Czterdzieści siedem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alessia

Alessia otworzyła oczy. Nie przypominała sobie, kiedy właściwie je zamykała ani dlaczego w ogóle to zrobiła. Oczywiście, czuła się trochę zmęczona, bo było późno w nocy, ale przy Aldero i Cammy'm łatwo przestawiła się na nocny tryb życia. Tak było łatwiej, skoro obaj nie mogli funkcjonować, kiedy świeciło słońce, podobnie zresztą jak ciocia Isabeau. Ali dość stęskniła się za ciotką, żeby teraz nie pozwalać sobie na ciągłe mijanie się z nią i kuzynami, kiedy przesypiała noce.

Tym razem też nie zamierzała spać, dlatego rodzice zabrali ją i Damiena ze sobą do Akademii. To było przyjemne wspomnienie, poza tym najwyraźniej wyryło się w jej pamięci, kiedy spróbowała przypomnieć sobie coś sprzed zaśnięcia. Pamiętała zabawę z Aldero, Cammy'm i Damienem oraz jak zostali pod opieką babci i dziadka. Pamiętała też pojawienie się Aquy; zawsze zachwycały ją jej długie włosy, które falowały łagodnie przy każdym kroku wampirzycy. Była olśniewająca, podobnie zresztą jak i Beau czy Allegra, i Alessia miała cichą nadzieję na to, że kiedyś będzie wywierała równie wielkie wrażenie. Poniekąd właśnie dlatego ucieszyła się, kiedy dzieci, które przyprowadziła ze sobą Aqua – Cassie i Jack – tak się zainteresowały ją i pozostałymi. Chodziło zwłaszcza o Jack'a, który bawił się jej włosami i sprawiał, że Damien zachowywał się w zabawny sposób, którego nie potrafiła określić. Teraz mimochodem pomyślała, że to mogła być zazdrość, chociaż sama nie doświadczała jej zbyt często.

Rozochocona sukcesem, spróbowała sięgnąć pamięcią dalej. Kolejne wspomnienia były już nieco poplątane, co ją denerwowało. Przecież chodziło o to, że zasnęła! Sen był jej światem i nie wyobrażała sobie, jak mogła nie mieć nad tym kontroli. To zdecydowanie nie było normalne i ta świadomość ją irytowała. Chociaż z trudem, przypomniała sobie, jak bawiła się z pozostałą piątką i jak Aldero zaproponował zabawę w chowanego. Akademia była pełna najróżniejszych miejsc, więc zapowiadało się całkiem interesująco. Cassie zaproponowała, że będzie szukać i ostatecznie wszyscy rozbiegli się na różne strony, w poszukiwaniu kryjówki. Alessia pamiętała, że nie biegła długo i ostatecznie wpadła do pierwszego pomieszczenia, którego drzwi nie były zamknięte. To była jedna z sal wykładowych, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo nie zwróciła na takie detale większej uwagi, zbyt zaaferowana zabawą. Ostatecznie wsunęła się pod biurko i znieruchomiała tam, przekonana, że to bezpieczne miejsce. Nie żeby sądziła, że na szansę konkurować z Cameronem, ale może przynajmniej nie miała wpaść jako pierwsza.

I właśnie wtedy musiała poczuć się senna. Nie potrafiła tego zrozumieć, ale nie mogła znaleźć innego wyjaśnienia. Zmęczenie pojawiło się samo, wypierając dotychczasowe pobudzenie i nie była w stanie nic na to poradzić. Wrażenie było wręcz takie, jakby ktoś stał tuż nad nią i szeptał jej do ucha, że powinna się zdrzemnąć. Zamknąć oczy, tylko na kilka minut, a potem... Chyba nawet pamiętała głos, chociaż równie dobrze mogło być to jedynie wrażeniem. Cichy, głęboki i melodyjny głos, niosący ze sobą przyjemne ukojenie...

A teraz była tutaj i wcale nie czuła się zrelaksowana. Pospiesznie usiadła, podnosząc się z zakurzonej podłogi i rozejrzała dookoła. Marny trud, bo pomieszanie było ciemne i mogła dostrzec jedynie niewyraźne cienie oraz zarys drzwi po drugiej stronie pokoju. Wiedziała jedynie, że to zdecydowanie nie jest sala wykładowa ani żadne inne miejsce, które wydałoby jej się znajome.

Coś – albo raczej ktoś – poruszyło się po jej lewej stronie. W pośpiechu zerwała się na równe nogi, potknęła o coś poza zasięgiem jej wzroku i wpadła na ścianę, robiąc niepotrzebny hałas, który w panującej dotychczas ciszy zabrzmiał niczym wysyczał z armaty. Zawstydzona wbiła wzrok w ciemność, jednocześnie zastanawiając się, jak wcześniej mogła nie usłyszeć przyspieszonych oddechów i bicia więcej niż jednego serca.

– Ali? – Głos Damiena sprawił, że omal nie popłakała się z ulgi. – Spokojnie. To tylko ja... – szepnął cicho i chciał dodać coś jeszcze, ale Alessia nie dała mu po temu okazji.

Oczy przywykły jej już do ciemności, więc mniej więcej widziała, gdzie znajduje się jej brat. Pod wpływem emocji bez zastanowienia skoczyła do przodu, wpadając mu w ramiona i pozwalając, żeby ją przytulił. Poczuła się lepiej, kiedy odkryła, że Damien też jest w tym dziwnym miejscu, chociaż być może powinna być dzielniejsza. To ona była tą starszą o cały kwadrans, więc pewnie powinna być odpowiedzialna za młodszego brata, a jednak teraz tego nie chciała. Wolała, żeby to Damien się nią zaopiekował.

– Damien? Tak się cieszę, że mnie znalazłeś – wyszeptała, ledwo panująca nad głosem. Bała się. – Gdzie my jesteśmy? Chcę do domu...

– Nie mam pojęcia...

Jego odpowiedź nie miała w sobie nic uspokajającego, ale Alessia doszła do wniosku, że to i tak nie jest ważne. Odsunęła się nieznacznie, w zamian biorąc Damiena za rękę i mocno ją ścisnęła. Nawet w mroku czuła na sobie spojrzenie czekoladowych oczu bliźniaka, Damien jednak w żaden sposób jej zachowana nie skomentował ani nie zabrał ręki.

– Chodź – powiedział cicho, ciągnąc ją za sobą. – Skoro ty tutaj jesteś, może pozostali...

– Jesteśmy tutaj – padła odpowiedź od strony drzwi. Aldero wydawał się nie tyle zdenerwowany, co przed wszystkim podekscytowany. – To znaczy ja i Cammy. Nie możemy dobudzić tej pozostałej dwójki.

Przemieszczanie się w ciemnościach było stosunkowo trudnym zadaniem, ale okazało się możliwe. Damien prowadził, ciągnąc ją za sobą, chociaż poruszanie się we dwójkę było nie najlepszym pomysłem. Co chwila potykali się i wpadali na siebie, chyba jedynie cudem nie wywracając się międzyczasie, ostatecznie jednak dołączyli do dzieci Isabeau. Ciężko było rozróżnić braci w ciemnościach, ale Alessi wydawało się, że to właśnie Aldero wyszedł im naprzeciw.

– Gdzie...? – zaczęła, chcąc zapytać o Cassie i jej brata, Aldero jednak prawie natychmiast rzucił się ją uciszać.

– Cii... Później. Chodźcie tutaj – ponaglił.

Zobaczyła jak porusza się w ciemnościach i opada na kolana, tuż u boku Cammy'ego. Obaj wymienili krótkie spojrzenia i zrobili trochę miejsca, żeby Alessia i Damien mogli do nich dołączyć. We czwórkę ścieśnili się przy drzwiach i zamarli w bezruchu, nasłuchując.

Wystarczyła chwila, żeby doczekać się efektów. Najpierw usłyszeli ciche, lekkie kroki, które Alessia bez trudu rozpoznała, a potem głośne warknięcie i uderzenie, kiedy ktoś przygniótł Aquę do ściany.

– Hej! – zaprotestowała natychmiast, wyraźnie zdezorientowana. To bez wątpienia był głos Aquy. – Co ja znów...?

– Błagam cię, nie kończ, bo zaraz wyjdę z siebie i staję obok. – Ten głos bez wątpienia należał do mężczyzny i to zagniewanego. Alessia uświadomiła sobie, że go zna i dopiero po chwili dotarło do niej, że to jego słyszała zanim straciła przytomność. – Co ty, do jasnej cholery, wyrabiasz?! I uprzedzę kolejne idiotyczne pytanie – mam na myśli to, co zrobiłaś na placu.

– Zrobiłam to, o co mnie prosiłeś – warknęła Aqua. – Czy mógłbyś przestać mnie dusić, jeśli łaska? To trochę niekomfortowa sytuacja.

Kolejne warknięcie, ale mężczyzna musiał spełnić jej prośbę, bo Aqua przestała tak ciężko dysząc. Przeszła kilka kroków, zbliżając się do drzwi i Alessia na moment zamarła, wpatrzona przed siebie. Aqua nas uratuje, pomyślała, jednak drzwi się nie otworzyły.

– To, o co cię prosiłem... – powtórzył z rezerwą mężczyzna. Przebywanie z Isabeau sprawiło, że Ali bez trudu rozpoznała ironię. – Powiedz mi, złociutka, kiedy niby którekolwiek z nas wspominało o zabijaniu dzieci?! – syknął, każde kolejne słowo wypowiadając coraz głośniej.

– Dałeś mi wolną rękę, jeśli tylko osiągniesz to, czego chcesz. A więc proszę bardzo – odparła spokojnie wampirzyca. – Na razie robisz to, co ja ci kazałam, Lawrence i lepiej byłoby, gdybyśmy dalej się tego trzymali. Bo chyba nie zapominasz, że mogłabym bardzo ci zaszkodzić, prawda?

Kimkolwiek był Lawrence, w odpowiedzi na jej słowa, na moment zabrakło mu słów, żeby odpowiedzieć. Nie jemu jednemu zresztą, bo Alessia poczuła, że jej również robi się niedobrze. Nie miała pojęcia, co powinna o tym myśleć, ale jedno wydawało się oczywiste: Aqua wcale nie zamierzała im pomóc.

Poczuła jak palce Damiena mocno zaciskają się na jej nadgarstku i nieznacznie się skrzywiła. Aldero i Cameron zastygli na swoich miejscach, ale nawet w mroku widziała, że obaj drżą – ze złości albo ze strachu. Sama nie była pewna, co konkretnie czuje, ale wiedziała, że to nie jest w tym momencie istotne. Mieli poważny problem i musieli coś zrobić, chociaż nie wyobrażała sobie, co i jak konkretnie. Nie chciała tej odpowiedzialności, nawet jeśli jako najstarsza powinna ją przyjąć.

– Zrobiłaś się zdecydowanie zbyt pewna siebie, odkąd Dimitr podarował ci nieśmiertelność – odezwał się ponownie Lawrence. Głos miał cichy i zdecydowanie bardziej opanowany, ale pobrzmiewała w nim odrobina złości. – To zła cecha. Tym bardziej, że chyba zapominasz, kto tak naprawdę podejmuje tutaj decyzje.

– Jakbym mogła przy tobie zapomnieć – żachnęła się Aqua. – Myśl sobie co chcesz, ale ja robię dokładnie to, co ustaliliśmy. Z tym, że nie zamierzam pozwalać ci sobą pomiatać. Jestem ci potrzebna, chyba nie zaprzeczysz? – Zamilkła na moment, ale nie doczekała się odpowiedzi. – To ja znam się na rytuałach, poza tym nie przypominam sobie, żebyśmy ustalali, że mamy wszystkie decyzje podejmować wspólnie. Wiem, co chcesz osiągnąć, więc dążę do tego tak, jak potrafię. Nagle przestałeś mi ufać, czy coś innego ci się nie podoba?

O dziwo, Lawrence roześmiał się.

– Zaufanie? O czym ty do mnie mówisz? Z doświadczenia wiem, że ufać można jedynie sobie i zwłaszcza w przypadku kobiet lepiej być ostrożnym – przygasił ją. – Dobrze pamiętam, co ci powiedziałem. Ale to nie znaczy, że podobają mi się twoje metody. Mogę zrozumieć porwanie, nawet dzieci i sama możesz się zorientować, że zrobiłem wszystko co chciałaś, nawet z dziką przyjemnością... Ale przez myśl by mi nie przeszło, że w grę wchodzi rzeź niewiniątek! Gdyby jeszcze nie chodziło o moje prawnuki, ale ty...

– Przepraszam bardzo, że tak mało pół-wampirów przyszło w ostatnim czasie na świat – warknęła, wyraźnie rozdrażniona. – Hej, czy ja dobrze rozumiem? Boisz się, czy jest ci żal? Może i to są dzieci, ale właśnie dzięki temu je wybrałam. Rytuał wymaga niewinnych istot w postaci ofiar... Co tutaj dużo mówić? Wymaga dzieci. A potem będziesz miał to, czego chciałeś i wszyscy będziemy szczęśliwi.

– Tutaj nie chodzi o żal. Zresztą... Chyba nie muszę ci się spowiadać, prawda? – Do głosu mężczyzny kolejny raz wkradła się oschła nuta. – Zadziwiasz mnie, moja droga. Jeszcze kilka miesięcy temu to o tobie powiedziałby, że jesteś niewinna. Wy, kobiety, z natury takie jesteście. Urocze, niepozorne i pełne miłości dla dzieci.

– Nigdy nie ciągnęło mnie do tego, żeby zostać matką – odparła Aqua obojętnie. – Nie w tym miejscu, a już na pewno nie teraz, kiedy i tak nie mogę mieć dzieci. Miasto Nocy zmienia i nawet bycie nieśmiertelną nie zapewnia tego, że uda się tutaj przeżyć. Nauczyłam się tego, kiedy jeszcze byłam człowiekiem. Poza tym mam serdecznie dość tego, że ktokolwiek mną pomiata, nawet ty... A tak swoją drogą, mógłbyś w końcu zacząć używać mojego imienia. Nigdy go nie wypowiadasz i powoli zaczyna mnie to drażnić.

Lawrence mruknął coś w odpowiedzi, bez przekonania. Alessia nie była pewna, poza tym była zbyt oszołomiona nagłym chłodem bijącym od Aquy, ale wydawało jej się, że prowadzona rozmowa jedynie wampira denerwuje. Sama poniekąd czuła podobnie, bo zaczynała mieć dość klęczenia pod zamkniętymi drzwiami i otaczającej jej ciemności. Chciała dowiedzieć się, co się dzieje i wrócić do domu, ale najwyraźniej żadne z nich nie miało na co liczyć.

Nie żywe. Aqua powiedziała, że są potrzebni do jakiegoś rytuału, chociaż Isabeau nigdy nawet jej nie wspomniała o ceremoniach, gdzie potrzebne byłyby żywe ofiary. Jasne, czasami wykorzystywało się ludzką krew albo zwierzęta, ale to nie to samo, co odebrać komuś życie. Alessia nawet nie wyobrażała sobie zabicia zwierzęcia, a kiedy zmuszona była polować, robiła zwykle jedynie tyle, żeby stworzenie przeżyło. Edward czasami śmiał się z niej z tego powodu, zwłaszcza kiedy w ostatnim czasie zaczęła znosić do domu najróżniejsze zwierzątka i upraszać Damiena, żeby im pomagał, jeśli tylko był w stanie. Nie wiedziała, co w tym mogło być zabawnego, ale chyba prędzej pojęłaby powody rozbawienia Edwarda niż sytuację w której znalazła się teraz.

Usłyszała jakieś poruszenie za sobą, a potem Jack jęknął i lekko się przeciągnął. Jedynie Cassie wciąż spała jak zabita (Alessia słyszała jej miarowy oddech, chociaż ciężko jej było stwierdzić, gdzie dziewczynka może się znajdować) i nic nie wskazywało na to, żeby miała się wybudzić. Cammy natychmiast wycofał się do tyłu, żeby rozeznać się w sytuacji i uspokoić starszego z rodzeństwa, żeby przypadkiem nie narobił niepotrzebnego hałasu. To, co mogli podsłuchać, wydawało się istotne, a przynajmniej taką mieli nadzieję, nawet jeśli to niewiele zmieniało w ich sytuacji.

– Tak z drugiej strony – odezwała się ponownie Aqua, tym razem odrobinę pogodniejszym tonem – czy to ty sprawiłeś, że rzekoma dziewczyna twojego syna omal nie wydrapała mi oczu?

– Ja? Nie każdy ma czas na przyjemności – warknął Lawrence. – Najwyraźniej i anioła potrafisz doprowadzić do szału. Swoją drogą, chyba nawet lepiej, bo jakoś nie widzę ciebie w roli mojej synowej. Dobrze, że chociaż Esme ma choć trochę oleju w głowie, bo tobie najwyraźniej go brakuje. Chcesz, żeby całkiem się na tobie poznała?

– Och, daj już spokój. Moim zdaniem nie ma szansy, żeby ktokolwiek zorientował się, że mam z tym cokolwiek wspólnego – stwierdziła spokojnie Aqua. – Ale jeśli Esme się zorientuje, zawsze mogę się tym zająć. Mogłabym...

– Powiem to raz, skoro nie rozumiesz aluzji: trzymaj się z daleka od niej i od mojego syna, dobrze? Nie wydaje mi się, żeby Carlisle mógł się tobą zainteresować i chwała mu za to, ale mimo wszystko lepiej będzie, jeśli sama odpuścisz. I nie, bynajmniej nie zamierzam ci tłumaczyć, czy mam cokolwiek do ciebie, bo to oczywiste. – Westchnął i zmienił temat: – Ach, chciałbym też, żebyś uważała na Allegrę.

– Na Allegrę? – Aqua wydawała się zdezorientowana. – A co Allegra może mi zrobić? W zasadzie, wątpię żeby ktokolwiek mógł coś zrobić. To miejsce...

Siedzący u boku Alessi Aldero zaczerpnął gwałtownie powietrza. Cała trójka nachyliła się do przodu, dotykając czołami drzwi i nasłuchując, w nadziei dowiedzenia się czegoś przydatnego, chociażby tego, gdzie się znajdowali. To mogło najbardziej im pomóc, bo wystarczyło chociażby, żeby Alessia spróbowała kolejny raz podróżować w snach i przekazała informację rodzicom – reszta rozwiązałaby się sama i wkrótce byliby bezpieczni.

Tyle, że wtedy wszystko poszło nie tak.

Cassie zerwała się z piskiem, nagle wyrwana ze snu. Oddychała szybko, pośpiesznie rozglądając się dookoła, a kiedy zorientowała się, że jest w jakimś obcym miejscu, bez ostrzeżenia wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Cameron i Jack natychmiast rzucili się ją pocieszać, jednak to już i tak nie miało żadnego sensu – Lawrence i Aqua musieliby być głusi, żeby ich nie usłyszeć. Natychmiast przerwali rozmowę i razem ruszyli w stronę drzwi.

To Damien zareagował pierwszy. Zerwał się na równe nogi i chwyciwszy Aldero i Alessię za ręce, odciągnął ją od drzwi na chwilę przed tym, ja te otworzyły się zamaszyście, omal ich przy tym nie uderzając. Blade światło wpadło do środka, skutecznie rozpraszając ciemność, ale przy tym i oślepiając, dlatego minęła dłuższa chwila, zanim Ali zdołała przyzwyczaić tęczówki i cokolwiek zobaczyć. Mrugając pośpiesznie, natychmiast spojrzała przed siebie, wprost na parę wampirów, które obserwowały ją i pozostałych z wyraźną rezerwą.

Aqua wyglądała dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy dołączyła do nich w Akademii. Co prawda jasne włosy miała w nieładzie, a dół sukienki barwiły czarne w tym oświetleniu plamy krwi, ale i tak wyglądała olśniewająco, jak na wampirzycę przystało. Jedyną różnicę stanowiło to, że już nie tryskała entuzjazmem i nie wydawała się tak urocza, jak wtedy, kiedy rozmawiała z Carlisle'm, wyraźnie jego towarzystwem usatysfakcjonowana. Teraz krwiste tęczówki pozbawione były jakichkolwiek emocji, tak, że twarz wampirzycy przypominała maskę.

Lawrence był od Aquy znacząco starszy, ale i tak miał w sobie coś, co czyniło go nie tylko przystojnym, ale i niebezpiecznym. Alessia z zaskoczeniem odkryła, że jest bardzo podobny do Carlisle'a i zaraz przypomniała sobie nie tylko fragment podsłuchanej rozmowy, ale i to, co czasami mówili jej bliscy. Wampir miał jasne włosy, bystre spojrzenie i wyglądał na zdolnego bez wahania skręcić komuś kark, gdyby zaszła taka potrzeba. Jego oczy natychmiast powędrowały w stronę jej i Damiena, kiedy zdecydował się obdarzyć ich krótkim spojrzeniem. Krwiste tęczówki również nie wyrażały żadnych uczuć, ale Alessi wydało się, że zabłysły, kiedy ich zobaczył.

– No tak... – Spojrzał na zawodzącą Cassie i zmarszczył brwi. – Czy byłabyś tak miła i przestała krzyczeć, proszę? – zapytał cicho.

To był ten sam ton, który wcześniej nakazał Alessi zasnąć. Chociaż nic na to nie wskazywało, Cassie natychmiast zamilkła i teraz po prostu bezgłośnie szlochała, wtulając się w obejmującego ją brata i nie odrywając oczu od Lawrence'a, po chwili jednak przeniosła wzrok na Aquę. Widok wampirzycy sprawił, że bez zastanowienia wyrwała się Jack'owi i biegiem ruszyła w stronę wampirzycy.

– Aqua! – pisnęła, obejmując ją w pasie. Dziewczyna drgnęła, ale powstrzymała się przed odwzajemnieniem uścisku. – Aqua, kiedy wracamy do domu? Chcę do mamy. Ja...

– Puść mnie, Cassie – przerwała jej spiętym głosem Aqua. Bezwzględna czy nie, nie spodziewała się takiej reakcji. – Powiedziałam, żebyś mnie puściła! – powtórzyła głośniej, niezbyt delikatnie odsuwając dziewczynkę od siebie.

Cassie zachwiała się i upadła, ale chociaż nic sobie nie zrobiła, prawie natychmiast kolejny raz wybuchła płaczem. Alessia poczuła narastający gniew, który na moment przysłonił strach i dezorientację, sprawiając, że poczuła się trochę lepiej. Była zła na Aquę i nawet zapragnęła ją uderzyć, zrobić cokolwiek, byleby jej zaszkodzić za to, że mogła ich oszukać i na dodatek tak potraktowała Cassie, ostatecznie jednak nie zrobiła niczego.

Jack zawahał się i podszedł do siostry, żeby ponownie wziąć ją w ramiona. Spoglądał gniewnie na stojąca przed nim wampirzyce, aż ta była zmuszona odwrócić wzrok. Lawrence obserwował całą sytuację z progu, krzyżując obie ręce na piersi i nonszalancko opierając się o framugę. Wydawał się znudzony, chociaż w przypadku wampirów wiele możliwości wydawało się być prawdopodobnych.

– Czy jesteś zadowolona? Nie wiem co wiesz na temat dzieci, ale to, że doprowadzasz je do płaczu, wcale niczego nie ułatwia – mruknął rozdrażnionym głosem.

– O ile mi wiadomo, nagrody ojca roku nie zdobyłeś, więc nie udawaj znawcy. – Aqua odrzuciła jasne włosy i pokręciła głową. – Ale dobrze, sam z nimi rozmawiaj. Ja i tak powinnam być teraz gdzie indziej, więc lepiej wrócę, zanim Allegra zdecyduje się mnie skontrolować – dodała wymijająco i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, natychmiast wypadła z pokoju, nie oglądając się za siebie.

Lawrence zacisnął usta w wąską linijkę, po czym obejrzał się na nią. Nie wydawał się zadowolony, chociaż Alessi trochę ulżyło, kiedy Aqua sobie poszła. Obserwowała pozostałego wampira, czekając aż ponownie na nich spojrzy, ten jednak nie od razu to zrobił.

– Dobrze... – westchnął w końcu. Krwiste tęczówki ponownie spoczęły przede wszystkim na niej i na Damienie. – Ustalimy sobie kilka zasad, a wtedy na pewno wszystko będzie dobrze...

Brzmiał tak, jakby chciał przekonać sam siebie. I może w istocie tak było.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro