Trzysta czternaście

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Elena

Nie zaprotestowała, kiedy Rafael wylądował na niej. Lekko odchyliła głowę do tyłu, żeby łatwiej odwzajemnić pocałunek – coś, w czym zaczynał być coraz lepszy. W zasadzie w którymś momencie doszła do wniosku, że łatwo przyszłoby zapomnienie o tym, że nie tak dawno temu ledwo radził sobie w kwestii okazywania uczuć. Z drugiej strony, być może to ona w naturalny sposób chciała myśleć o nim jak o kimś lepszym, niż był w rzeczywistości, ale z perspektywy Eleny ta kwestia była najmniej istotna. Ważne pozostawało to, że była zadowolona z wszystkiego, co w ostatnim czasie działo się pomiędzy nimi i to nawet w chwilach, kiedy Rafael zachowywał się w przesadnie zaborczy sposób.

Nie miała pojęcia, kiedy i dlaczego wszystko uległo zmianie. Wiedziała jedynie, że w pewnym momencie znalazła się w objęciach demona, tym razem mogąc nad nim górować, o ile to w ogóle było możliwe. Podobała jej się możliwość dominacji, chociaż Rafa mało kiedy pozwalał na to, by miała choć cień szansy na przejęcie kontroli. Pod tym względem byli do siebie niepokojąco wręcz podobni – oboje spragnieni władzy i silni charakterem, co bywało dość problematyczne, a Elena tylko wyczekiwała momentu, w którym któremuś z nich puszczą nerwy. Rafael nie brał pod uwagę tego, że mógłby ulec, z kolei ona... Cóż, już i tak zdecydowanie zbyt długo pozwalała mu na wszystko, czego chciał.

Głód przybrał na sile, chociaż za wszelką cenę usiłowała nad nim zapanować. To, jak działała na nią jego krew, wciąż wzbudzało w dziewczynie wątpliwości, tak jak i perspektywa uzależnienia się od tego, co miał jej do zaoferowania. Robisz to specjalnie, Rafa?, pomyślała mimochodem, bo wciąż nieprawdopodobnym wydawało się to, że tak po prostu pozwalał jej z siebie pić za każdym razem, gdy miała na to ochotę. Musiał zdawać sobie sprawę z tego, co dla kogoś takiego jak ona oznaczała możliwość pożywienia się przy pomocy wampira, co teoretycznie mogło tłumaczyć wszystko, ale mimo wszystko...

– Coś nie tak, lilan? – usłyszała tuż przy uchu i mimowolnie zadrżała, gdy jego oddech owiał jej policzek. – Dlaczego zwykle działasz po swojemu, a w tym jednym wypadku, kiedy właściwie dają ci wolną rękę...

– Pamiętasz, co powiedziała Mira – przerwała mu cicho.

Westchnął i – była gotowa przysiąc, chociaż wciąż nie widziała jego twarzy – wywrócił oczami. Jego dłonie przesunęły się wzdłuż jej boków, ostatecznie lądując na biodrach.

– Pamiętam – zapewnił ze stoickim spokojem. – I co w związku z tym?

No nie wiem...? Może to, że nie zamierzam doprowadzić do sytuacji, w której nie będę w stanie bez ciebie żyć?, pomyślała z przekąsem. Najbardziej niepokojąca wydała się Elenie perspektywa tego, ze być może już do tego doszło.

– Pytasz poważnie? – Potrząsnęła z niedowierzaniem głową, bynajmniej nie oczekując odpowiedzi. – Rafael, posłuchaj... – zaczęła, ale nie było jej dane dokończyć.

Aldero miał to do siebie, że lubił zachowywać się w co najmniej ryzykowny, nieprzemyślany sposób, dlatego nie zdziwiło ją to, że bezceremonialnie wszedł do mieszkania, wcześniej wykorzystując telepatię, żeby bez trudu uporać się z zamkiem. Nie miała pewności, jakim cudem wcześniej żadne z nic go nie wyczuło, to zresztą nie miało znaczenia, bo omal nie dostała zawału, słysząc głośny huk bezceremonialnie zatrzaskiwanych drzwi. Kiedy obejrzała się przez ramię, przekonała się, że kuzyn jakby od niechcenia stał przy wejściu, opierając się o ścianę i spoglądając w ich stronę w bliżej nieokreślony, niezdradzający żadnych głębszych emocji sposób.

– Jestem – oznajmił, chociaż – do cholery – to jedno zdążyła zauważyć i to w aż nazbyt wyraźny sposób.

– Tak... To widać. – Rafael mocniej zacisnął dłonie na jej biodrach, szarpnięciem przyciągając Elenę jeszcze bliżej. W tamtej chwili sama nie była pewna, co odpowiadało jej bardziej: to, że mógłby być zazdrosny, czy może paniczną próbę udawania, że nic między nimi nie ma, tak jak wtedy, gdy odepchnął ją od siebie, kiedy nakryła ich Miriam. – Nie jestem na bieżąco z zasadami, którymi rządzi się ówczesny świat, ale pukanie chyba wciąż obowiązuje, prawda?

Al nawet się nie uśmiechnął.

– Jakbyście mieli zauważyć, że w ogóle macie jakiegokolwiek gościa... – mruknął, chociaż co najmniej idiotycznym wydawało się Elenie to, że mógłby prowokować nieśmiertelnego.

Tym większym zaskoczeniem było dla niej to, że Rafael po prostu się uśmiechnął – w chłodny, nieco wyniosły sposób, który jednoznacznie uprzytomnił jej, że demon najpewniej był zadowolony z zaistniałej sytuacji. Co to ma być? Jakaś demonstracja moim kosztem?, pomyślała z irytacją. Wiedziała, że Rafa był w stanie rozróżniać zwłaszcza negatywne emocje, które targały innymi, a których musiał być pełen jej kuzyn za każdym razem, gdy widział ich razem. Zwykle próbowała nie myśleć o tym, czy i dlaczego Aldero był w niej zakochany, ale mimo wszystko...

Spróbowała się odsunąć, ale demon bynajmniej nie palił się do tego, żeby ją puścić. Dopiero kiedy cicho warknęła, w końcu poluzował uścisk, pozwalając na to, by poderwała się na równe nogi. Z miejsca poczuła się co najmniej nieswojo, kolejny raz mając wrażenie, że została uwięziona w pokoju, w którym znajdowało się zdecydowanie zbyt dużo testosteronu. Co prawda dobre było to, że ta dwójka na dobry początek nie rzuciła się sobie do gardeł, ale i tak zaczynała mieć serdecznie dość tego, jak wyglądały ich wspólne spotkania.

– Chcieliście coś, czy tak tylko bawicie się moim kosztem? – zniecierpliwił się Aldero, a Elena cicho jęknęła, coraz bardziej mając ochotę komuś przyłożyć.

– To nie tak...

Chłopak wywrócił oczami.

– Jasne, jasne – mruknął z rozdrażnieniem. – Zmieniasz demona, wielka miłość, on cię chroni i tak dalej. Załapałem za pierwszym razem.

– Moim zdaniem o sprawach ważnych zawsze dobrze jest sukcesywnie przypominać – stwierdził Rafael. Chociaż jego głos zabrzmiał w obojętny, niemalże uprzejmy sposób, Elena zdążyła poznać go na tyle dobrze, żeby zorientować się, że cała sytuacja go bawiła. – Z kolei naruszanie prywatności i narzekanie na to, co nieopatrznie się zobaczyło, jest co najmniej...

– A kto tu narzeka? – przerwał mu Al. – Chcieliście, żebym przyjechał, to jestem... Bo w końcu nie mogę odmówić, prawda? To też już jest dla mnie jasne.

– I mam uwierzyć, że nie interesuje cię jej bezpieczeństwo?

Wampir nie odpowiedział, co przyjęła z ulgą, wciąż zbytnio obawiając się tego, że w którymś momencie ktoś powie o słowo za dużo i dojdzie do tragedii. Chciała uporządkować pewne sprawy tak szybko, jak tylko będzie to możliwe, byleby móc zakończyć spotkanie, którego tak naprawdę żadne z nich nie chciało. Potrafiła przebywać z Aldero i Rafaelem, ale tylko pod warunkiem, że obu dzieliło przynajmniej kilka kilometrów. Wtedy niemalże była skłonna uwierzyć w to, że sytuacja jest pod kontrolą – aż do momentu, w którym tych dwóch ostatecznie nie próbowało ze sobą... rozmawiać.

– Ehm... Do rzeczy – powiedziała, decydując się przerwać cisze. – Bal, tak? Miałam zadzwonić po Aldero, bo chciałeś z nim mówić o tym nieszczęsnym balu – przypomniała, wymownie spoglądając na Rafaela.

Błagam cię, daruj sobie. Przestań go dręczyć, do cholery, dodała w myślach, wręcz modląc się o to, żeby był w stanie ją usłyszeć. Wiedziała, że demony nieszczególnie różniły się od telepatów, zresztą jakoś nie wierzyła w to, że ten demon okazyjnie nie próbował siedzieć w jej głowie. Jakkolwiek by nie było, miała dość powodów, żeby zakładać, iż miał szansę ją usłyszeć, ale mimo wszystko...

Dzięki, kuzyneczko, usłyszała w odpowiedzi i zesztywniała, uświadamiając sobie, że i owszem – jej myśli nie należały wyłącznie do niej, chociaż ich odbiorcą zdecydowanie nie była ta osoba, której oczekiwała. Fajnie, że twoim zdaniem potrzebuję obrońcy. Doskonale wręcz, zadrwił, a ona zapragnęła z całej siły przyłożyć głową w coś tak solidnego, jak chociażby ściana.

Zacisnęła dłonie w pięści, czując narastające podenerwowanie. Nie tak sobie to wyobrażała, w efekcie sama już niepewna tego, jak powinna się zachować, żeby wszystko wróciło do normy. Była na siebie zła, zresztą tak jak i na Rafaela, który nie po raz pierwszy robił jej taki numer. Sam fakt tego, że demon mógłby być zazdrosny, wydawał się dość zabawny, ale kiedy w grę wchodziło dręczenie właśnie Aldero, skoro sama miała już wystarczająco silne wyrzuty sumienia...

– Bal – powtórzyła z naciskiem.

Jej głos zabrzmiał w co najmniej desperacki sposób, co nie uszło uwadze Rafaela, bo ten w końcu skinął głową, w końcu decydując się podjąć właściwy temat.

– Mamy jeszcze czas, ale lubię być przygotowany na każdą ewentualność – przyznał, chociaż ten jeden raz mówiąc coś, co zabrzmiało wystarczająco poważnie, by nie odebrała tego jako złośliwość. – Niechętnie to mówię, ale na pewien czas będę musiał zostawić Elenę. Ona z kolei ma skłonność do robienia... co najmniej nieprzemyślanych rzeczy – dodał, a dziewczyna zesztywniała.

– Ej! – zaoponował. Czy w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, że po raz kolejny był na dobrej drodze do tego, żeby ją obrazić.

– Taak... Zauważyłem – mruknął Aldero, a jego spojrzenie skoncentrowało się na Rafaelu. – Wyjątkowo nieprzemyślanych.

Wiedziała, co miał na myśli, ale i tak poczuła narastającą z każdą kolejną sekundą irytację. Świetnie. Do tego wszystkiego brakowało jeszcze etapu, w którym zaczęliby się dogadywać, razem ubolewając nad sposobem w jaki podejmowała decyzje.

– Tak czy inaczej, nie rozdwoję się – podjął jak gdyby nigdy nic Rafa, nie po raz pierwszy ignorując ją i jej reakcje. Też cię kocham!, pomyślała, powstrzymując się przed jakimikolwiek uwagami wyłącznie przez wzgląd na Aldero. – Miriam będzie mi towarzyszyć, więc Elena zostanie właściwie bez opieki. Z przykrością stwierdzam, że Raven jako kruk pod względem walki z nieśmiertelnymi jest całkowicie bezużyteczny, więc...

– O proszę – wtrącił z rozdrażnieniem Al. – Więc zostaję ja, tak? To, że twoim zdaniem znajduję się klasę wyżej od przypadkowego ptaka, to już niemal komplement! – zadrwił, a demon uśmiechnął się złośliwie.

– Nie przesadzajmy – mruknął znużonym głosem. – Wadą Ravena jest to, że nie potrafi korzystać z telefonu.

Gdyby wzrok jej kuzyna potrafił zabijać, najpewniej już dawno miałby kogoś na sumieniu.

Miała ochotę zapytać o to, czy w ten sposób będą zachowywać się za każdym razem, kiedy przyjdzie im ze sobą rozmawiać, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Och, przecież wiedziała – w przypadku tej dwójki po prostu nie dało się inaczej. Ona z kolei prędzej czy później miała znaleźć się na prostej drodze do tego, żeby dostać szału albo – co bardziej prawdopodobne – najzwyczajniej w świecie przy nich zwariować.

– To tyle? – zapytał z powątpiewaniem Aldero. – Ciągnęliście mnie przez całe miasto, żeby poinformować mnie, że być może będę musiał trochę poniańczyć Elenę, kiedy nadejdzie odpowiedni moment? – zapytał z niedowierzaniem. – Następnym razem wystarczy zadzwonić – dodał cierpkim tonem.

– Wolę rozmawiać – stwierdził spokojnie Rafael. – Zawsze lepiej wiedzieć, jak to, co się mówi, zostaje przyjęte, zwłaszcza jeśli jest ważne.

– Nie traktuj mnie tak, jak jednego ze swoich podwładnych, dobra? – obruszył się wampir, w mniej lub bardziej świadomy sposób wysuwając kły. – Zaczynam mieć tego dość.

– Nikt cię tutaj nie trzyma... Konsekwencje znacz, więc jeśli teraz masz ochotę pobiec do pozostałych i wszystko wygadać... – zaczął demon i w tamtej chwili Elenie puściły nerwy.

– Czy możecie w końcu przestać?!

Założyła ramiona na piersiach, chcąc sprawiać wrażenie bardziej stanowczej, chociaż nie sądziła, żeby na Rafie zrobiło to jakiekolwiek wrażenie. Aldero też spojrzał na nią w niemalże pobłażliwy sposób, wciąż chyba urażony tym, że mogłaby próbować się za nim wstawić. Doszła do wniosku, że kuzyn chyba zaczynał uważać, że robiła to z litości, chociaż to nie była prawda. Jasne, że chciała go chronić; zależało jej, a to, że nie spoglądała na niego w taki sposób, jakiego mógłby oczekiwać, jeszcze o niczym nie świadczyło.

– Tylko rozmawiamy – stwierdził Rafael, spoglądając na nią z zaciekawieniem. Musiał zdawać sobie sprawę z tego, że była zdenerwowana, ale albo tego nie rozumiał, albo tak naprawdę go to nie obchodziło. – Chcę mieć pewności, że wszystko jest jasne.

Oczywiście. A przy tym trochę się nad nim poznęcać, bo mało ci atrakcji w życiu, przeszło jej przez myśl i w tamtej chwili niewiele brakowało, żeby roześmiała się w nieco histeryczny sposób. Jedni lubili spędzać czas z dziewczyną, inni z kolei woleli trochę podrażnić jej potencjalnych adoratorów...

– Jeśli faktycznie masz mu do powiedzenia tylko tyle, po prostu skończ – rzuciła rozdrażnionym tonem, rzucając mu znaczące spojrzenie.

Nie miała pojęcia, ile tak naprawdę zamierzał wyjawić Aldero Rafa, to zresztą nagle wydało jej się najmniej istotne. Czuła, że bezpieczniej będzie nie wspominać o teoriach serafina na temat tego, co miało się wydarzyć podczas balu. Sama już i tak czuła się przerażona perspektywą tego, że ktokolwiek z jej rodziny miał znaleźć się w pobliżu wampirzej królowej, kiedy ta spróbuje po raz kolejny przejąć władze. To wszystko nie mogło prowadzić do niczego dobrego, a skoro tak...

Musiała coś wymyślić, najlepiej w taki sposób, żeby żadna ze stron nie ucierpiała. Znajdowała się w najgorszym z możliwych położeń, bo chociaż nade wszystko chciała być lojalna Rafaelowi i Mirze, jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że powinna zrobić coś, żeby ostrzec najbliższych. Najprościej byłoby, gdyby żadne z nich nie pojawiło się podczas uroczystości, ale obawiała się, że to nie będzie takie proste – i to pomimo wizji Isabeau. Być może fakt, że w widzeniu kapłanka zobaczyła wyłącznie ją, świadczył o tym, że reszcie tak naprawdę nic nie groziło, ale i tak nie była w stanie przejść wobec tego, co wiedziała, obojętnie. Musiała coś zrobić, ale do tego czasu potrzebowała przynajmniej poczucia tego, że żadna z otaczających ją osób nie zrobi czegoś głupiego, to jednak wcale nie było takie oczywiste.

Jakkolwiek by nie było, wtajemniczanie Aldero we wszystko, co wiedzieli, mogłoby okazać się najgłupszym z możliwych posunięć. Chłopak był impulsywny, a Rafael dodatkowo go drażnił, więc to samo w sobie mogłoby skończyć się źle. W gruncie rzeczy miała wrażenie, że wampir milczał nie tyle z obawy o życie – w końcu wiedziała, że potrafił walczyć – ale przede wszystkim przez wzgląd na nią.

– O co ci tak naprawdę chodzi, lilan? – Głos demona sprowadził ją na ziemię. Serafin złagodniał, kiedy zwrócił się do niej, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej.

– Domyśl się – odparowała, nie mogąc się powstrzymać.

Spojrzał na nią z niedowierzaniem, przez ułamek sekundy sprawiając wrażenie chętnego, żeby zacząć drążyć, ale ostatecznie się na to nie zdecydował. Masz więcej szczęścia niż rozumu, stwierdziła mimochodem, kątem oka zauważając, że Aldero prawie udało się uśmiechnąć – tylko prawie, bo zaraz po tym spoważniał i bez chociażby słowa wyjaśnienia, po prostu ruszył w stronę drzwi. Zaklęła w duchu, natychmiast ruszając za nim i mając nadzieję, że Rafie nie przyjdzie do głowy za nią podążać, bo wtedy naprawdę musiałaby zrobić mu krzywdę. Już teraz miała ochotę się o to pokusić, wciąż niedowierzając temu, jak wyglądała ta rozmowa; sama kwestia zazdrości mogłaby być urocza, gdyby nie świadomość tego, że najpewniej doprowadził do tego specjalnie – i że najpewniej doskonale bawił się kosztem Al'a i jego emocji.

Przyśpieszyła na schodach, tym bardziej, że wampir nie zmarnował okazji do tego, żeby wykorzystać swoje zdolności. Dogoniła go dopiero na samym dole, tylko i wyłącznie dlatego, że chcąc nie chcąc musiał zwolnić, nie będąc w stanie poruszać się aż tak szybko ruchliwymi ulicami miasta.

– Aldero! – syknęła na niego, choć szczerze wątpiła w to, że w ogóle będzie skłonny ją wysłuchać.

Tym większym zaskoczeniem było dla Eleny to, że jednak to zrobił. Dopadła do niego w zaledwie ułamek sekundy, początkowo mając ochotę chwycić za ramię, żeby mieć pewność, że nie próbuje uciec, ale i na to ostatecznie się nie zdecydowała.

– Było... ciekawie – stwierdził cierpkim tonem. Wywrócił oczami, po czym wzruszył ramionami, nieudolnie próbując udawać, że wszystko jest w porządku. – Nawet bardzo. Twój luby – dodał z przekąsem – wydaje się być w wyjątkowo dobrym nastroju.

Mojemu lubemu powinnam porządnie przyłożyć, najpewniej kilka razy, żeby dobrze zrozumiał, że mnie to nie bawi... A przynajmniej zrobiłabym to, gdybym nie miała pewności, że prędzej połamię sobie ręce.

– Nie tak miało to wyglądać – powiedziała już na głos, a Aldero prychnął, najwyraźniej nie będąc w stanie się powstrzymać.

– Na pewno?

Pokręciła głową.

– Jakbym wiedziała, że ma ci do przekazania tylko tyle, sama bym to zrobiła – zapewniła pośpiesznie. – Zresztą obaj jesteście równie winni. Jakbyście ciągle nie rzucali się sobie do gardeł, wtedy wszystko byłoby prostsze.

– Chyba nie wiesz, o czym mówisz – stwierdził Al z nieco gorzkim uśmiechem. – Mnie naprawdę nie zachwyca możliwość oglądania tego, jak obściskujesz się z ptakiem – dodał, a Elena jęknęła.

– Mogę się obściskiwać z kimkolwiek zechcę i nic ci do tego – warknął, zanim zdążyła ugryźć się w język.

Chłopak spojrzał na nią z powątpiewaniem, bynajmniej nie sprawiając wrażenia urażonego. W zasadzie, to gdyby miała zgadywać, powiedziałaby, że zaczynało być mu wszystko jedno, choć to równie dobrze mogłoby stanowić wyłącznie pozory. W przypadku Aldero nie była w stanie jednoznacznie stwierdzić niczego, a już zwłaszcza tego, jakie targały nim emocje. Wiedziała jedynie, że w żaden sposób nie potrafiła wyobrazić sobie ignorancji ze strony kuzyna – tego, że tak nagle mogłaby stać mu się całkowicie obojętna, bo...

Och, jeśli miała być ze sobą szczera, chyba nigdy tak naprawdę nie wierzyła w to, że chłopak mógłby być nią zauroczony tylko i wyłącznie za sprawą rzekomego daru, który posiadała. To było coś o wiele bardziej złożonego, choć nie potrafiła ot tak przyjąć takiej możliwości do świadomości.

W ostatnim czasie wszystko wydawało się równie skomplikowane.

– Jasne, że tak – usłyszała, ale nie miała pewności na co tym razem reagował wampir – na jej wypowiedź czy może treść tego, co myślała. – Wiesz, może nawet bym mu współczuł... „Domyśl się" to trochę jak gwóźdź do trumny – zażartował, ale Elenie w tamtej chwili zdecydowanie nie było do śmiechu.

– Aldero...

Co tak naprawdę powinna była mu powiedzieć? Kontrolowanie emocji, zwłaszcza tak niespójnych i trudnych do określenia, był dla niej trudne, choć przez większość czasu usiłowała o tym nie myśleć. Próbowała ignorować bardzo wiele rzeczy, łącznie z tym, że właśnie starała się porozumieć z chłopakiem, którego najpewniej na każdym kroku raniła – i, co gorsza, nie potrafiła zrobić niczego, byleby temu zapobiec.

Wciąż trwała w milczeniu, kiedy Al bez jakiego ostrzeżenia przesunął się bliżej. Zesztywniała, gdy położył obie dłonie na jej ramionach, po czym rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, nie chcąc nawet brać pod uwagę tego, że mógłby spróbować ją pocałować. Taka możliwość absolutnie nie wchodziła w grę, Elena zresztą nie chciała zastanawiać się nad tym, czyja reakcja byłaby bardziej gwałtowna – jej czy może Rafaela, gdyby ten jednak pofatygował się na dół.

Jęknęła w duchu, coraz bardziej poirytowana sytuacją. Jakby tego było mało, nagle do głosu po raz kolejny doszedł niezaspokojony głód – silne pragnienie, które zaskoczyło ją bardziej niż cokolwiek innego, tym bardziej, że po raz pierwszy od dawna nabrała ochoty na coś, co nie było krwią demona. Co prawda Miriam już dawno wspominała o tym, że wampirza osoka mogłaby okazać się równie dobrym zamiennikiem, ale wtedy nawet nie chciała brać tego pod uwagę, zbytnio przejęta tym, jakie okazały się konsekwencje tego, że w ogóle zdecydowała się z Rafy napić.

– Elena?

Nie zareagowała.

W zamian bez słowa przesunęła się bliżej, jak gdyby nigdy nic zarzucając Aldero ramiona na szyję, a potem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro