Dwieście dziewięćdziesiąt pięć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Claire

Okolica miała w sobie coś, co wzbudzało niepokój, chociaż sama nie była pewna dlaczego. Widok lasu nie był dla Claire niczym nowym, a jednak coś w ubitej, nieasfaltowanej drodze, która wydawała się prowadzić donikąd, skutecznie przyprawiło dziewczynę o dreszcze. Miała złe przeczucia, a te przybierały na sile z każdą kolejną sekundą, w miarę jak przybliżali się do miejsca, gdzie – przynajmniej według planów, które sprawdzali – powinien mieścić się ośrodek, który w SMS-ie wskazała im Shannon. Wciąż podświadomie wyczekiwała impulsu, którego doznawała za każdym razem, kiedy w grę wchodziło napisanie kolejnego wiersza, jednak nadal odpowiadała jej wyłącznie pustka – ciągłe napięcie, które jednak nie owocowało niczym ponad narastające nerwy.

Tata nas pozabija, przeszło Claire przez myśl, ale z jakiegoś powodu nie potrafiła się tym należycie przejąć. Koncentrowała się przede wszystkim na Jocelyne, co w znacznym stopniu pomagało. Co więcej, próbowała myśleć logicznie, raz po raz powtarzając sobie, że nie ma powodów do obaw; za ewentualnych przeciwników mieli ludzi, o ile oczywiście Shannon nie pomieszała czegoś, wysyłając prośbę o pomoc. To, że zamierzali tylko ocenić sytuację, również brzmiało obiecująco, tym bardziej, że w każdej chwili mogli wezwać pomoc. Nie sądziła, żeby to było konieczne, ale wolała dmuchać na zimne, dlatego przez cały czas miała telefon w pogotowiu; co prawda wyciszony, na wypadek gdyby ktośpróbował do niej wydzwaniać, ale jednak.

Poprosiła Aldero, żeby zaparkował samochód blisko kilometr od miejsca, w którym powinni się znaleźć. Początkowo spojrzał na nią jak na idiotkę, póki nie wytłumaczyła mu, że raczej niewiele osiągnął, jeśli podjada pod główną bramę zamkniętego ośrodka. Chcąc nie chcąc musiał przyznać jej rację, mrucząc coś na temat tego, że dobrym pomysłem było zabranie ze sobą geniusza, co sama Claire skwitowała wymownym wywróceniem oczami. Czuła się dziwnie z tym, że to ona miałaby podejmować decyzje, na dodatek takie, które w jakimkolwiek stopniu przypadały innym do gustu, ale z drugiej strony... Och, to uczcie było całkiem przyjemne, tak jak i to, że żaden z nich nie próbował prowadzić jej za rękę.

Pierwszy, co zwróciło ich uwagę, kiedy – skryci pomiędzy drzewami – biegiem dotarli do ośrodka, było wysokie, odgradzające teren Projektu Beta ogrodzenie. Zmarszczyła brwi, czując się co najmniej nieswojo na widok takich środków ostrożności, chociaż – przynajmniej teoretycznie – wydawały się one czymś najzupełniej zrozumiałym, jeśli wziąć pod uwagę „oficjalną" wersję. Teraz, po wiadomości Shannon, sprawy wydawały się bardziej skomplikowane, chociaż Claire wciąż nie miała pewności, czego tak naprawdę powinni się spodziewać. Brak informacji nie pomagał, zwłaszcza komuś, kto nauczył się planować wszystko w oparciu o pewne wiadomości, nie chcąc narażać się na jakiekolwiek niespodzianki. Zawsze wolała analizować, co może i czasami bywało uciążliwe, ale była gotowa przysiąc, że w tej jednej kwestii mogło okazać się zbawienne.

– No... To co robimy? – zapytał Cameron, a ona mimowolnie zadrżała. Jego głos zabrzmiał w panującej ciszy co najmniej dziwnie i to nawet pomimo tego, że chłopak szeptał.

– Wchodzimy do środka – stwierdził niemalże pogodnym tonem Al, jakby to stanowiło najoczywistszą rzecz na świecie.

Claire mimowolnie pomyślała o tym, że to wcale nie musiało być aż takie łatwe. Wątpliwości nie opuszczały jej nawet na chwilę, chociaż czuła się odrobinę spokojniej dzięki temu, że nie była sama. Z jakiegoś powodu obecność kuzynów, ale też nieopuszczającego jej nawet na krok Setha, sprawiała, że dziewczyna czuła się o wiele spokojniejsza, chociaż nawet to w pełni nie pozwalało Claire uwierzyć w to, że sytuacja była opanowana.

Z wolna podeszła bliżej, uważnie przypatrując się przeszkodzie. Wiedziała, że bez najmniejszego nawet problemu mogliby przejść na drugą stronę – dla istot nieśmiertelnych takie utrudnienia nie stanowiły problemu – ale coś wciąż wzbudzało w niej wątpliwości. Dopiero kiedy znalazła się jakieś pół metra od ogrodzenia, uprzytomniła sobie, skąd brały się złe przeczucia, zwłaszcza kiedy wyczuła niewłaściwą, przyprawiającą o dreszcze aurę; kiedy na dodatek poczuła, że włoski na ramionach i karku unoszą się, a instynkt aż krzyczy, żeby trzymała się na dystans, wszystko stało się dla niej jasne.

– Zaczekaj! – syknęła, w ostatniej chwili wracając się Aldero, który spróbował ją wyminąć, najwyraźniej aż rwąc się do tego, żeby przedostać się na drugą stronę.

– Co znowu? – zapytał, ale przynajmniej przystanął, zwracając się ku niej. Lekko zmrużył oczy, przynajmniej początkowo, póki również nie wyczuł tego, co zwróciło jej uwagę. – O...

Pokręciła z niedowierzaniem głową, sama niepewna, co takiego drażniło ją bardziej – jakiekolwiek komplikacje czy może to, że musiała działać z tak impulsywnymi osobami. Już dawno zdążyła oswoić się z myślą, że jej kuzyni lubią najpierw robić, a dopiero później myśleć, ale w wielu przypadkach takie rozwiązanie mogło okazać się zgubne.

– Jest pod napięciem – oznajmiła z przekonaniem, decydując się postawić sprawę jasno. Odsunęła się o krok, czując się coraz bardziej nieswojo. – I to wysokim, jak sądzę. Tak czy inaczej, lepiej tego nie dotykać.

– Fakt – mruknął z wahaniem Aldero. – Nie jesteśmy odporni na prąd? – dodał z powątpiewaniem.

Wywróciła oczami.

– Ciebie pewnie nie zabije – przyznała, po czym lekko przekrzywiła głowę, by przyjrzeć mu się pod innym kątem. – Mało co jest w stanie pozbawić wampira życia, ale z obrażeniami to inna bajka.

– Ona ma chyba na myśli, że to mogłoby być wstrząsającym przeżyciem, Al – podsunął bratu Cammy.

Seth zaśmiał się nieco nerwowo, wyraźnie oszołomiony. Kiedy obejrzała się w jego stronę, przekonała się, że z uwagą przypatrywał się ogrodzeniu i majaczącego za nim budynkowi – ośrodkowi, a przynajmniej takie wrażenie w naturalny sposób odniosła.

– To jakieś więzienie czy jak? – zapytał z powątpiewaniem i chociaż to miał być żart, Claire mimowolnie pomyślała o tym, że takie stwierdzenie wydaje się niepokojąco bliskie rzeczywistości.

– Nie wiem, ale Shannon z jakiegoś powodu próbowała się kontaktować – zauważyła przytomnie. – Poza tym jest tutaj Joce, więc tym bardziej wypadałoby tylko się upewnić, chociaż...

– Co takiego? – zapytał natychmiast Aldero. – Masz jednak dla nas jakąś rymowankę czy...?

Pokręciła głową.

– Jak coś się zmieni, dam znać. Jak na razie skupmy się na tym, żeby przejść na drugą stronę.

Jeszcze kiedy mówiła, instynktownie ruszyła ku drzewom, woląc pozostać w ukryciu. Wyczuła, że reszta natychmiast podążyła za nią, być może podejrzewając, że wpadła na jakiś pomysł, chociaż to nie było nawet bliskie prawdy. Wiedziała jedynie, że nie byłoby źle, gdyby przyjrzeli się ogrodzeniu z każdej strony, a dopiero później spróbowali znaleźć słaby punkt – o ile ten istniał.

– Co robimy? – usłyszała tuż za plecami głos Setha. – Claire...

– Nie wiem – przyznała zgodnie z prawdą. – Myślę. Nie chcę zgrywać dyletantki, jeśli chodzi o jakiekolwiek zabezpieczenia, ale oczywistym wydaje mi się, że musi istnieć jakiś zasilacz... Źródło prądu, które wypadałoby znaleźć i wyłączyć – wyjaśniła, ostrożnie dobierając słowa.

– Ta, na pewno jest – zgodził się Aldero. – Gdzieś tam pewnie – dodał, machnięciem ręki wskazując na ośrodek.

Tym razem to ona musiała się nim zgodzić, tym bardziej, że takie rozwiązanie wydawało się aż nazbyt oczywiste. To było błędne koło – żeby wyłączyć prąd, musieli dostać się do środka, ale żeby móc tego dokonać, najpierw zmuszeni byli znaleźć sposób na to, żeby ominąć ogrodzenie. Nie była z tego powodu zachwycona, ale z drugiej strony...

– A telepatia? – zaryzykowała. – Gdybyście spróbowali w ten sposób chociaż na moment zakłócić przepływ prądu...

– Nie – przerwał jej łagodnie Cammy.

Wszyscy w ułamku sekundy spojrzeli w jego stronę, nie kryjąc zaskoczenia słowami chłopaka. Claire uniosła brwi, zwłaszcza kiedy zauważyła malującą się na twarzy chłopaka konsternację. Być może zaczynała ze zbytnim przewrażliwieniem podchodzić do wszystkiego, co działo się wokół niej, ale z jakiegoś powodu poczuła, że wysokie napięcie to zaledwie jeden z problemów, które miało przyjść im tej nocy pokonać.

Cameron westchnął, po czym z powątpiewaniem spojrzał na ogrodzenie.

– Próbowałem, ledwo tylko Claire wspomniała o prądzie – wyjaśnił. – Coś mnie blokuje. Nie wiem, może to przypadkiem, ale w tym miejscu jest coś takiego...

– Cholera – wyrwało się Aldero.

Mimowolnie pomyślała o tym, że w tej sytuacji, to jedno słowo wyrażało wszystko.

Zacisnęła usta, sama ostatecznie decydując się na milczenie. I co teraz?, pomyślała z powątpiewaniem, bezwiednie ruszając naprzód. Nie miała żadnego planu, ale okrążenie ośrodka wydawało się lepszą perspektywą od bezmyślnego tkwienia w miejscu. Reszta najwyraźniej nie miała nic przeciwko, bo nikt nie zaprotestował, to jednak wydało się Claire marnym pocieszeniem. Potrzebowała jakieś planu – punktu zaczepienia, który mogliby wykorzystać – jednak nic nie wskazywało na to, by ten miał się pojawić.

Co takiego działo się w tym miejscu? Ta jedna kwestia nie dawała jej spokoju, ciążąc tym bardziej, że w pamięci wciąż miała treść SMS-a Shannon oraz słowa Camerona na temat telepatii. To był przypadek, czy może wręcz przeciwnie? Chciała wierzyć, że tak naprawdę nie mieli powodów do obaw, ale wciąż dręczyła ją myśl o tym, że to nie jest takie proste. Wręcz przeciwnie – im dłużej krążyli bez celu, tym pewniejsza była tego, że właśnie działo się coś złego.

– Em... A to?

Nie miała pewności, ile tak naprawdę minęło czasu minęło, zanim Seth zdecydował się przerwać panującą ciszę, to zresztą miało najmniejsze znaczenie. Gwałtownie przystanęła, natychmiast zwracając się ku chłopakowi, by móc obrzucić spojrzeniem to, co zwróciło jego uwagę. Przekonała się, że przystanął przy jednym z mniej widocznych, skrytych przez drzewa punktów ogrodzenia, uważnie przypatrując się ziemi. Dopiero po chwili zauważyła, że ta została częściowo naruszona, kiedy zaś dla pewności przykucnęła, by przyjrzeć się dokładniej, uświadomiła sobie, że widzi przechodzącą na drugą szczelinę – o wiele za wąską, by wszyscy przedostali się na drugą stronę, ale idealna dla kogoś o bardzo drobnej posturze.

Poczuła na sobie wymowne spojrzenie Aldero i to wystarczyło, żeby momentalnie zrobiło jej się słabo, skoro najwyraźniej myśleli dokładnie o tym samym. Gdyby spróbowała prześlizgnąć się pod spodem, uważając, by przy tym nie dotknąć ogrodzenia...

Ostrożnie przesunęła się bliżej, próbując ocenić, jak bardzo ryzykowne mogłoby się to okazać. Czołganie się po ziemi nie było szczytem jej marzeń, ale – jak wielokrotnie słyszała – cel uświęcał środki. To i tak wydawało się lepsze od bezsensownego krążenia wokół ośrodka, chociaż zarazem przerażało ją to, co mogłoby pójść nie tak. Gdyby jednak źle oceniła szerokość albo w jakikolwiek inny sposób dotknęła ogrodzenia, efekt mógłby być opłakany. Co więcej, nie miała zielonego pojęcia, czego powinna spodziewać się po drugiej strony, a to również nie dodawało jej pewności siebie.

– Okej, poczekajcie tutaj – powiedziała w końcu, chociaż sama nie wierzyła w to, że odważyła się wypowiedzieć tych kilka słów. – Poszukam jakieś sposobu, żeby was wpuścić, a później...

– Chwila! O czym teraz rozmawiacie? – przerwał jej natychmiast Seth. – Jasne, zauważyłem to, ale wcale nie... Cholera, nie ma mowy – oznajmił z przekonaniem. – To głupie i zbyt ryzykowne.

Coś w jego tonie sprawiło, że zesztywniała i obrzuciwszy go ostrzegawczym spojrzenie, zdecydowała się postawić sprawę jasno:

– Wiem, co robię – oznajmiło, chociaż wcale nie była tego taka pewna. – Proszę, przynajmniej ty jeden nie próbuj traktować mnie tak, jakbym była dzieckiem. Ja naprawdę zaczynam mieć tego dość – dodała z naciskiem.

Samą siebie zaskoczyła nutką goryczy, która wkradła się do jej tonu, ale nie próbowała się nad tym zastanawiać. Prawda była taka, że pomimo tego, iż rozumiała, jak działało wpojenie i jakie emocje wzbudzało w Secie, nie potrafiła wyobrazić sobie tego, żeby również on na każdym kroku prowadził ją za rączkę. Ona również była nieśmiertelna; potrafiła się bronić, zwłaszcza teraz, kiedy w grę wchodzili ludzie i – co tym bardziej podpadało pod jej zainteresowanie – kwestie techniczne. To był ich jedyny plan, a skoro wyłącznie ona nadawała się do tego, żeby go zrealizować, nie zamierzała tego zaprzepaścić tylko dlatego, że ktokolwiek mógłby spoglądać na nią jak na dziecko. Rufus już i tak był zbytnio uciążliwy z ciągłymi próbami chronienia jej i chociaż rozumiała skąd to się brało, stopniowo zaczynała mieć tego dość – i to zwłaszcza w sytuacji, a którego nawet nie było go obok.

Hm... Sam ci to mówiłem, usłyszała w głowie głos Aldero. Wydawał się zaskoczony, ale i na swój sposób zadowolony z siebie. Tak tylko przypominam.

Lepiej postaracie się nie zrobić nic głupiego, póki czegoś nie wymyślę, pomyślała w odpowiedzi, korzystając z tego, że był w stanie ją usłyszeć.

Zaraz po tym ruszyła się z miejsca, decydując się działać, póki nikt inny nie próbował jej zatrzymywać. Również Seth milczał, obserwując ją niespokojnie, kiedy przesunęła się bliżej otworu, próbując ułożyć się na ziemi w taki sposób, by móc dość swobodnie poruszać się naprzód, jednocześnie nie ryzykując zahaczenie o ogrodzenie. Oddech przyśpieszył jej znacząco, kiedy wyczuła niebezpieczeństwo, więc spróbowała nad nim zapanować, starając się oddychać jak najpłycej. Trzymaj się przy ziemi, pomyślała, ale to wcale nie było takie proste, skoro nie miała odwagi nawet podnieść głowy i sprawdzić, jak daleko od ogrodzenia się znajdowała.

Poprowadzę cię, zaproponował Aldero. Tak jest chyba dobrze, a przynajmniej tak mi się wydaje. Musisz po prostu... czołgać się do przodu, dodał po chwili wahania, a ona ledwo powstrzymała się przed nieco histerycznym śmiechem.

O, dziękuję. To bardzo precyzyjne rady, pomyślała z nutką irytacji. Rzadko bywała cyniczna, ale ten z jej kuzynów miał zaskakujący wręcz talent do tego, żeby wyprowadzać ją z równowagi. Czasami sama nie miała pewności, jak powinna interpretować jego słowa, zaś sam Al nie ułatwiał jej zadania, bynajmniej nie kwapiąc się do udzielenia jakichkolwiek wyjaśnień. Przez to niejednokrotnie miała wrażenie, że chłopak prowokował ją specjalnie, wydając się skoncentrowany na tym, by wymóc na niej odrobinę buntu – tego, by w końcu zaczęła zachowywać się w luźniejszy, bardziej zdecydowany sposób.

Przestała o tym myśleć, w zamian koncentrując się na zadaniu. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo napięła ciało, póki nie spróbowała się poruszyć, bardzo ostrożnie czołgając się naprzód. Bezwiednie zamknęła oczy, mocno zaciskając powieki i próbując skupić się przede wszystkim na mentalnym głosie prowadzącego ją Aldero. On również brzmiał na wyjątkowo skupionego, już mniej skory do żartów i nadmiernej impulsywności. Miała wrażenie, że myśli nad każdą uwagą, zwłaszcza kiedy kazał jej przesunąć się w którąkolwiek ze stron albo mocniej przywrzeć do ziemi – cokolwiek, byleby nie ryzykowała otarcia się o ogrodzenie.

Wyczuła charakterystyczną dla wysokiego napięcia aurę – nieprzyjemne wrażenie, świadczące o obecności prądu tak niepokojąco blisko jej ciała. W efekcie musiała jeszcze mocniej napiąć mięśnie, żeby powstrzymać się od drżenia. Wciągnęła brzuch, bezskutecznie próbując doprowadzić do tego, żeby zajmować jak najmniej miejsca, chociaż to okazało się trudne. Metodycznie przesuwała się naprzód, aż nazbyt świadoma tego, że zabrnęła zbyt daleko, by tak po prostu mogła się wycofać. Z tego, co ostatecznie podpowiedział jej kuzyn, wynikało, że była w połowie, ale to wcale nie poprawiło Claire nastroju. Wręcz przeciwnie – miała ochotę przyśpieszyć, by jak najszybciej znaleźć się po drugiej strony, a potem...

Nie zrobiła tego, raz po raz powtarzając sobie, że w ten sposób może co najwyżej pogorszyć sytuację. Pośpiech nigdy nie był dobry, a ona miała zbyt wiele do stracenia. To sprawiło, że chcąc nie chcąc zachowała stałe tempo, nie reagując nawet wtedy, kiedy Aldero – tym razem już na głos – zaczął zapewniać ją, że już może się wyprostować. Dla pewności odczołgała się jeszcze trochę, ostatecznie ciężko przetaczając się na plecy, by móc wbić wzrok w ciemne niebo. Oddychała ciężko i płytko, wciąż pod wpływem silnych emocji; potrzebowała dłużej chwili, by w pełni przyjąć do wiadomości to, że już była bezpieczna i że się udało, choć nawet wtedy czuła się tak, jakby w każdej chwili jednak mogło wydarzyć się coś niedobrego.

– Claire?! – Głos Setha doszedł do niej jakby z oddali, a przynajmniej takie odniosła wrażenie. Wciąż jeszcze kręciło jej się w głowie, chociaż uczucie to zaczynało powoli ustępować satysfakcji. – Wszystko w porządku? Co...?

– Nic... Nic mi nie jest – wykrztusiła, wchodząc mu w słowo. Podparła się na rękach, po czym spróbowała poderwać się na równe nogi. O dziwo, udało jej się uchwycić równowagę już przy pierwszej próbie, co przyjęła z ulgą. – Już jest okej. Dajcie mi chwilę, żebym mogła się rozejrzeć – dodała.

Poczuła się o wiele pewniej, kiedy nikt nie zaprotestował, a ona mogła odsunąć się od ogrodzenia. Wciąż była pod wpływem emocji, zwłaszcza tych najbardziej negatywnych, ale te w krótkim czasie zeszły na dalszy plan. Okej, skup się. Jeśli chodzi o zasilanie..., pomyślała, coraz bardziej rozgorączkowana. Musiała zadecydować, w którą stronę powinna się udać, by mieć szansę wpuścić resztę. Co więcej czuła, że ma bardzo mało czasu i że jedynie kwestią minut jest, aż reszta zacznie się niecierpliwić. Zmartwienie wydawało się naturalne, a Claire wolała nie zastanawiać się nad tym, co mogliby zrobić jej towarzysze, gdyby jednak doszli do wniosku, że muszą wziąć sprawy w swoje ręce.

Mimo wszystko trzymała się blisko ogrodzenia, kryjąc w cieniu i uważnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Z przyzwyczajenia zdecydowała się pobiec na tył budynku, zakładając, że większość przełączników i zaworów, które odpowiadały za wszelakie media, powinna znajdować się właśnie tam – w rzadziej uczęszczanym, mniej widocznym miejscu. Wypatrywała jakiejkolwiek szopy albo skrzyni, która miałaby szansę okazać się tą właściwą, chociaż sama nie miała pewności, czego tak naprawdę powinna się spodziewać. Kiedy pomagała ojcu w laboratorium, zdążyła przywyknąć do tego, że Rufus lubił działać nieszablonowo, co samo w sobie bywało uciążliwe, chociaż dzięki temu zdążyła nauczyć się tego, że zawsze należało być gotową na wszystko. Miała dziesiątki myśli na minutę, rozdarta pomiędzy najróżniejszymi możliwościami – mniej i bardziej prawdopodobnymi, zwłaszcza w miejscu, które zdecydowanie nie było zwykłym, skupionym na pomocy uczestnikom projektu, ośrodkiem.

Rozwiązanie okazało się dużo prostsze, aniżeli mogłaby przypuszczać. Jej uwagę natychmiast przykuła niewielka, aczkolwiek wrzucająca się w oczy przybudówka. Bez chwili wahania popędziła w jej stronę, mimo wszystko woląc poruszać się ludzkim tempem, by nie ryzykować, że ktoś ją zauważy. Jeszcze na ułamek sekundy przed tym, jak zacisnęła obie dłonie na klamce, zaczęła podejrzewać, że drzwi będą zamknięte. Skrzywiła się, poirytowana oporem napotkała, ale prawie natychmiast wzięła się w garść, aż nazbyt świadoma tego, że to naprawdę to żaden problem. Gdyby zechciała, mogłaby je wyważyć albo wyrwać z futryny, chociaż ten sposób mógłby się okazać zbyt problematyczny. Starała się nie zwracać na siebie uwagę, a bezceremonialne niszczenie jakichkolwiek zamkniętych drzwi, zdecydowanie nie byłoby w takim wypadku właściwym posunięciem.

Claire przeczesała palcami włosy, żeby odgarnąć niesforne kosmyki. Przykucnęła, chcąc lepiej widzieć zamek i w ten sposób ocenić, co mogłoby się okazać przydatne, gdyby jednak zdecydowała się na wytrych. Podejrzewała, że jej kuzyni byliby w szoku, widząc, że jak gdyby nigdy nic zaplanowała sobie włamanie w jakiekolwiek miejsce, sala sama Claire nie uważała tego za coś wyjątkowego. Przy odrobinie zdrowego rozsądku o odpowiedniej analizie faktów, potrafiła wymyślić naprawdę wiele, zaś to, że przez większość czas wolała siedzieć i czytać kolejne książki, wcale nie znaczyło, że...

Wszelakie myśli uleciały z jej głowy w chwili, w której uszu dziewczyny dobiegł dziwny, niepokojący dźwięk. Natychmiast zesztywniała, niespokojnie oglądając się przez ramię i czując narastającą z każdą kolejną sekundą panikę, zwłaszcza kiedy zauważyła zmierzający ku niej czarny kształt.

Ujadanie psa – wielkiego i najwyraźniej zamierzającego ją zaatakować – przybrało na głośności; mniej więcej w tamtej chwili Claire zaczęła krzyczeć, a potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro