Rozdział 6 cz. 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział  6 cz. 4

Sebastian spoglądał na siostrę, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Jedną ręką przesunął po twarzy, wzdychając przy tym ciężko.

— Naprawdę... Jesteś taka... — mruczał. — Wiedziałem, że po tym wszystkim możesz mi nie uwierzyć, dlatego chcę ci coś pokazać.

Nie czekał na zgodę, po prostu ruszył, ciągnąc siostrę za sobą.

— Sebastian, natychmiast mnie puść.

Prośby i nakazy na nic się zdały. Weld wydawał się wykonany ze skały. Zwolnił dopiero gdy znaleźli się przy pojeździe. Annalise odskoczyła dokładnie w tej samej chwili, w której ją puścił. Nie czuła się komfortowo i pewnie, gdzieś pod skórą czaił się strach. Wzrósł, gdy ujrzała, co takiego trzymał Sebastian.

— Na duszę ojca, Sebastian! — pisnęła, napinając się. — Skąd masz broń?

Pierwszy raz w życiu widziała pistolet na żywo. Potrafiła być spokojna w wielu emocjonalnych sytuacjach, ale ten moment całkowicie wytrącił ją z równowagi. Była przerażona. Sebastian zachowywał się dziwnie, a teraz trzymał w rękach przedmiot, którym można odebrać życie. Oczywiście, że mógł służyć do samoobrony, ale stworzona przez niego otoczka bardziej przypominała próbę morderstwa. Oczywiście, że nie wierzyła w tak irracjonalną rzecz, ale myśli jej szalały i nawet to przez nie przeszło. Próbowała sobie przypomnieć, co wie o zasadach posiadania broni, ale w głowie panowała całkowita pustka. Wycofała się o kilka kroków, wpadając na coś. Z krzykiem odwróciła się, czując, jak ktoś chwyta ją za ramiona.

— Claude... — wyszeptała, a w oczach zebrały się łzy.

Nie wiedziała, skąd się tutaj wziął, ale w całym tym szaleństwie, cieszyła się, że się pojawił. Zawsze zjawiał się w kluczowych momentach. Niczym rycerz na białym koniu. Chociaż było to mało rozsądne, Annalise odruchowo rzuciła się Claude na szyję, oddychając szybciej. W głowie zabrzmiały słowa brata, że de Maladie jest niebezpieczny. W tym całym szaleństwie i one nie dawały kobiecie spokoju.

— Annalise, odsuń się od niego. Zakończę to raz i porządnie — skomentował Sebastian, celując bronią w stronę szefa.

Claude ciężko westchnął.

— Sebastianie, uważasz, że co robisz? — Uniósł brew. — Straszysz siostrę. Póki jeszcze nie popełniłeś błędu, którego nie da się naprawiać, opuść broń.

Annalise zesztywniała jeszcze bardziej, chcąc się odwrócić i zobaczyć. Chciała wiedzieć, czy Sebastian naprawdę celuje w jej stronę. Claude ją przytrzymał.

— Cii... Lotosie, pozwól, że sam się tym zajmę — poprosił.

Sebastian zaśmiał się.

— Naprawdę uważasz, że pozwolę jej być z takim zjebem, jak ty? Zniszczysz ją. Tak jak zniszczyłeś życie niezliczonej ilości ludzi — kpił. — Nienawidziłem cię, ale dla rodziny byłem posłuszny. Teraz chcesz zniszczyć życie mojej siostrze, dla której znosiłem cię przez te wszystkie lata. Ja, jako zastępstwo naszego ojca ci już nie wystarczam?!

Odpowiedź nie nadeszła. Annalise nie widziała brata, ale chciało się jej płakać. To była scena jak z horroru. Nie mogła w tej chwili myśleć racjonalnie, ale zapamiętywała wszystkie padające słowa.

— Praca musiała cię przytłoczyć, Sebastianie. Stąd te bzdury. Odłóż pistolet.

Nakaz spotkał się ze śmiechem, ale wyraz twarzy Claude nie uległ zmianie. Nie wyglądał na przejętego sytuacją, odmową, był spokojny i wręcz dziwnie naturalny. Annalise zastanawiała się, jak daje sobie radę.

— To szalone... — wyszeptała, zamykając oczy i przegryzając wargę.

— Sebastianie, nie zmuszaj mnie do skrzywdzenia cię. Zrób to dla siostry i odłóż broń. W innym wypadku ochrona zareaguje i nawet ja nie będę w stanie powstrzymać ich przed wykonaniem własnej pracy.

Claude przyciągnął Annalise bliżej siebie, zmuszając, by całościowo oparła czoło o jego pierś. Nawet kiedy chciała się odsunąć, nie pozwolił na to. Została odcięta od jakichkolwiek widoków. Nie pomogło, wręcz jeszcze bardziej podsyciło nerwy kobiety. Zacisnęła dłonie na pomiętej już marynarce.

— Nie daj go skrzywdzić... — prosiła. Bała się, że jeśli doszłoby do strzelaniny, to Sebastian tego nie przeżyje.

W odpowiedzi otrzymała dłoń na głowie, która czule przesunęła się w stronę pleców. Zapach perfum Claude wręcz dusił, a ciepło starało się ukoić zszargane nerwy. Tylko to wciąż było za mało.

— Sebastianie, musisz podjąć decyzję. I masz ku temu możliwość tylko dzięki siostrze.

Rozniósł się huk wystrzału, a Annalise krzyknęła, podskakując i prawie wyrywając się z trzymających ją ramion. Chciała się odwrócić, chciała zobaczyć, ale uścisk Claude był żelazny. W panice nie spostrzegła, że po hałasie nastąpił kolejny, cichszy.

— Dokonałeś dobrego wyboru.

Wreszcie Annalise mogła się odwrócić. Ujrzała klęczącego na ziemi brata z rękami na plecach i ludzi, którzy okrążyli go, trzymając na muszce własnych pistoletów. Rozpoznała twarze ochroniarzy, widziała również leżąca na ziemi broń i dziwny ślad. Jednak pozycja Sebastiana nie pozwoliła w pełni odetchnąć. Odwróciła się w stronę Claude, powoli odsuwając ręce, które oparła na jego piersi. Czuła się słaba, a mimo to pragnęła się cofnąć o krok. Niestety, zachwiała się. U jej boku od razu pojawił się de Maladie. Był rycerzem, który miał szczęście zawsze być obok i wspierać. Zawsze. Bez słowa podniósł ją na księżniczkę. Annalise zarzuciła mu na szyję ręce.

— Mój brat...

— Zapewniam, że będzie cały i zdrowy. Nie zgłoszę również tego, ale zlecę mu badania psychologiczne i odpoczynek — zapewnił. — Niczym się nie martw. Jestem obok. Pozwól sobie upaść, Annalise. Nie złamiesz się, nie ze mną.

Oczy wypełniły łzy. Ufała mu. Nie miała powodu, by nie ufać. Wtuliła się, nie myśląc o wizerunku, o tym, co stanie się dalej. Była cholernie przerażona, chciała krzyczeć i dowiedzieć się, że to tylko durny sen. 

~ CDN ~

No cóż wam powiem, punkty lecą do Claude, bo w sumie znowu wygrał. I to w pięknym stylu. Miłego wieczoru! ^^

Data pierwszej publikacji: 27.02.2023

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro