Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ranek przyszedł bardzo szybko. Zasnęłam praktycznie na początku historii Hugo. Gdy się obudziłam, jego już nie było w łóżku. Nie było go również w apartamencie. Stwierdziłam, że w takim razie się zrelaksuję chociaż na chwilę. Napuściłam dużo wody do wanny i nalałam żelu. Taka kąpiel to było coś, czego było mi trzeba. Założyłam czarny dres i zamówiłam śniadanie do pokoju. 

-Dzień dobry - powiedział Hugo wchodząc do apartamentu.

-Dzień dobry. Gdzie byłeś?- zapytałam rozkładając nakrycia do śniadania. 

-Poszedłem pobiegać.

Spojrzałam na niego. To by się zgadzało. Stał w szarych dresach. Na podkoszulce tego samego koloru widziałam ślady potu. W ręku trzymał butelkę z wodą i bluzę. Nigdy nie pociągali mnie spoceni mężczyźni, ale Hugo wyglądał naprawdę zachęcająco. 

-To dobrze. Zamówiłam nam śniadanie. Potem ruszamy dalej, co? Dużo już nam nie zostało. 

-Pewnie, że tak. Wieczorem powinniśmy być na miejscu. Pójdę wezmę prysznic.

Nim Hugo zdążył się wykąpać przyszło nasze śniadanie. Rozkładałam posiłki na stole, kiedy wyszedł z łazienki.  Był w samych spodniach bez bluzki. Zatrzymałam się w połowie stawiania talerza z naleśnikami. Nie wiedziałam, czy robił to specjalnie, czy nieświadomie. Aczkolwiek nie ułatwiał. Ciężko było wytrzymać z kimś na odległość kto tak mocno cię pociągał. Tak było w moim przypadku. Niby nie zrobił niczego nadzwyczajnego. Ot kilka pocałunków. Ale w tym całym bałaganie czułam się przy nim bezpieczna. Jego obecność bardzo mi pomagała. Niestety również utrudniała. Całował mnie, a potem zachowywał się jakby nigdy nic się nie stało. Nie umiałam  tego rozgryźć. A może ja sobie za dużo wyobrażałam. I dla niego to nic nie znaczyło. Wtedy w głowie postanowiłam, że trzeba przestać wmawiać sobie, że to wszystko ma znaczenie. Bo nie miało. Przynajmniej musiało przestać dla mnie mieć. Inaczej sama sobie będę robić krzywdę. 

-Jak Ci się spało?- zapytał siadając do stołu.

-Dobrze, a Tobie?

-Też. 

-O której poszedłeś?

-Wstałem pobiegać. 

-Aha.

-Spałem z Tobą całą noc, jeśli o to pytasz.

Poczułam lekkie mrowienie w żołądku. Przestań idiotko to dla niego nic nie znaczy, a Ty jak zwykle coś sobie wyobrażasz.

-Dzięki, nie musiałeś.

-Ale chciałem.

Spojrzałam na niego zdezorientowana. On jednak dalej jadł, nawet nie zwracając uwagi na to co powiedział.

-Przyjaciele sobie pomagają. A my chyba jesteśmy przyjaciółmi, prawda?- teraz na mnie spojrzał, przeżuwając naleśnika.

-O tak, jasne.- powiedziałam.

I całują się pomyślałam, ale nie wypowiedziałam tego na głos. Jesteśmy jebanymi przyjaciółmi. Utknęłam w bagnie, które sama stworzyłam. 

 Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w dalszą podróż. Tak jak przewidzieliśmy, wieczorem byliśmy u  jego kolegi.

Drzwi otworzył nam wysoki blond mężczyzna. Był przeciwieństwem Hugo. Dłuższe ułożone włosy. Ubrany był w sweter, spod którego wystawał kołnierzyk koszuli i jeansy. Wyglądał tak porządnie i niewinnie. 

-Witaj brachu- mężczyzna przytulił go. 

-Cześć Sam. Dobrze Cię widzieć. To jest Lizzie. 

-Hej.- powiedziałam nieśmiało. 

Mężczyzna zgarnął mnie w uścisku. Dosłownie osłupiałam.

-Cześć miło Cię poznać, jestem Sam. Wchodźcie i czujcie się jak u siebie. 

-Dzięki stary, ratujesz nam dupę. 

-Nie ma za co. Zawsze możesz na mnie polegać. Od czego ma się przyjaciół. 

Następny z tą przyjaźnią pomyślałam. Mimo to z uśmiechem na twarzy weszłam do budynku.

Jego dom był piękny. Główne wejście prowadziło do wiatrołapu z garderobą. W korytarzu znajdowały się przeszklone drzwi, przez które wygodnie można by przejść na zadaszony taras, dostępny również z części prywatnej domu. W głębi dobytku znajdował się prosty w wyposażeniu i ozdobach salon z kominkiem, który płynnie łączył się z jadalnią i otwartą kuchnią, wzbogaconą o wyspę. Dalej znajdowały się  trzy sypialnie do których przyłączone były łazienki i garderoby. Wszystko było wspaniale zaaranżowane w stonowanych kolorach beżu, które idealnie pasowały do Sama. W duchu przyznałam sobie, że z wielką chęcią zamieszkałabym w takiej chacie. 

-Piękny dom- powiedziałam do Sama, gdy jedliśmy pizzę.

 -Dziękuję. Sam go projektowałem.- odparł prężąc się dumnie.

-Jesteś architektem?- zapytałam z podziwem. 

-Zgadza się. 

-I to najlepszym w mieście. Jakbyś chciała zbudować dom, to tylko z jego ręki.- dodał Hugo.

-Nie chwalcie mnie tak, bo obrosnę w piórka.- dodał z uśmiechem Sam.

-I tak już jesteś wystarczająco puszysty w komplementy.

Roześmialiśmy się wszyscy. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy jakbyśmy znali się spory kawałek czasu, a do Sama przyjechaliśmy w odwiedziny. W głębi duszy chciałam, żeby tak było.

Najedzeni wszyscy poszliśmy spać, każdy do swojego pokoju. 

Usłyszałam jak drzwi delikatnie się otwierają. Strumień światła z korytarza wpadł do pokoju.

-Lizzie, śpisz?- usłyszałam delikatny głos Hugo.

-Spałam, dopóki nie wszedłeś do pokoju. Coś się stało?

-Nie mogę bez Ciebie spać.- odparł podchodząc i siadając delikatnie na łóżku.

Wciągnęłam natychmiast powietrze i poczułam motylki w brzuchu. 

Hugo nie ociągając się pochylił się i zaczął delikatnie całować moją szyję schodząc do linii żuchwy. Czułam żar jego ciała. Nie chciałam się już hamować i opierać jego urokowi. Przyciągnęłam go do siebie, a on przerzucił mnie dzięki czemu siedziałam  na nim okrakiem. Wziął delikatnie moją twarz w dłonie i znowu zaczął mnie całować. Jego pocałunki  były coraz bardziej gorące i namiętne. Zsunął mi ramiączka mojej bluzki, która opadła na mój brzuch ukazując nagie piersi. 

-Jesteś taka piękna- powiedział wprost w moje usta.

Zaczął obsypywać pocałunkami moją szyję schodząc powoli do moich piersi. Lekko musnął językiem mój prawy sutek, przez co on od razu stwardniał. Wziął całą pierś do ust i zaczął lekko ssać brodawkę. Drugą ręką chwycił moją lewą pierś i delikatnie rolował wypukły gruczoł. Nie mogłam się dłużej powstrzymywać i zaczęłam jęczeć z rozkoszy. Czułam jak robię się coraz bardziej wilgotna tam na dole. On jakby to wyczuł i lewą dłonią zszedł do linii majtek. Przez materiał pocierał moją nabrzmiałą i mokrą cipkę. W kolejnej chwili już byłam pod nim. 

-Chcesz tego?- zapytał z troską.

-Przestań gadać. Od dawna na to czekam- odparłam przyciągając go do siebie.

Szybko, ale z czułością zdjął moje majtki. 

-Nie mogę się doczekać, gdy w Ciebie wejdę- powiedział. 

Delikatnie rozchylił i zaczął lizać wewnętrzną stronę moich nóg. Gdy skończył z jedną zatrzymując się w pachwinie, przeszedł do kolejnej. Pieszczotliwie dotknął mojej kobiecości. Wygięłam się w łuk, tak wspaniałe to było uczucie. Zaczął finezyjnie robić mi dobrze. Co chwilę jęczałam i wierciłam się. Jego usta robiły coś niesamowitego. W pewnej chwili nie przerywając pieszczot oralnych, poczułam jak jeden jego palec gładzi wejście do mojej pochwy, a w kolejnej już był w środku. Niemal skomlałam, gdy językiem subtelnie ssał mój guziczek, a palcem robił mi dobrze.

-Jesteś taka mokra i gotowa- powiedział.

Poczułam jak swoim twardym penisem dotyka wnętrza mojego uda. W następnym momencie wszedł we mnie, a ja krzyknęłam z zaskoczenia i rozkoszy. 

-Ale jesteś ciasna- jęknął.- Taka cudowna...

Zaczął się we mnie poruszać i jęczeć mi do ucha. Moje ręce oplotły jego krągłe pośladki. Biodrami wychodziłam mu naprzeciw, by czuć go głębiej i mocniej. Tempo rosło, a ja coraz bardziej czułam rozkosz gromadzącą się między moimi nogami. Niemal się unosiłam. Byłam bliska szczytowaniu i zaczęłam drapać go po plecach. Hugo jęczał i mruczał mi z przyjemności prosto w ucho. Kilka pchnięć spowoduje, że zatracę się w tej błogości.

-Tak skarbie, dojdź sobie. Chcę poczuć Twoją pulsującą cipkę na swoim kutasie złotko.- powiedział mi do ucha.

Jak na zawołanie potężny orgazm wstrząsnął moim ciałem. Zamroczyło mnie na kilka sekund, a uczucie było tak silne, że wygięłam się w łuk. Po kilku chwilach otworzyłam oczy. 

Hugo zniknął, a ja byłam sama w pokoju. 

-Hugo?- szepnęłam w ciemność.

 Wtedy zdałam sobie sprawę z sytuacji.

Kurwa... to był sen. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro