ᴠɪ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Chciałby ktoś może pomóc mi dobić 200 obserwujących? Z góry dziękuję 🌹🌹

- No chyba cię pojebało?! - krzyknąłem, wychodząc z łazienki w stroju, który
przygotował mi wcześniej szef mafii. Nie dało się tego nazwać ubraniem, to był po prostu strój.

Czarna, obcisła lateksowa góra nie sięgająca nawet pępka, bez ramion, z wycięciem gwiazdki na środku klatki piersiowej. Do tego krótkie spodenki, jednak te były już nieco luźniejsze i dresowe, również czarnego koloru.

No ale ta góra?! Tego nawet koszulką nie da się nazwać! Pojebało go do reszty!

- Nie pójdę w czymś takim na jakiś bal! - ponownie krzyknąłem, zatrzymując się przed nim siedzącym na moim łóżku.

Facet wyłączyl telefon, po czym leniwie podniósł swój wzrok na mnie. Jego oczy błądziły przez chwilę po moim przebraniu, po czym jeden jego kącik ust podniósł się.

- Leży na tobie lepiej niż myślałem - mruknął pod nosem, wstając z łóżka, przez co ja musiałem cofnąć się o dwa kroki. - Wyglądasz cholernie jak dziwka - prychnął cichym i krótkim śmiechem.

- No co ty do kurwy nie powiesz? Serio? - pytałem retorycznie, czując, że zaraz stracę nad sobą kontrolę. - Nie ma, kurwa, szans, że idę tak ubranym! - krzyknąlem i tupnąłem nogą, by pokazać swoje zdenerwowanie.

Uśmieszek bruneta znikł, a on sam milczał przez moment, niemal wzrokiem przenikając przez moją duszę.

- Idę po maskę idealną dla ciebie... - warknął niskim tonem przechodząc obok mnie, nawet nie kłopocząc się z tym by odsunąć się na bok, więc po prostu mocno szturchnął mój bark. - Zaraz wrócę - mruknął przed wyjściem, po czym zamknął za sobą drzwi.

Szlag...

Mam przejebane.

⁠✯✯✯

Siedziałem grzecznie przez nieco dłużej niż zapowiadał to szef mafii... Siedziałem tu około godziny! "Zaraz wrócę", jasne!

W tym czasie przez moją głowę przepływało wiele myśli... Na przykład, ucieczka.

Co, jakby udało mi się uciec na balu? Jeszcze nie wiem jak to zrobić, ale przecież musi nadarzyć się chociażby jedna sytuacja idealna do ucieczki! Nie ma innej możliwości.

W końcu, po całej, pieprzonej godzinie facet wszedł do mojego pokoju już przebrany na bal.

Miał na sobie czarną koszulę, przez którą można było dobrze zobaczyć jego umięśniony tors. Jej dwa górne guziki były odpięte, a rękawy lekko podciągnięte, tym samym pokazując tatuaże na prawej ręce faceta i złoty zegarek na lewym nadgarstku.

Do tego miał na sobie tego samego koloru luźne spodnie jeansowe, czarne, skórzane buty oraz idealnie komponujący się do tego skórzany pasek.

Szczerze? Wyglądał naprawdę dostojnie jak na faceta.

Jedyne, co nie podobało mi się w tym całym układzie to to, co trzymał w dłoni. Wyglądało to na jakąś maskę, ale nie zbyt codzienną...

- Wstawaj - rozkazał z ciężkim westchnieniem.

Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Nigdy nie wydawał się aż tak poważny...

Bez zbędnych słów niepewnie wstałem tak, jak rozkazał szef mafii.

Podszedł do mnie mozolnym krokiem, a następnie bez ostrzeżenia przyłożył mi skórzaną maskę do twarzy. Gwałtownie obrócił mnie tyłem do siebie, po czym szybkim, sprawnym ruchem zapiął mi ją z tyłu głowy.

Ponownie odwrócił mnie, tym razem w swoją stronę, a ja przez to czułem się jak wirująca baletnica...

- Jest idealnie - mruknął, wrednie się uśmiechając.

Zmarszczyłem brwi i chciałem powiedzieć, że ta maska jest bardzo niewygodna, jednak... Nie mogłem się odezwać. Moja szczęka nie mogła się ruszyć!

Przeniosłem ręce na tył głowy i chwyciłem jeden z pasków. Próbowałem go odpiąć, szarpałem, próbowałem urwać, w tym samym czasie w myślach wyklinając tego pierdolonego sadystę...

- Jest na kluczyk - odezwał się brunet, podnosząc dłoń. Spojrzałem się na niego. W niej trzymał mały, metalowy kluczyk...

Chciałem teraz wykrzyczeć mu prosto w twarz, jak bardzo go nienawidzę, jak bardzo wielkim jest dupkiem, no ale do cholery nie mogłem!

Spróbowałem chwycić kluczyk, jednak ten od razu cofnął rękę.

- Bądź grzeczny, to może kiedyś ci to zdejmę - zaśmiał się niskim tonem, położył wolną dłoń na moich włosach i lekko je poczochrał.

Uduszę go, uduszę go, uduszę go...

⁠✯✯✯

Szef mafii kurczowo ściskał moje ramię, prowadząc mnie zaraz obok niego.

Nie ufa mi. Szmaciarz!

W samochodzie paplał mi coś nad uchem, że mam się zachowywać, że to bal organizowany przez jego wujków, że mam nic nie odwalać...

I on myśli, że będę się go słuchać? Jasne!

Zostałem wprowadzony do wielkiego pomieszczenia, najpewniej była to właśnie sala bankietowa.

Przechodziliśmy cały czas obok elegancko ubranych ludzi. Wszyscy byli ubrani w czarne koszule lub krwisto czerwone sukienki, tylko ja byłem ubrany tu jak dziwka w kagańcu...

Nagle poczułem, jak skrawek mojej góry odrywa się od mojej skóry, a po chwili z powrotem wraca na swoje miejsce.

Chciałem spojrzeć się za siebie, jednak brunet od razu szarpnął mnie do przodu, przez co z mojego gardła wydobył się cichy, niekontrolowany pisk.

- Masz się zachowywać, młody - warknął, nawet na mnie nie zerkając. - Tutaj cię zostawiam - mruknął w moją stronę, rozglądając się dookoła.

Jak to? Jak to mnie do cholery zostawia?! Przy tylu zboczeńcach?

Wdałem się w jego ślady i również się rozejrzałem. Gdy chciałem ponownie spojrzeć na szefa mafii, by nie zgodzić się na to, że zostanę sam... Go już nie było. Dosłownie rozpłynął się w powietrzu!

Chciałem go zawołać, jednak przez moją maskę, jeśli w ogóle mogę ją tak nazywać, nie byłem w stanie...

Idiota, idiota, idiota... Nienawidzę go!

Przedzierałem się przez tłum ludzi, w poszukiwaniu szefa mafii. Przecież nie mógł za daleko się oddalić!

Nagle jednak zostałem zmuszony się zatrzymać. Ktoś pociągnął mnie za talie, tym samym przyciągając mnie do jego klatki piersiowej.

- Gdzie uciekasz? - zapytał mnie obcy głos.

Spojrzałem się do góry. Nie znałem go, jednak byłem pewny, że facet był co najmniej podpity...

Rozumiem, że się spóźniliśmy trzydzieści minut, ale czy ludzie już naprawdę zdążyli się upić?...

Spróbowałem odepchnąć wyższego od siebie szatyna i pójść dalej, jednak od dalej kurczowo trzymał dłoń na mojej talii.

- No chodź, nie opieraj się... - jęknął zmęczony. - Zapłacę ci dobrze - mruknął, zniżając się na wysokość mojego ucha.

I w tamtym momencie spanikowałem. Próbowałem wyrwać się z objęć faceta, jednak ten był zbyt silny.

Do moich oczu napłynęły łzy. Szarpałem się, jednak moje starania szły na marne.

Zacząłem wzrokiem szukać ratunku. Aż w końcu go znalazłem.

Złapałem kontakt wzrokowy z szefem mafii. Patrzył się wprost na mnie z szerokim uśmieszkiem.

Szarpnąłem się w jego stronę, jednak dalej szło to na nic.

- Uspokój się młody - warknął. - Nie dziwię się, że masz kaganiec na mordzie... - powiedział, po czym chwycił mój kark.

Po policzku poleciała mi łza bezsilności. Zaczęło robić mi się duszno pod maską. Mój oddech stał się nieregularny, urywany, a przed oczami widziałem jedynie zamazane obrazy.

- Nie rycz i po prostu daj mi się przelecieć! - ponownie warknął, tym razem zdecydowanie groźniej niż wcześniej.

Pociągnął mnie w nieznaną mi stronę, jednak byłem zbyt słaby by protestować.

- Przepraszam, nie przeszkadzam? - odezwał się za nami dobrze znany mi głos.

W tamtym momencie szatyn rozkojarzoł się oraz rozluźnił uścisk na moim karku.

Wykorzystałem to i nie wiele myśląc, wziąłem się do biegu.

Przeciskałem się przez ludzi, uciekając tyle, ile mam sił w nogach.

Byłem blisko głównego wyjścia. Wybiegłem na zewnątrz. Oczywiście nie mogło wszystko potoczyć się pięknie. Złapali mnie ochroniarze.

Jeden z trzech rosłych facetów mocno trzymał moje ramię. Drugi coś do mnie mówił, jednak nie wyłapywałem ani jednego słowa. Byłem w panice. Do tego właśnie uciekałem przed szefem mafii.

Nagle ktoś chwycił mnie za drugie ramię i pociągnął w stronę, w którą miałem zamiar biec. Spojrzałem się na tą osobę. Był to właśnie szef mafii.

Szarpnąłem się. Na nic. Szarpnąłem się drugi raz. Znowu na nic.

Moje policzki zalały się łzami, a mi coraz bardziej brakło oddechu.

W końcu zatrzymaliśmy się gdzieś, gdzie nie było ludzi.

Stanął przede mną i mocno chwycił moje barki. Mówił coś do mnie, jednak wszystko słyszałem jak przez mgłę.

- Kurwa, uspokój się, nie zabiję cię! - krzyknął, delikatnie ocierając moje łzy z policzków.

Ten ruch nieco zadziałał, jednak dalej ciężko było wziąć mi oddech.

- Ale nie myśl sobie, że nie masz przejebane. Masz cholernie przejebane - warknął z przerażającym uśmiechem, idealnie współgrającym do jego jasnych oczu mieniących się w blasku księżyca.

Facet puścił mój bark, chwycił mój lewy nadgarstek i gwałtownie podniósł moją rękę w górę.

- Widzisz to? - spytał, pokazując ranę po ugryzieniu. - Oznacza to, że kurwa jesteś mój, rozumiesz? - ponownie zapytał. - Więc nawet nie próbuj uciekać, bo nie pozwolę tak łatwo uciec swojej własności. Jasne? - warknął, nie odpowiadałem, tylko patrzyłem się w świeżą ranę z przerażeniem i ciężkim oddechem. - Pytam do cholery, czy jasne?! - krzyknął, szarpiąc lekko za mój bark.

Pokiwałem na to lekko i niepewnie głową. Nie było mnie stać na bardziej żwawy ruch. Nawet nie wiedziałem do końca, na co się zgadzam

--------------------

Chciałam napisać w tym rozdziale coś jeszcze, ale i tak jest już 1400 słów...

Ej bo ja wam cały czas powtarzam, że was kocham.

A wy mnie kochacie? 🥹💚






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro