Dwa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Renesmee

Gabriel natychmiast nachylił się nad stołem, usiłując zajrzeć na stronę, która mnie zaintrygowała. Rzadko przeklinałam (Licavoli raczej pobłażliwie określali moje słownictwo „pół-przekleństwami"), więc oczywiste było, że coś jest na rzeczy.

– Co? – ponaglił mnie z niejaką urazą, kiedy trzepnęłam go w ramię, zmuszając żeby się odsunął.

– Zasłaniasz mi światło – żachnęłam się, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że nie o to pytał.

– Nessie! – sapnął, ale przynajmniej opadł na swoje krzesło. Wyprostował się i zaplótł obie ręce na piersi, obserwując mnie uważnie i próbując stwierdzić, jak bardzo powinien się przejmować.

Zignorowałam go, podobnie jak zaintrygowanych Dimitra i Carlisle'a, starając się skoncentrować na tekście. Theo obserwował mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, chociaż mogłabym przysiąc, że jest przede wszystkim rozbawiony. No cóż, mnie zdecydowanie nie było do śmiechu, tym bardziej, że nie miałam pojęcia kto, kiedy i jakim cudem zdołał zdobyć moje aż zdjęcie. Tym bardziej, że było aktualne, najwyżej sprzed tygodnia, kiedy to z Michaelem...

Cholera do kwadratu.

– Czytaj na głos – podsunął mi uprzejmym tonem Theo, opierając dłonie na oparciu mojego krzesła i zaglądając mi przez ramię. Jego również zapragnęłam czymś zdzielić, ale powstrzymałam się i z westchnieniem uniosłam wzrok, żeby spojrzeć na pozostałych nieśmiertelnych:

– Piszą... o mnie. I o ślubie – oznajmiłam, starając się panować nad głosem, ale i tak szło mi to marnie.

Gabriel rozpogodził się i wzruszył ramionami, po czym leniwie przeciągnął się na krześle. Dziadek i Dimitr nadal mi się przypatrywali, chyba nie do końca rozumiejąc w czym widzę problem.

– Mówiłem – przypomniał mi Dimitr. – Wydarzenie stulecia.

Jedynie pokręciłam głową, wciąż niedowierzając. Pomijając kilka ciekawszych artykułów – między innymi wzmiankę o dobrowolnej przemianie Aqua'y, którą Isabeau wyznaczyła do tego podczas jedynej uroczystości, którą poprowadziła i co uczyniło z nowo narodzonej wampirzycy wroga publicznego numer jeden – to chyba właśnie ślub mój i Gabriela był największym wydarzeniem. Z jednej strony powinnam się z tego cieszyć, ale z drugiej wszystko zmieniało się, kiedy spojrzało się na sposób w jaki napisano ten artykuł. Jeśli wcześniej nie odczuwałam nerwów, teraz zdecydowanie mogłam zacząć się niepokoić, a to nie ułatwiało sprawy.

– Nic nie rozumiecie – westchnęłam. – Dobra, już czytam – dodałam pośpiesznie, zanim ktokolwiek mógłby mi zabrać gazetę. – „Jednym z większych wydarzeń po Nocy Oczyszczenia, był powrót potomków Gabrielli i Marco Licavoli, zwłaszcza ich jedynego syna, Gabriela. Co ciekawe, syn zmarłej tragicznie przy porodzie siostry Allegry, przyprowadził ze sobą narzeczoną, którą zamierza oficjalnie pojąć za żonę w dzień przesilenia letniego. Nie od dzisiaj wiadomo, że Licavoli szczycili się dość sporymi wpływami w Mieście Nocy, dlatego wybór tak przeciętnej i nie wyróżniającej się niczym szczególnym pół-wampirzycy – ciągnęłam z naciskiem, a Gabriel aż warknął rozdrażniony – jest zastanawiający. Być może przyczyną jest fakt, że ta dwójka już teraz połączona jest dziećmi o niezwykłych, bez wątpienia odziedziczonych po przodkach ojca dziećmi. Niezależnie jednak od przyczyny, tajemnicza i nieznana do tej pory nikomu panna Cullen, która niedługo ma zamiar zacząć pracę kelnerki...".

– Chwila, chwila! – przerwał mi gwałtownie Gabriel, omal nie wyrywając mi gazety z rąk. Zwinęłam ją pośpiesznie i rzuciłam na stół, w obawie, że przypadkiem ją zniszczy. – Pomijając istotne bzdury na twój temat, jaka znowu praca kelnerki?

Spojrzał na mnie przenikliwie, przez co cała się speszyłam i spąsowiałam, tym samym przyznając się do tego, że jednak mam coś na sumieniu. Pośpiesznie wzięłam się w garść i spojrzawszy na niego z miną niewiniątka, zapytałam:

– Nie powiedziałam ci?

Prawie się uśmiechnął.

– Nie, mi amore. Nie powiedziałaś. – Zmrużył oczy i uważnie mi się przyjrzał. – Doprawdy, problemy z pamięcią, chociaż jesteś dużo młodsza ode mnie? Urocze...

– Lepiej powiedz nam o co chodzi, Nessie – odezwał się dziadek, przerywając Gabrielowi. Oboje wiedzieliśmy, że kiedy ukochany zaczynał się na mnie patrzeć w ten sposób, łatwo się rozpraszał.

Westchnęłam i przeczesałam wolną ręką ciemne włosy siedzącej na moich kolanach Alessi. Przynajmniej mała nie była zainteresowana tym, co działo się w koło i w najlepsze bawiła się porzuconą przeze mnie gazetą, oglądając zamieszone w niej zdjęcia. No cóż, przynajmniej Ali była z życia w pełni zadowolona.

– Michael zamierza otworzyć tutaj interes, a konkretnie kawiarnie, więc zaproponował mi pracę. Nie rozumiem, dlaczego miałabym się na to nie zgodzić, skoro chodzi przede wszystkim o rozrywkę – wyjaśniłam cierpliwie, doskonale wiedząc z jakimi reakcjami będę musiała się skonfrontować.

– Przecież nikt nie powiedział, że nie powinnaś – zapewnił mnie pośpiesznie doktor – ale...

– Ale wszyscy wiemy, że Michael nie jest wzorem gościa, któremu można ufać – wtrącił się Gabriel. Spojrzał na mnie i westchnął, po mojej minie doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie ma sensu się kłócić. – I tak zrobisz po swojemu, prawda? – Znów wywrócił oczami, kiedy zdecydowanie pokiwałam głową. – A niech to... Nie lubię Michaela, okej? Nie ufam mu, poza tym pomysł z kawiarnia jest tak niedorzeczny, jak chociażby danie Pavarottich do jakiejś poważnej firmy.

Skrzywiłam się, bo miałam nadzieję, że nie będę musiała zbyt szybko tłumaczyć im cóż za rodzaj biznesu zamierza otworzyć Michael. Sądząc po niezainteresowanym wyrazie twarzy Dimitra, ten pomysł był mu już znany dużo wcześniej, ale król postanowił w żaden sposób tego nie komentować. Zapomniałam za to o Theo, który wciąż stał za mną i najwyraźniej miał całkiem sporo do powiedzenia w różnych kwestiach.

– Ładnie brzmi, jeśli powie się „kawiarnia" – mruknął rozbawiony. – Gdyby tylko całość miała się sprowadzać do sprzedawania wyłącznie zwyczajnych napojów...

– Och, no proszę – rzucił Dimitr, bynajmniej nie mając nastroju na tak przyziemne rozmowy – obaj wiemy, Theo, że Michael zawsze miał swoje odloty. Powrót w wielkim stylu. Znów będzie miał pod kontrolą połowę instytucji w Mieście Nocy, jak dawniej zresztą – powiedział, nawiązując do okresu, kiedy miejsce to radziło sobie zdecydowanie lepiej. – Miejsce dla ludzi i wampirów, mylę się?

Starając się unikać spojrzeń Carlisle'a i Gabriela, którym ten pomysł bynajmniej nie przypadł do gustu, obejrzałam się w stronę Theo, żeby rzucić mu zagniewane spojrzenie. Specjalnie czy nie, najzwyczajniej w świecie mnie zignorował.

Dziadek przysłuchiwał się im jeszcze przez moment, po czym chyba coś sobie uświadomił, bo postanowił się odezwać:

– Chwileczkę, chodzi o krew? – zapytał, chociaż to raczej było oczywiste. – Po to przyszedł ostatnio do szpitala? Nie mam pojęcia, kto zamierza mu ją udostępnić, ale...

Theo zaśmiał się bez wesołości.

– Michael finansuje całą odbudowę CK i jeszcze kilku ważniejszych obiektów. Prawda jest taka, że niezależnie od finansów jakimi dysponujemy, raczej nie da się już z tym nic zrobić. To jest po prostu Michael Roth – uciął, wzruszając ramionami. – Poza tym to wcale nie jest taki spalony pomysł. Cóż, Strackburks to to nie jest, ale ten interes zawsze był fenomenalny. Poza tym chyba o to chodzi, żeby ludzie integrowali się w wampirami, prawda? – zauważył przytomnie.

– Oczywiście – zgodził się natychmiast Carlisle. – Ale w tym miejscu znowu wracamy do problemu centrum.

Dimitr jęknął się tak gwałtownie, że omal nie przewrócił przy tym całego stołu. Mówiąc szczerze, było w jego zachowaniu coś zabawnego, tym bardziej, że z równowagi był w stanie wyprowadzić go właśnie Carlisle.

– Gadajcie sobie do woli, ale już beze mnie – oświadczył stanowczo. – Nie żeby nie było miło, ale ja nie czuję się najlepiej... w tym domu – powiedział i całe moje rozbawienie natychmiast uleciało, kiedy maska za którą skrywał uczucia opadła, a ja zobaczyłam w pełni jego emocje. Powiedzieć, że czuł się źle, byłoby największym kłamstwem ludzkości. – A tak przy okazji, Theo, przypadkiem nie miałeś czegoś jeszcze do zrobienia? Pavarotti mi coś wspominali...

– Usilnie staram się o tym zapomnieć – zapowiedział niechętnie, ale ostatecznie stanęło na tym, że jako pierwszy się ewakuował.

Doszłam do wniosku, że w przypadku niektórych nieśmiertelnych domaganie się jakichkolwiek ludzkich zachowań jest bezsensowne, bo wyszedł równie nagle i bezszelestnie, co się pojawił. Dimitr odczekał moment, nasłuchując i wysilając się na uśmiech, kiedy doszły nas kroki zmierzającej w tej stronie Layli. A niech to, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos na wypadek, gdyby dziewczyna była blisko.

– No cóż, w tym wypadku zobaczymy się chyba dopiero jutro wieczorem – zwrócił się do mnie Dimitr, machinalnie już chyba wyciągając dłoń w moją stronę. Podałam mu swoją i mimo odrobiny zmieszania jego staromodnym zachowaniem, pozwoliłam, żeby pomógł mi wstać i ucałował wierzch mojej dłoni. – Jeśli chodzi o pomysł Layli na spędzenie dzisiejszego wieczoru... Niestety nie skorzystam, ale podziękuj jej.

– Jasne – odparłam tępo, bo zupełnie wyleciało mi z głowy, że to już tego dnia wypadają wieczory kawalerski i panieński, które od tygodni starała się zorganizować Layla. – Wielka szkoda...

Szczerze mówiąc, zazdrościłam mu. Niemiałam ochoty na wymuszoną zabawę, którą chciała zorganizować siostra Gabriela, bo i nie miałam czego świętować. Ślub nie był przykrym obowiązkiem, a rzekomo ostatni wieczór wolności, zanim zostanę „zniewolona" przysięgą małżeńską, nic dla mnie nie znaczył. Wolałam wcześniej się położyć, żeby psychicznie przygotować się do tego, co czekało mnie następnego dnia wieczorem, ale do mojej przyszłej szwagierki najwyraźniej to nie docierało.

Jeśli chodziło o męską część naszej rodziny, podejścia były absolutnie takie same. Gdybyśmy mogli wybierać, bez wahania spędzilibyśmy z Gabrielem całą noc razem, zamiast starać się bezskutecznie rozerwać. W kwestii uszczęśliwiania na siłę, Layla stała się ostatnimi czasy równie uciążliwa, co Alice, a żadne z nas nie miało serca jej powstrzymywać. Co jednak nie znaczyło, że komukolwiek taki stan rzeczy odpowiadał.

Zamyślona, prawie nie zauważyłam momentu, kiedy Gabriel ruchem ust zadał Dimitrowi jakieś pytanie na które król odpowiedział znaczącym mrugnięciem i szczerym uśmiechem. Uniosłam brwi, spoglądając na obu pytającym wzrokiem, tym bardziej, że pytanie wydawało się brzmieć jak „Załatwione?".

– Do zobaczenia – rzucił pospiesznie Dimitr i zanim się obejrzałam, zdążył już się ulotnić.

– Ja i Esme też dzisiaj wychodzimy – oznajmił mi Carlisle, kiedy dostrzegł moją niezadowoloną minę. Wstając, zmierzwił mi włosy, chociaż tego nie znosiłam. – Rozchmurz się, skarbie. Sądzę, że dzisiejszy wieczór mimo wszystko ci się spodoba – stwierdził z przekonaniem.

Coś w jego tonie sprawiło, że spojrzałam na niego z zaciekawieniem. Bo mogłabym przysiąc, że podobnie jak Dimitr, był wtajemniczony w coś, czego ja mogłam tylko się domyślać.

– Dobra – zdenerwowałam się. – O co chodzi? – zażądałam wyjaśnień od dziadka, bo Gabriel raczej nie miał się ugiąć, a na Dimitra nie miałam już co liczyć.

Carlisle spojrzał na mnie przelotnie, jego wzrok zaś ostatecznie zatrzymał się na siedzącej na krześle Alessi.

– Ali, kochana, chodź do dziadka. Pójdziemy poszukać Damiena – zwrócił się do małej, która oczywiście przyjęła jego propozycję z entuzjazmem. Bez problemu wziął ją na ręce, nie dając mi okazji żebym zaprotestowała. – Twoja mamusia musi porozmawiać z tatą – wyjaśnił i zręcznie unikając konieczności odpowiedzi, po prostu nas zostawił.

Zagniewana i rozdrażniona, powoli obróciłam się w stronę mojego przyszłego męża. Jeśli nawet Carlisle miał przede mną jakieś tajemnice, coś zdecydowanie było na rzeczy.

– Więc? – zapytałam, starannie wypowiadając kolejne słowa. – O czym to powinniśmy porozmawiać, co Gabrielu?

Ukochany jedynie się uśmiechnął, najwyraźniej niezbyt przejęty groźbą w moim tonie. Doprawdy, czyżby jednak gazety miały tak wiele racji, że faktycznie można było określić mnie mianem przeciętnej? Tak mogłoby się wydawać, skoro mój gniew nie robił wrażenia i wręcz bawił tych wobec których był skierowany.

– Ależ odrobinę zaufania, moja śliczna – powiedział w końcu, bynajmniej nie zamierzając mi niczego wyjaśnić. – Sama się wieczorem przekonasz, że ten wieczór będzie nader przyjemny. Poza tym nie sądzisz, że teraz nie powinnaś się denerwować? W końcu jutro bierzemy ślub, a to raczej powód do radości – stwierdził i podszedł, żeby wziąć mnie w ramiona. Pozwoliłam mu na to, chociaż wciąż byłam zdenerwowana i miałam pewne wątpliwości co do tego, co mógł planować.

– Jak podejrzewam, wszyscy znowu wiecie o czymś o czym ja nie mam pojęcia – powiedziałam z wyrzutem, wyjątkowo nie zamierzając dać się rozproszyć jego pocałunkami i tym, jak przesuwał dłonią po moim karku i linii kręgosłupa.

– Tylko ja, Dimitr i Carlisle – sprostował, wzdychając z rezygnacją. – Po co drążyć temat, skoro i tak ci niczego nie powiem? – zapytał, wprost gasząc wszelakie moje nadzieje.

– Ale... – zaprotestowałam i westchnęłam, bo z uśmiechem pokręcił głową. – Przecież dobrze wiesz, że nienawidzę niespodzianek. A tym bardziej nie mam ochoty na jakąkolwiek zabawę na wieczorze panieńskim, kiedy ciebie tam nie będzie. Swoją drogą, może tobie nawet to jest na rękę – dodałam prowokującym tonem. – Jak to jest, Gabrielu? W mojej rodzinie zwyczajem były polowanie i to jeszcze mogłabym znieść, ale znając fantazję Layli i chociażby Pavarottich, mogę się spodziewać prawdziwego wieczoru kawalerskiego – powiedziałam, chociaż najprawdopodobniej w tym momencie ponosiła mnie fantazja.

Gabriel zachichotał i odsunął mnie. Kiedy spojrzał mi w oczy, na moment się zawahałam, zwłaszcza kiedy przybrał nienaturalnie wręcz poważny wyraz twarzy.

– No tak, przyłapałaś nas. Będzie klub ze striptizem, tanie wino i głośna muzyka – oświadczył w taki sposób że chcąc nie chcąc roześmiałam się i trzepnąwszy go w ramie, pozwoliłam żeby skończył temat.

Czego jak czego, ale od samego początku spodziewałam się, że Gabriel nic mi nie wyjaśni – jeśli nawet Dimitr i Carlisle byli w stanie uniknąć tej konieczności, Licavoli tym bardziej był do tego zdolny. Zanim się obejrzałam, pojawiła się Layla i mój jakże wspierający narzeczony zostawił mnie z nią sam na sam, kolejny raz znikając gdzieś i nie zamierzając poinformować mnie o tym dlaczego i gdzie wychodzi. Już wcześniej zauważyłam, że znika na długie godziny, ale nie zwracałam na to aż tak wielkiej uwagi, teraz jednak zaczęło mnie to niepokoić. Nie żebym uważała, że mam powody do zazdrości, ale mimo wszystko...

Layla była rozdrażniona, ale to zdążyłam już zauważyć. Zaciągnęła mnie do sypialni, którą zajmowaliśmy z Gabrielem, sugerując mi, że powinnam się przebrać i zacząć przygotowywać, chociaż do planowanej przez nią zabawy zostało przecież kilka godziny. Być może chodziło o intensywne słońce na dworze – zdążyłam się zorientować, że od jakiegoś czasu ona i jej telepaci za nim nie przepadają – ale dziewczyna wydawała się być jeszcze bardziej ruchliwa i zdenerwowana niż wcześniej. Nie miałam pewności, czy Carlisle i Esme zdążyli już ją poinformować o swoich planach, ale jeśli nie, nie zamierzałam być tą, która zdecyduje się narazić jej w ten sposób. Grunt to instynkt samozachowawczy, którego podobno mi brakowało, a który momentami jednak dawał o sobie znać. Jak tym razem, kiedy to jej reakcja na nieobecność Dimitra okazała się niezbyt przychylna; Layla po prostu spojrzała na mnie ponuro i w żaden sposób nie skomentowała wyjaśnień, które jej przekazałam, co było nawet gorsze od tego, gdyby zaczęła krzyczeć.

Nie mogłam zapomnieć dnia walki, kiedy dostała szału i omal nie zrobiła krzywdy Gabrielowi albo Edwardowi. Wybuchy gniewu zdarzały jej się rzadko, ale za każdym razem było w nich coś gwałtownego i przerażającego, co sprawiało, że nawet zaczynałam się jej bać. Nie miałam już wątpliwości, że czasami w jej oczach pojawiają się czerwone błyski, chociaż do tej pory nie miałam pojęcia jak to wytłumaczyć i czy ktokolwiek inny zdążył je zauważyć. Zwłaszcza teraz, po rozmowie na temat, który poruszył Theo, byłam tym bardziej zaniepokojona zachowaniem swojej przyszłej szwagierki, nawet jeśli chciałam wierzyć, że nie mam powodów. Layla miała swoje dziwactwa i to było wszystko, poza tym nie zachowywała się w sposób o którym mówili Theo czy dziadek...

Denerwujesz się ślubem, więc to oczywiste, że teraz wszystko cię martwi, skarciłam się w duchu, krążąc po pokoju i dopiero po chwili decydując się otworzyć szafę. Zdążyłam przetransportować wszystkie swoje rzeczy, ale moja garderoba i tak była uboga, jeśli porównać ją z tą, którą skompletowała na mnie Alice. Nie przeszkadzało mi to, bo nigdy nie przepadałam za zakupami i pogonią za modą, ale moja ciotka zdecydowanie byłaby niepocieszona, gdyby to zobaczyła. Aż uśmiechnęłam się na samą myśl, zaraz jednak zmarkotniałam, kiedy stanęłam przed problemem, który pod okiem Chochlica zdecydowanie nie miałby miejsca – nie miałam zielonego pojęcia, co powinnam na siebie włożyć! Jakby nie patrzeć, nigdy nie brałam udziału w żadnej uroczystości na miarę ślubu czy wieczoru panieńskiego, dlatego stojąc przed uchyloną szafą zaczęłam się naprawdę denerwować. Layla mnie zabije, stwierdziłam z poczuciem rezygnacji i sama nie byłam pewna czy to w tym wypadku zwyczajna metafora. Siostra Gabriela od kilku tygodniu już nalegała na przygotowania, więc miałam mnóstwo czasu, żeby móc się zastanowić.

Wszystkie swetry i cieplejsze ubrania, które kupiłam jeszcze w Columbus, teraz nie miały racji bytu, zaczynając od tego, że mieliśmy lato. Miałam kilka letnich sukienek, które podarował mi Gabriel albo sama kupiłam, ale żadna nie wydawała mi się odpowiednia. Z westchnieniem i czułością pogładziłam pokrowiec z białą, wyszywaną złotą nitką kreacją, która należała do matki Gabriela, ale i ona nie wydała mi się dobra, skoro miałam spędzić wieczór w towarzystwie Layli i kilku dziewczyn, które zaprosiła, a których w znamienitej większości nie znałam. To zabawne, ale nawet nie miałam wpływu na gości, chociaż oficjalnie to ja powinnam była organizować zarówno ślub, jak i poprzedzający go wieczór – z tym, że zupełnie nie miałam do tego głowy. Wszakże gdyby wszystko było idealnie, Isabeau byłaby żywa, a ja cieszyłabym się nadchodzącym dniem właśnie w towarzystwie jej, Layli i Esme; żadnych udziwnień i niepotrzebnych sposobów na uszczęśliwienie wszystkich wkoło.

Westchnęłam i potarłam skronie, po czym odrzuciłam z twarzy niesforne kosmyki włosów. Co miałam zrobić – i to nie tylko w kwestii ubrania, ale i całego stroju? Najchętniej ukryłabym się pod kołdrą i przeczekała tak aż do momentu, kiedy nie musiałabym zacząć przygotowywać się do jutrzejszej ceremonii, ale przecież doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to nie jest żadnym rozwiązaniem. Co jednak nie zmieniało faktu, że...

Coś przykuło moją uwagę, kiedy miałam już z frustracją zatrzasnąć szafę. Zaintrygowana ukucnęłam, dostrzegłszy ładnie zapakowane w połyskujący papier pudełko i przytwierdzony do niego kawałek papieru. Pochwyciłam pakunek i podeszłam z nim do łóżka, dopiero tam decydując się przejrzeć liścik i zajrzeć do środka.


Sądzę, że wkrótce może się przydać.

G.L.


Uniosłam brwi, po czym odważyłam się zajrzeć do środka. Aż jęknęłam z zachwytu, kiedy na dnie pudełka dostrzegłam starannie złożoną, połyskującą łagodnie czarną sukienkę. Kiedy wyjęłam ją, żeby lepiej się przyjrzeć, przekonałam się, że jedwabisty w dotyku materiał sięga mi przed kolana, całość zaś wydawała się stworzona do mojej sylwetki. Rozochocona, natychmiast pobiegłam do łazienki, żeby się przebrać i na własne oczy zobaczyć, jak suknia na ramiączkach i z łagodnym, niezbyt głębokim, ale i tak odważnym dekoltem, idealnie układa się na moim ciele. To było w stylu Gabriela i zaczęłam żałować, że dopiero jutro będę w stanie mu za wszystko podziękować.

Nigdy nie przejmowałam się makijażem, dlatego szybko upięłam włosy na czubku włosy i założywszy medalion, który dostałam od mamy na pierwsze urodziny, szybko wyszłam z przylegającej do sypialni łazienki. Zmierzałam właśnie wyjść na korytarz i jednak zdecydować się pomóc Layli, kiedy czyjaś dłoń oplotła mnie w talii, stanowczo przyciągając do siebie, a druga pośpiesznie zakryła mu usta.

Poczułam na karku gorący oddech i zadrżałam.

– Nic nie mów, a wszystko będzie dobrze...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro