Trzydzieści dziewięć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Esme

Aqua jak zawsze przypominała anioła. Długie do połowy ud, jasne włosy, po przemianie stały się niemal srebrne i teraz łagodnie falowały przy każdym jej kroku. Rysy twarzy zachwycały swą idealnością, będąc w stanie wzbudzić zazdrość nawet w innych wampirzycach, chociaż żadna nieśmiertelna nie mogła narzekać na brak uroku. Nawet krwiste tęczówki miały w sobie coś, co czyniło kobietę jeszcze piękniejszą, jakby to było w ogóle możliwe.

Stojąc obok siebie, Isabeau i Aqua wyglądały niczym własne przeciwieństwa, chociaż Esme i tak nie potrafiła stwierdzić, która z nich jest piękniejsza. Isabeau zresztą i tak się śpieszyła, wyraźnie zniecierpliwiona i chętna dołączyć do Dimitra.

– Dalej nie rozumiem, dlaczego ja... – zaczęła Aqua, ale dziewczyna najwyraźniej nie miała cierpliwości do słuchania uwag.

– Bo ja stoję wyżej i radzę ci mnie słuchać – odparowała gniewnie Isabeau. – Chcesz zostać kapłanką, więc lepiej zacznij się starać. To już niestety taki urok, że w zasadzie musimy robić wszystko to, o co nas poproszą. Ja na szczęście mam już ten etap za sobą, ale bardzo chętnie pomogę wdrążyć się tobie – stwierdziła, uśmiechając się gorzko. – Aqua, kochanieńka, zresztą dopiero co ładnie cię poprosiłam, prawda?

– No tak, ale ty wciąż nie rozumiesz, że twoja matka już... – zaczęła, po czym westchnęła z rezygnacją. Chciała coś dodać, ale urwała, kiedy dostrzegła Carlisle'a i Esme. – Hm, w zasadzie dobrze – zreflektowała się.

Esme uderzyła nagła zmiana w jej zachowaniu, ale Isabeau najwyraźniej nie była przejęta, bo prawie natychmiast się oddaliła. Wampirzyca odprowadziła ją wzrokiem, po czym ponownie spojrzała na Aquę. Dziewczyna spokojnym krokiem podeszła bliżej, uśmiechając się tak promiennie, że po prostu nie dało się tego uśmiechu nie odwzajemnić, ale Esme i tak nie mogła się pozbyć wrażenia, że coś jest zdecydowanie nie tak.

– Chyba trochę popsuliśmy ci plany – odezwała się, postanawiając przerwać panującą ciszę.

Prawdopodobnie zaczynała być przewrażliwiona, bo non stop zdawało jej się, że dziewczyna jest bardziej zainteresowana patrzeniem na stojącego u jej boku Carlisle'a. Co więcej, z wyraźną niechęcią przeniosła na nią wzrok.

– Och, ależ nie – zapewniła pośpiesznie. – Allegra już po prostu poprosiła mnie o to, żebym zaopiekowała się dziećmi jednej z mieszkanek, ale w zasadzie jedno drugiego nie wyklucza – stwierdziła, zerkając wymownie na gromadkę, którą pod opiekę wzięła Esme.

Wampirzyca machinalnie podążyła wzrokiem za Aquą, dostrzegając, że dziewczyna musiała już przyprowadzić swoich podopiecznych, Trochę zdziwiło ja, że nie zauważyła tego wcześniej, ale była zbyt skupiona na jasnowłosej nieśmiertelnej. Było to niezbyt rozsądne, bo zwłaszcza teraz, kiedy miała pod opieką maluchy, powinna była bardziej się skoncentrować, ale szybko odrzuciła od siebie tę myśl. Tuż za nią już nie stała czwórka pół-wampirów, a szóstka i byli sobą wyraźnie zainteresowani. Łatwo było dostrzec dzieci, które przyprowadziła Aqua, bo starały się trzymać razem. Była ich dwójka, chłopiec i dziewczynka, a rysy twarzy zdradzały, że są rodzeństwem, chociaż nie bliźniętami. Chłopiec wydawał się starszy od całej reszty; miał ciemne włosy, niemal całkowicie czarne i zielone, błyszczące oczy. Jego siostra okazała się drobną blondyneczką postury i w wieku Alessi.

– To Cassie i Jack – wyjaśniła spokojnie Aqua, obserwując jak Jack jednocześnie podchodzi bliżej i zaczyna krążyć dookoła Alessi, wyraźnie zafascynowany jej ciemnymi włosami. Damien natychmiast stanął bliżej siostry, wyraźnie niezadowolony; Esme doszła do wniosku, że to nawet zabawne, bo mały nigdy wcześniej nie okazywał zazdrości. – To co, idziemy? – dodała pogodnie Aqua, ale wcale nie zwracała się do Esme, cały czas wpatrzona w Carlisle'a.

– Oczywiście – zgodził się natychmiast doktor, po czym zerknął w stronę Esme. Poczuła ulgę, kiedy wyciągnął rękę w jej stronę i natychmiast ją ujęła. Cały czas obserwowała Aquę, ale ta nie wydawała się w żaden sposób urażona jego zachowaniem. – Dziękujemy, Aquo.

Aqua mruknęła coś w odpowiedzi i spokojnym krokiem ruszyła przed siebie. Poszli za nią, kierując się w stronę schodów prowadzących do Akademii Nocy, gdzie chwilę wcześniej zniknęła cała trójka Licavolich i Dimitr. Esme co chwilę odwracała się, żeby mieć na oku dzieci i jednocześnie starała się trzymać blisko Carlisle'a, ale to okazało się trudniejsze niż mogła przypuszczać.

– Och, daj im pobiegać – żachnęła się z przodu Aqua. – Po to jest to miejsce, prawda? Dimitr był zachwycony, kiedy okazało się, że pomysł z akademią znów ma rację bytu – stwierdziła odrobinę rozmarzonym tonem.

– No tak, Isabeau coś wspominała. – Carlisle wydawał się zafascynowany. – Cóż, nie żeby pomysł ze szkołą był niewykonalny, jeśli chodzi o współegzystowanie z ludźmi, ale to miejsce...

– O, tak. To jest zupełnie inna bajka i nie ma żadnego związku z tym, czego uczą w ludzkiej szkole – zgodziła się Aqua. Esme uderzyła nutka pogardy w jej głosie, kiedy zaczęła mówić o ludziach, w żaden jednak sposób tego nie skomentowała. – Akademia upadła chyba z sześć wieków temu, więc to tym większe osiągnięcie. Chyba cały problem leżał właśnie w tym, że zaczęliśmy zatracać tradycję... Ale pojawienie się Dimitra i Isabeau całkiem sporo zmieniło. – Wzruszyła ramionami. – Moim zdaniem to dobry pomysł. Chyba problem zawsze leżał w tym, że nieśmiertelni nie mieli zielonego pojęcia, jak poruszać się w normalnym świecie... Zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci, które urodziły się tutaj – dodała, bo akurat wtedy Aldero i Alessia przebiegli tuż obok niej, najwyraźniej pochłonięci jakimś nowym pomysłem.

– Chyba wiem, co masz na myśli – przyznał Carlisle. Esme powoli zaczynała zastanawiać się, po co właściwie przy nim stoi, ale jednocześnie nie miała pomysłu na to, co powinna wtrącić do rozmowy. Na dodatek czuła się w obecności Aquy dziwnie spięta, co nigdy wcześniej jej się nie zdarzało; to odkrycie było dekoncentrujące. – Zdążyłem się zorientować, że zwłaszcza pół-wampiry mogą mieć problem, bo należą po części do nas, a po części do ludzi. To chyba potrafi być uciążliwe.

Aqua odwróciła się i teraz szła tyłem. Pewnie trzymała się na nogach i nic nie wskazywało na to, żeby miała się wywrócić.

– Nie powiedziałabym, że to dotyczy tylko pół-wampirów – zaoponowała. – Wampiry też są ludzkie, czasami aż nadto. – Mrugnęła do niego porozumiewawczo i uśmiechnęła się promiennie. Esme doszła do wniosku, że to przerażające, ale miała ochotę zrobić coś, żeby pozbawić dziewczynę przynajmniej części tej pewności siebie. – No i takie miejsca są nam potrzebne. Och, wiem, że kiedyś nad Akademią wisiał taki napis... – Udała, że musi wysilić pamięć, chociaż pewnie widziała go tyle razy, że nawet w jej ludzkiej pamięci musiał się zachować. – „Wszyscy jesteśmy dziećmi, rzuconymi w objęcia nocy". Wystarczy spojrzeć na to, że nawet Dimitr cieszył się jak nastolatek, kiedy zaproponował reszcie trochę rozrywki na sali gimnastycznej.

– Skąd wiesz, co Dimitr im zaproponował? – wtrąciła nerwowo, zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co robiła.

Carlisle spojrzał na nią zaskoczony, bo zwykle nie zadawała tak bezpośrednich pytań i to tak nieprzyjemnym tonem. Sama też poczuła się głupio, ale i tak spojrzała wyczekująco na Aquę, oczekując odpowiedzi. Przez twarz wampirzycy przebiegł cień, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo wampirzyca prawie natychmiast znów się uśmiechnęła.

– Isabeau dużo mówi, a ja jestem dobrą obserwatorką – wyjaśniła spokojnie, skutecznie sprawiając, że Esme poczuła się jeszcze bardziej głupio. – Czy przesłuchanie już skończone? – zapytała, nie szczędząc sobie złośliwości.

– To nie było przesłuchanie – zaprzeczyła, nie mogąc zrozumieć dlaczego Aqua tak ją denerwuje i wyraźnie nie pała do niej sympatią. Wcześniej przecież mimo wszystko wszystko wydawało się między nimi w porządku. – Po prostu zdziwiło mnie to, że wiesz, skoro cię z nami nie było – wyjaśniła, siląc się na zachowanie spokoju.

Aqua nie odpowiedziała, tylko pospiesznie odwróciła się i znacznie przyśpieszyła. Esme popatrzyła na nią oszołomiona i chociaż nie wydawało jej się, żeby zrobiła coś złego, i tak poczuła wyrzuty sumienia. Spojrzała zdezorientowana na Carlisle'a, ten jednak wyraźnie zmartwiony spoglądał w ślad za Aquą.

– Chyba ją uraziłam – westchnęła zrezygnowana.

Nareszcie spojrzał na nią i otoczył ją ramieniem.

– Najwyraźniej... Wszystko w porządku? – upewnił się. Potaknęła bez przekonania, wdzięczna za to, że przynajmniej w żaden sposób nie komentował jej zachowania. – Poczekaj tutaj chwilę. Spróbuję z nią porozmawiać – zaproponował.

– Ale Carlisle...

Chciała zaprotestować, porażona myślą, że mogliby o czymkolwiek rozmawiać. Nigdy czegoś podobnego nie doświadczyła i czuła się z tym okropnie, ale co mogła poradzić na to, że była... zazdrosna? Zwykle ufała mu całkowicie, nawet kiedy przebywał w towarzystwie innych kobiet, ale Aqua wyzwalała w niej najgorsze instynkty. Nie rozumiała, dlaczego tylko w jej przypadku ma jakiekolwiek wątpliwości, ale to chyba coś świadczyło, prawda?

Z drugiej strony, pomyślała niechętnie, wcześniej nie zadeklarował tego, co do ciebie czuje. Sama przyznaj, że to do tamtego momentu masz wątpliwości... Tym bardziej, że teraz już wiesz, jaki był Charles.

Pokręciła głową, chcąc pozbyć się tej i jej podobnych myśli. Jasne, była w szoku, kiedy odkryła, że Charles już ma inną kobietę i zorientowała się, że musiał zdradzać ją wcześniej, ale to nic nie znaczył. Carlisle był inny i z pewnością nie zrobiłby jej krzywdy, zwłaszcza w taki sposób. To nie jemu nie ufała, ale właśnie Aqua'le, a to była spora różnica.

Westchnęła i spojrzała w stronę, gdzie chwilę wcześniej zniknął Carlisle. Wiedziała, że powinna ochłonąć i poszukać dzieci (maluchy już rozbiegły się po całej Akademii, ganiając się wzajemnie), ale wszystko aż ciągnęło ją do tego, żeby jednak mieć Aquę na oku. Być może naprawdę przesadzała, ale wolała okazać się histeryczką, niż później żałować, że coś się wydarzyło, chociaż miała na to wpływ.

Wciąż skupiona na tej myśli, powoli ruszyła za wampirzycą i swoim przyszłym mężem. Miała złe przeczucia, ale wtedy nawet do głowy by jej nie przyszło, co dopiero miało się wydarzyć...


Aqua

Aqua była zła. Zdecydowanie łatwiej przebywało się z Carlisle'm, kiedy Esme nie kręciła się obok, ale dzisiaj najwyraźniej wzięła sobie za punkt honoru, żeby wytrącić ją z równowagi. A przecież Aqua chciała się po prostu zabawić, nawet jeśli tego nie było w planach. Carlisle był przystojny, zresztą ją uratował, więc to oczywiste, że była mu za to wdzięczna. No i ciężko było, żeby jej się nie podobał... Co prawda preferowała brunetów, ale skoro Dimitr był zajęty i wręcz oślepiony Isabeau, mogła bez wyrzutów sumienia skupić się na kimś innym.

Wiedziała, że Lawrence nie będzie zadowolony, ale tak naprawdę nie miał nic do powiedzenia. To ona kierowała akcją, poza tym bez niej nie miał zielonego pojęcia, co powinno zostać zrobione, dlatego powinien mieć do niej szacunek. To, że przy okazji zamierzała zabawić się, zbliżając do jego syna, było jedynie odrobiną przyjemności dla niej. Przecież wiedziała, że Carlisle jest zakochany w Esme – i to do tego stopnia, że nawet nie zwracał uwagi na starania Aquy. Miał ją za uroczą i zagubioną w nowym życiu, poza tym zawsze dobrze im się rozmawiało, kiedy pojawiała się przy odbudowie szpitala, żeby pomagać. To było po prostu przyjemne, ale przestawało takie być, kiedy tuż obok była Esme. Aqua podejrzewałaby ją o wiele, ale zdecydowanie nie o zazdrość i to, że mogłaby być do tego stopnia podejrzliwa! Oczywiście, po części pewnie sama była sobie winna, bo mogła bardziej uważać na to, co mówi, ale mimo wszystko nie spodziewała się takich komplikacji.

Usłyszała ciche kroki i odwróciła się na moment. Widok Carlisle'a ją zaskoczył, bo nie sądziła, że wampir za nią pójdzie. Uniosła brwi i zaplotła dłonie za plecami, starając się zachować neutralny wyraz twarzy. Och, czasami bycie manipulantką przychodziło jej w tak prosty sposób...

– Też chcesz mnie o coś zapytać? – mruknęła obojętnym tonem, nie mogąc powstrzymać się od sprawdzenia, jakie wampir ma zamiary.

– Oczywiście, że nie – uspokoił ją. – Jeśli chodzi o Esme... No cóż, jest jej bardzo przykro, jeśli cię uraziła – wyjaśnił, zatrzymując się w bezpiecznej odległości od niej. Zabawne, że sadził, że mogłaby mieć jakikolwiek problem z jego obecnością.

– Nie uraziła. Po prostu nienawidzę, kiedy ktoś traktuje mnie w ten sposób – odparła Aqua, odrzucając jasne włosy. Podeszła bliżej, czujnie mu się przypatrując. – Życie wybranki kapłanki jest ciężkie. Tutaj każdy marzy o nieśmiertelności, byleby jakoś się wyrwać, ale kiedy padnie na kogoś innego, ludzie potrafią być potworami. Podobno jestem wrogiem publicznym numer jeden... Nie przepadają za mną tam, gdzie kiedyś żyłam – powiedziała cicho, po czym zaśmiała się z odrobiną goryczy. – To nie jest przyjemne, kiedy i wampiry zaczynają traktować mnie w ten sposób.

– Aquo... – Carlisle spojrzał na nią ze współczuciem. Gdyby sama miała go w sobie chociaż odrobinę, może nawet zaczęłaby odczuwać wyrzuty sumienia z powodu tego, co zamierzała wkrótce zrobić. No dobrze, było jej jednak trochę przykro... – Ja nie traktuję ciebie jak wroga – zapewnił ją.

Jego wyznanie ją zaskoczyło, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie powiedział tego w takim znaczeniu, jakiego mogłaby oczekiwać. Był po prostu wobec niej uprzejmy, poza tym ją lubił – to było wszystko, czego mogłaby oczekiwać. To jedynie potwierdzało, że świat był okrutny, bo wszyscy mężczyźni, których mogłaby uznać za wartościowych, byli zajęci. Irytowało ją to, ale przecież nie miała szans na to, żeby jakkolwiek zaszkodzić związkowi Carlisle'a i Esme, a gdyby straciła wiarygodność, wtedy dopiero pojawiłby się prawdziwy problem. Wystarczyło, że już wampirzyca zaczynała być podejrzliwa, nawet jeśli jej wątpliwości brały się z tego, że czuła się zazdrosna.

Och, kochanieńka, gdybym chciała, wtedy dopiero byłabym w stanie dać ci powody do bycia zazdrosną, pomyślała z odrobiną ironii, nie mogąc się powstrzymać. Esme powinna być jej wdzięczna, że wciąż starała zachowywać się przyzwoicie.

– Dziękuję. – Spojrzała na Carlisle'a i skinęła mu głową. – W zasadzie chyba po raz kolejny, jakby mało było, że jestem wdzięczna za to, że mnie wtedy uratowałeś.

– Aquo... – westchnął speszony, ale ona dopiero się rozkręcała. Czuła, że powinna pewne rzeczy powiedzieć, żeby odzyskać kontrolę nad sytuacją.

– Ale taka jest prawda – zaoponowała stanowczo. – Gdyby nie ty, już byłabym martwa, a na pewno nie stałabym się wampirzycą. Och, a swoją drogą... Pokazać ci coś zabawnego? – zapytała nagle, wysilając się na uśmiech.

Spojrzał na nią pytająco, co uznała za przyzwolenie. Zamknęła oczy i rozłożyła ramiona, modląc się w duchu, żeby tym razem zadziałało; wciąż nie była najlepiej wprawiona, chociaż starała się ćwiczyć i ostatnio takie sztuczki wychodziły jej coraz lepiej. Miała nadzieję, że nie zrobi z siebie idiotki, tym bardziej, że była odrobinę zdenerwowana.

Ale udało się. Poczuła jak nadchodzi, a potem chłodna ciecz przyjemnie musnęła jej odsłoniętą skórę. Aqua otworzyła oczy i wyszczerzyła się, widząc jak na podłodze wokół niej tworzy się kałuża, a drobinki wody tańczą w powietrzu, otaczając jej postać.

– Woda... – Carlisle obserwował ją z zainteresowaniem. Dostrzegła błysk w jego złocistych tęczówkach. – Nie wiedziałem, że masz jakikolwiek dar.

– Bo dopiero niedawno zorientowałam się, że woda współgra ze mną, jeśli tego zapragnę. – Roześmiała się szczerze, jak zwykle kiedy miała do czynienia ze swoim żywiołem. To było tak, jakby obejmował ją najlepszy przyjaciel, chociaż wcześniej nigdy nie wierzyła w przyjaźń. – Aqua, Pani Wody. Cóż za ironia, prawda?

Oboje się roześmiali i to też było przyjemne. No cóż, tego to już zdecydowanie nie planowała, ale nie czuła się z tym źle. Zrobiła to, co do niej należało, a reszta i tak dzisiaj należała do Lawrence'a. Teraz równie dobrze mogła się zabawić, a skoro przywołała już wodę, postanowiła posunąć się o krok dalej i spróbować do czego jest zdolna. Wciąż miała problemy z kontrolowaniem żywiołu, ale tym razem czuła się zdecydowanie lżejsza niż zwykle, więc przyszło jej to z łatwością.

– Wiem, że jednak ze strażniczek w Volterze ma podobne zdolności – odezwał się nagle Carlisle, nie odrywając wzroku od tego, co wyprawiała za sprawą wody. – Próbowałaś zmieniać jej stan? Zamrażać albo...

– W zasadzie to chyba muszę najpierw nauczyć się używać jej tak, żeby nie kończyć jak zmokła kura – stwierdziła pogodnie. Nie potrafiła zliczyć ile to już razy traciła koncentrację, a woda opadała na nią, mocząc ją do suchej nitki.

Pokiwał głową w zamyśleniu. Aqua znów się roześmiała i być może w tamtym momencie popełniła błąd, bo nagle w korytarzu pojawiła się Esme. Nie wydawała się być zachwycona, a coś w sobie w jaki spojrzała na Aquę sprawiło, że ta straciła koncentrację i z jękiem pozwoliła, żeby woda z chlupotem opadła na ziemię, mocząc wszystko dookoła.

– Jak widzę, doskonale się bawicie – stwierdziła cicho wampirzyca i chociaż jej głos brzmiał obojętnie, Aqua bez trudu wyczuła rozczarowanie.

– Esme. – Carlisle natychmiast odwrócił się w jej stronę z łagodnym uśmiechem. – Aqua właśnie pokazywała mi, co jest w stanie zrobić za sprawą swojego daru.

– Tak... Zauważyłam, że Aqua jest bardzo utalentowana w wielu kwestiach – stwierdziła.

Chociaż stwierdzenie to brzmiało niewinnie, Aqua zdenerwowała się. Zacisnęła dłonie w pięści i zanim zdążyła się zastanowić nad tym, co robiła, pośpiesznie doskoczyła do wampirzycy, żeby móc spojrzeć na nią gniewnie.

– A co to niby miało znaczyć? – warknęła.

Esme uniosła brwi, wyraźnie zaskoczona. Aqua doszła do wniosku, że być może w istocie przesadzała, ale nie mogła znieść tego, że wampirzyca kolejny raz się pojawiła. Czuła się przy Carlisle'u dobrze, poza tym przecież nie chciała go jej odebrać... Ona po prostu... Chciała... Och, co było złego w niewinnej pożyczce, skoro po prostu rozmawiali? Chyba nawet ona miała prawo do tego, żeby czasami się rozerwać i nie widziała tutaj żadnych powodów do zazdrości!

– Absolutnie nic. – Esme spojrzała na nią z powątpiewaniem. – Chciałam cię przeprosić, ale najwyraźniej to strata czasu. Nie podoba mi się to, co robisz – wyznała z westchnieniem.

– Co ja robię? – powtórzyła niczym automat. Gdyby jej serce wciąż pracowało, w tym momencie rozpaczliwie trzepotałoby się w piersi, jakby chciało się z niej wyrwać. Bo czy możliwe było, żeby wampirzyca jednak czegoś się domyślała...? – Posłuchaj, nie mam pojęcia o co ci chodzi, ale to chyba nie mój problem. – Nachyliła się jeszcze bliżej, po czym zniżyła głos do szeptu i to tak cichego, że sama lewo co zrozumiała, ale przynajmniej miała pewność, że jej słowa nie dotrą do Carlisle'a: – Byłoby dla ciebie lepiej, gdybyś trzymała się ode mnie z daleka.

Wampirzyca spojrzała na nią z niedowierzaniem i chciała coś powiedzieć, ale wtedy ciszę przerwał rozdzierający kobiecy wrzask. Aqua zaklęła w duchu i pełna złych przeczuć odwróciła się, akurat w momencie, kiedy na korytarz wpadła roztrzęsiona Robyn. Dyszała ciężko i wyglądała tak, jakby zaraz miała zemdleć, chociaż w przypadku wampirzycy wydawało się to fizycznie niemożliwe.

– Kapłanko! – jęknęła roztrzęsionym głosem, zmierzając w ich stronę i potykając się o własne nogi. – O bogini, Aqua, jak dobrze, że cię znalazłam. Gdzie jest Dimitr? Dobra bogini, przecież to jest po prostu istne szaleństwo...

Aqua pośpiesznie odepchnęła Esme i dopadła do Robyn, żeby móc chwycić ją za ramiona i doprowadzić do pionu. Miała wrażenie, że wampirzyca dosłownie przelewa jej się w rękach.

– Robyn, co się stało? – zapytała ostro.

Dziewczyna pokręciła głową.

– Morderstwo. Morderstwo na placu... Och do diabła, tam był tyle krwi. Tyle krwi...

Mamrotała coś jeszcze, ale to już nie miało znaczenia Aqua zamknęła na moment oczy, po czym w pośpiechu ruszyła w stronę wyjścia z Akademii Nocy, zostawiając Robyn samą sobie. Wiedziała, że Carlisle i Esme są tuż za nią, ale nie mogła na nich zaczekać.

Wiedziała jedno – gra właśnie się rozpoczęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro