Pięćdziesiąt sześć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Renesmee

Oddychałam tak szybko, jakbym właśnie przebiegła maraton. Podobnie zresztą się czułam; obolała i wymęczona fizycznie oraz psychicznie, marzyłam jedynie o tym, żeby wrócić do domu, chociaż na to miałam jeszcze poczekać. Dookoła panowała ciemność, poza tym nareszcie zapadła cudowna cisza, więc doskonale słyszałam równie szybkie oddechy Layli i Rufusa. Ten, który należał do Carlisle'a, wyróżniał się spokojnym tempem, bo i nie był wampirowi potrzebny do tego, żeby swobodnie funkcjonować.

Ciemność rozstąpiła się, kiedy Layla wykorzystała swój dar do stworzenia kolejnej ognistej kuli światła. To właśnie twarz dziewczyny zobaczyłam jako pierwszą, kiedy już przyzwyczaiłam oczy do jasnego blasku. Layla obejmowała ogień dłońmi, a na jej nienaturalnie bladej twarzy dostrzegłam tańczące długie cienie. Podobne padały na chropowate ściany korytarza w którym się znaleźliśmy, przy okazji pozwalając mi zobaczyć doktora i Rufusa. Blada skóra tego pierwszego połyskiwała subtelnie i nie tak intensywnie jak w słońcu, jeśli zaś chodziło o mojego pobratymca...

Layla chrząknęła znacząco.

– Ech, Rufus... Możesz już postawić Nessie, proszę? – odezwała się słodkim głosikiem, ale wzrok miała rozeźlony.

Faktycznie, cały czas znajdowałam się u Rufusa na rękach, chociaż nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Co więcej, nie przypominałam sobie w którym momencie objęłam go za szyję (prawdopodobnie podczas spadania, chcąc mieć przynajmniej wrażenie tego, że cokolwiek jest pewne i stabilne), teraz zaś poczułam się co najmniej niezręcznie w tej sytuacji.

– Hm? – Rufus zamrugał i spojrzał na mnie mało przytomnie, jakby widział mnie po raz pierwszy. – Ach, tak... Wybacz mi, proszę – zreflektował się i lekko opuścił mnie, żebym mogła stanąć na ziemię.

Bez trudu uchwyciłam równowagę, po czym cofnęłam się o krok, nieufnie obserwując pół-wampira. Wyglądał normalnie i nie patrzył już na mnie tak, jakbym była czymś do zjedzenia albo coś było ze mną nie tak, ale i tak wolałam zachować ostrożność. Był nieprzewidywalny – zdążyłam to zauważyć, chociaż znałam go niecałą godzinę.

– Nie tak to miało wyglądać – skrzywił się, a potem znienacka jego twarz rozjaśnił nieco roztargniony uśmiech, który sprawił, że jego właściciel wydawał się niemal uroczy. Bez ostrzeżenia ujął moją dłoń i skłoniwszy się nisko, złożył na jej wierzchu delikatny pocałunek. W przypadku większości mężczyzn, których znałam jeszcze w swoim dawnym życiu, gest ten zwykle był przesadzony i obrzydliwy, ale Rufus zrobił się to z taką wprawą, że aż spojrzałam na niego równie zmieszana, co zaskoczona. – Rufus Prime – przedstawił się, spoglądając na mnie; w jego oczach odbijał się blask płomienie Layli.

– Ja... – Przełknęłam z trudem. – Renesmee Licavoli – powiedziałam, chyba pierwszy raz łącząc moje imię z nowym nazwiskiem. Musiała przyznać, że brzmiało to niezwykłe, a na myśl o Gabrielu poczułam się zdecydowanie pewniej.

– Och, no oczywiście. Licavoli mają to do siebie, że trudno ich nie rozróżnić – mruknął z nutką złośliwości Rufus, nareszcie puszczając moją dłoń i zwiększając odległość między nami.

Czułam się dziwnie w jego towarzystwie, tak szybko zmieniały się jego nastroje. W jednej chwili szalony i niebezpieczny, prawie natychmiast przeistaczając się w trzeźwo myślącego geniusza albo urzekającego dżentelmena. Nie nadążałam za nim, co w porównaniu ze zdenerwowaniem, które wciąż odczuwałam, sprawiało, że ledwo trzymałam się na nogach.

– Hej, a co to niby miało znaczyć? – zapytała Layla, unosząc brwi. – Swoją drogą, od kiedy jesteś taki czarujący? – dodała i chociaż jej ton wydawał się obojętny, uświadomiłam sobie, że Layla jest jak najbardziej zazdrosna!

– Wystarczy, że podam cię na przykład, a wszystko zrozumiesz. Licavoli od zawsze mieszali, więc nie dziwię się, że na dobry początek skończyło się na zniszczeniu mojego laboratorium. Nie żebym nie był tu bez winy, ale... Ach, zresztą obiecałem ci, że będę miły, prawda? – Nagle złagodniał, zwłaszcza kiedy przyjrzał się dziewczynie. – Och, ja ci to zrobiłem?

Dopiero kiedy podszedł do nie, wyciągając dłoń, żeby moc dotknąć jej policzka, zauważyłam nieduże, ale wciąż krwawiące rozcięcia. Podejrzewałam, że obie wyglądamy równie marnie z licznymi siniakami i zadrapaniami na rękach, ale przez walkę to siostra Gabriela prezentowała się gorzej.

– Ty – odparła, ale nie odwróciła głowy, pozwalając żeby ją dotykał. To Rufus pierwszy się odsunął, wbijając wzrok w swoje poznaczone jej krwią palce; wzrok miał pusty i nie wydawało mi się, żeby czarna w tym oświetleniu osoka, jakkolwiek go kusiła. – Mogłabym jeszcze długo wymieniać miejsca, gdzie jak nic dorobiłam się przez ciebie siniaków.

– Wolałbym, żebyś mi tego zaoszczędziła – wymamrotał. Jak nic miał poczucie winy, chociaż starał się tego nie okazywać.

Zapadło milczenie, podczas którego po prostu stało i mierzyli się wzrokiem, pozwalając sobie jedynie na łapanie oddechu. Z tego wszystkiego prawie nie zorientowałam się, kiedy na moim ramieniu zacisnęła się lodowate dłoń. Wzdrygnęłam się i obejrzałam na Carlisle'a, bo prawie zapomniałam o jego obecności.

– W porządku? – zapytał mnie cicho; wiedziałam, że nie pyta o mój stan fizyczny, a przynajmniej nie przede wszystkim.

– Nic mi nie jest – zapewniłam i westchnęłam. – Laylo... – dodałam, zwracając się do szwagierki, żeby zwrócić na siebie jej uwagę.

Zamrugała pospiesznie i spojrzała na nas tak, jakby zastanawiała się skąd się tutaj wzięliśmy. Prawie natychmiast wzięła się w garść i kiwając głową, zaczęła szybko analizować sytuację.

– No tak... Gdzie jesteśmy? – zapytała z wahaniem, zwracając się ponownie do Rufusa. – Czy to są...?

– Tunele. Ciągnął się pod całym miastem – odparł tamten spokojnie. – Kto jak kto, ale ty sporo wiesz na temat tuneli, czyż nie?

Nie miałam pojęcia o co w tamtym momencie mu chodziło, ale najwyraźniej Layla zrozumiała, bo pokiwała głową. W jednej chwili zesztywniała cała i spojrzała na Rufusa okrągłymi ze zdumienia oczami.

– To byłeś ty! – zawołała. Jej głos odbił się od ścian korytarza, przyprawiając o dreszcze. – Te wszystkie kable, które widzieliśmy... A potem uciekałeś przede mną, kiedy cię zauważyłam. Radziłeś sobie, bo do tej pory korzystałeś z tych przejść.

– Hm, nie da się ukryć. I to jest dobra teoria – pochwalił – chociaż nie powiedziałbym, że sobie jakoś specjalnie radziłem. Ciemność to mimo wszystko spora wada, a teraz mam wątpliwości, czy przynajmniej cześć lamp, które tutaj zamontowałem, w ogóle zadziała, dlatego musimy improwizować. Nie gaś płomyka, jeśli łaska – dodał.

– Nie mam takiego zamiaru – odburknęła, zaplatając obie ręce na piersi. Ubranie miała w strzępach, a materiał ledwo osłaniał jej idealne ciało, wciąż odkrywając zdecydowanie zbyt wiele.

Rufus skinął głową, wciąż uważnie ją obserwując, zanim zorientował się co robi. W pośpiechu zsunął z ramion lekarski kitel i bez słowa wyjaśnienia ścisnął go w ręce Layli. Dziewczyna uniosła brwi, ale nie zareagowała w żaden sposób, tylko narzuciła go na ramiona, okrywając się nim jak płaszczem. Strój był na nią za duży, więc praktycznie na niej wisiał, ale nawet to nie odebrało dziewczynie uroku i gracji.

– Możemy iść. Ach, chyba powinienem był od samego początku wymagać od ciebie, żebyś się tak ubierała. Nie żebym się na tym znał, ale moim zdanie, do twarzy ci – stwierdził pogodnie Rufus, rzucając Layli przelotne spojrzenie i instynktownie kierując się w odpowiednim kierunku. Mimochodem spojrzał w górę, żeby dostrzec cokolwiek przez otwór nad naszymi głowami i skrzywił się. – Cholera. No cóż, nie zakładałem, że wszystko przepadnie. Będziemy musieli zacząć wszystko od początku.

– Niekoniecznie... – zaoponowałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Coś mnie tknęło i chociaż nie wiedziałam nad czym z Laylą pracowali, sięgnęłam do kieszeni i wydobyłam z niej trzy pozostałe fiolki z rubinowym płynem. Zanim się obejrzałam, Rufus znalazł się przy mnie i wyrwał mi je z rąk; jego oczy błyszczały.

– Możecie zacząć od początku? – odezwał się Carlisle. Emocje powoli opadały i zaczynał interesować się tym, dlaczego Layla nas tutaj ściągnęła. – Nad czym pracujecie? To dlatego tak często znikałaś? – upewnił się, spoglądając na Laylę.

– I tak, i nie. Zresztą „my" to dość mocne słowo, bo i tak wszystkiego dowiadywałam się ostatnia – mruknęła Layla, nawet nie patrząc w naszą stronę. – Chodzi o to, co dzieje się z pół-wampirami. Pan Mądraliński szuka lekarstwa – dodała obojętnie, ignorując rozdrażniona spojrzenie Rufusa.

– Przecież powiedziałem ci o wszystkim. To jedynie trochę ulepszona wersja tego, co już widziałaś. I wydaje mi się, że działa. – Zamilkł na moment, żeby ostatecznie przekonać się, że Layla zamierza go ignorować. – Ale racja, od początku...

Kiedy zaczął mówić, już nie wydawał się tak bardzo szalony; miał pewny głos, poza tym wydawał się zaangażowany w to, co robił. Pokrótce objaśnił nam, co takiego próbował osiągnąć zanim poznał Laylę i dlaczego tak długo zwlekali z ujawnieniem się. Przynajmniej stało się jasne, dlaczego siostra Gabriela znikała i włamała się do gabinetu Carlisle'a, chociaż nawet dla mnie mieszanie leków z narkotykami było szalone.

Carlisle i Rufus wdali się w bardziej złożoną rozmowę i wkrótce byłam w stanie zrozumieć jedynie pojedyncze słowa i spójniki. Co ciekawe, wzdychając ciężko, Layla kilkukrotnie wtrąciła swoje trzy grosze, chociaż nie podejrzewałabym jej o to, że cokolwiek zrozumie Wyłączyłam się, bo i tak nie byłam w stanie w żaden sposób im pomóc, nie rozumiałam zresztą niczego z ich rozmowy. Skupiałam się przede wszystkim na marszu przed siebie i próbach zorientowania się, gdzie też mogliśmy się znajdować.

– Więc uważasz, że to rodzaj choroby? – upewnił się Carlisle, nareszcie mówiąc coś, co byłam w stanie zrozumieć. – To sensowne, chociaż skąd pomysł, żeby... – Urwał i spojrzał wymownie na fiolki, które Rufus cały czas obracał w palcach.

– Jakby spojrzeć na to od innej strony, okazałoby się, że to ma jeszcze więcej sensu niż ci się wydaje. – Rufus wzruszył ramionami. – Oba elementy, zwłaszcza morfina, działają na układ nerwowy. Potrzebowałem czegoś, co wpływa również na mózg...

– Ale to nie wystarczało, tak? – Carlisle spojrzał na pół-wampira z zainteresowaniem. Znałam doskonale ten błysk, który pojawił się w jego złotych tęczówkach.

– Cały problem leży w tym, że prędzej czy później każda mieszanka okazuje się zbyt słaba. Co więcej, pomijając skutki uboczne – wymienili z Laylą krótkie spojrzenia, ale nie żadne z nich nie rozwinęło tematu – później jest jeszcze gorzej. Ataki stają się bardziej... gwałtowne.

Layla zatrzymała się gwałtownie, przez co Rufus omal na nią nie wpadł. Stanęła naprzeciwko niego i zmrużyła oczy.

– Stąd to, co stało się dzisiaj? Kolejne niepowodzenie, czy coś jeszcze innego? – zapytała, muskając palcami dłoń w której ściskał fiolki.

Długo patrzył jej w oczy, zanim zdecydował się odpowiedzieć.

– Nie. Tym razem to przez to, że zapomniałem – przyznał. – Wychodzi na to, że ważna jest regularność, a ja nie mam w zwyczaju powtarzać schematów, chyba to zauważyłaś. Niemniej chyba mam coś, co naprawdę działa, chociaż nie mam pojęcia dlaczego.

– Co takiego odkryłeś? – zapytał go zaintrygowany Carlisle.

Rufus skrzywił się i zacisnął usta, ale nie odpowiedział. Nie patrząc na mojego dziadka, powoli odwrócił się ponownie w stronę obserwującej go Layli. W jego oczach dostrzegłam coś na kształt obawy, chociaż nie rozumiałam jakie było jej źródło.

– W twojej krwi jest coś... Coś jak rodzaj przeciwciał, mówiąc najprościej – oznajmił, zwracając się bezpośrednio do niej. Layla pobladła, ale nie odezwała się nawet słowem, po prostu mało przytomnie się w niego wpatrując. – No cóż, nie ukrywajmy, że kwestia zachowania porządku jest w moim przypadku dość problematyczna...

– Problematyczna! – prychnęła, przerywając mu. Spodziewałam się wielu reakcji, ale nie tego, że dziewczyna nagle wybuchnie serdecznym śmiechem, który skutecznie rozluźnił atmosferę i całkowicie wytrącił Rufusa z równowagi. Nieśmiertelny zamarł, wpatrując się w nią tak, jakby to ona była w tym towarzystwie naprawdę szalona. – Urocza parafraza, ale przejdź do rzeczy. Skąd, do jasnej cholery, miałeś moją krew.

– Właśnie do tego zmierzam. Zresztą niejednokrotnie mówiłem ci, żebyś nie przerywała mi, kiedy mówię – skarcił ją rozdrażnionym tonem. – Tak czy inaczej, jestem bałaganiarzem. Zadowolona? Krótko po tym, jak mnie zostawiłaś – skrzywił się na jakieś wspomnienie – znalazłem trochę twojej krwi. Pewnie została po tym, jak wtedy... No cóż, ja...

– Wtedy, gdy chciałeś rozerwać mi gardło. Dalej proszę – podsunęła mu, nie zwracając uwagi na zszokowane miny moją i Carlisle'a.

Rufus rzucił jej rozdrażnione spojrzenie, ale skinął głową. Nie mogłam za tą dwójką nadążyć, bo sama już nie byłam pewna kiedy się kłócą, a kiedy rozmawiają. Oczywiste jednak dla mnie było, że w jakimś stopniu zależy im na sobie nawzajem, a już na pewno się o siebie troszczą. Nie mogłam w końcu zignorować łagodnego tonu Layli, kiedy próbowała przemówić pół-wampirowi do rozsądku albo jego delikatności, gdy oglądał jej rozcięty policzek, ledwo zdał sobie sprawę z tego, co wcześniej zrobił.

– Nie wiem, co mnie tknęło, ale wtedy po prostu musiałem się twojej krwi bliżej przyjrzeć. W zasadzie od jakiegoś czasu chodziło mi to po głowie, więc nie powinnaś być jakoś specjalnie zdziwiona. Nie wspomniałem ci o tym, bo nie miałem pewności jak możesz zareagować i co z tego wyniknie, poza tym w tamtym momencie mieliśmy inne rzeczy na głowie – dokończył lakonicznie, wbijając wzrok w fiolkę z rubinowym płynem. – Może było w tym coś od początku, od momentu, w którym pierwszy raz pojawiłaś się w moim laboratorium. Już i tak wydawałaś się inna, bardziej stabilna, poza tym byłaś w stanie powiedzieć mi chociażby o tej dziwnej utracie daru. Tego nie miałem jak wcześniej zaobserwować, bo nie jestem utalentowany, jeśli patrzeć na to pod kątem posiadania niezwykłych zdolności. – Urwał na moment, żeby zebrać myśli. – Czułem się przy tobie bardziej sobą, po prostu lepiej, jeśli wiesz, co mam na myśli. To dopiero próba, a ja nie jestem nawet pewien, jakie będą tego efekty, ale już mniejsza z tym. Na razie i tak niczego nie zrobię, bo nie mam gdzie, dlatego równie dobrze mogę spróbować porozmawiać z Dimitrem. Zakładam, że dostanie szału i mnie zabije, bo zawsze trochę go irytowałem, ale i tak nie mam większego wyjścia. Ukrywanie już i tak nie ma najmniejszego sensu – stwierdził. – Ach, nawiasem mówiąc, idziemy właśnie do Niebiańskiej Rezydencji, o ile wam to odpowiada.

Wyminął nas, nie dodając więcej ani słowa i nie pozostawiając nam nic innego, jak po prostu iść za nim. Szybko zorientowałam się, że podziemne korytarze tworzą istny labirynt, w którym nawet wyostrzone zmysły wydają się być bezsilne. Już dawno straciłam poczucie orientacji, dlatego starałam się nie zostawać w tyle, uważnie śledząc każdy kolejny krok Rufusa. Milczenie, które zapadło, zaczynało mnie irytować, ale nie byłam w stanie sama go przerwać, tym bardziej, że czułam się niezręcznie w towarzystwie milczącej Layli, nieprzewidywalnego Rufusa i dziadka, w przypadku którego sama już nie wiedziałam, jak przedstawiają się nasze relacje. Niezależnie od wszystkiego wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała porozmawiać z nim i z Esme, ale to nie zmieniało faktu, że bałam się tej rozmowy i chciałam jak najdłużej odwlekać ją w czasie. Swego rodzaju żal wciąż pozostawał, a ja nie byłam w stanie nic na to poradzić.

Layla zrównała się ze mną, po czym bez słowa ujęła mnie pod ramię. Rzuciłam jej pytające spojrzenie, ale w żaden sposób nie zareagowała, po prostu obejmując mnie i wydając się czerpać z tego, że przy niej byłam. Jakby nie patrzcież już pod początku zakładała, że się zaprzyjaźnimy, a okres po jej powrocie znacznie nas do siebie zbliżył. Isabeau również traktowałam jak przyjaciółkę, niemal jak siostrę, ale to z bliźniaczką Gabriela zawsze miałam lepsze relacje, dlatego zrozumiałyśmy się bez słów; Layla po prostu potrzebowała poczucia, że wszystko jest w porządku, a i ja czułam się przy niej lepiej, mając świadomość, że dziewczyna jest dla mnie wsparciem.

No dobrze, więc to o niego chodzi?, zapytałam mentalnie, nie mogąc się powstrzymać. Ostrożnie dobierałam słowa, mając nadzieję, że przypadkiem jej nie urażę. Layla, co jest z tobą i Rufusem?, uściśliłam. Po tym, jak przez tyle czasu miała przede mną tajemnice i wypytywała mnie o łóżkowe sprawy, chyba była mi coś winna.

Właśnie chodzi o to, że nie mam pojęcia. I to jest największy problem, doparła z goryczą. Czułam jej przygnębienie, chociaż starała się zachować neutralny wyraz twarzy. Była dobrą aktorką, jednak kiedy w grę wchodziła telepatia, żadne sztuczki nie miały racji bytu. Po prostu nie istniała możliwość, żeby zdołała mnie oszukać. Och, Renesmee, nie pytaj mnie o nic, dobrze? Sama muszę sobie pewne sprawy poukładać... Ach, poza tym przepraszam, że tak wyszło. Nie sądziłam, że Rufusowi odbije. A już na pewno wróciłabym, gdybym wiedziała, co się stało. Alessia i Damien... Och, Nessie, tak bardzo mi przykro...

Skinęłam nieznacznie głowa, żeby dać jej do zrozumienia, że rozumiem. Uśmiechnęła się do mnie blado i to wyszło jej całkiem dobrze, aż prawie uwierzyłam, że naprawdę czuła się lepiej. Wiedziałam, że coś ją gnębi, ale postanowiłam nie naciskać, rozumiejąc, że chciała najpierw poukładać to sobie w głowie, zanim podejmie pewne decyzje. Gdyby chciała rozmawiać, powiedziałaby mi, dlatego nie pozostało mi nic innego jak czekać i mieć nadzieję, że przynajmniej jej wszystko się ułoży.

Nie rozmawiałyśmy już aż do samego końca marszu, kiedy to Rufus ostatecznie się zatrzymał. Odwrócił się w naszą stronę, wyraźnie z siebie zadowolony, po czym skinął głową w stronę sufitu. Dopiero kiedy Layla trochę bardziej się wysiliła, a jej płomienie zabłysły jaśniejszym blaskiem, dostrzegłam zarys wyjścia, bardzo podobnego do klapy, która znajdowała się w laboratorium Rufusa. Odległość była dość spora, szybko jednak przekonałam się, że zwłaszcza dla wampira nie jest to żadną przeszkodą. To Carlisle poszedł przodem i wydostawszy się na zewnątrz, nachylił się, żeby mi pomóc. Bez wahania ujęłam jego wyciągniętą dłoń, chcąc jak najszybciej wydostać się na zewnątrz. W podziemiach czułam się tak, jakby ktoś pogrzebał mnie żywcem i to wrażenie było lekko przerażające. Być może były to zaczątki klaustrofobii, ale pewnie gdybyśmy mieli spędzić na dole jeszcze kilka godzin, oszalałabym albo dostała ataku paniki, a to zdecydowanie nie było nikomu z nas potrzebne.

Wyprostowałam się z niejaką ulgą i rozejrzałam dookoła, żeby z zaskoczeniem przekonać się, że znajdujemy się w piwnicach Niebiańskiej Rezydencji. Dobrze pamiętałam to miejsce, bo nie mogłam zapomnieć tego, jak śledząc Gabriela i Dimitra dotarłam do znajdującego się dalej pomieszczenia, gdzie obaj panowie w dość brutalny sposób postanowili przesłuchać jednego z wilkołaków, który przeciwstawił się królowi. Ulżyło mi, bo równie dobrze wiedziałam jak dostać się stąd na górę, a więc i do wyjścia, dlatego miałam nadzieję na szybki powrót do domu. Co prawda wolałam nie wiedzieć, co mogło się wydarzyć podczas mojej nieobecności, ale mimo wszystko...

Potrząsnęłam głową i nachyliłam się, chcąc przekonać się, dlaczego Rufus i Layla wciąż siedzą na dole, zanim jednak zdążyłam się odezwać, doszedł mnie cichy szept Layli:

– Rufus? – Dziewczyna zawahała się na moment. – Kim jest Rosa? – zapytała wprost.

Zamarłam, chociaż nie powinnam była podsłuchiwać, ale też byłam tego ciekawa; to było jedno z tych pytań, które mnie dręczyły, a których nie odważyłam się podczas marszu zadać.

– Hm? – Rufus wydawał się co najmniej zdenerwowany. – Nie mam pojęcia, co takiego masz na myśli.

– Nie kręć. Wiem dobrze, że pamiętasz, co takiego się wydarzyło, kiedy zaatakowałeś Renesmee – naciskała. – Nazwałeś ją wtedy Rosą. Dlaczego?

– Nie wszystko powinnaś wiedzieć, Laylo – zbył ją. Głos miał cichy, ale łagodny. – Zresztą, ty też nie chcesz powiedzieć mi wszystkiego o swojej przeszłości. Uznajmy w takim wypadku, że teraz jesteśmy kwita.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro