Pięćdziesiąt jeden

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Damien

Alessia i Aldero siedzieli naprzeciwko siebie, trzymając się za ręce. Pozostali skupili się wokół nich, spoglądając nań wyczekująco. Damien widział skupienie na twarzy siostry, nic jednak nie wskazywało na to, żeby starania jej i ich kuzyna przynosiły efekty. Co więcej, Alessia wydawała mu się dziwnie blada i zmęczona, chociaż w ciemnościach ciężko było cokolwiek stwierdzić. Ale wyczuwał, że coś jest nie tak i po prostu nie było możliwości, żeby jakkolwiek to przeczucie zignorować; był nie tylko uzdrowicielem, ale i empatą, więc czuł i wiedział zdecydowanie więcej.

Wtulona w Jack'a Cassie przestąpiła z nogi na nogę. Od moment, w którym Aqua potraktowała ją w tak wrogi sposób, dziewczynka już właściwie nie płakała, ale przez cały czas była przygnębiona. Trzymała się blisko brata i tylko czasami pozwalała sobie na szloch, chociaż już dawno zorientowała się, że w ten sposób dorobi się co najwyżej bólu głowy. Zdecydowanie najgorzej radziła sobie z całą sytuacją, w przeciwieństwie do pozostałych, którzy próbowali wymyślać cokolwiek sensownego. Alessia i Aldero chociażby uznali, że wskazane byłoby stworzyć chociaż trochę światła i teraz próbowali zrobić coś, co może zerwaniu razy pokazywał im kiedyś Gabriel. Zarówno on, jak i Isabeau, skupiali się na innych kwestiach, jeśli chodziło o moc, przekonani, że na pewne umiejętności dopiero nadejdzie czas. Jak na ironię, teraz nie mieli go wcale, a jednak jakoś musieli zacząć sobie radzić.

– Może wam jakoś pomożemy? – szepnęła cicho Cassie, obserwując dwójkę pół-wampirów. Najwyraźniej zaczynała się czuć nieswojo z tym, że nic nie była w stanie zrobić.

– To nie głupie – wtrącił się Damien. – I tak nie mamy nic do stracenia.

Nie raz słyszał, że łączona moc daje zdecydowanie lepsze efekty, chociaż nie miał pojęcia na czym miałoby się to opierać. Dużo czasu spędzał z Carlisle'm albo na próbach zrozumienia swojego daru, więc niewiele wiedział na temat telepatii, ale przecież nie mogło być to jakoś specjalnie trudne. Już raz udało mu się wraz z Ali podróżować poza ciałem, więc może i coś podobno łatwiejszego miało również im się udać. Byli telepatami, a moc była ich dziedzictwem, więc może wystarczyło po prostu kierować się instynktem.

Alessia wzruszyła ramionami, ale puściła jedną rękę Aldero i oboje odsunęli się, żeby zrobić pozostałym miejsce. Damien natychmiast zajął miejsce u boku siostry, a ta instynktownie już ścisnęła jego dłoń. Oboje czuli się lepiej w swoim towarzystwie, zupełnie jakby byli jednością; dwoma połówkami jednej duszy – tak przynajmniej opisywała im więź między bliźniętami Isabeau. Cameron przykucnął i zajął miejsce u boju brata, Cassie i Jack zawahali się jednak.

– To bezpieczne? – wtrącił się chłopak, mocniej przygarniając do siebie młodszą siostrę. – My nie potrafimy tego co wy.

– Nie potrafimy krzywdzić, więc chyba tak – stwierdził z przekonaniem Cammy; coś w tonie jego głosu musiało rodzeństwo przekonać, bo po chwili również usiedli, zamykając koło.

Nikt się nie odzywał – po prostu robili to, co wydawało się sensowne. Damien zauważył, że Ali zamyka oczy, mocno zaciskając powieki, aż miedzy jej brwiami pojawiła się pionowa kreska. Znów poczuł, że coś jest nie tak, ale dziewczyna w żaden sposób nie dała tego po sobie poznać, dlatego postanowił tego nie komentować. Również zamknął oczy, starając się skoncentrować na jasności – zobaczyć ją przed oczami, jak kiedyś tłumaczył im tata – wciąż jednak rozpraszała go myśl, że powinien zaopiekować się Alessią.

Dopiero oswajali się z umiejętnością porozumiewania się na odległość, ale zdołał sięgnąć do umysłu siostry. Chyba nie powinnaś tego robić, pomyślał i zamarł w oczekiwaniu, niepewny tego, czy myśl do dziewczyny dotarła. Nie miał pojęcia skąd to przekonanie, ale na granicy świadomości kołatało mu się odległe już wspomnienie tego, że z Alessią coś było nie tak. Była słaba i to właśnie przez moc – przez głód, którego nie potrafiła nazwać, ale wiedziała o jego istnieniu. Od tamtego momentu to się nie powtórzyło, ale jedynie dlatego, że rodzice dbali o to, żeby dostała to, czego w tamtych okresach potrzebowała. Teraz jednak sytuacja była inna i Damien zaczynał się niepokoić.

Alessia wyczuła jego obawy. Poczuł, że siostra mocniej ściska jego rękę, próbując niewerbalnie zapewnić, że wszystko jest w porządku. Nic mi nie jest, odpowiedziała i chociaż jej mentalny głos zabrzmiał jakby z oddali, jej zapewnienie wydawało się szczere. Uspokojony uśmiechnął się i nareszcie skoncentrował na tym, co starali się osiągnąć.

Zabawa mocą była niebezpieczna – wiedzieli o tym od samego początku, bo rodzice zadbali, żeby mieli świadomość jak potężnymi zdolnościami dysponują. Również to, co można było osiągnąć, kiedy działało się na ślepo, mogło okazać się niebezpieczne, Damien jednak nie czuł, żeby którekolwiek z nich robiło coś niewłaściwego. Czuł za to obecność swoich towarzyszy – blask ich umysłów, krew i energię. To było niezwykle doświadczenie, dorównujące podróżowaniu w strach wraz z Alessią, chociaż tym razem obejmowało większą grupę osób. Czuł każde z nich z osobna, jakby było jego częścią i to było niezwykłe.

Czuł Alessię – nie tylko jej dotyk, ale również jej mentalną obecność. Wydawała się jasność, wyróżniając się wśród pozostałych nieśmiertelnych, być może tym, że była jego bliźniaczką. Wyczuwał również Aldero i Camerona, równie jasne punkty i silne charaktery, ale nie do tego stopnia, co jego siostra. Cassie i Jack też znajdowali się w zasięgu jego umysłu, wydawali się jednak słabsi i bardziej subtelni z powodu braku telepatycznych zdolności, ale jednak obecni.

Myśleć o świetle. Musiał myśleć o świetle...

I wtedy je zobaczył. Jasny płomień pod powiekami, skrzący się i nabierający intensywności z każdą kolejną sekundą. Widział je tak wyraźnie jakby był prawdziwe i w tamtym momencie naprawdę w to uwierzył. Blask stawał się coraz jaśniejszy i bardziej prawdziwy; jak mógł być jedynie wyobrażeniem, skoro wydawał się tak doskonały...?

Pisk zadowolenia Cassie wyrwał go z zamyślenia. Instynktownie otworzył oczy i na moment zamarł, zachwycony tym, co zobaczył. W samym środku koła, tuż pomiędzy nimi, w powietrzu zawisła srebrząca się kula energii, dokładnie taka sama, jaką kiedyś stworzył w lesie Gabriel. Co prawda światło było zdecydowanie słabsze od tego, które wtedy stworzył ojciec, ale mimo wszystko naprawdę się pojawiło. Udało im się, chociaż nigdy wcześniej tego nie robili.

Ale to nie było wszystko – przekonał się o tym, kiedy uniósł głowę i spojrzał na swoich towarzyszy. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo jego zmysły się wyostrzyły, kiedy uwolnili swoje zdolności. Teraz widział otaczające go twarze, uśmiechnięta i jeszcze doskonalsze niż wcześniej. A co więcej, każde z nich otaczał niezwykły blask, o którym wiedział jedynie tyle, że nazywano go aurą.

Cassie przypominała spokojną wodę. Otaczający ją błękitny blask, czysty i spokojny. Aura przeniosła się z ciemną zielenią, która otaczała jej brata. Tuż obok znajdował się Cammy; jego łagodne usposobienie zostało odzwierciedlone przez kremową barwę, poprzecinaną jednak czarnymi pasmami, które wydawały się pulsować. Chociaż Aldero był jego bliźniakiem, nie tylko z wyglądu diametralnie się różnili – aura drugiego z synów Isabeau okazała się jaskrawoczerwona i intensywna, ta jednak też miała w sobie dodatki czerni. Było w tym coś niepokojącego, Damien jednak nie czuł strachu z tego powodu. Wiedział, że nie ma się czego obawiać, nawet jeśli takie podejście wydawało się nierozsądne.

Na samym końcu spojrzał na Ali i siebie. Zauważył, że jego siostra uśmiecha się, a jej oczy błyszczą intensywnie, jak zawsze, kiedy była podekscytowana. Pasowali do siebie idealnie i nawet ich aury wydawały się ze sobą współgrać. Ciepły bursztyn, który otaczał Alessię, przenikał płynne złoto, należące do Damiena, idealnie się z nim uzupełniając. Chyba nigdy aż do tego stopnia nie był świadom bliskości z siostrą i to doświadczenie było fantastyczne.

Jak się czujesz?, zapytał ją z nową energią. Tym razem przekazanie myśli przyszło mu z łatwością i nie miał wątpliwości, że Alessia go usłyszała.

Boję się, wyznała prawie natychmiast. Zawstydziła się nieco, chociaż nie miała po temu powodów, ale po chwili ciągnęła dalej. Jej mentalny głos był silny i zdecydowanie wyraźniejszy nic początkowo. Już nie tak bardzo, ale się boję... Ach, Damien, ja muszę...

Drzwi otworzyły się gwałtownie, w jednej chwili burząc skupienie i dezorientując wszystkich, którzy tworzyli krąg. Wykorzystywanie mocy i fascynacja tym, czym zaskutkowało te zabiegi, doprowadziła do tego, że wszyscy omal nie zapomnieli, gdzie się znajdują i co im grozi. Jasny blask z korytarza, który wpadł do środka wraz z Aquą, całkowicie wytrącił ich z równowagi. Połączenie gwałtownie zostało zerwane; jasność zniknęła, podobnie jak poczucie bliskości i aury, które ich otaczały.

Jak wiele godzin minęło od momentu, kiedy Aqua i Lawrence pojawili się po raz pierwszy? Stracili poczucie czasu, ale Damienowi wydawało się, że znów musiało być dość późno, bo czuł się zmęczony, a Aldero i Cammy wydawali się wyjątkowo pobudzeni. A więc niemal doba. Nie miał pewności, ale pojawienie się Aquy zdecydowanie musiało coś oznaczać – i to bynajmniej nic dobrego, co wywnioskował po minie wampirzycy.

Aqua obrzuciła całą ich grupkę obojętnym spojrzeniem. Wszyscy natychmiast poderwali się na równe nogi, bo chociaż była od nich wyższa, czuli się lepiej, kiedy pewnie stali na ziemię. Alessia natychmiast znalazła się przed nim, chociaż wcale nie musiała go bronić; wykorzystał to, że chwyciła go za rękę i nieco się przybliżył, czerpiąc z obecności siostry.

– Co wy tutaj robicie? – zapytała spokojnie Aqua; jej spojrzenie zatrzymało się na Cassie, ta jednak uparcie ją ignorowała, wpatrując się w ziemię. – Pytałam...

– Nic takiego – odezwał się Cammy. – Tutaj jest ciemno, więc radzimy sobie inaczej. Lawrence nam tego nie zabronił.

– Ach, tak... – Aqua wzruszyła ramionami. Tuż za nią, w progu uchylonych drzwi, pojawił się Lawrence; zastygł w bezruchu, biernie obserwując i nie odzywając się nawet słowem. – Cassie, czy ty nie masz zamiaru się do mnie odezwać? – zapytała, przenosząc wzrok na milczące dziecko.

Cassie drgnęła i niechętnie uniosła głowę. Jej jasne oczy jak na zawołanie zaszkliły się, kiedy zobaczyła Aquę; dolna warga drgnęła i jasne było, że mała ledwo powstrzymuje się od płaczu, kiedy prawie niezauważalnie pokręciła przecząco głową.

– Czego ty od niej chcesz? – Jack rzucił Aqle wrogie spojrzenie. – Nie chcę tutaj być. Żadne z nas nie chce i najlepiej byłoby, gdybyś nas wypuściła.

– Już cię nie lubię – dodała cicho Cassie. Jej głos był niewiele wyraźniejszy od szelestu poruszanych wiatrem liści. – Jesteś zła.

Aqua skrzywiła się, jakby te słowa faktycznie mogły ją zranić. Zacisnęła usta i pokręciła głową, nie odrywając wzroku od rodzeństwa.

– To bardzo przykre, że tak myślisz, Cassie – stwierdziła; w jej głosie faktycznie pobrzmiewało rozczarowanie. – Twoja mama nie byłaby zadowolona, gdyby wiedziała, że tak do mnie mówisz. Kazała ci mnie słuchać, pamiętasz?

Błękitne oczy Cassie rozszerzyły się, chociaż to wydawało się już niemożliwe. Jeszcze więcej łez napłynęło jej do oczu i już nie była w stanie ich powstrzymywać; znów szlochała.

– Mama... – powtórzyła łamiącym się głosem. Jack przytulił ją mocniej, ale dziewczynka już nie była w stanie się uspokoić. – Ja chcę do mamy!

Wtedy wszystko potoczyło się błyskawicznie. Cassie z łatwością wyrwała się niczego niespodziewającemu się Jack'owi i skoczyła do przodu, wprost na Aquę. Wampirzyca syknęła i odskoczyła do przodu, chociaż rzuci nie mogło jej zrobić – co więcej, to prędzej Cassie mogła stać się krzywda.

– Przestań! – warknęła i chwyciła Cassie za oba nadgarstki. Mała szarpnęła się i jęknęła z bólu, chociaż poniekąd sama była sobie winna. – Powiedziałam żebyś...

– Zostaw ją! – Głos Alessi aż drżał z gniewu. – Przestań ją szarpać!

Damien nie zdążył zareagować w porę. Poczuł, że gniew jego bliźniaczki przybiera na sile, zupełnie jakby wciąż byli połączeni ze sobą telepatią. Zanim w ogóle pomyślał, co to oznacza, Ali zupełnie instynktownie rzuciła się do przodu i uwolniła to, co od jakiegoś czasu narastało w jej wnętrzu. Atak przypominał podmuch silnego wiatru albo gorącego powietrza; moc rozeszła się na wszystkie strony, zwalając wszystkich z nóg i odbijając się rykoszetem od posrebrzanych ścian, zupełnie jak wcześniej przewidział to Lawrence, wyjaśniając im zasady.

To, co nastąpiło po tym, przypominało istne pandemonium. Damien widział Alessię zaledwie przez ułamek sekundy, bo zaraz musiał rzucić się na ziemię, zasłaniając głowę ramionami, żeby nie oberwać ułamkiem odbitej mocy, to jednak wystarczyło, żeby zorientować się w sytuacji. Aqua puściła Cassie, a ta z jękiem upadła na podłogę; już nie płakała, zbyt oszołomiona wszystkim, co się działo. Aldero i Cammy gdzieś zniknęli, znikając w mroku, wyczuwał jednak ich obecność, podobnie zresztą jak znajdującego się gdzieś niedaleko niego Jack'a, który spróbował dostać się do siostry.

To jednak nie było istotne, kiedy najważniejsza była Alessia. Użycie mocy zupełnie ją oszołomiło i to do tego stopnia, że nie zauważyła miotającej się na wszystkie strony Aquy. Cios, który wymierzyła jej wampirzyca, próbując odepchnąć ją od siebie, żeby móc skupić się na sytuacji, posłał ją na przeciwległą ścianę. Dźwięk uderzenia, które wtedy doszedł do jego uszu, chyba już na zawsze miał zachować pamięci, podobnie jak i wyraz bladej siostry, na moment przed tym, jak ta bez przytomności osunęła się na ziemię. Doszedł go słodki zapach jej krwi i niemal siłą musiał powstrzymywać się, żeby natychmiast się do niej nie rzucił; najpierw musiał upewnić się, że zamieszanie ustało.

Moc powoli zniknęła, zupełnie jakby niedyspozycja jej właścicielki pozbawiła ją źródła energii. Natychmiast podczołgał się do siostry, walcząc z pragnieniem i czując, że jego dłonie i całe ciało pulsują ciepłem. Energia – ta dobra, ciepła i uzdrawiająca energia – jak zwykle pojawiła się wtedy, kiedy czuł, że jej potrzebuje, ale chyba nigdy aż do tego stopnia nie ucieszył się z jej obecności.

– Alessia? – wyszeptał drżącym głosem. Nie wiedział, czy powinien ją ruszać; Carlisle mówił mu, że nie, jeśli nie miał pewności, czy kręgosłup jest cały, ale co niby miał zrobić, skoro jego medyczna wiedza ograniczała się do absolutnego minimum. – Ali, błagam, odezwij się do mnie...

Nie odezwała, ani nawet się nie poruszyła. Widział jej nienaturalnie bladą twarz i opuszczone powieki; oddychała ciężko, dokładnie jak wtedy, kiedy była chora, w nad nią i mamą wisiała śmierć. Zadrżała na to wspomnienie, bo wtedy do ostatniej chwili bał się, że zabraknie mu czasu – że gra się przeciągnie i straci możliwość, żeby cokolwiek zdziałać. Tym razem było podobnie, chociaż istniała ta zaleta, że mógł od razu jej pomóc, bo nikt go nie zatrzymywał.

Z wahaniem musnął palcami blady policzek siostry. Skóra pod jego dotykiem na moment nabrała koloru, efekt jednak zniknął, ledwo zabrał rękę. Przygryzł dolną wargę, zaniepokojony nietrwałym efektem i tym, że wyczuł wilgoć pod palcami. Ciemne włosy Alessi aż lepiły się od gęstej, lepiej krwi, która powoli sączyła się z niewidzialnej rany na jej głowie. Poraziła go ilość i szybkość z jaką osoki ubywało, spróbował jednak wziąć się w garść. Cokolwiek się działo, on to naprawi. Nie potrzebował wiedzy, skoro miał swoje umiejętności, poza tym po prostu wiedział, że musi to naprawić. W innym wypadku...

Innej możliwości nie brał pod uwagę.

Zupełnie obojętny na to, co działo się dookoła, odważył się delikatnie unieść głowę Alessi i ułożyć ją sobie na kolanach. Trząsł się cały, kiedy przesuwał palcami po jej głowie, odgarniając włosy i starając się znaleźć źródło krwawienia. Gdzieś tam słyszał krzyki, głownie Cassie i Jack'a, ale nie potrafił stwierdzić, co takiego tam się działo; teraz najważniejsza była Alessia i to, żeby jak najszybciej coś zrobić, póki jeszcze miał po temu możliwość. Na oślep, ale w końcu odnalazł rozcięcie na jej skórze, a przynajmniej tak mu się wydawało. Ciemność go rozpraszała, ale i tak działał, delikatnie muskając palcami ranę i modląc się w duchu, żeby zdolności nagle go nie zawiodły. Czuł, że lecznicza moc działa, przenikając Ali i że rana stopniowo zasklepia się pod jego palcami. To przyniosło mu ulgę, chociaż jak zwykle czuł się wykończony, kiedy wykorzystywał swoje zdolności.

Już jest dobrze, pomyślał gorączkowo. Już wszystko naprawiłem...

Z tym, że Alessia się nie obudziła. Już nie krwawiła i – chociaż nie mógł mieć pewności – nie wyczuwał, żeby cokolwiek jej dolegało, przynajmniej ze strony fizycznej, ale coś ciągle pozostawało nie tak. Ali była nieprzytomna i wciąż tak chorobliwie blada, chociaż oddał jej tak wiele mocy, że powinna zacząć dochodzić do siebie. Robił wszystko, byleby jakoś jej pomóc, uzdrowić, ale wyglądało to tak, jakby siostra wchłaniała jego energię, nie potrafiąc jej spożytkować. Wciąż było tego za mało, a Alessia potrzebowała zdecydowanie więcej niż był w stanie jej dać.

Nagle zrozumiał i to odkrycie dosłownie go sparaliżowało. Wiedział, że nie powinna używać mocy! A jednak się upierała, zaś atak na Aquę całkiem pozbawił ją sił. To znów się działo, ale tym razem nie było tutaj taty czy mamy, którzy potrafiliby przekazać jego siostrze to, czego tak bardzo potrzebowała. Alessia była głodna, ale nie w ten sposób, którego normalnie każde z nich dostarczało i który można było zaspokoić krwią albo czymkolwiek do zjedzenia. To było coś innego, a Damien nie był w stanie zrobić nic, żeby jej pomóc.

– Zaraz wrócę. Zaraz... – wymamrotał nerwowo, delikatnie zsuwając głowę siostry ze swoich kolan i zrywając się na równe nogi; czuł wciąż krew na palcach, ale chociaż zapach był kuszący, wcale nie czuł chęci, żeby jej skosztować.

Nie miał pojęcia, dlaczego mówił, skoro Alessia prawdopodobnie i tak go nie słyszała, ale to nie miało żadnego znaczenia. Gorączkowo rozejrzał się dookoła, żeby z zaskoczeniem przekonać się, że Aqua zniknęła. Dostrzegł jedynie Aldero i Camerona, którzy pochylali się nad zwiniętą w kłębek na ziemi, szlochającą Cassie. Obaj spojrzeli na niego tępo, kiedy podszedł, dziewczynka zaś nie poruszyła się wcale.

– Co się dzieje? – zapytał natychmiast; na moment zapomniał o Alessi, mając niejasne przeczucie, że jest jeszcze gorzej niż mógłby przypuszczać. – Cassie? – Wiedziony impulsem przykucnął przy niej i musnął palcami jej policzek, żeby z łatwością zasklepić rozcięcie, którego dorobiła się podczas szarpaniny z Aquą.

– Zabrała mi go. Zabrała... – odparła cicho Cassie, chyba nawet nie zdając sobie z jego obecności. Wyglądała jakby była szalona, a to zdecydowanie nie sprawiało, że sytuacja prezentowała się lepiej.

Na początku nie zrozumiał jej słów, ale wtedy raz jeszcze rozejrzał się dookoła i zrozumiał, że jest ich mniej. Nigdzie nie było Jack'a i to odkrycie omal nie ścięło go z nóg. Cokolwiek planowała Aqua, najwyraźniej faktycznie zamierzała zacząć działać i to z pomocą jednego z nich. Nikt nie powiedział tego na głos, ale w świetle podsłuchanej wcześniej rozmowy wszystko wydawało się oczywiste i ta świadomość była przerażająca.

Damien pokręcił głową i pośpiesznie wstał, nie będąc w stanie dłużej spokojnie przebywać przy Cassie. Chciał wrócić do Alessi, nawet jeśli nie był w stanie nic zrobić, wtedy jednak zauważył, że drzwi do pokoju wciąż są uchylone; Lawrence stał w progu, obserwując w milczeniu, prawdopodobnie już od jakiegoś czasu. Chociaż nie miało to sensu, Damien bez zastanowienia ruszył w jego stronę.

– Musisz nam pomóc – jęknął, patrząc na wampira błagalnie. – L., proszę cię. Alessia... – Obejrzał się na siostrę, zaraz jednak ponownie przeniósł wzrok na Lawrence'a. Wampir patrzył na niego obojętnie, nie reagując nawet na skrót swojego imienia, którego sam kazał im używać. Damien poczuł, że ogarnia go rozpacz. – Dziadku...

Wiedział, że nie są ze sobą spokrewnieni, ale przez Carlisle'a byli rodziną, to jednak nie miało dla niego żadnego znaczenia. Chciał zrobić cokolwiek, byleby dotrzeć do wampira i jakkolwiek na niego wpłynąć, obojętnie jak wiele miałoby to kosztować.

Lawrence drgnął i rzucił mu jeszcze jedno, puste spojrzenie. Zaraz po tym odwrócił się i wyszedł, pośpiesznie zamykając za sobą drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro