Rozdział 7 cz. 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział  7 cz. 1

Marie była zaskoczona nagłą decyzją syna o potrzebie urlopu. Pomimo upływu czterech dni wciąż wyrażała na głos niedowierzanie.

— Zawsze mówił, że nie może wypocząć, bo ma tak wiele pracy! — Spojrzała w stronę ramki z rodzinnym zdjęciem. Jedynym, na którym była cała ich czwórka. — Zasłużył. To taki dobry i uczynny chłopak. Poświęcając się pracy, nigdy nie zazna szczęścia w życiu.

Marie westchnęła ciężko, krojąc warzywa. Annalise była cicho. Nie czuła się dobrze, bo wiedziała, że to wszystko jest kłamstwem. Najpierw chciała powiedzieć matce prawdę albo chociaż jej część, ale po tym przypomniała sobie o jej chorym sercu. Nie mogła tego zrobić. Chociaż od wtedy nie zamieniła z bratem słowa, to w tej kwestii myśleli jak jedna osoba. Upozorowano, że nieobecność chłopaka wynika z wyjazdu wypoczynkowego. Nie było pewności, że to wystarczy, dlatego Claude zaoferował, że w razie czego będą mogli użyć wyjazdów służbowych, jak wymówki. To była wersja dla wszystkich, również pracowników. Ochrona miała zakaz wspominania o wydarzeniach z magazynu. Uporządkowanie tych kwestii było nieco pocieszające.

Annalise wbiła spojrzenie w miskę pełną płatków na mleku. Powinna ją dokończyć, ale całkowicie straciła apetyt. Nie mogła zapomnieć o potwornej prawdzie.

Sebastian otrzymał ultimatum i po badaniach umieszczono go w szpitalu. Claude czuwał nad wszystkim, zdejmując z ramion Annalise niemały ciężar. Gdyby była w tej chwili sama, to obawiała się, że mogłaby po prostu nie podołać. Była człowiekiem i miała granicę. Dlatego de Maladie jedynie zyskiwał w jej oczach. Annalise nie widziała w nim już szefa, czy nawet przyjaciela. Dopiero ta sytuacja i jej następstwa uświadomiły kobiecie, co czuła. Weld sarkastycznie uważała, że brat dał jej poza stanami lękowymi również oświecenie.

— Znowu do niego jedziesz?

Pytanie wyrwało Annalise z własnych myśli. Marie stała przed nią z założonymi na biodra dłońmi i oczekiwała odpowiedzi. Ta nie nadchodziła.

— Mamie nie powiesz? — zagadnęła. — Coś między wami jest, prawda? Pan de Maladie to złoty człowiek, gdybym miała go za zięcia... — rozmarzyła się.

Annalise kaszlnęła.

— Mamo, nie wróż — poprosiła, wstając.

— Swoje widziałam i swoje wiem. Nie jeździłabyś do niego, gdyby nic nie było.

Marie miała rację tylko w części. Pomysły, by Annalise nocowała u Claude, wyszedł po tym, jak dzień po napadzie brata, dostała w ciemnościach ataku paniki. Sama nie pamiętała, jakim cudem zadzwoniła do de Maladie. Wszystko się zlewało i wolała nie rozgrzebywać tych wspomnień. Wtedy to Claude ją uspokoił. Czuła się przy nim bezpiecznie, a więc ostatecznie padło, by do niego przyjeżdżała. Najpierw się wstydziła, ale później była tylko zawstydzona i szczęśliwa. Chociaż stres, że mogłaby zniszczyć coś bezcennego, wcale nie znikł. Wolała nie zastanawiać się, ile kosztowały same akcenty w pomieszczeniach, o meblach nie wspominając.

— Nie powinno się zapeszać — stwierdziła wymijająco i zgarnęła torbę.

Delikatny śmiech Marie odprowadził Annalise do wyjścia. Włosy odgarnęła do tyłu dopiero na zewnątrz. Poprawiła płaszcz, sprawdziła zawartość torby i z ulgą stwierdziła, że miała wszystko. Uśmiechając się lekko, ruszyła w stronę parkingu, na którym umówiła się z mężczyzną. Nie wyglądała szczególnie inaczej. Jeansy, beżowa koszulka, luźno spływające włosy oraz brązowy płaszcz. Torba też była częstym elementem. Zaczęła się zastanawiać, czy może nie powinna ubierać się jakoś inaczej, ale szybko porzuciła takie myślenie. Dbanie o siebie było ważne, czasami też można było ubrać się ładniej, ale nie było potrzeby wychodzić poza własną strefę komfortu. Musiała być przede wszystkim sobą.

— Tutaj, Lotosie.

~ CDN ~

Mamy mają najlepszego nosa. Pamiętam, jak moja już około roku wcześniej pytała mnie, czy dany chłopak mi się podoba, a ja byłam jak nope. Fajne "nope", jak właśnie jestem z nim już ponad osiem miesięcy xD Pozdrawiam was wszystkich cieplutko i lecę pisać <3

Data pierwszej publikacji: 01.03.2023

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro