Sto trzydzieści jeden

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Claire

Nie była w stanie usiedzieć w miejscu. Zaczęła niespokojnie krążyć, raz po raz zataczając kolejne koła wokół czarnego Lexusa. Czuła, że Oliver wciąż ją obserwował, bezradny i zmartwiony. Co prawda po wyjściu zachowywał się, jakby próbował ją pocieszyć, ale bardzo szybko się poddał, orientując się, że Claire nie zareagowałaby na jego starania, nawet jeśli zacząłby mówić do niej wierszem.

Przystanęła, przez chwilę nasłuchując. Niespokojnie spojrzała w kierunku budynku, wypatrując zwłaszcza oznak życia na najwyższym piętrze, ale dookoła panowała martwa cisza. W tamtej chwili dziewczyna nie potrafiła stwierdzić, czy to dobrze.

Słodka bogini, co narobiła? Mogła sobie wyobrazić przynajmniej kilka różnych scenariuszy, w których rozmowa mamy i Claudii przybiera niewłaściwy kierunek. To nie tak, że wątpiła w którąkolwiek z nich, ale...

Och, kogo oszukiwała? Jak jeszcze wyobrażenie sobie Laylę, która daje szansę wytłumaczenia się komuś, kto ją skrzywdził, wchodziło w grę, tak Claudia, która ustępuje i odpowiada na pytania... Cóż, tu już pojawiał się problem. I to nawet mimo tego, że ciotka sama zaprosiła je do mieszkania.

Podjęła niespokojny marsz. Przez chwilę była gotowa przysiąc, że widziała, jak Oliver wywraca oczami.

– Wybacz – westchnęła, w końcu zwracając na niego wzrok. Zmusiła się do tego, by w końcu się zatrzymać. – Ale martwię się. Nie powinnam zostawiać ich samych. O ile w ogóle moja mama... – zaczęła i urwała, kiedy chłopak tak po prostu chwycił ją za ręce.

Odetchnęła. Spróbowała się uśmiechać, ale czuła, że przyszło jej to marnie. Choć rozumiała, co próbował przekazać Oliver, uwierzenie w jego zapewnienia okazało się co najmniej trudne.

– Okej, pewnie masz rację – stwierdziła bez przekonania. – Histeryzuję.

Ale wolała już zostać histeryczką niż odkryć, że jednak popełniła błąd.

W pamięci wciąż miała zdeterminowaną, skłaniającą się na nogach Claudię. W tamtej chwili sama nie była pewna, co martwiło ją bardziej – fakt, że wampirzyca wciąż mogłaby oczekiwać od siebie więcej niż powinna, czy może perspektywa tego, co mogłaby zrobić z pomocą magii. Dwie posługujące się płomieniami temperamentne kobiety w jednym mieszkaniu, wydawały się być grubą przesadą.

W pośpiechu oswobodziła ręce z uścisku Olivera. Potarła skronie, po czym z cichym jękiem ukryła twarz w dłoniach.

– Nie powiedziałam mamie wszystkiego – wyznała, spoglądając na swojego towarzysza przez rozstawione palce. – Nie wiem, czy to dobry pomysł. No i Claudia... Jak ona się trzyma? Nie powie mi, ale wyglądała marnie, kiedy ją ostatnio zostawiałam.

O dziwo, Oliver wyraźnie się speszył. Nie odpowiedział od razu, przez chwilę po prostu widząc wzrokiem dookoła i wydając się szukać punktu, na którym mógłby skupić wzrok. Choć równie dobrze wszystko mogło sprowadzać się do przewrażliwienia, coś w jego zachowaniu dało Claire do myślenia. Jeśli wcześniej miała wątpliwości, czy coś zaszło między tą dwójką podczas jej nieobecności, zachowanie pół-wampira pozbawiło ją złudzeń.

Okej, to wcale nie tak, że też masz swoje tajemnice...

Zacisnęła usta. Gdyby to było takie proste...

Milczała, niespokojnie obserwując Olivera, kiedy ten w końcu wyjął notes. Przez chwilę po prostu stał, obracając długopis w dłoni i wpatrując się w czystą stronę.

– Hej... – rzuciła niepewnie, próbując zabrzmieć choć odrobinę kojąco. – Jeśli coś się stało, możesz mi powiedzieć. Ja przecież...

Nie dokończyła. Nie zostało jej nic innego, jak przyjąć wyrwany z zeszytu skrawek, kiedy w pośpiechu wcisnął jej go w ręce.


Wszystko ok. Claudia była zmęczona i niewiele mniej miła niż zwykle.


Nie uwierzyła mu – i to nie tylko dlatego, że zdecydowanie zbyt długo myślał nad wiadomością. Okazała się o wiele staranniejsza niż wcześniejsze, przynajmniej kilkukrotnie poprawiona długopisem. To, że właśnie próbował ją okłamać, było dla niej równie oczywiste, co wciąż odczuwane wątpliwości.

Mimo wszystko skinęła głową, próbując ukryć sceptycyzm. Może to, jak zachowywał się w mieszkaniu, jednak nie miało związku z Claudia, ale zaskoczeniem wywołanym pojawieniem się Layli, ale...

Przestała o tym myśleć, w końcu doczekując się ruchu od strony budynku. Natychmiast wyprostowała się niczym struna, zwracając ku dwóm postaciom, które znalazły się w zasięgu jej wzroku. Poczuła ulgę, ledwo tylko nabrała pewności, że obie wampirzycę wyglądały równie normalnie, co i wtedy, kiedy je zostawiała.

Dzięki bogini...

– Nareszcie – wyrwało jej się na głos.

Claudia wywróciła oczami.

– Jaka niecierpliwa. Mówiłam, żebyście dali nam kwadrans – przypomniała, krzyżując ramiona na piersi.

– To i tak za mało – oceniła Layla, zaplatając dłonie za plecami. Po jej tonie trudno było stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślała. – Zwłaszcza w tej sytuacji.

– Powiedziałam ci wszystko, co powinnaś wiedzieć. Zrób z tym, cokolwiek uważasz.

Wampirzyca nawet się nie skrzywiła. Wyglądała na spokojniejszą niż w mieszkaniu, kiedy jeszcze przywykała do tego, co działo się wokół niej. Wydawała się patrzeć na Claudię we wręcz życzliwy, właściwy dla siebie sposób.

Claire odetchnęła. Liczyła na to, ale...

– Nie wiem, co zrobię, ale coś wymyślę. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy...

Nie dokończyła, ale tak naprawdę nie musiała. To, w jaki sposób Claudia w pośpiechu uciekła wzrokiem gdzieś w bok, zdawało się mówić samo za siebie.

– Idźcie już, co?

Ale i ona brzmiała, jakby poczuła ulgę.

Jeszcze kiedy mówiła, w pośpiechu odwróciła się tak, by ukryć twarz. Nie dodając choćby słowa więcej, szybkim krokiem ruszyła z powrotem ku wyjściu do kamienicy.

– Poczekaj – wyrwało się Claire. Bez wahania ruszyła w ślad za ciotką, sama niepewna, co powinna jej powiedzieć. Wciąż mogła przeprosić, ale... – Ty nie... Nie zamierzasz nic głupiego, prawda? – zaryzykowała.

– Nic głupiego? – Claudia parsknęła. – Nie wiem, co sugerujesz, ale mogę cię zapewnić, że nigdzie się nie wybieram. Po prostu potrzebuję chwili spokoju – wyjaśniła. Kiedy odezwała się ponownie, jej głos wyraźnie złagodniał. – Możesz wpaść, jeśli będziesz miała ochotę. Byle nie dzisiaj i... Och, uprzedź mnie, jeśli twoja cudowna intuicja podpowie ci, że pora przyprowadzić więcej gości, zwłaszcza ojca, co?

– Przepraszam – zreflektowała się. – Swoją drogą, to źle brzmi. Ostatnio denerwowałaś się, kiedy zwątpiłam, czy intuicja...

– Bo wtedy nie wykorzystywałaś jej jak wygodnej wymówki – ucięła Claudia. Mimo wszystko wciąż nie brzmiała na rozeźloną. – Pogadamy o tym jeszcze. Chyba że poza niespodzianką – dodała z przekąsem – masz dla mnie jeszcze jakiś pilny temat.

Claire zawahała się. Zerknęła na Laylę, próbując ocenić, co ta sądziła o całej sytuacji. Wampirzyca milczała, uważnie obserwując szwagierkę i wydając się nad czymś intensywnie myśleć.

– Wiesz... – rzuciła z niewinnym uśmiechem mama, jak gdyby nigdy nic decydując się wtrącić. – To miejsce nie wygląda na najwygodniejsze do zamieszkania. Nie na dłużej.

– Nie miałam czasu na nic innego. Nie planowałam zostawać na dłużej – mruknęła Claudia. – Mieszkanie to i tak mocne słowo. Ja sobie radzę. To Oliver uparł się, by zachowywać jak pan domu – dodała, wzruszając ramionami.

– No tak, ale...

– Bez obrazy, ale słuchałaś mnie tam na górze? Szukanie sobie lokum zdecydowanie nie było moim priorytetem – obruszyła się wampirzyca. Mimo wszystko zdecydowała się jednak zwrócić ku Layli. Cicho westchnęła, jakby w roztargnieniu przeczesując jasne włosy palcami. – Jeśli to jakimś cudem się skończy, pomyślę o czymś więcej. Na tę chwilę zbyt wiele osób ma mnie na celowniku, bym mogła... Cóż, ale ty o tym wiesz, prawda? Claire nie bez powodu przyprowadziła tu akurat ciebie.

Layla nawet się nie skrzywiła. Nie zmieniając zatroskanego wyrazu twarzy, przesunęła się bliżej.

– Coś wymyślę – obiecała, choć to brzmiało jak najmniej wiarygodna obietnica na świecie. Mimo wszystko Claire wiedziała, że kiedy mama zaczynała mówić w ten sposób, zwykle okazywała się na tyle uparta, by postawić na swoim. – Moja siostra wciąż jest w Mieście Nocy. Z Gabrielem sobie poradzę, jeśli będzie taka potrzeba. No a Rufus... – Zawahała się. – Coś wymyślę – powtórzyła.

Tata będzie problemem... Żeby tylko, pomyślała bez przekonania Claire. Co do tego akurat nie potrzebowała ani cudownej intuicji, ani żadnych innych nadzwyczajnych zdolności. Nie chodziło nawet o to, że Rufus zwykle był bezpośredni względem tych, których nie darzył sympatią. Prawdziwym problemem pozostawała sama Claudia – to oraz fakt, że samym swoim istnieniem naruszała rzeczywistość, w której wampir nie musiał przejmować się rodziną.

Claire mogła to sobie wyobrazić. Sama czuła się podobnie, kiedy pojęcie magii na wszystkie możliwe sposoby zaburzyło to, w co przywykła wierzyć. Co prawda nie wytrąciło jej z równowagi na tyle, by zaczęła uciekać się do morderczych odruchów, ale...

– Tak, oczywiście – doszedł ją obojętny głos Claudii. Nie uwierzyła w gorączkowe zapewnienia Layli. Ani trochę. – Coś jeszcze, czy w końcu mogę wracać do siebie?

Jej ton okazał się aż nazbyt znajomy. Sposób, w jaki próbowała je spławić, tym bardziej. I choć Claire nie obserwowała tego zachowania po raz pierwszy, wcale nie chciała tak po prostu ustąpić. Jakaś jej cząstka pragnęła zostać, upewnić się, że wampirzyca faktycznie nie zrobi czegoś, czego nie powinna. Co prawda niewinne wzniecanie i gaszenie płomienia świecy nie wyglądało aż tak niebezpiecznie jak kula ognia, która powitała ją ostatnim razem, ale dziewczyna i tak miała wątpliwości.

Zastygła w miejscu, gorączkowo szukając czegoś, co mogłoby choć trochę przedłużyć rozmowę. Wątpiła, by zadanie pierwszego z brzegu pytania pokroju czarownic z Salem wystarczyło, zresztą jeszcze nie chciała poruszać tych tematów przy mamie. Z drugiej strony...

A potem uświadomiła sobie, że było coś, o co jak najbardziej mogła spróbować zapytać.

– Mogę przyjść z tym jutro – zapewniła pospiesznie – ale jest coś takiego. I wydaje mi się ważne.

Spodziewała się wybuchu frustracji, ale Claudia jedynie naglącą skinęła głową.

– Strzelasz.

– Słyszałaś o tym, co stało się w hotelu Hilton?

Nie tylko ciotka spojrzała na nią z zaciekawieniem. Layla drgnęła, wyraźnie zaskoczona kierunkiem, który przybrała rozmowa.

– Fakt, mieliśmy kłopoty. Z łowcami i demonami, ale to chyba coś więcej – przyznała, ostrożnie dobierając słowa. – Ale... to nie brzmi jak coś, w co mógłby być zamieszany Charon. Mira i Aldero wyczuliby wilkołaka.

– Rozwiń temat, proszę – ponagliła Claudia, nagle zaintrygowana.

Nie odezwała się nawet słowem, kiedy wyjaśniły jej wszystko. Claire pozwoliła mamie mówić, nie chcąc ryzykować, że przypadkiem coś przekręci. Sama również skupiła się na wyjaśnieniach, raz jeszcze próbując je poukładać w jakiś sensowny sposób. Może się pomyliła, niepotrzebnie doszukując czegoś więcej w tym, co stało się podczas zlotu, ale... zabijający się wzajemnie ludzie nie brzmieli ani trochę jak coś naturalnego.

Skoro tata nie miał teorii, a demony rozkładały ręce, chcąc nie chcąc zaczęła szukać wyjaśnienia od innej strony. Ktoś, kto wydawał się ekspertem od niewyjaśnionych zjawisk, mógł okazać się niezastąpiony w wyjaśnieniu sprawy.

– Czekaj, czekaj... Ludzie nie byli w stanie wyjść z tej sali? – mruknęła Claudia, ledwo tylko Layla skończyła mówić. Wyraźnie się spięła, nagle pobudzona.

– Chyba. Tak twierdził Aldero – wyjaśniła mama. – Wszyscy ruszyli do wyjścia, ale nikt nie wyszedł. Al mówił, że krzyki ucichły, kiedy wyszedł na korytarz. Nie wiem, jak to opisać, ale...

– Rozumiem.

Layla spojrzała na nią z niedowierzaniem.

– Tak? Co to znaczy?

Claudia puściła jej słowa mimo uszu. Tkwiła w miejscu, raz po raz nawijając kosmyk włosów na palec.

– Powiem wam, jeśli dowiem się więcej – powiedziała w końcu. – Hotel Hilton, tak? Nie jestem na bieżąco z ludzkimi mediami, ale... – Potrząsnęła głową. Wyprostowała się, raptownie poważniejąc. – Będę do dyspozycji jutro wieczorem.

A potem po prostu odwróciła się i odeszła, zanim którakolwiek z kobiet zdążyłaby zaprotestować. Choć zmartwiona, wydała się dużo bardziej energiczna niż wcześniej. Claire miała wręcz wrażenie, że ciotka w końcu dostała coś, czego potrzebowała – impuls do działania, który pozwoliłby jej na coś więcej, prócz krycia się w mieszkaniu i powtarzania marnych sztuczek.

Mimo wszystko nie podobało jej się to. Słodka bogini, czego powinna spodziewać się po tej kobiecie? Zostawienie Claudii samej nagle wydało się co najmniej niewłaściwe.

Jakby w odpowiedzi na te myśli, Oliver na krótką chwilę ułożył dłoń na jej ramieniu. Zaraz po tym – uśmiechając się niepewnie, wręcz kojąco – ruszył w ślad za swoją podopieczną. Oboje zniknęli na klatce schodowej, zostawiając dwie zdezorientowane nieśmiertelne przy samochodzie.

– Więc... – Layla z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Ona wie co robi?

– Tak jak i tata, kiedy wpada na pomysł, który rozumie tylko on – wymamrotała grobowym tonem.

– Cholera.

Nie miała innego wyboru, jak tylko się z mamą zgodzić.


Droga powrotna w większości minęła im w ciszy. Claire zauważyła, że jechały dłuższą drogą, jakby bez celu krążąc po zakorkowanym mieście. Nie skomentowała tego nawet słowem, w napięciu czekając na rozwój wypadków. Podejrzewała, że po takim spotkaniu, sama potrzebowałaby czasu na to, by odreagować i zebrać myśli.

Jakkolwiek by nie było, cisza na dłuższą metę okazała się męcząca. Chciała wierzyć, że życzliwe zachowanie Layli mówiło samo za siebie, ale i tak wolała się upewnić. Mama nie wyglądała na złą, zaproponowała pomoc, a jednak...

– Co myślisz? – nie wytrzymała, w końcu wyrzucając z siebie pytanie, które dręczyło ją najbardziej.

Mama nie oderwała wzroku od drogi. Palce mocniej zacisnęła na kierownicy – tylko na ułamek sekundy, ale Claire i tak zdołała to zaobserwować.

– Dobre pytanie – przyznała w końcu wampirzyca. – Nie wiem. To wszystko... Nie wierzę, że nie powiedziałaś mi czegoś takiego.

– Nie było kiedy – wypaliła, choć takie wyjaśnienie brzmiało jak marna wymówka.

Layla parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem.

– Jakbym słyszała Rufusa – westchnęła, ale nie zabrzmiała na rozeźloną. – Zresztą nieważne. Może i lepiej. Gdybym dorwała ją po wszystkim, co się stało, pewnie byłabym niewiele lepsza od niego.

Coś w tych słowach sprawiło, że Claire mimowolnie się spięła. Och, potrafiła to sobie wyobrazić. Mama mogła być na co dzień urocza i pełna zrozumienia, ale sprawy miały się zupełnie inaczej, kiedy traciła cierpliwość. Zresztą to, że rodzeństwo Licavoli bez wahania pozabijałoby dla siebie nawzajem, było dla niej oczywiste od wczesnego dzieciństwa.

– Hm... A teraz?

Spojrzenie wampirzycy momentalnie złagodniało. Nagle wydała się zmęczona, choć w przypadku wampira takim stan nie był normą, o ile akurat nie zbliżał się świt.

– Porozmawiałyśmy. To chyba dużo – stwierdziła z wahaniem. – Ona... O bogini, nie wiem – jęknęła, potrząsając głową. – Jest inna niż wtedy, gdy ją widziałam. A może to przez to, co mi powiedziałaś. Naprawdę mogę zrozumieć, że się boi.

Claire odetchnęła. Podejrzewała, że gdyby te dwie spędziły ze sobą więcej czasu, Layla wyzbyłaby się jakichkolwiek wątpliwości. Gdyby tylko zobaczyła jak Claudia spina się, kiedy ktoś zajdzie ją od tyłu, jak zdarza jej się z obawą patrzeć na zamknięte drzwi...

– Jest inna już od jakiegoś czasu – powiedziała cicho, wzbijając wzrok w swoje dłonie. – Jakiś czas temu pierwszy raz widziałam, żeby się uśmiechała. Przyszłam do niej przed otwarciem klubu i... Hm, cieszyła się jak dziecko, mogąc układać kwiaty. I z tego, że tak po prostu poszła na zakupy. – Mimowolnie się uśmiechnęła. – Kupiła mi sukienkę.

I te nieszczęsne obcasy, dodała w myślach.

– Więc jednak nie Issie – stwierdziła w zamyśleniu Layla. – Tak czułam, że na odległość by cię nie namówiła.

– Claudia się stara. Nawet jeśli czasem się tego wypiera.

Wiedziała, że to nie tłumaczyło wszystkiego. Aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z dziesiątek niewypowiedzianych pytań, które zawisły gdzieś między nimi. Claire z łatwością mogła je sobie wyobrazić, nawet jeśli nie wiedziała, o czym mama zdążyła się dowiedzieć podczas rozmowy z Claudią.

Isabeau, Dimitr, Seth... Zarzutów było aż nadto, a jednak...

– Próbuję ją zrozumieć – wyznała, przez moment czując się tak, jakby chciała przekonać samą siebie. – Mimo wszystko. Może to głupie, ale...

– Jeśli coś w tym wszystkim jest głupie – przerwała stanowczo Layla – to to, że rozmawiamy dopiero teraz. I nie, nie mam do ciebie pretensji. O Lille też powiedziałam ci za późno i... – Zawahała się. – Rozmawiałam z nią o Charonie. Czegokolwiek bym jej nie zarzuciła, jeśli faktycznie wie, z czym mamy do czynienia, chcę spróbować jej zaufać. Na dobry początek, zwłaszcza że w tym chodzi o ciebie.

Sztywno skinęła głową. Jeśli to miała być jedyna nic porozumienia, która powstrzymywała te dwie od gwałtowniejszych reakcji na siebie, Claire nie zamierzała protestować. Na dobry początek dobre było chociaż tyle.

Z drugiej strony...

– Zmartwiłaś się, kiedy proponowałaś jej pomoc – wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język.

Przez twarz Layli przemknął cień. Drgnęła, przez moment sprawiając wrażenie przesadnie wręcz zainteresowanej tym, co działo się na drodze przed nią.

– Przypomina mi go – wyznała po dłużej chwili. – Tylko trochę. Ja też... przymykałam oczy na sporo z tego, co robił Rufus. – Uśmiechnęła się w nieco wymuszony sposób. – Dalej to robię.

– Nie mów tego przy niej. Wygląda, jakby chciała coś rozwalić, kiedy tylko o nim wspomnę.

– Masz to jak w banku – zapewniła Layla. – Jak i to, że jutro idę do niej z tobą. Nie wiem, co planuje, ale jeśli faktycznie może powiedzieć nam coś o tym hotelu...

Claire zesztywniała. Właściwie sama nie była pewna, co zaskoczyło ją bardziej – oświadczenie mamy czy fakt, że Claudia faktycznie zdawała się mieć jakiś plan. Sęk w tym, że jak to pierwsze brzmiało obiecujące, tak drugie... mogło prowadzić do czegokolwiek.

Nie była pewna, czy Oliver wystarczył, by powstrzymać tę kobietę od zrobienia czegoś lekkomyślnego.

– A co z tatą? – zapytała z powątpiewaniem.

– Powiem mu, że wybieram się z tobą do centrum handlowego. Obie wiemy, że jak długo nie wciągam go w jakieś romantyczne wyjście, nie będzie drążył – rzuciła niemal pogodnym tonem mama.

Och, nie wątpiła w to. Mimo wszystko poczuła się dziwnie z tym, z jaką łatwością mama zdecydowała się współpracować. Jasne, obie znały Rufusa, ale...

– A później?

Tym razem Layla już nie wyglądała na tak pewną siebie.

– Jak coś wymyślę, dam ci znać – zasugerowała po chwili zastanowienia. – Zwłaszcza że... Claire, powiedz mi jeszcze jedną rzecz.

Coś w tych słowach sprawiło, że mimowolnie się spięła. Brzmiały niewinnie, przynajmniej na pierwszy rzut oka, a jednak coś w spojrzeniu, którym obdarowała ją mama, wzbudziło w niej wątpliwości.

Zdobyła się jedynie na zachęcające skinienie głową. Nie ufała swojemu głosowi na tyle, by próbować się odezwać.

– Claudia... Wiem o tym, że potrafi zmieniać wygląd. Wiedziałam wcześniej, a rejestry to potwierdziły – zaczęła, a serce dziewczyny jak na zawołanie zabiło mocniej. Przełknęła z trudem. Dobrze wiedziała, dokąd to wszystko zmierza. – Ale ani słowem nie wspomniały o innych zdolnościach. Dlaczego ona...?

– To... skomplikowane.

Przez moment sama miała ochotę histerycznie roześmiać się na te słowa. Och, jeśli intuicja zaczynała brzmieć jak zła wymówka, co powinna powiedzieć o tym?

– Świetnie. Dokładnie tego potrzebowała – westchnęła Layla. – Dobrze, więc inaczej... Dlaczego mam wrażenie, że Claudia potrafiłaby się obronić, gdyby... któreś z nas zareagowało zbyt żywiołowo?

– W zasadzie... Jutro pewnie sama ci powie – zasugerowała, w duchu modląc się, by to była prawda. Zdecydowanie potrzebowała mentalnego wsparcia, by przejść do tematu magii. Możliwe, że rozwiązanie sprawy hotelu Hilton, mogło okazać się dobrym początkiem. – Ale... tak. Wydaje mi się, że gdyby tata się o niej dowiedział, to nie Claudii trzeba byłoby przed nim bronić.

Tak naprawdę nie chciała się nad tym zastanawiać. Wiedziała za to, że zdecydowanie nie chciałaby być mediatorem między zdenerwowanym ojcem, a jego wciąż niestabilną, powoli odzyskującą zdolności siostrą. Claire obawiała się, że gdyby sprawy przybrały wyjątkowo zły obrót, efekt byłby opłakany.

Nie żeby w ogóle wiedziała, jak w takim razie rozegrać to właściwie. Obserwując twarz mamy pojęła, że ta miała niewiele więcej pomysłów.

– Wracajmy do domu. Chyba potrzebuje potrzebuję wina Gabriela... A najlepiej całej butelki.

To jedno Claire rozumiała aż za dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro