Sześćdziesiąt cztery

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alessia

Alessia usiadła u boku brata i bez słowa się w niego wtuliła. Był przyjemnie ciepły, poza tym czuła, że aż pulsuje mocą. Energia wręcz z niego emitowała, muskając jej skórę i sprawiając, że jeszcze bardziej była świadoma odczuwanego głodu. Pragnęła wgryźć się w jego szyję i napić się krwi, wiedziała jednak, że nie może tego zrobić – i że Damien i tak nie da jej tego, czego potrzebowała. Nie potrafiła tak jak tata odebrać komuś tego, czego pragnęła, chociaż próbował ją tego nauczyć. Damien z kolei był dobry w używaniu swojej mocy, ale nie był w stanie wypełnić krwi energią, żeby móc ją nakarmić. Nie wyobrażała sobie zresztą krzywdzenia swojego brata, bo nie wiedziała, czy byłaby w stanie przestać pić. Wszyscy byli już zmęczeni, więc z samokontrolą mogło być różnie.

Momentami tego nie rozumiała – nie tylko tego, co odczuwała teraz, ale również pragnienia krwi. Czuła pieczenia w gardle, ale rozpraszał ją telepatyczny głód, który i tak nie pozwoliłby jej czegokolwiek przełknąć. Kiedy to się pojawiało, w pierwszej kolejności należało zaspokoić właśnie tego rodzaju pragnienie. Wtedy pragnienie krwi schodziło na dalszy plan i przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie.

Właśnie tego w sobie nienawidziła. Nie rozumiała, dlaczego nie jest taka jak Damien i potrzebuje więcej niż tylko samej krwi. Tata tłumaczył jej, że to przez jej wyjątkowość i to, że mogła podróżować w snach i dowolnie je zmieniać. Nie chciała przetarg potrafić robić tego, co sprawiało jej tyle przyjemności i czyniło ją wyjątkową, ale jednocześnie zrobiłaby naprawdę wiele, żeby pozbyć się tego „drugiego" pragnienia. Może nawet zgodziłaby się na tak wielką cenę, jak wyrzeknięcie się swoich zdolności. Podejrzewała, że łatwo było jej mówić, bo to i tak nigdy nie miało być możliwe, ale mimo wszystko...

– Lepiej się czujesz? – Cichy głos Damiena wyrwał ją z zamyślenia. – Już nie śpisz.

– Bo nie chcę spać – przyznała niechętnie i zadrżała na całym ciele. – Nie dlatego, że jest ze mną lepiej. Jak po prostu...

– Co jest, Ali? – Damien przesunął palcami po jej policzku. Zamknęła oczy, czując jak przepływa przez nią jego uzdrawiająca energia. Znowu to robił, próbując ją wzmocnić, ale to było zdecydowanie za mało, tym bardziej, że wszyscy byli już zmęczeni. – Nie rozumiem. Dlaczego nie chcesz spać, skoro wtedy jest lepiej?

Zawahała się i spojrzała mu w oczy. Nie była pewna, jak powinna mu o tym powiedzieć i co miał sobie o niej pomyśleć, ale musiała być z nim szczera.

– Mam wrażenie, że wtedy mnie nie ma. Już nie mogę stworzyć snów nawet dla siebie i... I boję się, że się nie obudzę – wypaliła na wydechu. – Damien, powiedz mi, czy to nade mną wisi?

To, czyli złe. Śmierć, którą wyczuwał, kiedy z mamą były chore, a pomoc nie nadchodziła zbyt długo. Bała się poznać odpowiedź, ale jednocześnie wolała wiedzieć. Nie była pewna, co tak naprawdę to zmieniało, skoro nadal byli uwięzieni, a Aqua wkrótce miała przyjść i po nią, ale mimo wszystko wolała poznać odpowiedź.

– Jeszcze nie – odpowiedział z naciskiem Damien. – Nic ci się nie stanie. Zobaczysz, że...

– Jeszcze nie, czy po prostu nie chcesz mi powiedzieć? – zapytała z powątpieniem, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że Damien stara się przekonać nie tylko ją, ale o samego siebie. Mimo osłabienia, jej umysł wciąż działał poprawnie i nie miała problemów z kojarzeniem faktów. Przecież wiedziała, że śmierć Damiena przerażała, zwłaszcza, że miał z nią kontakt od samego początku. Rodzice próbowali ich chronić, ale nie paranoicznie, to jednak wcale nie sprawiało, że oswojenie się z okrutnym światem nieśmiertelnych – ich światem, o czym doskonale wiedzieli – było łatwiejsze. Wciąż pozostawali dziećmi, a to, że nie byli do końca normalni, o niczym jeszcze nie świadczyło. – Damien, proszę...

– Powiedziałem ci już, że nie. Nie wyczuwam, żeby groziła ci śmierć – powtórzył bardziej stanowczo, niemal z gniewem.

Alessia pokiwała głową i zamilkła, walcząc z ciążącymi jej powiekami. Dookoła jak zwykle panowała nieprzenikniona cisza, przerywana jedynie ich oddechami i biciem serc. Siedziała z Damienem pod ścianą naprzeciwko drzwi, pozostawiając materac i koc zwinięte gdzieś w kącie, chociaż brat próbował ją przekonać, żeby się na nich ułożyła. Oczywiście, tak było jej wygodniej, ale uparcie nie chciała niczego, co miało jakikolwiek związek z Aquą albo Lawrence'm. Nie chciała im czegokolwiek zawdzięczać, skoro i tak mieli ich zabić. W ogóle dziwiła się, że jeszcze tego nie zrobili; powinna być następna, skoro już i tak coś było z nią nie tak.

Kiedy wysiliła wzrok, dostrzegła przycupniętego niedaleko drzwi Cammy'ego. Jej kuzyn jak zwykle nasłuchiwał, równie zaniepokojony, co i pełen nadziei. Aqua i Lawrence długo krzyczeli na siebie, wciąż skupieni na ucieczce Aldero i tym, że nie mogli go znaleźć. Alessia wiedziała, że Cammy jest zły na siebie za to, że nawet ze swoim darem pozwolił się złapać, poza tym bał się i brata, ale starała się być dobrej myśli. Aldero wciąż pozostawał nieuchwytny, więc teraz pozostawało im się modlić i to, żeby drzwi ponownie się nie otworzyły. Sama też czuła się okropnie z tym, że z powodu głodu i osłabienia zmusiła Damiena do zatrzymania się (i że on jej na to pozwolił), ale może tak było lepiej. Kto wie, co zrobiłaby Aqua, gdyby sami się nie poddali.

– Al nas uratuje? – zapytała cichutko Cassie, nagle przysuwając się do nich i siadając tuż obok. Jej duże, niebieskie oczy wydawały się jarzyć w ciemnościach.

– Na pewno – rzucił natychmiast Damien. – On jest jak ciocia Isabeau. Po prostu uparty.

Alessia zaśmiała się cicho, na wspomnienie licznych kłótni Isabeau i Gabriela albo momentach, kiedy ciotka zawsze stawiała na swoim. Pamiętała te wszystkie chwile, kiedy Beau ją uczyła i teraz żałowała, że nie była w stanie w żaden sposób tej wiedzy wykorzystać. Isabeau nigdy nie pozwoliłaby się zamknąć w takim miejscu – Alessia była tego prawie absolutnie pewna.

– Jestem głodna – wyznała nagle Cassie.

Próba ucieczki wydawała się coś w niej zmienić, chociaż Alessia nie potrafiła w pełni określić, jakiego rodzaju to była zmiana. Na pewno istotne było to, że odkąd Aqua ponownie ją przyprowadziła, dziewczynka nawet razu się nie rozpoznała. Teraz siedziała w milczeniu, opierając brodę na podciągniętych kolanach i ciasno obejmując nogi ramionami. Beznamiętnym wzrokiem patrzyła przed siebie, nie okazując przy tym żadnych emocji, pomijając coś na kształt determinacji. Ali doszła do wniosku, że Cassie jest już po prostu wszystko jedno.

– Wszyscy jesteśmy – wtrącił Damien. Alessia drgnęła, nagle zawstydzona; nawet nie przyszło jej do głowy, że również jej brat i pozostali mogą odczuwać pragnienie. Nie dostawali krwi już chyba trzeci dzień, nie wspominając o zwyczajnym jedzeniu, do którego dzięki bliskim przywykli. – Ale coś wymyślimy. Teraz trzeba tylko zrobić coś, żeby Aqua nie zabrała kolejnej osoby – dodał ciszej, ale po jego głosie słychać było, że sam wątpi w to, żeby w ogóle istniała taka możliwość.

– Ona przyjdzie po mnie. – Cassie była więcej niż poważna. – Wiem, że przyjdzie po mnie. Zabrała mi Jack'a, a teraz kolej na mnie – powtórzyła z naciskiem. Jej głos brzmiał tak, jakby mówiła o faktach, całkowicie już z nimi pogodzona.

– I właśnie na to nie możemy pozwolić – pocieszył ją Damien, ale nie brzmiał zbyt pewnie.

Alessia wiedziała, że nawet we czwórkę nie stanowią żadnego wyzwania dla dwójki nieśmiertelnych, którzy wraz z nimi znajdowali się w tym domu. Nie wiedziała dlaczego, ale podejrzewała, że może być ich więcej, nawet jeśli nie potrafiła sobie samej wytłumaczyć, skąd bierze się to przeczucie. Ta kwestia pozostawała tajemnicą, podobnie jak i powód działań nieśmiertelnych, a przynajmniej Lawrence'a. Aqua nawet nie ukrywała, że chodzi jej po prostu o świadomość posiadanej władzy. Była wampirzycą i chciała nacieszyć się tym, jakie dawało jej to możliwości. Ni pamiętała kto, ale ras usłyszała, że podobno władza psuje. Teraz miała okazję zaobserwować, że tak musi być w istocie.

– Nic nie możemy zrobić. – Głos Cassie na powrót przywołał ją do rzeczywistości. – Nie mówcie mi takich rzeczy, bo ja nie jestem głupia. Wiem, co się dzieje.

Damien i Alessia spojrzeli po sobie, ale nie odpowiedzieli, bo to i tak wydawało się nie mieć najmniejszego sensu. Cassie była przygnębiona i bardziej świadoma tego, co działo się dookoła, niż w ogóle mogliby sobie wyobrazić. Może i wydawała się z nich najsłabsza i najbardziej krucha, ale przecież była niewiele młodsza. Co więcej, gdyby nie ona, nie mieliby nawet szansy, żeby spróbować uciec, dlatego udawanie, że wszystko jest w porządku, wydawało się wobec niej co najmniej nieuczciwe.

Nie rozmawiali więcej, nie widząc tym większego sensu i Alessia na powrót poczęła zapadać w letarg. Wciąż odczuwała zmęczenie, poza tym gdzieś na granicy świadomości kołatało się nieopuszczające jej pragnienie, którego nawet na moment nie potrafiła zignorować. Odrzucanie go wydawało się niemal bolesne, bo głód był jej częścią. Potrzebowała energii – tego nie dało się zmienić ani w żaden sposób zastąpić. Dziwiła się, że w ogóle była w stanie jeszcze normalnie funkcjonować, ale najwyraźniej sen mimo wszystko miał swoje zalety. Teraz ponownie wydawał się ją wzywać, grożąc pociągnięciem za sobą we wszechogarniającą pustkę. Ta ciemność była przerażająca i Ali była gotowa zrobić wszystko, byleby kolejny raz się jej nie poddać. Nawet jeśli to miałoby ją kosztować mnóstwo wysiłku, związanego z próbami zachowania przytomności.

Obrazy zaczynały rozmazywać się jej przed oczami. Zamrugała pośpiesznie, chcąc nad sobą zapanować i ponownie skupiła wzrok na Cassie, bo ta była najbliżej. Przypominała woskową figurę, blada i nieruchoma, a do tego aż emitująca smutkiem i chłodem. Co więcej, kiedy Alessia przyjrzała się jej dokładniej, dostrzegła coś jeszcze, chociaż wcześniej zupełnie nie zwracała na to uwagi. Potrzebowała chwili, żeby być w stanie zinterpretować ten widok i pojąć, że nie tyle widziała, a po prostu to... poczuła. Ten przyjemny blask, przypominający światło latarni; energia zdawała się emitować wprost z drobnego ciałka Cassie, porażając wszystko dookoła i kusząc Alessię praktycznie wszystkim – swoim ciepłem, blaskiem i – co wydawało się najważniejsze – czystością. Nie była tak niezwykła jak chociażby ta, którą mama wypełniała krew, bo Cassie nie posiadała telepatycznych zdolności, w tym momencie jednak to nie miało dla Alessi żadnego znaczenia. Liczył się sam fakt jej istnienia i to, że znajdowała się tak blisko, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Teraz wystarczyło tylko zdecydować się i postarać się do niej dostać, chociaż to wydawało się jednocześnie najgorszym z możliwych rozwiązań.

To jest Cassie, pomyślała stanowczo, starając się zapanować nad podszeptami instynktu. Korzystanie ze zdrowego rozsądku wydawało się trudne, ale Alessia nie zamierzała się poddać. Przecież nie mogła pozwolić sobie na coś tak okrutnego, czego później już zawsze miała żałować. To Cassie. Przecież nie mogę tego zrobić. Nie mogę zaatakować Cassie. Wszyscy jesteśmy głodni i słabi, ale to nie znaczy, że mogę zaatakować Cassie. Cassie, Cassie, Cassie... Cassie. Ona by mnie nie zaatakowała, chociaż też jest głodna.

Nie mogę...

Ale dlaczego?

... zaatakować...

Tylko troszeczkę.

...Cassie.

To jej pomoże. Dzięki temu będzie mogła odzyskać siły, więc w przypadku kolejnej próby ucieczki już więcej nie zawiedzie. Skąd mogli mieć pewność, że Aldero jednak nie zawiedzie albo coś mu się nie stanie? Wszystko szło nie tak, dlatego ona, Alessia, musiała być silna. Tata zresztą zawsze pił z mamy, a i Renesmee karmiła ją swoją krwią i energią, nie cierpiąc przy tym. To chyba znaczyło, że również Cassie nie powinno się nic stać, jeśli...

– Ali? – Siedząca naprzeciwko niej pół-wampirzyca odezwała się z wahaniem, rzucając w jej stronę wystraszone spojrzenie. – Ali... Dlaczego mi się tak dziwnie przeglądasz? – zapytała drżącym głosem, pierwszy raz od momentu powrotu do ich prowizorycznego więzienia okazując jakiekolwiek emocje.

Damien drgnął i poderwał głowę, żeby spojrzeć na siostrę, ale tego Alessia już prawie nie zareagowała. W jednej chwili odrzuciła od siebie wszelakie myśli, a potem po prostu poddała się emocjom, rzucając się przed siebie, wprost na niczego niespodziewającą się Cassie. Obie potoczyły się po podłodze, zatrzymując kilka metrów dalej i Ali z satysfakcją zorientowała się, że to Cassie znalazła się pod nią. Zaraz też instynkt podpowiedział jej, że to wyłącznie zasługa zaskoczenia i że przy takim osłabieniu jest na tej gorszej pozycji, dlatego Alessia zdecydowała się działać szybko. Wciąż przytrzymując szarpiącą się Cassie, zareagowała błyskawicznie, nachylając się nad jej szyją i bez wahania się w nią wgryzając. Nie wiedziała, jak powinna dostać się do energii, ale szybko okazało się, że nie musi nawet się nad tym zastanawiać – jej ciało zrobiło swoje; więź między umysłami jej a Cassie pojawiła się sama i Alessia poczuła, jak jej ciało wypełnia się znajomym, niosącym siłę i ukojenie ciepłem.

Nigdy nie polowała na ludzi, a tym bardziej na sobie podobnych, więc nie miała w tym najmniejszej wprawy. Jeszcze kiedy rodzice i Carlisle próbowali wprawić ich w polowaniu na zwierzęta, miała z tym olbrzymi problem. Nie chodziło o sam fakt ataku na zwierzynę, czy wytropienie jej, ale o zabicie. Za każdym razem miała opory i zwykle kończyło się na tym, że kaleczyła zwierzę, pijąc jedynie do momentu opamiętania, po czym z krzykiem biegła szukać Damiena. Śmiali się z niej z tego właśnie powodu, rozczulając przy tym nad jej delikatnością, Alessia jednak nie widziała w tym nic zabawnego. Nie mogła znieś robienia komukolwiek krzywdy, zwłaszcza kiedy chodziło o zwierzęta, które uwielbiała. Teraz na dodatek mieli konie, które pokochała całym sercem, jak więc mogła ze spokojem krzywdzić podobne do nich jelenie?

Ale tym razem było inaczej. Atak na Cassie nie był spowodowany zwyczajnym pragnieniem, poza tym nie chciała jej zabijać – fakt, że w ogóle straciła kontrolę, brał się w dużej mierze z wyczerpania i desperacji. Co więcej, nie miała wprawy w piciu z ludzi (ludzką krew dostawała jedynie z woreczka, bardzo rzadko odkąd nauczyła się polować) i w pośpiechu zupełnie niewprawnie wgryzła się w szyję swojej ofiary. Cassie pisnęła, nawet to jednak Alessi nie otrzeźwiło. Wiedziała jedynie, że płynie zdecydowanie zbyt mało krwi, żeby była w stanie się zaspokoić, dlatego spróbowała ukąsić inaczej, tym razem starając się wycelować w pulsującą żyłę. Udało jej się, bo chwilę później ciepła osoka zalała jej gardło, przynosząc ukojenie, nawet tego jednak nie dało się porównać z dziką przyjemnością, którą odczuwała w związku z wypełniającą jej ciało energią. Chciała więcej, zdecydowanie więcej i nie wyobrażała sobie, że ktokolwiek mógłby chociaż spróbować ją powstrzymać.

– Alessia! – Ktoś ją wołał. Powinna była rozpoznać ten głos, bo był jej bardzo bliski, ale nie była w stanie. Zastygła na moment, wahając się przed dalszym pożywieniem, a obroną tego, co do niej należało. Ktokolwiek próbował jej powstrzymać, nie mógł być przyjacielem, skoro starał się odebrać jej krew, tę jakże ciepłą krew... – Ali, przestań!

Ktoś szarpnięciem oderwał ją od ciała Cassie. Alessia syknęła gniewnie i wyrwawszy się, instynktownie stanęła w pozycji obronnej, gniewnie patrząc przed siebie. Serce waliło jej jak oszalałe i nie mogła złapać oddechu; w głowie wciąż jej wirowało i chociaż starała się dojść do siebie, nie była w stanie. Wzięła za mało, poza tym nagle zerwanie połączenia telepatycznego było wręcz bolesne i całkiem wytrąciło ją z równowagi. Cofnęła się o krok, chcąc łatwiej utrzymać równowagę, szybko jednak przekonała się, że to było błędem; chwiejąc się jeszcze bardziej, potknęła się o własne nogi i poleciała do tyłu, wpadając wprost w czyjeś ramiona. Zesztywniała cała, resztkami świadomości uświadamiając sobie, że te ręce były lodowate i w żaden sposób nie przypominały tych Damiena albo Cammy'ego.

Damien i Cammy. Och nie..., jęknęła w duchu, ale nie zdołała wykrztusić z siebie żadnego z tych słów. Z trudem uniosła głowę, żeby dostrzec obserwującego ją ze znacznej odległości Camerona. Jej bliźniak z kolei klęczał przy Cassie, drżąc na całym ciele i niemal rozpaczliwie starając się pomóc leżącej przed nim Cassie. Miał krew na rękach i na ubraniu, i dopiero to uświadomiło Alessi, że sama również umazana jest rubinowym płynem, który w tym oświetleniu wydawał się niemal całkowicie czarny. Czuła również posmak słodyczy na ustach i spróbowała podnieść rękę, żeby w pośpiechu się powycierać, ale nie była w stanie – powstrzymały ją wciąż owijające się wokół niej ramiona, teraz zaciskając się niemal z siłą imadła.

– Cicho, mała. Cichutko... – usłyszała tuż przy uchu spięty głos Lawrence'a. Znała ten ton, cichy i hipnotyzujący; ten sam, który kazał jej po raz pierwszy zasnąć i zabronił używania mocy do skontaktowania się z kimkolwiek z zewnątrz. – Nie powinnaś była, ale tego już nie zmienisz. Po prostu przestań, Alessiu i nie walcz ze mną.

To nie był rozkaz i właśnie to zaskoczyło ją do tego stopnia, że machinalnie usłuchała. Znieruchomiała w jego ramionach, poddając się wszechogarniającej słabości i zmęczeniu, które nie dawało jej spokoju już od jakiegoś czasu, a teraz zdawało się być jeszcze intensywniejsze. Sen był dosłownie krok od niej i już wyciągał po nią ręce, Alessia jednak robiła wszystko, byleby mu się nie poddać. Nie mogła, bo nawet teraz, kiedy chociaż odrobinkę zdołała się wzmocnić, wciąż możliwe było, że...

– Nie... – wyszeptała gorączkowo. – Ja nie chcę... Nie mogę umrzeć...

Mamrotała coś jeszcze, ale Lawrence nawet słowem tego nie skomentował. Poczuła za to, że traci grunt pod nogami, kiedy wampir z łatwością wziął ją na ręce, nawet nie pytając o to, czy w ogóle zamierza mu na to pozwolić. Myśl, która ją naszła, była co najmniej przerażająca, kiedy uświadomiła sobie, że być może... Być może...

Och, tak ciężko jej się myślało.

– Powiedziałeś mi, że czego ona potrzebuje? – usłyszała głos Lawrence'a, dochodzący do niej jakby przez mgłę. – Energii... Tak jak Gabriel, o ile dobrze pamiętam? – upewnił się, chociaż Alessi ciężko było stwierdzić do kogo się zwraca.

– Tak. Energii, ale... – W głosie Damiena było słychać strach. Mówił coś jeszcze, ale Alessia była w stanie zrozumieć jedynie pojedyncze słowa. – Cassie... nie jest... Ale dlaczego...? Gdzie zabierasz moją siostrę?

Dopiero ostatnie słowo dotarło do niej w pełni. Wystraszyła się i chciała zaprotestować, ale nie była w stanie nawet się poruszyć. Powieki i całe ciało jej ciążyły, pustka i ciemność zaś wydawały powoli zaciskać się wokół niej.

Czy miała być następna? Przecież było za wcześnie, a ona tego nie chciała...

Błagam, Damien, nie pozwól mu mnie zabrać...

– Prosiłeś mnie, żebym jej pomógł, więc to robię – odparł Lawrence i to były ostatnie słowa, które usłyszała.

W następnej chwili poczuła się tak, jakby leciała, ale nie potrafiła stwierdzić czy to wrażenie, czy może wampir ruszył się z miejsca. Nie miała zresztą czasu, żeby zidentyfikować to, co w tamtym momencie się z nią działo, bo kiedy tylko spróbowała odzyskać kontrolę nad ciałem, wszystko wymknęło jej się spod kontroli. Ciemność zamknęła się nad nią, kiedy stało się to, czego tak bardzo się obawiała – i od czego tak bardzo starała się uciec.

A potem już było uczucie spadania i zagubienia, zanim jej umysł ostatecznie się poddał i zapadła się w pustkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro