Siedemdziesiąt osiem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Esme

Biegła, ale miała wrażenie, że się cofa. To była jedna z tych irytujących sytuacji, kiedy Esme miała ochotę stwierdzić, że wampirze zdolności i zmysły wcale nie są takie doskonałe. Chciała móc poruszać się jeszcze szybciej i zrobić coś, żeby tylko mieć pewność, że zdąży na czas, ale nie opuszczają jej niepokojąca myśl, że jednak zawiedzie.

Krzyk Cassie (to zdecydowanie nie był głos Alessi, bo byłaby w stanie go rozpoznać) wciąż trwał i chociaż ten dźwięk był okropny, było w nim coś pocieszającego, bo przynajmniej miała pewność, że dziewczynka wciąż żyje. Jeszcze nie było za późno, chociaż w każdej chwili stan rzeczy mógł diametralnie się zmienić, czego w życiu by sobie nie wybaczyła. Gdyby zawiodła w takim momencie, wyrzuty sumienia byłyby z nią już zawsze, razem ze wspomnieniem tego przerażonego krzyku, którego i tak już chyba nigdy nie miała zapomnieć.

Instynkt sam kierował ją w odpowiednią stronę. Obiegła świątynie, kiedy oczywiste stało się, że to nie stamtąd dobiega ją krzyk. Coś kierowało ją w stronę klifu, jak najbliżej krawędzi, ale w ostatniej chwili znalazła w sobie dość rozsądku, żeby skierować się w stronę niewielkiej ścieżki o której wiedziała, że poprowadzi ją do niżej położonego punktu. Nigdy nie była w tamtym miejscu, ale od Isabeau wiedziała, że poniżej klifu znajduje się kamienista plaża i że jest tam dość najróżniejszych jaskiń i wnęk, żeby być w stanie się ukryć.

Starając się przy tym robić jak najmniej hałasu, zsunęła się po kamiennym zboczu, bez trudu utrzymując równowagę. Skrzywiła się, kiedy kilka kamieni ze stukotem potoczyło się po ziemi, ale dźwięk wydawał się tonąć w krzyku Cassie. To pozwoliło jej przyspieszyć i uświadomić sobie, że znajduje się bliżej celu niż wcześniej mogłaby przypuszczać.

– Przestań krzyczeć! Cassie, na litość bogini, po prostu przestań krzyczeć! – Zagniewany głos Aquy doszedł ją, przebijając się przez płacz dziecka. – Do cholery, kiedy w końcu zrozumiesz, że...

Pisk, a potem dziwny stłumiony dźwięk. Cassie pisnęła, a potem dźwięk się urwał i zapadła niczym niezmącona cisza. Ta nagła zmiana była tak wyrazista i przerażająca, że panujący spokój wydawał się wręcz przesycać powietrze. Cisza miała w sobie coś niepokojącego i Esme, która zamarła w bezruchu, zszokowana, przez kilka długich sekund miała wrażenie, że za chwilę oszaleje. Nie słyszała niczego, bo ani ona, ani sama Aqua nie oddychały; dopiero w momencie, kiedy nabrała powietrza do płuc, odkryła, że nie czuje krwi i ruszyła się z miejsca, pełna złych przeczuć kierując się w stronę, gdzie musiały znajdować się nieśmiertelna i jej ofiara.

Wampiry były idealnymi łowcami – tego akurat nie była w stanie podważyć w żaden sposób. Kierując się i instynktem, przywarła plecami do ściany klifu i zaczęła powoli przesuwać się do przodu, stopniowo pokonując zakręt, który uniemożliwiał jej zobaczeniem czegokolwiek. Pilnując, żeby zbytnio się nie narażać, ostrożnie wychyliła się do przodu i omal nie jęknęła, nareszcie mając wgląd na sytuację.

To jeszcze nie była plaża, ale woda musiała być niedaleko, bo Esme doskonale słyszała szum wody i uderzających o ścianę klifu fal. Ten dźwięk na powrót przywołał wspomnienia, ale tym razem nie pozwoliła im przejąć nad sobą kontroli, w pełni skoncentrowana na tym, co robiła. Zważając na każdy swój ruch, przysunęła się jeszcze bliżej, rozszerzonymi oczami wpatrując się w odwróconą do niej plecami Aquę.

Złociste loki opadały kaskadami na plecy i ramiona wampirzycy, sięgając niemal do połowy ud. Nikłe podmuchy wiatru sprawiały, że loki wydawały się falować, zaś anemiczne światło powoli wkradającego się na niego księżyca, nadawało im srebrzystą barwę. Aqua nareszcie zaczęła oddychać i teraz spazmatycznie nabierała powietrza, starając się uspokoić. Jej ramiona drżały i Esme może nawet pomyślałaby, że się pomyliła, a wampirzyca płacze, wtedy jednak doszła ją cała wiązanka przekleństw i zrozumiała, iż Aqua po prostu daje upust swojej złości. Rękę miała uniesioną, ale po chwili opuściła ją z westchnieniem, nie odrywając wzroku od czegoś, co leżało u jej stóp.

W jednej chwili dosłownie się w Esme zagotowało, kiedy uświadomiła sobie, że Aqua była zdolna uderzyć dziecko – i to na tyle mocno, że drobna blondyneczka straciła przytomność i teraz leżała bezwładnie na ziemi, jeszcze bardziej bezbronna i niewinna niż kiedykolwiek do tej pory.

Wrażenie było takie, jakby nagle jakimś cudem doświadczyła tego, co Nessie i za sprawą Michaela przeniosła się w czasie. Wspomnienia kolejny raz ją dopadły, chociaż tym razem nie miały żadnego powiązania z klifem albo jakimkolwiek innym elementem miejsca, w którym się znajdowała. To zresztą nie wydarzyło się przed, ale właśnie po przemianie i może właśnie dlatego miało aż tak wielkie znaczenie, jeszcze wyraźniejsze i bardziej świeże, skoro miało miejsce całkiem niedawno.

Znów była w Niebiańskiej Rezydencji i znów widziała, jak na jej oczach ktoś krzywdzi dziecko. Kolejny raz była to mała dziewczynka, chociaż w przeciwieństwie do małej Sunny, Cassie musiała być zdecydowanie bardziej wytrwała, to jednak tak naprawdę nie miało żadnego znaczenia. W dniu, kiedy Drake i jego ludzie wdarli się do rezydencji, a tamta dziewczyna – Amelie – posunęła się do czegoś tak okropnego, tak naprawdę zniszczone zostały dwa istnienia, bo może gdyby udało się Sunny uratować, jej brat, Heath, nie zginąłby podczas pożaru i walk, które rozegrały się już w samym mieście. Esme była tam wtedy i to na jej oczach została zamordowana Sunny, bo nie potrafiła walczyć dość dobrze, żeby ją obronić. To z tą myślą starała się czegoś nauczyć, kiedy wraz z Nessie ubłagały Michaela o lekcje walki i teraz to uczucie powróciło ponownie, kiedy obserwowała Aquę, doskonale wiedząc do czego kobieta w swoich działaniach zmierzała.

Nie zastanawiała się nad tym, co robi. Niczym w transie ruszyła do przodu i nie zważając już na to, czy narobi przy tym hałasu, czy też nie, stanęła tuż za plecami Aquy, zaledwie kilka metrów od niej. Cała się trzęsła i czuła, że gdyby tylko pozwoliła sobie na utratę kontroli, może nawet byłaby w stanie rozszarpać wampirzycę na kawałeczki. Ta myśl była przerażająca, zdecydowanie gorsze jednak było to, kim była Aqua i co zamierzała zrobić. Esme już więcej nie chciała patrzeć na śmierć ani na krzywdę dziecka, ale również wiedziała, że z tego powodu nie może pozwolić sobie na stanie się równie wielkim potworem i chyba jedynie to popychało ją do przodu, pozwalając jakkolwiek zapanować nad morderczymi instynktami.

Aqua, która szeptała coś pod nosem i cały czas wpatrywała się w nieprzytomną Cassie, nagle zesztywniała, bo poczym powoli odwróciła się w jej stronę. Oczywiste było, że dzięki wyostrzonym zmysłom i temu, że wciąż była nowo narodzoną, miała być w stanie wyczuć intruza, ale Esme to nie obchodziło. Nie chciała się kryć, a tym bardziej nie zamierzała dłużej zwlekać z ujawnieniem się, zbyt porażona świadomością tego, że gdzieś w środku miasta najprawdopodobniej zaczęła się już prawdziwa walka.

Zabawne, pomyślała, chociaż wcale nie było jej do śmiechu. Ja jestem tutaj i chyba jako jedyna wiem, że prawdziwe źródło problemu znajduje się właśnie w tym miejscu...

Spojrzenia jej i Aquy się spotkały, i jasne stało się, że sprawa wcale nie będzie taka prosta, jak Esme mogłaby tego oczekiwać. Aqua zmrużyła oczy, a chociaż na początku w jej rubinowych tęczówkach pojawiły się szok i zaskoczenie, emocje te powoli zaczynały ustępować rządzy mordu oraz absolutnego spokoju, które złagodziły rasy twarzy wampirzycy. Uparcie milczała, mierząc Esme wzrokiem i najwyraźniej dochodząc do wniosku, że obecność kobiety nie jest tak naprawdę żadnym problemem, a przynajmniej nie komplikuje sprawy aż do tego stopnia, żeby nie była w stanie sobie z nią poradzić.

– Bardzo źle, że tutaj przyszłaś – stwierdziła cicho Aqua. Głos miała melodyjny i ta obojętny, jakby właśnie zaczęła błahą rozmowę o pogodzie. – Ale chyba nawet się cieszę. Wiesz dobrze, że nigdy za sobą nie przepadałyśmy – stwierdziła.

A potem zaatakował, nie dając Esme nawet szansy na to, żeby zdążyła zareagować. Aqua była szybka i zwinna, poza tym zdecydowanie nie dało się jej określić mianem pustej blondyneczki, która nie miała pojęcia, co robi. W jednej chwili świat zawirował, kiedy Esme straciła równowagę, a za sprawą uderzenia wylądowała kilka metrów dalej, uderzając plecami o drzewo. Oczywiście nie zabolało, ale siła ciosu sprawiła, że przeszkoda z trzaskiem złamała się na pół, zupełnie jakby nie był to mosiężny, okazały dąb, ale marna sucha gałązka. Drzewo z hukiem runęło na ziemię i przez kilka sekund Esme nie była w stanie zobaczyć nic innego, a jedynie spadające dookoła liście i odłamki ukruszonej kory.

Aqua zniknęła z pola widzenia, a to zdecydowanie było niepokojące. Esme w pośpiechu podniosła się, bez trudu odrzucając na bok drzewo. Jej ciało zupełnie machinalnie przybrało pozycję obronną, na nieco ugiętych nogach. Wampirzyca czujnie rozejrzała się dookoła, nasłuchując i próbując przewidzieć kolejny atak. Słyszała swój przyśpieszony oddech, dlatego w pośpiechu nad nim zapanowała, bo powietrze do niczego nie było jej potrzebne i nabierała je jedynie z przyzwyczajenia. Aqua znów musiała przestać oddychać, żeby jeszcze skuteczniej ukryć swoją obecność i wprawić swoją przeciwniczkę w konsternację.

Esme rozejrzała się dookoła. Jej wzrok momentalnie spoczął na Cassie i kobiecie ulżyło, kiedy przekonała się, że mała miarowo oddycha. Jej serduszko trzepotało się rozpaczliwe w piersi, ale to w przypadku pół-wampirów było normalne, poza tym nawet taki rytm wydawał się lepszy od ledwo wyczuwalnego pulsu. Cassie żyła i teraz pozostawało jedynie jakoś ją z tego miejsca zabrać, obojętnie od tego, jak trudnym miałoby to być zadanie.

– Lepiej patrz, co dzieje się wokół ciebie, moja droga – usłyszała, a potem coś poruszyło się tuż za nią, kiedy Aqua z zawrotną prędkością przebiegła tuż obok niej. Esme zesztywniała i w pośpiechu odwróciła się, ale okazała się za wolna; za nią nie było nikogo i jedynie lekko jeszcze drżąca trawa, którą wampirzyca poruszyła w biegu, świadczyła o tym, że Aqua gdzieś się tutaj kręciła. – Szukaj dalej – doradziła spokojnie i znowu kolejny ruch zmusił Esme do odwrócenia się w przeciwnym kierunku. Tym razem też nowo narodzona pozwoliła sobie na to, żeby pociągnąć ją za włosy, najwyraźniej dobrze się przy tym bawiąc. – Nie, to jeszcze nie tutaj...

– Przestań! – Esme zacisnęła dłonie w pięści, starając się zapanować nad drżeniem mięśni. Była nie tyle zła, co przede wszystkim zmartwiona i zdezorientowana tym, co się działo. – Aquo, proszę cię. To są tylko dzieci... Nie rozumiem, jak możesz to robić!

Zwracanie się do bliżej nieokreślonej osoby wydawało się bezsensowne, ale Esme chciała mieć przynajmniej cień nadziei, że Aqua usłucha jej i jednak cokolwiek zrozumie. Zła czy nie, przecież jako kobieta musiała mieć chociaż cień instynktu macierzyńskiego! Jak ktoś, kto potencjalnie mógł zostać matką – przynajmniej przed przemianą – mógł być zdolny do tak potwornych rzeczy? To wydawało się bezsensowne, tym bardziej, że Esme mimo całego uprzedzenia do Aquy nie potrafiła wyobrazić sobie tego, żeby wampirzyca mogła przez większość czasu tak doskonale udawać, nie wzbudzając przy tym nawet najmniejszych podejrzeń.

– Aquo – odezwała się ponownie, starając się, żeby jej glos zabrzmiał jak najłagodniej, by dodatkowo wampirzycy nie prowokować. – Wiesz dobrze, że nie musisz tego robić. Nie wiem, co takiego kazał ci Lawrence, ale jeśli do jego robota... – zaczęła, nagle przypominając sobie o darze pastora, ale nie miała okazji, żeby dokończyć.

Śmiech, którym wybuchła Aqua, miał w sobie coś szalonego. Tym razem nie zdecydowała się odezwać, nagle materializując się tuż za Esme i stanowczym szarpnięciem odwracając ją w swoją stronę. Jej rubinowe oczy błyszczały, kiedy kolejny raz zaatakowała, bez wahania chwytając swoją przeciwniczkę za szyję. Esme zareagowała instynktownie, w pośpiechu cofając się o kilka kroków. Spróbowała odepchnąć od siebie Aquę, jednak w odpowiedzi ta jedynie mocniej zacisnęła dłoń. Tym razem naprawdę zabolało, a Esme z niedowierzaniem uświadomiła sobie, że Aqua jest na tyle silna, że może nawet miała być w stanie bez większego wysiłku oderwać jej głowę. Kiedy spojrzała jej w oczy i dostrzegła widoczne w nich poczucie triumfu, dotarło do niej, że jak najbardziej była do tego zdolna.

Panika pojawiła się nagle i już nie był istotne jak, ale żeby w ogóle jakkolwiek uwolnić się z uścisku wampirzycy. Cofając się o kolejnych kilka kroków, uderzyła plecami o coś solidnego, być może kolejne drzewo albo ścianę klifu za którą wcześniej się chowała, a to jedynie pogorszyło sytuację. Aqua naparła na nią całym ciałem, przyciskając ją do ściany i nie przestając zaciskać palców na gardle, dosłownie je miażdżąc. Gdyby miała do czynienia z człowiekiem albo jakąkolwiek inną bardziej ludzką istotą, ta bez wątpienia już dawno leżałaby martwa, jednak w przypadku wampira sprawa była bardziej skomplikowana.

– Masz mi coś jeszcze do powiedzenia na temat tego idioty, Lawrence'a? – Aqua wniosła oczy ku niebu, w niemej prośbie o cierpliwość. – Sądzisz, że on byłby do tego zdolny? Przecież on nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że od samego początku nim manipulowałam! Oczywiście, przed przemianą było to ryzykowne, a i ja patrzyłam na niego inaczej, widząc nim szansę na to, żeby nareszcie się wyrwać z tego piekła, ale teraz Lawrence Cullen nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Co on mógł mi kazać, skoro już dawno uodporniłam się na jego sztuczki i przejęłam kontrolę? Cholera, sądził, że tańczę jak mi zagra, ale prawda jest taka, że to ja od samego początku miałam nad wszystkim kontrolę – stwierdziła i uśmiechnęła się drapieżnie. – Głupia krucha Aqua, którą można sobie pomiatać. Nawet po przemianie nikt nie traktował mnie poważnie, a dla Allegry i jej córki jestem chyba niewiele więcej warta od człowieka. Sama widziałaś, że to one wydaja polecenia... Ach, może powinnam być wdzięczna wieszcze za to, że podarowała mi nieśmiertelność, ale co tak naprawdę mi po tym, skoro od jej powrotu moje zdolności nie mają już żadnego znaczenia? Owinęła sobie Dimitra wokół palca, a on daje jej wszystko, czego tylko mogłaby oczekiwać, łącznie z pozycja, która przecież miała być moja. Nie po to właściwie od dziecka usługiwałam Tiah, żeby teraz dalej być zaledwie marną służką, która powinna jedynie słuchać i posłusznie wykonywać wydane jej polecenia, jedynie dlatego, że szanowne kapłanki nie zamierzają się do tego zniżyć, w obawie przed pobudzeniem sobie rąk.

Esme patrzyła na nią oniemiała. Na moment zapomniała o tym, że Aqua jest w stanie ją zabić, skupiona na kolejnych słowach, które – przepełnione goryczą – padały kolejno z ust wampirzycy. Aqua zamilkła, zaciskając usta i odsunęła się o krok, zwalniając uścisk. Esme z westchnieniem oparła się o ścianę, wolną ręką masując gardło, ale nie odważyła się ruszyć chociażby o krok, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że stojąca przed nią nieśmiertelna za żadne skarby nie pozwoliłaby się teraz zaskoczyć.

– Wiec dlatego to robisz? – Chociaż wydawało się to ryzykowne i lekkomyślne, musiała przerwać panującą ciszę i nareszcie poznać odpowiedzi. Aqua uniosła brwi, ale nie odpowiedziała. – Z zemsty? Na boga, Aquo...

– Z zemsty? – Wampirzyca prychnęła. – Może po części, ale nie. To przykre, że tak nisko mnie cenisz – stwierdziła, wykrzywiając usta. – Tutaj chodzi o czystą władzę. Zawsze chodziło po prostu o władzę, bo mam już serdecznie dość bycia pod kimś i wykonywania poleceń. Teraz ja wydaję rozkazy.

Przeszła kilka kroków, kątem oka cały czas obserwując Esme. Na jej czole pojawiło się kilka zmarszczek, to jednak prawie natychmiast zniknęły, kiedy wampirzycy udało się na powrót pozbierać myśli.

– To jest dla ciebie nie pojęte, prawda? Sądzisz, że jestem głupia albo okropna w tym, co robię? W zasadzie mało mnie to obchodzi, ale i tak spróbuję ci się wytłumaczyć. – Zmrużyła oczy. Oczywiste było, że to jedyne, co zamierzała zrobić, zanim zdecyduje się rozprawić z nagłą przeszkodą, którą napotkała na drodze. – Doskonale wiem, co kapłanki mówiły na temat przebiegu rytuału. Nie jestem idiotką. Poza tym po tych wszystkich latach, które spędziłam w świątyni, studiując te wszystkie księgi, doskonale wiem, jak powinien przebiegać ten rytuał. Wiem, że wszystko robię na opak, ale to nie znaczy, że postradałam zmysły. – Roześmiała się. – Wy nawet sobie nie zdajecie sprawy z tego, jak dużo czasu zajęło mi zaplanowanie tego wszystkiego. Zamydlenie Lawrence'owi rytuałem, który rzekomo miał doprowadzić do tego, czego ten zakochany głupek mógł ode mnie oczekiwać. Doprawdy, gdybyś tylko wiedziała, jak niszczycielską moc mają uczucia, zwłaszcza w jego przypadku... – Urwała i zamyśliła się na moment. – Dzięki temu byłam niewidzialna. Szukaliście, przewidywaliście, a prawda jest taka, że ja nigdy nie zamierzałam tego rytuału skończyć. Co prawda ucieczka tego dzieciaka, chyba syna waszej cudownej kapłanki, nieco wszystko przyśpieszyła, ale to już nie ma żadnego znaczenia. Ja jestem tutaj. W mieście tymczasem wkrótce rozpęta się prawdziwe piekło nad którym jedynie ja jestem w stanie zapanować. To ja ich stworzyłam i ja ich powstrzymam, kiedy tylko uznam to za stosowne. Fakt, że i Lawrence'owi zawdzięczam pewne szczegóły, ale... – Wzruszyła ramionami. – Kto wiem, może przynajmniej wobec niego będę bardziej litościwa. Ty niestety nie masz na co liczyć, bo prawda jest taka, że nigdy jakoś szczególnie cię nie lubiłam...

Aqua zamilkła i odwróciła się w stronę Esme, ale tym razem w jej twarzy i postawie nie było już nic ludzkiego. Jej oczy błyszczały niebezpiecznie, zaś każda komórka ciała wydawała się pulsować gniewem. Esme zrozumiała, że to już był koniec i że tym razem już nic nie zatrzyma Aquy, kiedy ta ponownie zaatakuje. Momentalnie przybrała pozycję obronną, wykorzystując to, że jeszcze była do tego zdolna, ale chociaż zamierzała walczy, jednocześnie czuła, że to najprawdopodobniej nie ma sensu. Nie była wojowniczką, poza tym nie miała w sobie aż tyle gniewu i okrucieństwa, żeby być w stanie jej dorównać. Aqua zresztą zdążyła już raz pokazać, że mimo młodego wieku, potrafi więcej niż komukolwiek mogłoby się wydawać; to ona miała wygrać to stracie – Esme doskonale to wiedziała, ale i ta nie mogła zmusić się do pogodzenia z tą myślą.

Przepraszam, pomyślała pod wpływem impulsu, sama niepewna dlaczego właściwie to robi. Nie było tutaj Edwarda ani nikogo innego, kto byłby w stanie uchwycić jej myśl i mógł przekazać ją dalej. Żałowała tego całym sercem, zwłaszcza, że była gotowa zrobić wszystko, jeśli tylko los dałby jej okazję do tego, żeby przed tym, co nieuniknione, móc raz jeszcze spotkać się z Carlisle'm. Chciała po prostu się pożegnać i podziękować mu za wszystko, zwłaszcza za miłość i za to, że dał jej drugą szansę na prawdziwe życie, kiedy zdecydował się przemienić ją w wampirzycę. Chociaż wszystko tak się potoczyło, nie potrafiła zmusić się do żałowania którejkolwiek ze swoich decyzji, łącznie z tymi, które ostatecznie doprowadziły ją do tego miejsca. Nie żałowała również tego, że przynajmniej próbowała pomóc, nawet jeśli było jej przykro z powodu tego, iż ostatecznie zawiodła.

A przede wszystkim tak bardzo martwiła się o Cassie i...

Aqua poruszała się błyskawicznie i nawet mimo wyostrzonych zmysłów, jej postać na moment rozmyła się Esme przed oczami. Próbowała jakoś dostrzec ją i znaleźć szansę na to, żeby chociaż próbować się bronić, ale mimo starań, wszystko działo się zbyt szybko i nie była w stanie. W jednej chwili wylądowała na ziemi, a smukłe palce Aquy kolejny raz zacisnęły się wokół jej szyi, tym razem jednak po to, żeby móc oderwać jej głowę. Esme szarpnęła się, ale to wydawał się bez sensu, zwłaszcza, że tym razem jeszcze intensywniej odczuwała zadawany jej przez wampirzycę ból i dotarło do niej, że nie da rady.

A potem ciszę przerwał znajomy głos i wszystko po raz kolejny się odmieniło.

– Aqua? Aqua, nie rób tego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro