Dziesięć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Renesmee

Pierwszym, co zobaczyłam, była okazała, zdobiona brama, która dosłownie wyrosła przed nami. Była czarna i wyglądała na nową, chociaż dziwne wzory, które tworzyła, wydały się mieć w sobie coś mistycznego. Momentalnie zapragnęłam wyciągnąć rękę, żeby móc je zbadać i zapamiętać, tak niezwykle zapadały w pamięć. W tym, co widziałam, było coś absorbującego, dlatego dopiero po kilku sekundach odważyłam się unieść głowę i zobaczyć, co znajduje się tuż za ogrodzeniem.

Być może nie powinnam być zdziwiona widokiem dzikiego, egzotycznego ogrodu – w jakimś stopniu właśnie tego spodziewałam się po rozmowie z Gabrielem, chociaż wkrótce miałam przekonać się, że wszystko, co widzę, dawno przekroczyło możliwości mojej wyobraźni – ale i tak zamarłam, całkowicie oszołomiona. Ten ogród nie przypominał żadnego, które widziałam kiedykolwiek wcześniej widziałam. Mimo panującego już mroku, nie miałam problemu z widzeniem w ciemności, dlatego natychmiast wrzuciła mi się w oczy jedna z najbardziej wyrazistych, wyznaczonych przez rosnące po bokach rośliny, ścieżka. Dróżka wiła się przez dobrych kilkanaście metrów, jakby chcąc zaliczyć każdy najdrobniejszy kąt ogrodu. Nie musiałam się długo zastanawiać, żeby rozpoznać liczne kwiaty, które urzekły mnie w ogrodach Volterry, a które z rozmysłem zostały rozmieszczone w tym miejscu.

Nieco dalej znajdował się sad. Rozpoznałam to, bo drzewa owocowe były w okresie pełnego rozkwitu i część z nich aż uginała się od nadmiaru owoców, które przypadały na ten miesiąc. Dostrzegłam zarysy jabłek, wiśni i czegoś jeszcze, byłam jednak zbyt rozemocjonowana, żeby próbować je właściwie nazwać. Wiedziałam jedynie, że jest tego wiele, chociaż byłam zbyt rozkojarzona, żeby skupiać się na czymkolwiek. Dalej, tuż za ścianą drzew, dostrzegłam sporo wolnej przestrzeni, co momentalnie skojarzyło mi się z pastwiskami i miejscem, które idealnie nadawało się dla Buio i Tempesty. Gdyby jeszcze postarać się o stajnie...

Przestałam o tym myśleć prawie natychmiast, kiedy całą moją uwagę pochłonęło coś zupełnie innego. Zauważyłam to już na samym początku, ale byłam zbyt wielkim tchórzem, żeby pozwolić sobie na chociaż odrobinę nadziei i nazwać wprost górujący ponad ogrodem i sadem, piętrowy dom, który... Wciąż nie byłam w stanie dokończyć tej myśli, ale wszystko rwało się we mnie, żeby wejść do środka.

Obejrzałam się na obserwującego mnie w milczeniu Gabriela, żeby go o to poprosić, ale okazało się to niekonieczne, bo chłopak już domyślił się, czego pragnę. Poczułam moc – przyjemne muśnięcie ciepłego wiatru, który rozwiał mi włosy – a potem brama otworzyła się samoistnie. Fakt, że nawet przy tym nie zaskrzypiała, wydał mi się odrobinę upiorny, chociaż równie dobrze mogłam drżeć z zupełnie innego powodu.

Nie odzywaliśmy się do siebie, kiedy przekroczyliśmy bramę i ruszyliśmy w stronę domu. Budynek nie był przesadnie wielki, ale mnie wydawał się w sam raz, poza tym było w nim coś niezwykłego. Zbudowany był przede wszystkim z drewna, chociaż poniżej dostrzegłam kamienną podmurówkę. Wszystko idealnie się uzupełniało, nadając temu miejscu swego rodzaju ciepła i przytulności, zwłaszcza dzięki doborowi barw – brązy i szarość po prostu się uzupełniały. Cisza wydawała się najbardziej wskazana dla tego niezwykłego miejsca, być może właśnie dlatego, że przyszliśmy tutaj w środku nocy i to na dodatek sami. Miejsce to z pewnością wyglądało inaczej za dnia, kiedy wszystko nabierało kolorów i ostrości, ale ja byłam wdzięczna Gabrielowi, że przyprowadził mnie tutaj właśnie teraz, kiedy efekt był bardziej tajemniczy. Prawie nie słyszałam naszych kroków, kiedy w pośpiechu, ale wciąż w ludzkim tempie, pokonywaliśmy kolejne metry. Nawet wiatr nie poruszał liśćmi drzew ani innymi roślinami, to jednak nie wydało mi się podejrzane albo dziwne. Raczej niezwykłe, bo wyglądało to tak, jakby cały świat zamarł w oczekiwaniu na to, jak zareagujemy na dom i to, co musiał skrywać wewnątrz.

Trzęsłam się cała, kiedy nareszcie stanęliśmy przed dębowymi drzwiami. Instynkt podpowiadał mi, że są otwarte, dlatego wyciągnęłam rękę i stanowczo je pchnęłam. Ustąpiły prawie natychmiast i zanim się obejrzałam mogłam już zajrzeć do środka. Oszołomiona, niczym w stanie spróbowałam zrobić krok do przodu, ale okazało się, że nie będzie mi to dane, nagle bowiem Gabriel porwał mnie na ręce. Pisnęłam zaskoczona i machinalnie objęłam go za szyję, po czym spojrzałam na ukochanego, nie kryjąc narastającej irytacji.

– Gabrielu! – Aż sapnęłam z niedowierzaniem.

Gabriel jedynie uśmiechnął się niepewnie.

– To taka tradycja – przypomniał mi spokojnie, przenosząc mnie przez próg. Dopiero w holu postawił mnie z powrotem na podłodze i wycofał się w cień, znów pozwalając mi iść przodem.

Przecież zwyczaj przenoszenia przez próg tyczy się wyłącznie wchodzenia do własnego domu, pomyślałam mimochodem. O mój Boże... Powoli zaczynałam rozumieć, ale wciąż nie byłam w stanie dokończyć myśli albo o cokolwiek zapytać. Wszystko to, co działo się tego dnia, wciąż było dla mnie niczym pokręcony sen i nie do końca do mnie docierało. Być może był to efekt zmęczenia, a może po prostu wciąż nie mogłam uwierzyć, że moje życie zmieniło się w tak drastyczny wręcz sposób i teraz zaczynało się stabilizować. Na moment zapomniałam o Lawrence'u, wyrzutach związanych z wyjściem z własnego ślubu i skupiłam się wyłącznie na tej chwili i myśli o tym, że to jest nasza noc – i że to miejsce, być może...

– I jak ci się podoba? – Cichy szept Gabriela wydawał się pieść moje uszy, kiedy zaś ukochany położył obie dłonie na moich biodrach, przez kilka sekund miałam problem ze sformułowaniem odpowiedzi.

Zamrugałam pośpiesznie i rozejrzałam się dookoła. Dom pogrążony był w ciemności, ale gdzieś w oddali dostrzegłam jasne światło, dlatego ruszyłam w tamtą stronę. Moje kroki odbijały się echem, kiedy przemierzałam drewnianą podłogę, przechodząc z niewielkiego korytarza do przyległego tuż obok pomieszczenia, które – jak domyśliłam się po kształcie mebli – musiało być salonem. Jasne płomienie tańczyły na palenisku marmurowego kominka, oświetlając kremową sofę i fotele, otaczające niewielki szklany stolik. Dostrzegłam wielkie, sięgające od sufitu aż po samą podłogę okna, których widok wychodził na ogród i dzięki którym za dnia musiało być tutaj przyjemnie jasno. Pod ścianami stały ciężkie regały, które aż uginały się od książek, chociaż w ciemności ciężko było rozróżnić ich tytuły. Gdzieś dalej dostrzegłam spory stół, będący w stanie pomieścić przy sobie przynajmniej sześć osób i wejście, które najprawdopodobniej prowadziło do kuchni.

Powiedzieć, że to mnie oszołomiło, byłoby kłamstwem – ja byłam wręcz oczarowana i to nie tylko smakiem z jakim zostało urządzone to miejsce, ale przede wszystkim bijącą od tego domu aurą rodzinnego ciepła. Co prawda wciąż był niezamieszkany, ale mimo wszystko...

No i jeszcze ten kominek.

Niczym w transie odwróciłam się, żeby spojrzeć na Gabriela i pokręciłam z niedowierzaniem głową.

– Jest taki sam jak... – zaczęłam, śledząc wzrokiem wykonane złotą farbą kwiatowe motywy i urwałam gwałtownie. Gabriel doskonale wiedział, co miałam na myśli. – Gabrielu! Sądziłam, że go nienawidzisz. Że przypomina ci o ojcu i Layli...

– Ale tobie się podobał – przerwał mi stanowczo. – Najwyższa pora przestać żyć przeszłością – dodał, już chyba bardziej do siebie. Przez kilka sekund rozglądał się w milczeniu po pomieszczeniu, po czym skinął w stronę holu i schodów. – Chodźmy na górę.

Skinęłam głową, chociaż wciąż miałam ochotę się kłócić. Dzięki bijącej od kominka aurze łatwiej było mi dostrzec cokolwiek, dlatego przechodząc ponownie przez przedpokój, zauważyłam kilka wiszących na ścianie zdjęć, chociaż nie przypominałam sobie kiedy były zrobione. A jednak przedstawiały mnie, Gabriela i dzieci. Uśmiechnęłam się na ten widok, zaraz jednam zmarkotniałam, kiedy dostrzegłam znajomą mi już fotografię, która przedstawiała całą trójkę rodzeństwa Licavolich. Znałam to zdjęcie, bo zawsze stało przy łóżku w sypialni Gabriela – on i Layla splecieni w uścisku, towarzysząca im, jak zwykle odrobinę oddalona Isabeau. Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł, ale przecież nie mogłam zabronić mu wspominania siostry.

Schody nie były zbyt strome, poza tym wyłożone zostały ciemnozielonym dywanem, który skutecznie tłumił nasze kroki. Nie byłam pewna, czego się spodziewać, ale szybko wzięłam się w garść i rozejrzałam się po piętrze. Utrzymane było w podobnych barwach, co salon i hol – beże, biel i jasne drewno – stonowane ciemniejszym dywanem. Wydawało się ogromne, prawdopodobnie właśnie dzięki doborowi barw, bo w rzeczywistości dom był naprawdę niewielki, w porównaniu chociażby z okazałą willą matki Isabeau. Wręcz poraziła mnie liczba zamkniętych drzwi i nagle zapragnęłam jak najszybciej zajrzeć do środka każdego pomieszczenia, byleby tylko dowiedzieć się, czego mogę się spodziewać.

– Te naprzeciwko siebie – odezwał się Gabriel, jakby czytając mi w myślach – należą do Alessi i Damiena. Pomyślałem, że najwyższa pora, żebyśmy mieli miejsce tylko dla siebie... No wiesz, sypialnia rzecz święta – powiedział, mrugając do mnie porozumiewawczo.

– Więc jednak... – powiedziałam, całkowicie oszołomiona. Teraz, kiedy zobaczyłam zdjęcia, a Gabriel wprost zaczął mówić o tym miejscu jak o naszym, musiałam się go o to zapytać. – Kupiłeś dom? Dobry Boże, Gabrielu... – westchnęłam z niedowierzaniem.

Spojrzał na mnie, marszcząc brwi.

– Coś jest nie tak? – zmartwił się. – Mógłbym przysiąc, że dopiero co powiedziałaś, że chcesz tutaj zostać. Pomyślałem, że to dobry pomysł, żebyśmy po ślubie zaczęli mieszkać samodzielnie... Jak rodzina. – Wziął mnie za rękę. – Może to za szybko, ale chyba wszystko tak się dzieje. Twoja ciąża, ślub... Łamiemy wszystkie zasady – zauważył, uśmiechając się blado.

– Nie powiedziałam, że nie – zreflektowałam się natychmiast. – Po prostu... To takie dziwne.

– Co jest dziwne?

Wzruszyłam ramionami.

– To wszystko. Chyba wciąż jeszcze nie doszłam do siebie po ślubie – stwierdziłam, spoglądając na niego znacząco. Chyba mógł zrozumieć, że miałam dość niespodzianek po atrakcjach, które zapewniło mi wesele i sama ceremonia. – Inni wiedzieli? – zapytałam, decydując się zmienić temat. Teraz, kiedy już wiedziałam, chciałam poznać wszystkie szczegóły.

– Hm... Być może – przyznał, postanawiając się ze mną podrażnić. Miałam ochotę trzepnąć go w ramię, ale powstrzymałam się.

– Być może? – powtórzyłam sceptycznie. – Nie kręć, Gabrielu. Przecież dostrzegam tutaj rękę Esme... – westchnęłam rozmarzona, czule dotykając jednej z pokrytych jasną tapetą ścian.

Nie kryjąc fascynacji, pociągnęłam ukochanego za rękę i chciałam podejść do jednego z pokoików, które miały należeć do dzieci, ale Gabriel stanowczo mnie powstrzymał. Spojrzałam na niego pytająco, przez moment obawiając się kolejnego problemu, ale wyraz jego twarzy sprawił, że się uspokoiłam. Co prawda mój mąż był dobry w ukrywaniu emocji, ale potrafiłam już całkiem wprawnie stwierdzić, kiedy Gabriel kłamał albo w jakikolwiek sposób próbował bagatelizować fakty.

Otworzyłam usta, żeby o coś zapytać, ale chłopak położył mi palec na ustach i pokręcił głową. Cały czas uśmiechał się przy tym, dlatego dałam za wygraną i pozwoliłam, żeby poprowadził mnie dalej w głąb korytarza. Wydawał się równie podekscytowany jak wtedy, kiedy prowadził mnie do tego miejsca, a może nawet bardziej. Już i tak byłam rozemocjonowana, dlatego jego emocje bez trudu mi się udzieliły i zamarłam w oczekiwaniu, już nie mogąc doczekać się tego, co zamierzał mi pokazać.

Gabriel zatrzymał się na samym końcu korytarza. Spojrzałam na niego, jakby był szalony, bo zatrzymaliśmy się przed litą ścianą – a przynajmniej tak pomyślałam w pierwszej chwili. Uśmiechając się, zaczął przesuwać palcami, badając fakturę tapety po lewej strony, póki nie znalazł niewielkiego wybrzuszenia. Wcisnął je i parsknął śmiechem, rozbawiony wyrazem mojej twarzy, kiedy ściana wręcz zniknęła, tworząc niewielkie przejście. Było wąskie, ale ja mogłam przecisnąć się przez nie bez trudu; w mroku dostrzegłam zarys stromych schodów, prowadzących... jeszcze wyżej? Nie zauważyłam na zewnątrz kolejnego piętra, dlatego zakładałam, że musiała być dam dobudówka – być może niewielkie poddasze – które znajdowało się po przeciwnej stronie domu.

– Przesuwane drzwi – wyjaśnił mi spokojnie. – Tym razem żadna iluzja. Mechanizm stary jak świat, dlatego lepiej zapamiętaj, gdzie jest ten przycisk.

Mówił coś jeszcze, ale ja już nie słuchałam, zbyt skupiona na tym ukrytym przejściu. Było ciemno i prawie nic nie widziałam, ale udało mi się na oślep odnaleźć pierwszy stopień. Zaraz po tym znalazłam następny i tą metodą – kierując się wyłącznie instynktem i wyczuciem – metodycznie zaczęłam piąć się ku górze, cały czas eskortowana przez towarzyszącego mi Gabriela. Mój ukochany poruszał się tak cicho, że właściwie go nie słyszałam, byłam jednak do tego stopnia wyczulona na jego obecność, że nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu.

Wysokie obcasy trochę mi przeszkadzały, poza tym w ciemności dorobiłam się kilku siniaków, obijając się o kolejne stopnie, mimo wszystko jednak moje wysiłki miały zostać zwieńczone w najlepszy z możliwych sposobów. Schody nagle zakręciły gwałtownie w lewo, kiedy zaś pokonałam załamanie korytarza, nagle zrobiło się jaśniej. Przyśpieszyłam, nareszcie widząc kolejne stopnie i niemal biegiem ruszyłam w górę, chcąc jak najszybciej znaleźć się na górze. Wszystko zalewało przytłumione, srebrzyste światło księżyca i gwiazd, dlatego zakładałam, że gdzieś tam musi być okno, chociaż oczywiście mogłam się mylić.

Sama nie jestem pewna, czego się spodziewałam. Oczywiście widok poddasza nie był dla mnie zaskoczeniem, gdyby jednak chodziło po prostu o strych, Gabriel nie nalegałby, żebym zobaczyła to miejsce w pierwszej kolejności. Mogłam jedynie zgadywać, ale nawet gdybym miała na to cały rok, chyba nigdy nie zgadłabym, co takiego czeka mnie na górze. Zamarłam u szczytu schodów, absolutnie oszołomiona i szczęśliwa tak bardzo, że gdybym mogła, chyba zaczęłabym latać.

To była pracownia. Starannie rozmieszczone na załamaniach dachu okna wychodziły na wschód, zapewniając idealny widok na ogrody oraz dostęp światła o każdej porze dnia. Podejrzewałam, że w dziennym świetle miejsce to musi wyglądać fantastycznie. Pod ścianami dostrzegłam zgrabny komplet mebli, cały zapełniony najróżniejszymi farbami, płótnami i innymi przyborami do malowania. Kiedy niczym w transie podeszłam bliżej i zajrzałam do jednej z szafek, znalazłam zestaw różnokolorowych kartek i całą ryzę białego papieru. W szufladach znalazłam różnorodne ołówki, flamastry i kredki, w tym moje ukochane pastele.

Najbardziej zachwyciło mnie ustawione pod oknem biurko, wyposażone w solidną lampę. Kiedy ją zapaliłam, momentalnie rozjaśniła całe poddasze, pozwalając mi dostrzec je w całej okazałości. Coraz bardziej podekscytowana, starannie przeszukałam wszystkie zakamarki mebla, znajdując wszystko to, czego mogłam potrzebować przy swoich rysunkach, a nawet dużo więcej. Tuż obok, pod ścianą, stał wysoki regał, dzielony na różne przegródki, który wydawał się idealny do segregowania i przetrzymywania prac. Byłam w niemałym szoku, kiedy znalazłam tam już swoje stare rysunki, bo w całym zamieszaniu związanym z przygotowaniami do ślubu, nawet nie zauważyłam ich braku. Co jak co, ale o coś takiego bym Gabriela nie podejrzewałam, nie byłam jednak w stanie być na niego zła.

Powoli odwróciłam się, po czym oparłszy o blat biurka, spojrzałam na przyczajonego wciąż na schodach Gabriela. Chłopak skrył się w cieniu i cały czas bacznie mnie obserwował, wyraźnie napawając się bijącą ode mnie euforią i czekając na jakąś konkretną reakcję. Sama już nie byłam pewna, czy mam się śmiać, płakać, czy zareagować jakkolwiek inaczej, dlatego tylko milczałam, cały czas błądząc wzrokiem po pomieszczeniu.

– Czy to są sztalugi? – zapytałam w końcu, nagle zatrzymując wzrok na drewnianej konstrukcji i niewielkim krzesełku, które przy nich stało. Brakowało jedynie płótna i aż się prosiło, żebym dopasował któreś z tych, które widziałam wcześniej.

Gabriel powoli skinął głową, po czym z wahaniem wszedł w krąg światła rzucanego przez lampkę. Wyciągnęłam w jego stronę rękę, chcąc żeby podszedł bliżej.

– Nie byłem pewien, co tak naprawdę lubisz. Zawsze widziałem cię z pastelami, ale... – Wzruszył ramionami. – Uwielbiam patrzeć na ciebie, kiedy rysujesz – wyznał mi z westchnieniem. – A ostatnio robiłaś to coraz rzadziej. Nie rozumiem dlaczego, ale nie zamierzam dłużej pozwalać, żebyś była odcięta od czegoś, co kochasz – powiedział stanowczo. – Ten pokój... Chciałem, żebyś miała miejsce tylko dla siebie. Dlatego jest ukryty. I dlatego na razie wiemy o nim jedynie ty i ja.

– Gabrielu, ja... – Nie miałam pojęcia, co powinnam powiedzieć. Zaczynało być tego dla mnie zbyt dużo i z wrażenia kręciło mi się w głowie. – Nigdy nie malowałam farbami – wyznałam w końcu, uśmiechając się w nieco zawstydzony sposób.

– Naprawdę? – Ujął w palce kosmyk moich włosów i zaczął okręcać go sobie wokół palca. – Dlaczego? Wydaje mi się, że jesteś do tego stworzona – stwierdził i w jego wykonaniu wcale nie zabrzmiało to jakoś przesadnie. Po prostu mówił to, co myślał.

Zamyśliłam się na moment, wciąż rozglądając po pokoju. Było w nim coś, co mnie przyciągało i ledwo mogłam się powstrzymać, żeby nie spróbować czegoś w tym miejscu stworzyć. Co prawda nie tak wyobrażałam sobie noc poślubną, ale mimo wszystko...

– Sama nie wiem – przyznałam. – Zawsze malowałam dla siebie. Pastele mi wystarczyły, poza tym nie brałam tego aż tak poważnie... Ale kiedy o tym mówisz... Naprawdę nie wiem – usprawiedliwiłam się. – Nawet nie zastanawiałam się nad tym, co chciałabym robić kiedyś. Szybko rosłam, więc nie mogłam pójść do szkoły, póki to się nie ustabilizuje. A gdybym nawet kiedyś miała wybierać studia, brałam raczej pod uwagę filozofię, prawo albo medycynę, bo...

– Bo to najczęściej studiowali twoi bliscy – przerwał mi niemal gniewnie. – A co z tobą? Malowanie się nie liczy?

– To nie jest to samo. Malowanie to bardziej... hobby – powiedziałam, speszona jego reakcją.

Gabriel pokręcił głową i mocno chwycił mnie za rękę. Niechętnie poszłam za nim w stronę schodów, próbując stwierdzić, czy jest na mnie zły.

– Jasne, że nie jestem – zapewnił, zdradzając, że jednak pobieżnie musiał kontrolować moje myśli. – Po prostu mam ci coś jeszcze do pokazania. A jeśli chodzi o naszą rozmowę... Czy kiedykolwiek rozmawiałaś z rodziną o tym, czego ty chcesz? Na litość bogini, jakoś nie wyobrażam sobie, żeby stali ci na przeszkodzie, gdybyś jednak zapragnęła skupić się na malarstwie – stwierdził z przekonaniem.

W oszołomieniu musiałam przyznać mu rację. Po prostu zaskoczył mnie, bo nigdy tak na poważnie nie myślałam o studiach albo tym, czym chciałabym się kiedyś zajmować. Tym bardziej po przeniesieniu w czasie, kiedy musiałam walczyć o odnalezienie się i przetrwanie w nowych dla siebie czasach. Przecież gdyby nie Gabriel, prawdopodobnie już dawno byłabym martwa, ale o tym starałam się nawet nie myśleć. Nie było czasu na coś tak prowizorycznego i ludzkiego jak nauka, planowanie przyszłości albo rozwijanie zainteresowań.

Przestałam o tym myśleć, kiedy ponownie znaleźliśmy się na korytarzu na piętrze. Schodzenie było prostsze i zajęło nam dużo mniej czasu, bo lampka z poddasza dawała dość światła, żeby cokolwiek zobaczyć. Dopiero wtedy pomyślałam, że zapomniałam ją zgasić, Gabriel jednak musiał zauważyć to samo, bo światło zgasło samoistnie, kiedy tylko znaleźliśmy się na dole. Zaraz po tym drzwi w ścianie zasunęły się bezszelestnie, zamykając drogę do pokoju, który wkrótce miał stać się moim królestwem.

– No dobrze. Dokąd teraz? – zapytałam swobodnie, decydując się pozostawić decyzję Gabrielowi.

Uśmiechnął się, jakby właśnie na taką reakcję z mojej strony czekał.

– Tędy – zadecydował, szybkim krokiem prowadząc mnie ponownie w stronę schodów.

Minęliśmy zarówno je, jak i pokoje dzieci (najwyraźniej dopiero później miało być mi dane je ocenić), po czym skierowaliśmy się do drugiego skrzydła korytarza. Mój wzrok natychmiast przykuły okazałe, dwuskrzydłowe drzwi na samym ich końcu.

Najwyraźniej musiały być one naszym celem, bo kiedy zniecierpliwiona przyśpieszyłam i podeszłam do nich, Gabriel nie zaprotestował. Z bijącym sercem nacisnęłam klamkę, po czym niepewnie pchnęłam drzwi i zajrzałam do środka.

Serce zabiło mi szybciej.

To była sypialnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro