2. Spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Ostrów Tumski zabytkowa część Wrocławia, był piękny o tej porze roku. W zasadzie nie tylko o tej porze. Nawet tak jak teraz, gdy byłam na wielkim kacu, a stukot moich szpilek drażnił mi uszy, doceniałam uroki tego zakątka. Lipcowe słońce cudownie oświetlało budynki, a czerwień cegieł, z których wzniesiono budynki i katedrę była głęboka i przyjemnie kojąca.

Lubiłam tu przychodzić. W upale sobotniego popołudnia wystawiałam twarz do słońca i cieszyłam się z każdego podmuchu rześkiej bryzy znad rzeki.

Mieszkałam i studiowałam we Wrocławiu. Chciałam być dentystką, ale ostatnio mi odbiło i bez przerwy myślałam o dziecięcej chirurgii szczękowej. Na razie jednak miałam wakacje i ślub własnej siostry na głowie.

Na swoje nieszczęście doskonale pamiętałam wszystko, co wydarzyło się wczoraj w klubie i gdy tylko o tym wspominałam, moja głowa bolała mnie jeszcze bardziej. Narozrabiałam, a dzisiaj będę musiała spojrzeć tym ludziom w oczy.

Moja matka wykonała do mnie z rana z dziesięć telefonów z tysiącem wymówek i pytaniem, jak mogłam im coś takiego zrobić. Wydzwaniała do mnie w chwili, gdy naprawdę potrzebowałam wypoczynku i snu, a ona truła i truła bez końca. Dlatego teraz, podchodząc pod katedrę Jana Chrzciciela, gdzie moja siostra miała mieć ślub, nie czułam się zbyt dobrze. Swój niezaciekawy wygląd maskowałam dużymi okularami z różowymi szkłami. Tak naprawdę byłam blondynką, a wczoraj założyłam tą wystrzałową różową perukę na znak protestu... dla koloru sukienek dla druhen, które wybrała powiedzmy, że moja siostra. Nie będę przecież tu wspominać, że za namową swojej teściowej Monici. Suknie były długie, zwiewne i w ogóle nie pasowały do stylowego wnętrza katedry, w której miał odbyć się ślub. Na dodatek ja i każda inna kobieta, wyglądałyśmy w takiej sukni, jak w worku. Albo ktoś nie miał gustu, albo chciał nas oszpecić. Podejrzewałam jedno i drugie.

Nie spodziewałam się tylko tego, że moje cudowne współlokatorki przerobią sukienkę po swojemu. Nina miała taki zmysł, że cokolwiek chwyciła w swoje ręce, w momencie potrafiła to przerobić w coś olśniewającego. Dlatego teraz, zamiast iść na ten ślub w różowym worku, szłam po Ostrowie Tumskim w sukin sięgającej mi zaledwie do połowy uda i sterczącej na boki jak beza. Śmiało mogłabym w tym ciuchu tańczyć Jezioro łabędzie.

Nina wykorzystała każdy skrawek z obciętej długości, aby tak napuszyć sukienkę. Dopasowały bardziej gorset i na gorącym kleju poprzyklejały do dekoltu błyszczące klejnociki. Poradziłyśmy sobie z moim makijażem i tylko z włosami było trudno zrobić cokolwiek. Musiałam je umyć, bo po ściągnięciu peruki wyglądały koszmarnie. Puszyły się więc teraz obłędnie i nawet prostownica nie do końca potrafiła je ujarzmić. Moje wspaniałe współlokatorki wymyśliły, abym założyła na głowę wczorajszą opaskę z uszkami króliczka playboya, tylko odwróciły ją tak, aby uszka były od spodu i nie podnosiły się. Tworzyły delikatne, subtelne pasma w moich falujących włosach. Dodatkowo przykleiły do opaski gorącym klejem kwiatki, które wyrwały z mojego bukieciku druhny. Przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam rewelacyjnie. Dokładnie tak, aby moja matka i ojciec dostali zawału, a siostra się popłakała. W tym przebraniu czułam się lepiej niż w tym worku i idąc do kościoła czułam wzrok mijających mnie ludzi na sobie i zagadywanie płci przeciwnej.

Przed wejściem do katedry tłoczyło się sporo ludzi. Większość z nich to turyści, chcący zobaczyć przepiękne wnętrze kościoła, jego ołtarz i witraże. Inni to też gapie czekający na ślub. Wielu ludzi zatrzymywało się w tym miejscu chcąc zobaczyć przyjazd państwa młodych i olśniewającą białą suknię oblubienicy. Po sukni mojej siostry nie spodziewała się niczego ciekawego. Dlaczego? Pewnie się domyślacie. Wybierała ją ze swoją teściową!
Podeszłam bliżej i przeciskała się w tłumie, aby wejść do środka. Weszłam i stanęłam z boku. Pierwsza część głównej nawy była ogólnie dostępna, a druga część była oddzielona i właśnie tam była moja rodzina. Obserwowałam ich przez dłuższą chwilę, jak się witają, jak ważni się czują i jak pięknie wyglądają. Uściski, całusy i uśmiechy. Wszystko wystudiowane i wyreżyserowane, jakby każdy chciał się pokazać z najlepszej strony. Wielojęzyczna, międzynarodowa śmietanka towarzyska w eleganckich ubraniach.

Spojrzałam na siebie. Chyba tam nie pasowałam. Postanowiłam zaczekać tu na końcu i nie pokazywać się im. Gdyby matka zobaczyła mnie już teraz, pewnie kazałaby mi lecieć się przebrać i tym sposobem przegapiłabym ślub siostry. Jednego byłam pewna. Magda by mi tego nigdy nie wybaczyła. Jeszcze wczoraj przypominała mi, że choćby się paliło i waliło, muszę tu dzisiaj być i ją wspierać. Patrzyłam, jak goście wchodzą do ławek, jak zajmują swoje miejsca i dopiero w chwili, gdy nastała cisza, a pod drzwi kościoła podjechał wielki czarny samochód postanowiłam ruszyć się i zająć swoje miejsce przy ołtarzu obok trzech innych dziewcząt. Weszłam do środka i dumnie szłam środkiem głównej nawy. W panującej tu ciszy stukot moich szpilek był doskonale słyszalny. Zauważyłam mojego przyszłego niemieckiego szwagra. Czekał już ze swoją świta na pojawienie się mojej siostry. Słysząc jednak jak nadchodzę, odwrócił się zaciekawiony i z niedowierzaniem spojrzał na mnie. W ślad za jego spojrzeniem podążyli kolejni goście i ławka po ławce odwracali sie w moją stronę. Z trudem przełknęłam ślinę. Czyżbym przesadziła? Spojrzałam na rodziców. Oni też, właśnie się odwracali. Ojej! Czyżbym znowu narozrabiała?

Z wrażenia wypadł mi z rąk mój mały bukiecik druhny. Schyliłam się po niego szybko, ale zaraz się wyprostowałam. Miałam przecież cholernie krótką sukienkę. Nie chciałam, aby uczestnicy wesela poczuli się zgorszeni widokiem moich majtek. Podniosłam się powoli i stwierdziłam, że wszyscy zszokowani patrzą na mnie! Nie! Nie na mnie, a gdzieś poza mnie! Odwróciłam się i zrozumiałam, że patrzą na mężczyznę, który stał w pewnej odległości ode mnie.

Przystojniak w garniturze stał z rękami w kieszeniach spodni i przyglądał się... chyba otoczeniu, bo przecież nie mi i moim nogom. Spojrzałam w jego oczy. Cholera, tak myślałam, chodziło mu o moje nogi! Muszę przyznać, że był niezły. Kim był? Nie miałam pojęcia i szybko uciekłam na swoje miejsce. Niech wszyscy patrzą na niego. Uff! Teraz grzecznie powinnam czekać na przybycie mojej siostry. Tylko, że cholernie mnie korciło, aby spojrzeć i odszukać tego faceta.

Podniosłam wzrok i mój Boże, szedł środkiem nawy na sam przód, do nas i z zadowoleniem wszedł do ławki, gdzie siedzieli teściowie mojej siostry, Monica i Arthur. Powiedział coś do kobiety, ucałował ją w policzek i przywitał się z Arthurem. Teściowa ewidentnie zasłabła osuwając się na ramię męża. Pomyślałam, że facet jest przystojny i niesamowicie elegancki, ale żeby robić na Monice aż takie wrażenie? Cóż nie mi o tym dywagować. Przystojniak jednak na tym nie poprzestał. Spojrzał na mojego przyszłego szwagra. Skinął mu na przywitanie głową, a potem jego niebieskie oczy utkwiły we mnie. We mnie? Uśmiechnął się rozbawiony. W tym momencie prawie padłam z wrażenia. Tak cudownego uśmiechu jeszcze nie widziałam. Mówię to ja, przyszła dentystka, zawodowiec i ... kobieta! Przystojniak potarł z zakłopotaniem swoje policzki dłonią i pokazał mi ukradkiem dwa palce. Jakby znak V, a potem wskazał skrycie na moją głowę.

Zmrużyłam z zaciekawienia oczy. O co mu chodziło? Wtedy mnie olśniło! O rany! Panikując pomyślałam od razu o uszkach i sięgnęłam ręką, aby dotknąć mojej opaski. Uszka króliczka playboya stały w pionie w najlepsze! Może nie były na szczęście tak wysokie jak wczoraj, ale skubane stały! Przecież matka mnie zabije. Szybko je zgięłam i przyklepałam na włosach. Musiały się wyprostować, gdy się schyliłam po bukiecik i oby już więcej nie próbowały się podnieść. Z wrażenia i zakłopotanie było mi cholernie gorąco. Spojrzałam na przystojniaka, aby mu podziękować. Stał tam poważny, z grobową miną i muszę przyznać, nikt nie miał tak posępnego oblicza na tym ślubie jak on. Może jeszcze jego matka i ojciec i mój szwagier Martin. Coś tu zdecydowanie było nie tak! Musiałam się dowiedzieć o co chodzi. Będę drążyła ten temat do śmierci, bo facet był dla wszystkich większą sensacją pojawiając się na tym ślubie niż moje stojące różowe uszka króliczka. Takiej konkurencji nie mogłam tolerować!

======================================

W następnym rozdziale poznajcie Lothara.

Dajcie tylko znać, co o tym myślicie....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro