Pięć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Renesmee

Obudziło mnie delikatne muśnięcie na policzku. Zadrżałam i obróciłam się na drugi bok, bynajmniej nie zamierzając wstawać, ale ktoś najwyraźniej nie zamierzał dać mi spokoju, bo wciąż czułam czyjąś obecność. Skrzywiłam się i jęknęłam w proteście, rozdrażniona.

– Gabrielu, jeśli to ty... – zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć groźby, bo ktoś zachichotał.

– To nie Gabriel, a ty w tym momencie wstajesz.

Poderwałam się gwałtownie, bo głos Layli skutecznie przywołał wspomnienia minionej nocy. Dziewczyna siedziała na brzegu łóżka mojego i swojego brata, spoglądając na mnie wyczekująco. Jej błękitne oczy lśniły szczerą radością, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że dziewczyna w jakimś stopniu jest przygnębiona. Chciałam zapytać o sytuację z Kristin, ale doszłam do wniosku, że to nie najlepsza pora.

– Która godzina? – zapytałam natychmiast, pośpiesznie rozglądając się po pokoju. Mój wzrok zatrzymał się na oknie i zaraz musiałam zmrużyć oczy, porażona wlewającym się do środka światłem.

– Prawie dziewiąta. I tak byłam litościwa – odparła spokojnie Layla, po czym z gracją się podniosła. – Ubierz się w cokolwiek, bo nie zostajemy w domu. Za kwadrans na dole, tylko tym razem bez numerów... Chyba, że coś się zmieniło i jednak nie chcesz już być z Gabrielem? – zapytała, unosząc brwi ku górze.

– Bardzo śmieszne – żachnęłam się i chwyciwszy pierwszą z brzegu poduszkę, rzuciłam nią w przyszłą szwagierkę. Natychmiast ją pochwyciła i odrzuciwszy ją w moją stronę, pośpiesznie wyszła z pokoju.

Po jej zniknięciu pozwoliłam sobie na to, żeby na chwilę jeszcze opaść na łóżko i spróbować zebrać myśli. Dopiero teraz w pełni dotarło do mnie, że to był te najważniejszy dzień, który zmieni wszystko i na poważnie zaczęłam się denerwować. To chyba było normalne, skoro za kilka godzin miałam wsiąść ślub, poza tym nie miałam nawet pojęcia, czego powinnam się spodziewać. Wiedziałam jedynie, że uroczystość znacznie będzie różniła się od tradycyjnych, bo Layla ubłagała mnie, żeby zrobić to w tradycyjny dla Miasta Nocy sposób – innymi słowy, pod patronatem bogini nieśmiertelnych i księżyca, Selene. Zdawałam sobie sprawę z tego, że wszyscy Licavoli byli wychowani w ten sposób, dlatego zgodziłam się, chcąc ułatwić wszystko Gabrielowi. Nie przewidziałam jedynie, że aż do ostatniej chwili wciąż nie będę miała pojęcia do czego będzie sprowadzać się moja rola.

Nie byłam nigdy na żadnym ślubie, ale przecież nie raz oglądałam je w telewizji albo czytałam o nich w książkach. Biała sukna i welon, Mendelson, przysięga, sakramentalne „tak"... Już samo to mogło powodować zdenerwowanie, ale co dopiero w przypadku, kiedy wszystkie znane mi tradycje niekoniecznie musiały się pojawić! Przecież nie widziałam nawet sukni, chociaż Layla zapewniła mnie, że mi się spodoba. Powtarzała, że zna mój styl i nie mam się czego obawiać, ale to wcale mnie nie uspokajały. Wieczór panieński jakoś zupełnie nie miał związku z tym, czego ja mogłam oczekiwać po ślubie.

Westchnęłam i podniosłam się szybko, zanim zdążyłabym się rozmyślić. Teraz już i tak nie miałam wyboru, a nie chciałam spanikować i wszystkiego popsuć. Chwilami szalona czy nie, to wciąż była Layla, która chciała dla mnie i swojego brata wszystkiego, co najlepsze. Mogłam mieć obawy, ale przecież tak naprawdę jej ufałam, a wszystkie wątpliwości brały się z niewiedzy i strachu przed czymś nowym. Byłam niemal absolutnie pewna, że każda kobieta na moim miejscu musiała się tak denerwować. Nie miałam co prawda nikogo, kogo mogłabym o to zapytać (dobrze, była Esme, ale nie chciałam zmuszać jej do mówienia o związku z Charlesem) i teraz nade wszystko brakowało mi mamy, ale musiałam sobie jakoś poradzić.

Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w luźną, zwiewną sukienkę – pierwszą, która wpadła mi w ręce, kiedy przeglądałam szafę. Layla już i tak musiała się niecierpliwić, bo przez rozmyślania przygotowania zajęły mi dłużej niż kwadrans, ale kiedy w końcu pojawiłam się w przedsionku, nawet słowem nie skomentowała mojego spóźnienia. Uśmiechnęła się jedynie i ruszyła w moją stronę, chcąc jak najszybciej przejść do rzeczy.

– Świetnie – stwierdziła spokojnie. – Możemy iść! – dodała, moim zdaniem niepotrzebnie podnosząc głos. Dopiero kiedy u mojego boku pojawiły się Alessia i Esme zrozumiałam sens zmiany tonu.

Zdziwiłam się nieco na widok babci i córeczki, ale jednocześnie poczułam się pewniej, że mają iść z nami. Esme posłała mi uspokajający uśmiech, chociaż sama też wyglądała na niepewną, co pozwoliło mi zrozumieć, że również jej Layla niczego nie wyjaśniła. Alessia z kolei zdawała się promienieć, zaraz też wskoczyła mi w ramiona, domagając się tego, żeby wziąć jej na ręce. Nigdzie nie było Damiena ani żadnego mężczyzny, co momentalnie wrzuciło mi się w oczy i wydało podejrzane.

– Dokąd idziemy? – zapytałam z rezerwą Laylę, kiedy już wyszłyśmy przed dom i ruszyłyśmy jedną z prowadzących do miasta ścieżek.

Milczała przez chwilę zanim decydowała się cokolwiek odpowiedzieć.

– Zobaczycie – obiecała wymijająco, nawet nie obracając się w naszą stronę. Cóż, znając Gabriela, mogłam się tego spodziewać. – Trochę zaufania, Nessie.

Miałam na końcu języka komentarz na temat tego, że zaufanie powinno działać w dwie strony, ale powstrzymałam się, żeby jej dzisiaj nie denerwować. Przyśpieszyłam, ku uciesze Alessi, który najwyraźniej odziedziczyła po wszystkich moich bliskich fascynację dużymi prędkościami. No cóż, dziadek Edward z pewnością miał się ucieszyć.

Biegłyśmy w milczeniu, kierując się drogą, którą wyznaczyła nam Layla. Dopiero po jakichś dwudziestu minutach uświadomiłam sobie, że najprawdopodobniej kierujemy się do Niebiańskiej Rezydencji, ale nie zdążyłam o to zapytać, bo właśnie wtedy ujrzałam w dali wspomniany budynek. Teraz już nie miałam żadnych wątpliwości, co jest celem naszej wędrówki i nawet się ucieszyła, bo nie byłam tam od dnia walki; Dimitr ostatnimi czasy nie należał do najbardziej gościnnych wampirów na świecie, ale najwyraźniej postanowił zrobić dla nas wyjątek.

Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy po wejściu do Pałacu Iluzji, było to, że niezwykły sufit w hallu wrócił do normy. Znów przywodził na myśl niebo i chociaż obecnie zasnute ciężkimi chmurami, przynajmniej nie wyglądało na takie, które w każdej chwili mogłoby zalać wszystko hektolitrami deszczu. Uznałam to za dobry znak, bo przecież przed kilkoma tygodniami Pavarotti zmuszeni byli zlikwidować iluzję, bo zbytnio współgrała z nastrojami Dimitra. Fakt, że wszystko wydawało się być w porządku, mógł znaczyć, że wampir jednak jakoś radził sobie z żałobą.

– Chyba nikogo nie ma – zauważyła Esme, rozglądając się dookoła. Musiałam przyznać jej rację, bo gdyby ktokolwiek był w rezydencji, natychmiast dopadliby do nas Pavarotti.

– Oczywiście, że nie. A przynajmniej tak powinno być – odparła spokojnie Layla, kierując się w stronę schodów. Nie pozostało nam nic innego, jak ruszyć za nią.

Mieszkając w Niebiańskiej Rezydencji, miałam okazję poznać sporą część tego niezwykłego domu, ale z pewnością nie całość. Korytarza, którym poprowadziła na Layla, z pewnością nie miałam okazji wcześniej oglądać na oczy, dlatego z jeszcze większym skupieniem zaczęłam chłonąć każdy najdrobniejszy detal. Natychmiast rozpoznałam barokowy styl, wręcz oszałamiający nadmiarem zdobień, złota i różnorodnych faktur. Od nadmiaru wrażeń wręcz zaczynało się kręcić w głowie, ale równie dobrze mogły być to efekty nerwów, które wciąż odczuwałam.

Mijałyśmy wiele zamkniętych drzwi, żadne jednak nie wydawały się interesować Layli. Uniosłam brwi, kiedy dziewczyna dotarła do końca korytarza i minęła ostatni pokój, zanim jednak zdążyłam o cokolwiek zapytań, siostra Gabriela po prostu weszła w ścianę – a potem przez nią przeniknęła. Odkąd poznałam Gabriela, widziałam wiele dziwnych rzeczy – samo podróżowanie w czasie czy w snach do tego się zaliczało – ale to i tak zaskoczyło mnie do tego stopnia, że z wrażenia aż się zatrzymałam. Nie ja jedna zresztą, jak się po chwili przekonałam.

– Ech... Laylo? – zapytałam, czując się jak kompletna idiotka, bo jakby na to nie patrzeć, właśnie mówiłam do... ściany.

– Och, na litość bogini – usłyszałyśmy jej rozdrażniony głos, jakby stała tuż obok. Może i faktycznie tak było, chociaż w tym momencie z wiadomych przyczyn nie byłam w stanie jej zobaczyć. – Nie nazywa się miejsca Pałacem Iluzji jedynie przez wzgląd na sufit. Tutaj jest pełno rzeczy, miejsc i pokoi, których nie ma albo które wyglądają inaczej niż w rzeczywistości. Myślałam, że wiecie – mruknęła z pretensją, ale chyba raczej skierowaną do Dimitra albo Pavarottich, który za wszystkie niezwykłości odpowiadali. – Tej ściany tutaj nie ma, jasne?

Łatwo było odpowiedzieć, ale zupełnie czym innym była próba przełamania się i wejścia w coś, co wyglądało solidnie. Jako że wciąż się wahałam, Layla ponownie westchnęła, a potem zobaczyłam jak jej ręka przenika przez ścianę. W pierwszym odruchu krzyknęłam, mocniej przytulając do siebie zaciekawioną Alessię i chciałam się cofnąć, bo nie na co dzień widywałam pozbawione reszt ciała kończyny, które wystawały ze ścian, ale Layli i tak udało się w porę chwycić mnie za nadgarstek i mocno przyciągnąć do siebie. Zamknęłam oczy, spodziewając się uderzenia, ale nic takiego nie nastąpiło. Uniosłam powieki, nareszcie stając twarzą w twarz z siostrą Gabriela, wyglądającej na chętną ubolewać nad moim brakiem zaufania. Zdezorientowana obejrzałam się za siebie, ale nie zobaczyłam żadnej przeszkody – ściana zniknęła, a ja doskonale widziałam korytarz, który przemierzyłyśmy wcześniej. Widziałam również Esme, która wpatrywała się w nas z dezorientacją, jakby nas nie widząc; babcia wahała się jeszcze przez moment, zanim wzięła się w garść i w miarę pewnym krokiem ruszyła do przodu, zatrzymując się u naszego boku.

– Och... To mimo wszystko jest dziwne – stwierdziła, w zamyśleniu rozglądając się dookoła. – Po co ktoś miałby ukrywać jakikolwiek korytarz? – zapytała, zwracając się do Layli.

– Z uwagi na prywatność – odparła tamta spokojnie.

Ta część korytarza, którą musiała skrywać iluzja, wyraźnie różniła się od wcześniejszej. Ściany w tym miejscu były kamienne i surowe, zupełnie jak w lochu albo jakiejś piwnicy. Wiszące w regularnych odstępach, płonące jasnym płomieniem (bez wątpienia sprawka Layli) pochodnie, jedynie pogłębiały to wrażenie. Zmieniło się również powietrze – to było chłodne i wilgotne, przez co prawie natychmiast dostałam gęsiej skórki. Machinalnie potarłam ramię wolną ręką, drugą wciąż mocno podtrzymując Alessię.

– Lay, jakie to jest piękne! – stwierdziła nagle mała z wyraźnym entuzjazmem, całkowicie mnie zaskakując. Co pięknego było w piwnicznym korytarzu?

Otrzymałam odpowiedź, kiedy tylko dokładniej się rozejrzałam i wbiłam wzrok w punkcie przed sobą. Na końcu ukrytego korytarza znajdowały się mosiężne, dębowe drzwi, zdobione pozłacanymi, kwiatowymi motywami. Wzór ten wydał mi się znajomy, dlatego pośpiesznie podeszłam bliżej i niemal z namaszczeniem przesunęłam dłonią po jednym z połyskujących w anemicznym świetle ognia kwiatowych ozdób.

– Widziałam je już – oznajmiłam cicho, obracając się w stronę babci i przyszłej szwagierki. – Na kominku w waszym dawnym domu w Chianni... I na mojej sukience od Gabriela! – uświadomiłam sobie.

– O, tak... – Layla speszyła się na samą wzmiankę o kominku w tamtym salonie. Speszyłam się, nagle przypominając sobie, że to przecież właśnie to miejsce kojarzyło mu się z krzywdą, jaką ojciec wyrządził jej siostrze. Boże, jaka ja byłam głupia... – Siostry Del Vecchio... Możesz to uznać jako rodzinny herb albo coś takiego – zasugerowała mi, odrobinę się mieszając. Otworzyłam usta, żeby zacząć gorączkowo przepraszać, ale Layla zdołała wziąć się w garść. – To był kącik Allegry, matki Isabeau. To znaczy teraz należał do niej, bo ogólnie przysługiwał kapłankom Selene. Ród Del Vecchio z tego słyną, przynajmniej kiedyś.

Przypomniałam sobie historię, którą kiedyś opowiadał mi Gabriel. Stare rody i ich wymieranie, konieczność łączenia się z innymi dla przetrwania tradycji... Kiedyś Del Vecchio, teraz Licavoli, chociaż jedyna zastępczyni Allegry była przecież martwa. W jednej chwili poczułam się niezręcznie, podobnie jak Layla, ale chociaż chciałam zapytać dlaczego nas tutaj przyprowadziła, postanowiłam więcej niepotrzebnie się nie odzywać.

Layla musiała docenić brak pytań, bo z werwą podeszła bliżej i stanowczo pchnęła ogromne dwuskrzydłowe wrota. Uchyliły się niemal natychmiast, nawet przy tym nie skrzypiąc, co chyba znaczyło, że wszystko zostało przygotowane już wcześniej. Speszyłam się cała, bo to ja powinnam być zainteresowana tym, co było potrzebne do mojego własnego ślubu, nie zastanawiałam się jednak nad tym zbyt długo, bo właśnie wtedy znalazłam się w środku i zaniemówiłam.

To była ogromna, niemożliwie wręcz duża i piękna łazienka. Dostrzegłam liczne lustra i umywalki, wszystkie z marmuru, który pokrywał również ściany i posadzkę. Wysoki sufit podtrzymywały masywne kolumny, zdobione mi już dobrze znanym kwiatowym motywem. Biel marmuru i złoto, jak zawsze idealnie ze sobą współgrające...

Największe wrażenie jednak robił wielki, wypełniony przejrzystą wodą basen, chociaż ten zauważyłam, kiedy omal do niego nie wpadłam. Kolejna sztuczka, uświadomiłam sobie, bo woda w basenie wyglądała niczym lustro, sufit zaś skonstruowano w taki sposób, że jego lustrzane odbicie wyglądało jak fragment podłogi. Chyba nigdy nie widziałam aż tak czystej wody, dlatego aż uklękłam na posadzce i postawiwszy Alessię, zanurzyłam obie dłonie w ciepłej wodzie, zachwycona i oszołomiona jednocześnie.

– Layla! – pisnęłam z niedowierzaniem. – O mój Boże, Layla, przecież to miejsce...

– Jest piękne – podsunęła mi spokojnie dziewczyna. – Tak. I dzisiaj całe nasze. A teraz nie zrozum mnie źle, ale won mi do przebieralni – skinęła w stronę krytego parawanu po drugiej stronie łazienki – bo już i tak dość czasu straciłyśmy. Mogłam ci to powiedzieć wcześniej, ale chciałam zrobić ci niespodziankę... Tak czy inaczej – ciągnęła, kiedy się skrzywiłam – tradycją jest, że panna młoda w dzień ślubu bierze oczyszczającą kąpiel w towarzystwie najbliższych kobiet. No wiesz, zaraz pomyślałam o tym miejscu i o nas... – wyjaśniła, wskazując ruchem głowy na siebie, Esme i Alessię.

Wciąż oszołomiona, podniosłam się z klęczka i bez zastanowienia zarzuciłam Layli obie ręce na szyję, po czym mocno ją uściskałam. Zaskoczona pozwoliła mi na to i odwzajemniła uścisk, chociaż z wyraźną rezerwą. Poczułam jej słodki zapach i nawet ta dziwna nutka goryczy, która towarzyszyła jej od jakiegoś czasu, nie była w stanie zepsuć przyjemnego poczucia akceptacji, które mną zawładnęło. Ramiona Layli były ciepłe i błyskawicznie się za ich sprawą rozluźniłam.

– Dziękuję – szepnęłam jej do ucha, chociaż powinnam była zrobić to wcześniej. – Nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś...

– Dobra, dobra, bo robi się za słodko. – Odsunęła mnie z figlarnym uśmiechem. – Ktoś musiał dopilnować, żebyście z Gabrielem wzięli ten ślub, prawda? A teraz starczy gadania i leć mi się przygotować – zakomenderowała, przybierając ten rozkazujący ton, którego używała od samego rana. – Ach, przy okazji... Zostawiłam tam coś dla ciebie, ode mnie i Esme. Uznaj to za praktyczny prezent śluby – doradziła mi, spoglądając na mnie znacząco.

– O czym ty... – Doglądająca do tej pory Alessi, żeby mała przypadkiem nie wpadła do wody Esme, spojrzała na nas z zainteresowaniem. – Ach, o tym mówisz. Myślałam, że damy jej to później – powiedziała i – mogłabym przysiąc – gdyby mogła, prawdopodobnie by się zarumieniła.

Spojrzałam na nie z niedowierzaniem, ale o nic nie zapytałam, woląc przekonać się na własne oczy. Wciąż lekko oszołomiona nadmiarem wrażeń, ruszyłam szybkim krokiem do wskazanej mi przez Laylę przymierzalni. Parawan był oczywiście biały i na wpół przeźroczysty, nie zawahałam się jednak przed tym, żeby za niego wejść. Natychmiast przysiadłam na niewielkim stołku, wcześniej biorąc z niego ozdobną torebkę, którą musiała mieć na myśli Layla, po czym zajrzałam do środka. A niech to..., pomyślałam. Z wrażenia omal nie zakrztusiłam się powietrzem, chociaż w tym przypadku chodziło chyba bardziej o zaskoczenie – tym bardziej, że Esme zdecydowanie nie podejrzewałabym o współudział w takim prezencie.

Na dnie torebki znalazłam komplet drogiej, jedwabnej i niezwykle odważnej bielizny, która równie dobrze mogła posłużyć mi jako strój kąpielowy. Przesunęłam w palcach czarny materiał, próbując wyobrazić sobie minę Gabriela, kiedy podczas nocy poślubnej zaprezentuję mu się w czymś takim, ale chociaż zwykle nie miałam problemów z wyobraźnią, tym razem jednak ta całkowicie mnie zawiodła.

Poczułam, jak przechodzi mnie gorący dreszcz, mający swoje źródło gdzieś u nasady kręgosłupa. „Praktyczny prezent"... No cóż, z tym akurat nie mogłam się nie zgodzić.

Usłyszałam plusk, a potem radosny pisk Alessi, co dało mi znać, że najprawdopodobniej znowu wszystko opóźniam. Zdenerwowałam się trochę, bo chociaż na początku lata uczyliśmy z Gabrielem dzieciaki pływać (plaża pod klifem nie była jedyną w tym miejscu i całe szczęście, bo tam nie byłam w stanie spokojnie spacerować), wcale nie byłam pewna czy to dobry pomysł puszczać Alessię samą. Pośpiesznie zrzuciłam z siebie sukienkę i – starając się zapanować nad wstydem – zdecydowałam się jednak przymierzyć czarny komplet. Jak mogłam się spodziewać, oczywiście pasował idealnie, poza tym musiałam przyznać, że wyglądałam w nim naprawdę... interesująco.

Wzięłam kilka głębszych wdechów, po czym stanowczo wyszłam zza parawanu, zostawiając swoje rzeczy zwinięte gdzieś w kącie. Esme i Layla już były w wodzie, pilnując Alessi i wyraźnie świetnie się bawiąc. Wiedziałam, że wszyscy mieliśmy skłonność do tego, żeby momentami zachowywać jak dzieci, dlatego ten widok wcale mnie nie zdziwił.

Uśmiechnęłam się jedynie i ostrożnie podeszłam do krawędzi basenu, po czym ostrożnie wsunęłam się do przyjemnie ciepłej wody. Basen był głęboki i nawet wyciągając się najbardziej jak byłam w stanie, nie mogłam sięgnąć jego dna, to jednak nie stanowiło dla mnie problemu; nie raz skakałam z Jake'm z klifu albo po prostu pływałam na lato w morzu, dlatego basen nie był dla mnie żadnym wyzwaniem.

Layla pierwsza mnie zauważyła. Jej oczy zabłysły, na ustach zaś pojawił się niepokojący uśmiech, który powinien mnie zaniepokoić, tak się jednak nie stało. Podpłynęłam bliżej, skupiona przede wszystkim na ubranej w jednoczęściowy, ciemnozielony kostium kąpielowy córeczce, niczego nie przeczuwając – przynajmniej do momentu, kiedy siostra Gabriela nie ochlapała mnie wodą. Pisnęłam zaskoczona i zasłoniłam się ramionami, po czym spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

– To mają być przygotowania? – zapytałam z powątpieniem, szykując się do zemsty. Layla okazała się zdecydowanie sprytniejsza ode mnie, bo w porę się uchyliła.

– Albo relaks – podsunęła mi, prezentując mi idealny styl grzbietowy. Poruszała się jak zawodowa pływaczka i podejrzewałam, że niejedna mistrzyni olimpijska poczułaby się jak amatorka. – Osobiście skłaniałabym się właśnie do tej opcji. – Uśmiechnęła się olśniewająco, ukazując komplet białych, równych zębów.

Parsknęłam śmiechem i popłynęłam w jej stronę, bynajmniej tak łatwo nie zamierzając odpuścić. Celowo rozchlapywałam wokół siebie wodę, czując się lekko i radośnie, jakbym znów była tą małą dziewczynką, która tak bardzo lubiła bawić się z Jacobem. Layla wywróciła oczami, po czym zanurkowała, wyraźnie świetnie się przy tym bawiąc. Podejrzewałam, że może spróbować tej głupiej sztuczki z wciąganiem bez ostrzeżenia pod wodę, przejrzystość cieczy jednak skutecznie jej to utrudniała. Wynurzyła się, wyraźnie rozczarowana, ale wciąż promieniując szczęściem. Zupełnie nie było po niej widać, żeby dzień wcześniej stało się cokolwiek złego.

Pośpiesznie odrzuciłam od siebie tę myśl, woląc nie wspominać teraz o Kristin i tamtym ciele w lesie. Przemyłam twarz wodą, żeby to sobie ułatwić, po czym popłynęłam w stronę Alessi i Esme, chcąc ułatwić babci sprawę przy opiece nad łaknącą komplementów pół-wampirzycą. Ali ruszyła w moją stronę, poruszając się tak lekko i wprawnie, jakby od urodzenia nie robiła nic innego, tylko cały czas przesiadywała w wodzie. No cóż, najwyraźniej Gabriel był dobrym nauczycielem; co innego miałam myśleć, pomijając oczywiście to, że nasze dzieci też były nieprzeciętne?

Zamknęłam oczy i nareszcie się rozluźniłam. Co jak co, ale takie niespodzianki mogłam przyjmować z radością, zwłaszcza, że przynajmniej na moment zdołałam zapomnieć o zdenerwowaniu związanym z przygotowaniami i nadchodzącą uroczystością.

Teraz pozostawało czekać do wieczora – i do momentu, kiedy ostatecznie miałam stać się żoną Gabriela...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro