miedzy nami była silna, aż do tego stopnia, że nawet bez wykorzystywania mocy czy wnikania we własne emocje, byliśmy niczym jedność. Bacząc na to, czego oboje w tej chwili przyjęliśmy, było to jeszcze bardziej wyraźniejsza.

Uniosłam powieki, bojąc się, że przyjemność płynąca z wylegiwaniu się na tym łóżku, jednak będzie w stanie mnie uśpić. Spojrzenia moje i Gabriela się spotkały, ukochany zaś uśmiechnął się promiennie. Odwzajemniłam gest i zachęcająco skinęłam głową na łóżko, chcąc zachęcić męża do tego, żeby do mnie dołączył.

– Chodź tutaj do mnie – poprosiłam, odrobinę sennym głosem.

Nie musiała długo go prosić. Zdążyłam zaledwie mrugnąć, a już kiedy otwierałam oczy, poczułam jak materac ugina się pod ciężarem Gabriela. Otoczyły mnie znajome, ciepłe ramiona, a potem stęsknione wargi chłopaka musnęły moje usta.

– Jesteś zmęczona – stwierdził czule, przytulając mnie i bawiąc się moimi lokami.

– Dziwisz się? – zapytałam, tłumiąc ziewanie. – Trochę za dużo jak na jeden dzień. Poza tym tańczyłam chyba z całym miastem – dodałam z westchnieniem. – Ale ta niespodzianka mi się podoba. Nie mam pojęcia, dlaczego mogłeś tak bardzo obawiać się mojej reakcji – przyznałam szczerze zaskoczona.

Mruknął coś w odpowiedzi i raz jeszcze mnie pocałował. Teraz, kiedy nareszcie przekonał się, że jestem zachwycona, mógł odetchnąć. Wciąż nie mogłam przywyknąć do myśli, że Gabriel mógł się czegokolwiek bać, ale to było zabawne, że wszystkie jego obawy zwykle miały związek z moimi reakcjami. Bał się oświadczyn albo tego, co powiem na temat domu, ale jeśli chodziło o prowokowanie Jane Volturi...

Zwinne palce Gabriela zaczęły metodycznie przesuwać się po moim ramieniu, przyprawiając mnie o dreszcze. Mimo zmęczenia, moje ciało zareagowało natychmiast. Chyba nigdy nie miałam przyzwyczaić się do tego, co działo się miedzy mną a moim mężem, kiedy się dotykaliśmy, ale to było przyjemne. Krew natychmiast zaczęła krążyć mi raźniej, serce przyspieszyło; ogień pożądania wypełnił moje ciało, reagując na dotyk ukochanego w najbardziej intymny sposób. Natychmiast zapragnęłam więcej, dlatego przykręciłam się tak, żeby wylądować na Gabrielu. Usiadłam na nim okrakiem, uśmiechając się z rozbawieniem, kiedy zobaczyłam jego minę.

Jego dłonie znalazły się na moich biodrach. Uśmiechnęłam się i z czułością dotknęłam policzka Gabriela. Kiedy byłam młodsza, gest ten był dla mnie naturalny, jeśli chciałam przekazać komuś moje myśli, teraz jednak już nie potrzebowałam fizycznego kontaktu, żeby porozumiewać się mentalnie. Pomyślałam o tym i uświadomiłam sobie, że to przecież właśnie dzięki Gabrielowi potrafiłam więcej niż w tym momencie mogłam sobie wyobrazić. Wciąż wiele umiejętności telepatów – w tym moje własne zdolności – były dla mnie tajemnicą, ale wierzyłam, że dzięki Licavolim będę w stanie je poznać i zrozumieć.

Teraz i ja byłam Licavoli...

Jesteś moja, pomyślał Gabriel. Jego obecność przypominała muśnięcie ciepłego wiatru. Nasze umysły połączyły się w tak naturalny sposób, że prawie tego nie zauważyłam. Kochana moja...

Jestem tutaj, zapewniłam go stanowczo, dokładnie jak wtedy w lesie, kiedy prowadził mnie do domu. Nachyliłam się, żeby skraść jeszcze jeden pocałunek. Jestem i kocham cię, dodałam, w jednej chwili pragnąc znaleźć się jeszcze bliżej; tak blisko, jak tylko było to fizycznie możliwe.

Jesteś. Tak...

Poczułam bijącą od niego radość, wręcz euforię, jakby była moją własną. Tak było w istocie, bo w tych momentach, kiedy praktycznie stanowiliśmy z Gabrielem jedność, właściwie nie było miedzy nami żadnych różnic. Nasze emocje przenikały się, zamykając nas w naszej prywatnej bańce szczęścia z której nic nie było w stanie nas wyrwać. W tym momencie nawet świat mógłby się skoczyć, a żadne z nas nawet by tego nie zauważyli – nie, kiedy mieliśmy siebie nawzajem.

Pocałowałam go, nie mogąc się powstrzymać. Tym razem nie było to tylko niewinne muśnięcie ust, ale pełna namiętności pieszczota, w którą wlałam całą swoją miłość i własną radość. Gabriel nie pozostał mi dłużny; natychmiast odwzajemnił pieszczotę, jednocześnie przyciągając mnie jeszcze bliżej, chociaż wydawało się to niemożliwe. Całował mnie namiętnie, ale ze zwykłą sobie delikatnością, zachowując się tak, jakbym była czymś niezwykle kruchym i cennym. Każdy nawet najsubtelniejsze muśnięcie czy pocałunek, niosło ze echo uczucia, które nas łączyło i które nadawało sens mojemu życiu. Na kilkanaście sekund całkowicie zapomniałam o Bożym świecie, kiedy zaś bardzo niechętnie oderwaliśmy się od siebie, dyszałam tak ciężko, jakbym właśnie przebiegła maraton.

Tym razem to ja wylądowałam plecami na materacu, podczas gdy ukochany znalazł się nade mną. Gabriel czule przeczesał palcami moje loki, po czym delikatnie wyplątał z nich kwiat, który wplotła tam Layla. Jego dłonie musnęły mój policzek i żuchwę, po czym kontynuowała wędrówkę, muskając moją szyję i ramiona. Zadrżałam i w jednej chwili zapragnęłam podzielić się z Gabrielem tym, co miała najcenniejsze do oferowania, ten jednak miał inne plany.

Jego palce musnęły materiał mojej sukienki. Nasze spojrzenia się spotkały i wiedziałam już, że oboje pragniemy tego samego. Wciąż się w niego wpatrując, pozwoliłam żeby pomógł mi usiąść i niemal z nabożną czcią ściągnął ze mnie suknię ślubną. Natychmiast doceniłem komplet bielizny, którą w prezencie podarowały mi Esme i Layla – mina Gabriela była po prostu bezcenna.

– Jesteś... – zaczął i urwał, kiedy nagle zabrakło mu słów. Pokręcił głową, sfrustrowany. – Jesteś piękna, chociaż moim zdaniem to i tak obraza, moja tu Nemezis – wymruczał z zachwytem.

Osobiście uważałam, że zdecydowanie przesadzał, jak zawsze w takich momentach, ale w żaden sposób jego wyznania nie skomentowałam. Wciąż peszyłam się za każdym razem, kiedy komplementował mnie w ten sposób, dlatego cieszyłam się w duchu, że wokół panował półmrok, Gabriel jednak i tak wiedział, że się zarumieniłam. Uśmiechnął się i dotknął mojego policzka, wyraźnie tym zachwycony. Wiedziałam, że jest ze mną szczery, ale i tak sądziłam, iż nie zasłużyłam na to, żeby myślał o mnie w tak wyszukany sposób. Przecież nie byłam nikim szczególnym.

– Bzdura! – zaoponował Gabriel, niemal agresywnym tonem; przypomniał mi tym samym, że nasze umysły są połączone i nie jestem w stanie niczego przed nim ukryć. Jego oczy zdawały się wręcz pałać w ciemności i przez moment naprawdę poczułam, że mam do czynienia z groźnym nieśmiertelnym, któremu śmierć nie była obca. Serce zabiło mi mocniej, chociaż nie ze strachu; nic nie mogło sprawić, żebym zaczęła się Gabriela bać. – Jesteś stanowczym przeciwieństwem przeciętności. I dobrze ci radzę... Lepiej nie prowokuj mnie w ten sposób, mi amore – wychrypiał mi do ucha. Jego usta były tak blisko mojej szyi, że czułam ciepły oddech na wrażliwej skórze w tym miejscu i znów zadrżałam.

Zadrżałam mimo woli. Czasami łatwo było zapomnieć, że jesteśmy kimś więcej niż ludźmi i że Gabriel byłby w stanie zabić mnie, gdyby tylko taki był jego kaprys. Oczywiście nie wierzyłam w to i sama również prędzej bym się zabiła niż zrobiła mu krzywdę, ale instynktownie i tak przez chwilę zawahałam się, zanim podjęłam decyzję, co zrobić dalej. Nawet nie dał mi po temu okazji, bo nagle poczułam, jak sięga do mojego umysłu, jednak nie po to, żeby się czegoś na mój temat dowiedzieć, ale chcąc mi pokazać coś, co sam w tej chwili czuł.

W jednej chwili zawirowało mi w głowie, a twarz Gabriela rozmazała mi się przed oczami. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, co chłopak robi, ale i tak całkowicie oszołomił mnie widok osoby, którą mi pokazał. Wspomnienie przypominało sen, chociaż w istocie wydarzyło się naprawdę i to zaledwie chwilę wcześniej. Zobaczyłam nasz pokój i to cudowne łóżko, a na nim niezwykłą istotę, której w pierwszej chwili nie rozpoznałam, chociaż paradoksalnie wydała mi się znajoma. Była prawie naga, jedynie w samej bieliźnie; mleczna skóra właściwie zlewała się z bielą pościeli i wręcz lśniła w srebrzystym blasku księżyca; wydawała się tak delikatna, że aż chciało jej się dotykać. Burza miedzianych, przypominających płomienie włosów, otaczała twarz o delikatnych rysach i rumianych policzkach. Oczy znajomej-nieznajomej były przymknięte; długie ciemne rzęsy rzucały cienie na policzki, kiedy zaś dziewczyna uniosła powieki, mogłam dostrzec, że jej tęczówki są barwy czekolady. Dostrzegłam w nich płomień i wyraźne pożądanie, które sprawiało, że Gabriel był nią jeszcze bardziej urzeczony.

Potrzebowałam dłuższej chwili, żeby nazwać wszystko we właściwy sposób i zrozumieć, że...

Że to byłam ja.

Wróciłam do rzeczywistości, oszołomiona. Dyszałam ciężko, jakbym dopiero co przebiegła kilkadziesiąt kilometrów, chociaż sama nie byłam pewna dlaczego. Widziałam pochylonego nad sobą Gabriela – jego czarne niczym bezgwiezdna noc oczy, utkwione w mojej twarzy – ale prawie nie zdawałam sobie z tego sprawy. Wciąż nie docierało do mnie to, co właśnie zobaczyłam. To miałam być ja? Już raz przeżyłam coś podobnego, kiedy podczas wymiany krwi złamałam wszystkie reguły i zagłębiłam się w jego wspomnienia, ale wciąż nie docierało do mnie, że ktokolwiek mógł na mnie patrzeć w taki sposób. Jasne, byłam ładna – każda nieśmiertelna była – ale coś podobnego...

Dla mnie jesteś właśnie taka. Dlaczego nie potrafisz w to uwierzyć?, usłyszałam w głowie jego rozdrażniony ton głosu.

Nie wierzę sobie, sprostowałam machinalnie, uświadamiając sobie, że tak jest w istocie. Przy Gabrielu i tak nabrałam pewności siebie, ale po prostu nie mogłam tak po prostu uwierzyć w to, że w zaledwie kilka miesięcy zyskałam wszystko o czym kiedykolwiek mogłam marzyć, a co tak naprawdę mi się nie śniło. To było niczym bajka i chwilami obawiałam się, że w pewnej chwili stanie się coś strasznego, co wstrząśnie całym światem i mi go odbierze. Skoro w przyrodzie istniała niezachwiana równowaga, jak mogłabym przez wieczność być aż do tego stopnia szczęśliwa? Coś musiało kiedyś pójść źle, chociaż nie chciałam nawet o tym myśleć.

Gabriel westchnął i znów mnie pocałował, skutecznie wybijając mi wszystkie głupie myśli z głowy. Pozwoliłam mu na to, pragnąc ponownie zatracić się w naszych wzajemnych pieszczotach, chociaż teraz już zdawałam sobie sprawę z tego, jak może się to skończyć. Kolejna ciąża? Dziadek byłby zachwycony, pomyślałam z rozbawieniem, przypominając sobie minę doktora i Gabriela, kiedy żartowałam sobie na ten temat po tym, jak ledwo przeżyłam poród bliźniąt. Mogli sobie mówić co chcieli, ale ja bez wątpienia byłabym zachwycona, gdyby na świat miało przyjść kolejne nasze dziecko, obojętnie jak wielkie miałoby to nieść ze sobą konsekwencje. To właśnie było piękne w tym, co było między nami, dlatego nie zamierzałam zamartwiać się i jakkolwiek wzbraniać, nawet jeśli po urodzeniu Alessi i Damiena wydawało się to rozsądne.

Usta Gabriela zdawały się być wszędzie. Dotykał mnie, całował i pieścił, a ja nie pozostawałam mu dłużna. Nie jestem nawet pewna, kiedy w roztargnieniu skupiłam się na rozpinaniu guzików jego koszuli i ostatecznie pozbyłam się krawatu. Nagle oboje byliśmy prawie nadzy, skrępowani jedynie bielizną, to jednak nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej czułabym się zawstydzona, teraz jednak nic podobnego nawet nie przyszło mi do głowy. To był mój Gabriel – mój mąż, który doskonale mnie znał i był świadom każdej najdrobniejszej mojej słabości. Miałam okazję nie raz przekonać się, że w jego oczach jestem idealna, czego więc powinnam się obawiać?

Oboje odrobinę zwolniliśmy i przez kilka sekund po prostu patrzyliśmy na siebie. Leżałam pod nim, wtulona w pościel i całkowicie zdana na to, co tej nocy zaplanował. Jego oczy wydawały się jeszcze bardziej ciemne niż zwykle, nawet jeśli wydawało się to niemożliwe, widoczne zaś w nich płomienie rozgrzewały mnie samym spojrzeniem. Czułam, jak gorąca krew krąży po całym moim ciele i szumi mi w uszach; serce waliło mi jak oszalałe, w oczekiwaniu na moment, kiedy nareszcie posuniemy się o tych kilka kroków dalej i w pełni się sobie oddamy. Nie wiem dlaczego byłam zdenerwowana, skoro robiliśmy to wcześniej, ale być może chodziło o to, że nigdy do tej pory nie kochaliśmy się jako mąż i żona. To była nasza noc poślubna, na dodatek w naszym domu i w naszej sypialni... No cóż, to chyba był dobry powód do tego, żeby czuć się podekscytowanym.

Palce Gabriela czule przesunęły się po moim ramieniu, pozostawiając za sobą ogień i przyjemne mrowienie na skórze. Zatrzymał się dopiero przy górze mojego pozbawionego ramiączek stanika. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech na widok koronkowych wykończeń jedwabnego zestawu, który dostałam przed ceremonią od jego siostry i Esme... Chociaż z drugiej strony, być może bardziej chodziło o fakt, że stanik rozpinał się od przodu, co wszystko ułatwiało.

Rozpiął go powoli i z taką fascynacją, jakby właśnie rozpakowywał długo oczekiwany prezent. Przez kilka chwil błądził dłońmi po moim nieskrępowanym żadnym ubraniem ciele, zachwycając się delikatnością i odcieniem skóry. Kiedy znów zaczął obsypywać mnie pocałunkami, zamknęłam oczy i wygięłam się w łuk, lepiej eksponując szyje. Z ust Gabriela wyrwało się ciche, ochrypłe warknięcie, a chwilę później poczułam, jak jego ostre zęby przecinają skórę. Było dokładnie tak jak zawsze – tępy ból, a później przyjemne uczucie rozkoszy, towarzyszące piciu krwi. Czułam, jak stajemy się sobie jeszcze bliżsi i to na ten intymny sposób, któremu nie mógł dorównać nawet czysty seks.

Gabriel odsunął się zdecydowanie zbyt szybko, niż mogłabym sobie tego życzyć. Przesunął językiem po rance, pośpiesznie ją zamykając i spojrzał na mnie z czułością. Przecież prosiłem cię, żebyś mnie nie prowokowała, przypomniał mi z figlarnym uśmiechem, po czym pośpiesznie złożył na moich ustach krótki pocałunek, kiedy spojrzałam na niego urażona. Pieszczota była krótka i słodka, bo wargi Gabriela wciąż smakowały krwią. Moje gardło natychmiast zapłonęło, nic jednak nie było w stanie przebić się przez pożądanie, które narastało z każdą kolejną sekundą. Pragnęłam bycia z Gabrielem, nie jego krwi; osoka krążąca w jego żyłach była w tym momencie sprawą drugorzędną.

Oczywiście wyczuł, że zaczęłam się niecierpliwić. Znał mnie tak dobrze, że nie potrzebował nawet skupiać się na łączącej nas więzi, żeby wiedzieć, co w danym momencie czuję. Zaśmiał się cicho, jego śmiech zaś wydawał się wręcz owijać dookoła mnie, jakby był materialny. Nim się obejrzałam, czule musną palcami mój płaski, pozbawiony jakichkolwiek śladów ciąży brzuch i ucałował go czule. Chwilę później jego wargi znalazły się niżej i wędrowały tak, aż dotarł do linii wyznaczonej przez majtki; dopiero wtedy uniósł wzrok i spojrzał na mnie roziskrzonymi oczami, jak zwykle oczekując przyzwolenia. Nawet się nie wahałam. Oboje tego chcieliśmy, poza tym teraz tym bardziej miał prawo do mojego ciała.

Ostrożnie wsunął palce pod gumkę. Zadrżałam w oczekiwaniu i uniosłam odrobinę biodra, żeby było mu łatwiej. Jak zawsze zachowywał się wobec mnie bardzo delikatnie, co mi się podobało; lubiłam tę czułość i poczucie bezpieczeństwa, które mi dawał, bo wciąż czułam się odrobinę niepewnie w takich sytuacjach. Pierwszy raz poczułam się odrobinę skrępowana, przynajmniej początkowo, uczucie to jednak minęło prawie natychmiast, kiedy Gabriel ponownie wziął mnie w ramiona. Wtuliłam się w niego, jednocześnie próbując doprowadzić do kolejnego pocałunku. Nigdy nie miałam dość jego pieszczot, zwłaszcza płynącego z nich ukojenia i poczucia bezpieczeństwa. Zależało mi na tym zwłaszcza teraz, po tych wszystkich niebezpieczeństwach, które nas spotkały.

Jego szyja znalazła się niebezpiecznie blisko moich ust. Nie byłam pewna czy zrobił to specjalnie, czy przypadkiem, to zresztą nie miało najmniejszego znaczenia w tym momencie. Otoczyła mnie słodycz krążącej w jego żyłach krwi – pierwszej, której kiedykolwiek skosztowałam w ten sposób, oczywiście pomijając chwile, kiedy jako dziecko dostawałam ludzką osokę z butelki. Jak zwykle w takich momentach poczułam się trochę dziwnie, bo pragnienie krwi wciąż było dla mnie czymś nowym, Gabriel jednak nie wydawała się w żaden sposób tym przejmować.

Nie krępuj się, zachęcił mnie czule, doskonale wiedząc, czego w tym momencie pragnę. Dalszych zapewnień nie potrzebowałam; bez wahania wgryzłam się w jego szyję, pozwalając żeby moje gardło zalała słodka, ciepła krew. Gabriel jęknął i mniej przyciągnął mnie do siebie. Jego dłonie błądziły po całym moim ciele, gładziły mnie po włosach i plecach. Byliśmy tak blisko, jak tylko było to możliwe, ja jednak czułam niedosyt i chciałam jeszcze więcej. Od zapachu i smaku krwi, pocałunków i nadmiaru emocji kręciło mi się w głowie, jednocześnie jednak chyba nigdy nie czułam się tak szczęśliwa, jak w tym momencie. Naprawdę miałam wszystko i tylko to miało w tym momencie jakiekolwiek znaczenie.

To, no i – oczywiście – ja oraz Gabriel. Świat skurczył się do tej małej sypialni, nas dwoje i tego jednego momentu, a ja zapomniałam o Bożym świecie oraz o tym, że w ogóle istnieje coś takiego, jak problemy. Tego dnia nie chciałam ich mieć.

Już nigdy nie chciałam ich mieć. To było pobożne i naiwne życzenie, chociaż o tym dopiero miałam się przekonać, tamtej nocy jednak byłam w stanie uwierzyć, że jednak się spełni.

W momencie, kiedy Gabriel wszedł we mnie, a my nareszcie staliśmy się jednością, nareszcie poczułam, że jestem na swoim miejscu. Wszelakie wątpliwości zniknęły i mogłam już myśleć jedynie o tym, gdzie oboje jesteśmy. Że jesteśmy razem. Że się kochamy. Że mamy dzieci...

A potem już tylko kochaliśmy się, wzajemnie karmiąc krwią i dzieląc uczuciami; tamtej nocy jedynie księżyc był świadkiem tego, co oboje czuliśmy – i to było piękne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro