62

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 - Nie martw się, Niall. Twoja irlandzka whisky też jest dobra. A wiesz dlaczego? Bo każdy ją teraz pije – powiedziałam na pocieszenie blondynowi.

 - Jasne, jesteśmy tak pijani że nawet nie wiemy co pijemy – w tym musiałam przyznać mu rację, bo prawdę mówiąc jeszcze chwila a Tomlinson zacznie twerkować na stole.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem patrząc na przyjaciół. Niall włączył się do gry z Julią i Harrym w Monopoly. Ale jest lepiej niż było, bo ich początkowy pomysł to Twister z piciem shotów jako kara. A patrząc na ich aktualny stan trzeźwości to nie wiem jakby się to mogło skończyć. Na pewno nie dobrze...

Niepostrzeżenie wymknęłam się na balkon chcąc odetchnąć czymś innym niż opary alkoholu i męskie perfumy z domieszką potu. Usiadłam na krześle i oparłam nogi o stolik.

Jak u mnie słychać było nocne życie mieszkańców Londynu tak tutaj nic, zupełnie. Nawet samochody przejeżdżały tędy naprawdę rzadko. Trochę zdziwił mnie fakt, że na takim etapie kariery i rozgłosu nie zdecydowali się na nowe mieszkanie, osobno. W końcu każdy z nich potrzebuje teraz prywatności i odosobnienia, od blasku fleszy i natrętności fanów oraz reporterów. O paparazzi nie wspominając. Chociaż jak Harry miał ochotę kupić posiadłość w Los Angeles to szybko wybiłam mu ten pomysł z głowy. Jeszcze tego brakowało żeby mi się kręcił po tym mieście rozpusty. Nowy Jork jak najbardziej, ale nie Miasto Aniołów.

Chociaż niedługo i tak trzeba będzie się rozglądać za czymś własnym. Po ślubie będzie inna sytuacja. Ślub... matko kochana. Styles ostatnio potrafi wisieć na telefonie i ucinać sobie pogawędki z moją matką na temat organizacji całej ceremonii! On i mój brat z mamą załatwiają większość rzeczy, a ja z tatą udajemy że nas tu nie ma i jesteśmy bardzo zapracowani. Ale zawsze tak było u nas w rodzinie, ja z tatą i Keithem mieliśmy talent od wymigiwania się z takich spraw. Jedynie mamę i Micka absorbowały inne priorytety w życiu. Teraz ma jeszcze Harrego, czyli mogę uznać że został oficjalnie przyjęty jako nowy członek rodziny...

 - Tutaj się schowałaś – z rozmyślań wyrwał mnie głos Liama. Poderwałam głowę do góry spoglądając na niego i stojącego obok Zayna.

 - Jak widać.

Zajęli wolne miejsca przy stoliku, a Malik przesunął jakąś szklankę w moją stronę.

 - Dostawa, żebyś za bardzo nie wytrzeźwiała – posłałam mu szeroki uśmiech, który odwzajemnił.

 - Nie boisz się zostawiać Julii samej w towarzystwie tych zboczeńców?

Westchnął i oparł się na lekko chybotliwym krześle.

 - Póki stawiają hotele zamiast burdeli to jestem spokojny.

Zachichotaliśmy z Liamem. Nagle przewrócił coś co znajdowało się pod stołem.

 - Payne! Miało być bez zniszczeń! – skarciłam go, a on schylił się i po chwili podniósł stawiając ową rzecz na stoliku. Spojrzeliśmy na nią wszyscy, a ja uniosłam brew. – Więc to tak umilacie sobie wieczory.

Przed nami stała szisza o dość pokaźnych rozmiarach z czterema wężykami. Wyglądała na często używaną i wolę się nie zastanawiać, który z nich korzystał z niej najczęściej i co przez nią palił.

 - Żeby tak nie stała... - powiedział Zayn i sięgając po jakieś drewniane pudełeczko z parapetu zaczął przygotowywać ją do użytku.

Rzuciliśmy sobie tylko z Liamem krótkie spojrzenie pełne bliżej nieokreślonych emocji. Po dłuższej chwili sprzęt był gotowy do użycia. Każdy chwycił za wężyk ze swojej strony i po wsadzeniu końcówki między wargi zaczęliśmy sobie „pykać".

*

 - Zayn, co ty wsadziłeś do tej sziszy? – zapytałam powoli po jakimś czasie, bo czułam się zbyt swobodnie i radośnie. Zachciało mi się śmiać patrząc jak Liam próbuje uwiecznić ten moment naszego „odlotu" na zdjęciu.

 - Coś, żebyś w końcu tak przestała się przejmować każdą rzeczą i wyluzowała – jego akcent znacznie się wyostrzył przez co niektóre słowa ciężko było zrozumieć.

 - Tak właśnie jest, ja was uwielbiam – wyszczerzyłam się szeroko i odchyliłam wygodnie na fotelu przymykając oczy.

 - Myślisz, że niby jak powstawały niektóre pomysły na piosenki?

Chciałam o czymś rozmyślać, lecz narkotyk skutecznie mi to udaremnił. Było mi w tym momencie po prostu błogo i lekko.

 - Tu jesteś – i taką znalazł mnie Harry. Widziałam jak odetchnął z ulgą, lecz gdy ujrzał fajkę stojącą na stole zacisnął usta. – Idioci...

Był pijany, ale próbował zgrywać poważnego. Chwyciłam za nieużywany czwarty wężyk i wyciągnęłam go w jego stronę.

 - Chodź, też się zrelaksujesz – zachęciłam go uśmiechając się uwodzicielsko.

Widocznie nie potrzebował dużej zachęty, bo podszedł do mojego siedzenia i podnosząc mnie z niego usiadł, a posadził mnie sobie na kolanach. Chwycił wężyk i się zaciągnął.

Ogłaszam wszem i wobec, że nie ma bardziej pociągającego widoku niż palący Harry. Nie wiem czy to wina substancji odurzającej krążącej w moim krwiobiegu, ale tak po prostu jest. Wpatrywałam się w niego urzeczona, podziwiałam wyraźny zarys żuchwy, pełne malinowe usta otaczające końcówkę wężyka, intensywnie zielone oczu wpatrzone we mnie.

 - Otwórz usta – polecił i wciągnął w płuca sporą dawkę dymu, zbliżył się do mnie i ujmując moje policzki w dłonie przybliżył swoją twarz do mojej. Wiedziałam o co mu chodzi i ochoczo przytknęłam lekko rozchylone usta do jego przejmując od niego słodki w zapachu dym. Gdy już uleciał w powietrze zaczęliśmy się całować zapominając o obecności Zayna oraz Liama, którzy dziwnie wpatrywali się w siebie wymieniając cicho jakieś zdania, ale nie potrafiłam skupić się na ich treści przez bodźce jakie do mnie docierały.

Chwytając mnie pod udami podniósł się i lekko chwiejnym krokiem wszedł do mieszkania. Nie przejmowałam się zbytnio tym co dzieje się dookoła nas, więc całując i co jakiś czas gryząc jego szyję czułam tylko jak przemieszczamy się prawdopodobnie do sypialni bruneta.

Słysząc trzask zamykanych drzwi postawił mnie na miękkiej wykładzinie. Spojrzałam w jego delikatnie zamglone od narkotyku oczy i usta rozciągające się w łobuzerskim uśmiechu.

 - Jesteś taka seksowna... i cała moja – zamruczał i chwycił moją wargę pomiędzy zęby ciągnąc ją.

Jedna jego dłoń wylądowała na moim pośladku ściskając go, a druga sprawnie rozpięła mi jeansy i wślizgnęła się w koronkową bieliznę napierając na łono, aż jęknęłam.

W pewnym momencie zaprzestał czynności zostawiając mnie niezaspokojoną i podniósł bluzę ściągając ją ze mnie. Zostałam jedynie w dopasowanym staniku.

 - Patrzysz na mnie jak na jakieś dzieło sztuki – szepnęłam próbując odepchnąć od siebie poczucie skrępowania.

To mój narzeczony, nie powinnam się tak czuć! Ale jednak tak było, to pewnie wina jego szmaragdowych oczu. Jedno wiem na pewno, nikt jeszcze nie potrafił wzbudzić we mnie takich sprzecznych emocji jak on.

 - Bo tak jest, jesteś moją własną muzą. Sprawiasz, że wszystko staje się takie... proste i oczywiste. Nie ma piosenki, wiersza czy słów, które przekazałyby to jak bardzo cię kocham.

Odwrócił mnie tyłem do siebie i rozpiął stanik zdejmując go ze mnie. Miałam łzy w oczach słuchając jego wyznania. Jego słowa były tak poruszające, co ja mówię! Zawsze są, po prostu wie co powiedzieć żebym zaczęła ryczeć jak głupia. I jak tu go nie kochać?

Poczułam jego dłonie na plecach, pieszczące je z największą czułością. Zaczął dotykać moich blizn, przesuwając opuszkami po ich nieregularnej fakturze. Gdy ich miejsce zastąpiły usta wraz ze świeżą porcją łez wyrwał mi się z ust żałosny szloch. Zamiast odwrócić się, założyć coś na siebie i uciec stąd stałam jak kamień nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu. Mój narkotyczny stan uleciał gdzieś w przestrzeń przywracając całą rzeczywistość z powrotem.

 - Jestem na siebie taki wściekły... - szepnął między delikatnymi jak piórko pocałunkami – wściekły, że nie zauważyłem ich wcześniej. Przecież wiesz, że bym zrozumiał. Nie jesteśmy w stanie zmienić naszej przeszłości, nawet jakbyśmy bardzo tego chcieli.

Czasami były momenty, w których chciałam mu to wyznać. Jednak nie jest łatwo otworzyć takie rany i pozwolić by znów sączyła się z nich krew zmieszana z bólem i poniżeniem wywołanymi tym problemem.

 - Pamiętaj, kochanie... nawet znając wszystkie twoje tajemnice i złe momenty z przeszłości nie odejdę. Wciąż tu jestem i cię kocham, chyba nawet mocniej niż kiedykolwiek. Bo teraz czuję, że zasługujesz na więcej miłości niż do tej pory. Jeśli tylko mi na to pozwolisz to postaram się zaopiekować tobą, moja ty śliczna, niesprawiedliwie przez los skrzywdzona mała istotko.

Po tych słowach moje serce pękało z miłości do tego człowieka. Nie wiem czy byłam w stanie słuchać tych pięknych słów wypowiadanych przez równie pięknego i wspaniałego mężczyznę.

 - Pocałuj mnie, Harry... tak bardzo cię potrzebuję, że aż mnie to zabija – szepnęłam przyciskając swoje wargi natarczywie do jego i całując go łapczywie.

Oderwałam się po chwili od jego ust i zaczęłam ciągnąć go za rozpiętą koszulę w niewyraźne wzorki w stronę łóżka. Opadł na nie, a ja usiadłam na jego biodrach wpatrując się w malunki na jego torsie. Musnęłam dwie jaskółki, motyla, kończąc na dwóch liściach. Westchnął niecierpliwie zataczając kółko biodrami pode mną.

Ostatnie co udało mi się zarejestrować to słowa wytatuowane na jego lewym biodrze, bo brunet chyba nie wytrzymał już napięcia i to nagle ja znalazłam się pod nim czując jego usta na swoich...


______________________________

Niesprawdzony, mam nadzieję że się podoba!

Trochę inspiracji zaczerpnęłam z własnych doświadczeń. I nie, nie powiem która sytuacja miała miejsce :D


A x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro