7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Naprawdę nie wiem, jak doszło do tego, że o poranku oboje byliśmy posiniaczeni. Wydawało mi się, że całowaliśmy się jeszcze chwilę nim zasnęliśmy, lecz ilość śladów ust pokrywających nasze torsy, ramiona, a nawet żebra wskazywała na to, że nie byliśmy tak delikatni jak to zapamiętaliśmy.

Uśmiech szerzył się na moich wargach na widok spokojnej, nadal pogrążonej we śnie twarzy chłopaka. Po ujrzeniu, iż wiszący na ścianie zegar wskazywał, że było trochę po ósmej, pocałowałem czule mojego słodkiego chłopca.

Nie wiedziałem, czy reszta ekipy już już się obudziła, wstała, a może tak jak Harry wciąż spała. Nie obchodziło obchodziło mnie to aż tak, gdyż hotel oferował śniadanie w ich bufecie dopiero po godzinie dziewiątej. Nie mieliśmy po co spieszyć się ze wstawaniem. Postanowiłem wziąć prysznic i to właśnie tam odnalazł mnie Harry. No, może nie dosłownie, bo w końcu nie widział mnie. Wszedł do łazienki, gdy akurat kończyłem kąpiel, wycierając ciało grubym ręcznikiem stojąc na brodziku. Dzieliła nas czerwona kotara.

- Myjesz się? - spytał, gdy zdradziłem mu swoją obecność. - Chciałem wymyć zęby i twarz, nie przeszkadzaj sobie.

- Ależ spokojnie - wychyliłem się za zasłonkę, podziwiając potargane z rana pukle bruneta. - Ślicznie wyglądasz.

- Na pewno nie, czuję jak oczy mi się lepią - jęknął, podchodząc do umywalki, na której położył szczoteczkę szczoteczkę I tubkę pasty. Zaczął ochlapywać swoją twarz wodą, a później myć zęby.

- Rozchmurz się! - zawołałem, wychodząc z wanny, a następnie poczochrałem gęste loki. - To już dzisiaj...

- Nie mamy pewności, że tam wejdziemy - układał włosy palcami po wypluciu piany i ostatecznym wypłukaniu buzi. Rzuciłem ręcznik gdzieś na podłogę, stojąc lekko za Harrym w całkowitej nagości.

- Sam jeszcze wczoraj byłeś chyba najbardziej po Niallu pozytywnie nastawioną osobą co do dostania się tam! - uniosłem brwi.

- Ale teraz zaczynam się stresować.

- Zayn pomoże nam się tam wcisnąć, sam tak mówił - wzruszyłem ramionami. - Nawet jeśli nie uda nam się wejść na Woodstock, to i tak mamy za sobą świetną przygodę. Przed nami również. Nie ma powodu do zmartwień.

Zauważyłem jak Harry uśmiecha się do lustra i drapie malinkę położoną na jego brzuszku. Objąłem go od tyłu, zostawiając między nami trochę przestrzeni, by nie dotknąć swoim penisem jego pośladków.

- Podoba mi się to - uniósł do góry prawy kącik wykrojonych czerwienią ust.

- Hmm?

- To, jak swobodnie zacząłeś się czuć. Nie traktujesz nagości jako czegoś szokującego.

- Bo jesteśmy sobie oddani będąc w związku - spojrzałem na nas w lustrze. - I tak nie mamy przed sobą nic do ukrycia.

Wtuliłem twarz w kark chłopaka i zaciągnąłem się zapachem jego boskiego, pod każdym względem, ciała.

- Masz mokre włosy - szepnął, wczepiając dłoń w moje szorstkie kudły, z których rzeczywiście kapała woda. - Dam ci swoją suszarkę i w tym czasie wybiorę nasze stylizacje, ok?

- Aż strach się bać, jak mnie ubierzesz - drażniłen się z nim, czekajac aż wróci do mnie po wyjściu z łazienki, aby wręczyć mi szarą suszarkę do włosów.

Posłał mi głupią minę, kiedy znalazłem kontakt na ścianie tuż obok lustra. Opuścił łazienkę, a ja spojrzałem na swoje odbicie lustrzane, podświadomie uśmiechając się chyłkiem.

Jeśli mam być szczery sądziłem, że Harold bardziej zaszaleje w doborze ilości kolorów i dodatków.

Kiedy oboje byliśmy gotowi do wyjścia, przyglądaliśmy się sobie nawzajem dochodząc do wniosku, że oboje wyglądamy fenomenalnie, kompletnie się od siebie jednocześnie różniąc.

- Wyglądasz cudownie - powiedziałem prostolinijne po chwili wybuchając śmiechem z chłopakiem, ponieważ powiedział dokładnie to samo w tym samym momencie.

- Jesteśmy najgorszą hipisowską parą - skomentował, poprawiając opaskę w moich włosach. - Jak się czujesz będąc dzisiaj kwiatowym chłopcem jak ja?

- Pedalsko - powiedziałem z udawaną powagą, która ponownie wprawiła chłopaka w śmiech. - A tak szczerze to... ładnie - uśmiechnąłem się.

- To świetnie. Caroline kupiła je specjalnie dla nas - znowu dotknął różowo-białych sztucznych kwiatów zdobiących jego loki. - Powinniśmy być już w jadalni, chodźmy zatem.

- Już jestem gotowy na ich wścibskie i dosadne pytania - obwieściłem, splatając ze sobą nasze dłonie, następnie zamykając nasz pokój na klucz.

- Lepiej skupmy się na tym, by zeswatać ze sobą Liama i Zayna - zaproponował z westchnięciem, ponieważ tuż za drzwiami w pokoju hotelowym było dużo bardziej gorąco. - Nie przeżyję drugi raz takiej sytuacji, jaka miała miejsce między Caroline i Niallem.

- Oh, za długo już znam mojego przyjaciela, kochanie - machnąłem pewnie wolną ręką. - On się nigdy nie pierdolił i teraz z pewnością też tak nie będzie.

- Wiedziałeś w ogóle, że oprócz kobiet kobiet lubi też facetów?

- Domyślałem się - spojrzałam w jego kierunku. - Teraz mam tylko pewność.

- Powiem ci, że ma dobry gust. Zayn to niezłe ciasteczko, prawda?

- Dobrze wiesz, że tylko ty mi się podobasz - pokręciłem głową z uśmiechem.

- Nie pytam, czy ci się podoba. Stwierdzam tylko fakt, że Zayn jest atrakcyjny.

Zaczęliśmy kierować się wąskimi schodami w dół, do restauracji.

- Zadałeś mi pytanie, głupku - dałem mu kuksańca. - Chciałeś mojej opinii.

- No bo ja zapominam, że jesteś... Harryseksualny - prychnął.

- Podoba mi się to określenie - dałem mu szybkiego całusa, witając się z dwoma kobietami z recepcji. Zauważyłem całą naszą paczkę siedzącą przy dużym stole pod parasolem na wielkim tarasie. Tylko nasza jedyna dziewczyna gdzieś zniknęła.

- Dzień dobry, piękni! - zaszczebiotał Harry, w czym reszta odwzajemniła mu się z równie dużym entuzjazmem. - Gdzie Caro wam uciekła?

- Zmienia tampona w kiblu - Niall wzruszył ramionami. Zauważyłem, że każdy miał już swój posiłek. - Liam zamówił wam coś na własną kieszeń.

- Powaliło cię, stary? - spojrzałem na niego zdziwiony, zasiadając z Harrym do stołu. Po mojej prawej siedział Zayn.

- Ty już o waleniu tak z rana? - uśmiechał się gorliwie, sącząc obscenicznie swoją zapewne gorzką, czarną kawę. Oparł się wygodnie o swoje drewniane krzesło, na którego ramię opierał dłoń chichoczący mulat. Zayn miał na nosie okulary przeciwsłoneczne i siedział bardzo, cóż - bardzo - blisko Liama.

- Nie muszę walić żadnego konia, przecież mam Harry'ego - uśmiechnąłem sie głupkowato, dyskretnie kopiąc bruneta pod stołem, aby wiedział, że droczę się.

- Jesteście zboczeni tak strasznie - burknął Niall.

- I kto to mówi?

- Niall jest teraz w poważnym stanie depresyjnym - Liam zrobił poważną minę - nie dość, że nie może uprawiać seksu przez najbliższe dni, to jeszcze ona cały czas za wszystko go gnoi.

- Przecież można uprawiać seks, gdy laska ma okres - wzruszyłem ramionami, ignorując obrzydzone spojrzenie Harry'ego. - Dla chcącego nic trudnego!

- Ponadto uprawianie seksu w trakcie menstruacji zmniejsza bóle brzucha i obficie krwawienia - wypowiedział się Zayn, odgarniając okularami swoją grzywkę. Kończył jeść tosta, gdy Liam wgapił w niego zdezorientowane spojrzenie.

- Skąd wy oboje to, kurwa, wiecie? - wypalił równie skonsternowany Niall.

- Bo wiemy - mruknąłem równocześnie z Zaynem, samemu będąc przez chwilę zaskoczony.

- Zayn to chyba kolejna pasująca i zaginiona dusza w naszym składzie - Harry uśmiechnął się szeroko, przylegając policzkiem do mojego ramienia. - Ale mimo wszystko nie wyobrażam sobie tego doświadczenia z penisem i krwią w waginie.

- Ty wyobrażasz sobie w ogóle swego penisa w jakiejkolwiek waginie? - parsknąłem.

- Tak. Gdy chcę pozbyć się erekcji.

Wszyscy zaśmialiśmy się dźwięcznie, gdy Harry tylko beztrosko utkwił wzrok na dłoniach mężczyzny, który przyniósł na tacy dwa posiłki z napojami wyglądającymi jak koktajle owocowe. Pierwszy raz miałem ochotę podziękować za coś Liamowi, widząc te piękne naleśniki, skąpane w syropie klonowym.

- O mój Boże, nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo byłem głodny... - wymamrotalem, po wzięciu do ręki noża i widelca.

- Macie naleśniki?! - usłyszałem głos Caroline. Dziewczyna z różowymi włosami (do których swoją drogą wciąż nie mogłem się przyzwyczaić) przysiadła się, oblizując usta. - A mi kazaliście jeść jakieś głupie jajka z bekonem.

- Jeśli chcesz, możesz zjeść trochę moich - zaoferował Horan.

- Pewnie, że chcę! - odpowiedziała od razu z szaleńczymi ognikami w oczach.

- Za buziaka? - przybliżył się do niej. Jego oczy były wręcz maślane, kiedy przysuwał swój talerz w ręce Caroline, wyczekująco oblizując usta.

Ona od razu dała mu niezobowiązującego całusa, zabierając się za jedzenie porcji, nie dbając o dobre maniery jakie zawsze wpajano mi, iż kobiety powinny przestrzegać najbardziej.

- Oddał jej swoje jedzenie? - Harry uniósł brew, szepcząc do mnie. - Źle z nim.

Chwycił za sztućce, nabijając kawałek naleśnika z jabłkami. Dopiero teraz przypomniałem sobie o własnym posiłku. Zacząłem się rozkoszować słodkim smakiem.

Dosłownie godzinę później przyłapałem Liama się i Zayna na obmacywaniu swoich ciał i wkładaniu języków do gardeł. "Przyłapanie", to nie jest tak naprawdę właściwe słowo. To, że chcieli wyjść na parking do samochodu Niallla było zbyt podejrzane. Myślałem, że chcą po prostu pogadać, ale oni bezczelnie ssali swoje twarze zgniatając biedną maskę samochodu, gdy ja i Harry ruszyliśmy w kierunku vana, kiedy Caroline i Niall płacili za cały dzisiejszy pobyt w hotelu.

- ZAYN, ZOSTAW GO! - wykrzyknąłem z ogromem dramatyzmu w głosie, chwilę później wybuchając gromkim śmiechem, gdy chłopaki odskoczyli od siebie jakby zostali porażeni prądem. Pod koniec mulat nawet się wywrócił.

- O mój Boże! - Liam pisnął, kucając przy chłopaku, którego okulary przeciwsłoneczne upadły obok. Zginałem się w pół ze śmiechu, słysząc głośne "plask", gdy Harry uderzył swoją dłonią w czoło. - Nic ci nie jest?

- Nie, mam tylko poranioną dolną wargę i chyba kamień mi się wbił w dłoń - zaśmiał się.

- Jesteś popierdolony, Lou! - Liam krzyknął na mnie oskarżycielskim tonem głosu.

- Ja przynajmniej umiem lepiej chować się z Harrym jak chcemy się pomiziać - przewróciłem oczami.

- Jesteś najgorszy - obdarzył mnie zawistnym spojrzeniem, pomagając wstać Zaynowi, przy tym asekurując go trzymając biodra mężczyzny, choć wiedziałem, że był to zbędny element.

- Widzisz? A jeszcze wczoraj marudziłeś na to, jak bardzo samotny jesteś! - w końcu to Harry się odezwał, chichocząc przy tym słodko.

- Ja nie byłem taki czepliwy, kiedy zaczynaliście ze sobą kręcić - fuknął, napinając swoje policzki. - Mówiłem ci, Zayn, oni są idiotyczni.

- To ok - chłopak uśmiechnął się, całując bezceremonialnie policzek szatyna. Jego rumieńce były chyba najlepszą rzeczą jaką u niego widziałem.

Zauważyłem też, jak kolana Payne'a prawie się ugięły. Trafił swój na swojego.

Kiedy Niall i Caroline do nas dołączyli, to Zayn zaproponował, że będzie prowadził. Wiedział, gdzie dokładnie powinniśmy się kierować. Nasz cel był pięć kilometrów stąd.

- Mamy jeden namiot w bagażniku i kilka śpiworów. Jak zdecydujemy o tym, kto śpi w namiocie? - spytał blondyn. Zayn posłał mu spojrzenie w lusterku.

- Uwierz mi, tam będą ludzie, którzy wypożyczą lub sprzedadzą nam nawet dziesięć namiotów.

- Tak na poważnie teraz, ludzie - zacząłem. - Myślicie, że uda nam się jakimś cudem wejść na teren festiwalu bez pieniędzy?

- Mamy pieniądze! - zawołała Caroline, wyciągając ze swojej torebki apaszkę. Zaczęła obowiązywać nią swoją głowę, by odgarnąć włosy z twarzy. - Mamy... trochę.

- No, starczy nam maks na jeden bilet - prychnął Payne, po tym jak zerknął na to co znajdowało się na jej ręce.

- Oj, wy chyba nie wierzycie we mnie - patrzyła na nas jakby z politowaniem. - Wystarczy, że ściągnę bluzkę i bilety będą nasze.

- Bez obrazy, Caro, ale tam będzie jeszcze setka kobiet, które będą ściągały bluzki - Zayn skręcił w jakąś uliczkę. - Nie zamartwiajcie się tym teraz. Wejdziemy tam.

- Cholera, trik z cyckami zawsze działał... - mruknęła ze zmartwieniem dziewczyna. - Teraz już totalnie nie mam pomysłu.

- Wiecie, na co tak właściwie się piszecie? - spytał Zayn, z lekką, niezłośliwą kpiną. - To nie będzie taki zwykły koncert. To będzie dzicz.

- Bez przesady... - odezwał się Niall. - Ok, zajebiści artyści będą występować, ale na stówę nie będzie tam więcej niż pięćdziesiąt tysięcy osób.

- Jesteś pewny? - Zayn prychnął.

Nie wiedziałem o co mu chodzi dopóki nie wychyliłem głowy przez szybę. Stanęliśmy właśnie w jakimś... niemożliwie długim korku.

- Co jest, kurwa? - wypaliłem obserwując ludzi, którzy prowadzili. I przysięgam na Boga, że ich znaczna większość podróżowała vanami z namalowanymi na maskach pacyfkami.

- Dopiero teraz widzę, że nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak bardzo rozeszła się wieść o Woodstocku po... całym kraju tak właściwie.

- Nigdy się tam nie dostaniemy! - drobny lament Harry'ego odbijał się w moich uszach wokół zrezygnowanych stęknięć reszty towarzyszy. Zobaczyłem, że Harry patrzył na korek z zawiedzeniem, które momentalnie poturbotało moje serce.

- Dostaniemy się - fuknąłem stanowczo. - Choćby nie wiem co.

- Jak, Lou? Jak...

- Wyskakuj z samochodu. Przejdziemy się te dwa kilometry.

- A auto?! - pisnął Horan. - Nie mogę go tu zostawić!

- Ja i Liam tu zostaniemy, a wy idźcie. - powiedział Zayn. - Chyba, że ty Caro zbyt źle się czujesz i nie chcesz iść...

- Wolę tu zostać, ale Niall...

- Nie zostawię cię. Jaja sobie robicie - Horan spojrzał na mnie i na Harry'ego we frasobliwym rozstrzepaniu bijąc dłonią w swoje udo. - Idźcie wy dwaj, w końcu wam zależy najbardziej. Weźmiecie ten jeden namiot i pieniądze.

- Przypomnieć ci, kto sam zaproponował wyjazd na Woodstock? - parsknąłem.

- Lou, rusz wreszcie ten wielki zadek i chodźmy! - Harry szarpał moje ramię.

- Jesteś pewny?

- To była twoja propozycja - pokręcił głową, a ja tylko zdążyłem westchnąć, nim otworzyłem drzwi samochodu. Ignorując klaksony dudniące z wszystkich stron, udało mi się wyciągnąć moją torbę z bagażnika, a Harry wziął tę z pieniędzmi.

Widziałem jak przyjaciele patrzą na nas z dumą, kibicując nam, gdy zaczęliśmy biec w stronę pobocza.

Splotliśmy ze sobą nasze dłonie z głośnym śmiechem ignorując wszelakie klaksony czy też nawoływania obcych nam ludzi.

- Jesteśmy popieprzeni, to kawał drogi! - zawołał Harry, gdy zwolniliśmy idąc równym marszem.

- Popieprzeni z miłości, Harold - przewróciłem oczami, patrząc przed siebie.

- Boże, zawsze o tym marzyłem... - przygryzł wargę, nagle przybliżając się do mnie. - Pocałuj mnie na autostradzie!

- Harry, ja właśnie po to to wszystko robię! - wyrzuciłem ramiona w górę, aż moja torba prawie osunęła się z lewego barku. - Robię to, bo chcę spełniać twoje marzenia - przystanęliśmy.

Ułożyłem torbę na gorącym asfalcie obok moich stóp, a następnie pocałowalem go mocno, czego reakcją była salwa głośnych klaksonów. Pierwszy raz poczułem się tak wyzwolony, lekki i... trzęsłem się z tego całego szczęścia! To niebywałe. Złapałem włosy Harry'ego, napierając na niego i odsunąłem się, rozglądając po ludziach, którzy specjalnie wyciągali głowy zza szyb, by coś do nas krzyczeć.

- Można się dołączyć?! - spytał jakiś zjarany chłopak, na oko w moim wieku.

- Wybacz, stary, bigamia nie tutaj! - zawołałem ze śmiechem.

Patrzyłem na chwilę z chytrym uśmiechem wprost w oczy Harry'ego, nim coś wpadło mi do głowy.

- Możecie poratować nas banknotami? - wrzasnąłem całkiem poważnie. - Pomóżcie mi spełnić pieprzone marzenia mojemu chłopcowi!

- Ile?! - zawołał facet, który wydawał się niesamowicie nami zaciekawiony, zerkając przy tym na swych towarzyszy.

- Uh-um, my... potrzebujemy kilka wejściówek - przemawiałem, gdy Harry skurczył się pode mną w skrępowaniu.

- Trafiłeś idealnie, stary, bo akurat mam sporo pieniędzy zaoszczędzonych właśnie dla takich jak wy - uśmiechnął się pogodnie.

Moje oczy się rozszerzyły, kiedy samochód podjechał nieco bliżej nas, obrzucając nas pieniędzmi. Zaraz po tym zrobiło to jeszcze kilka osób. Zbieraliśmy banknoty w szczęściu i wzruszeniu.

Kocham hipisów.

- Przypomnieć ci, jak na samym początku miałes pacyfistów po prostu za bezdomnych nierobów? - Harry zaczepił mnie.

- Zapieprzajmy Harold, po prostu zapieprzajmy na ten Woodstock - ponaglałem go, po zebraniu całego pęczka dolarów. Pociągnąłem go za dłoń, drepcząc w kierunku, w którym jechały wszystkie samochody.

Nie czuliśmy nawet w jakikolwiek uciążliwy sposób kolejnych dziesiątek metrów, jakie przemierzaliśmy w szybkim truchcie, cały czas śmiejąc się w głos, trzymając przy tym za ręce. W pewnym momencie ludzie siedzący w samochodzie obok których przebiegaliśmy, wyciągali zza szyb piękne, barwne flagi.

Zaczęliśmy się męczyć dopiero widząc naszą metę.

- Więcej ich matka nie miała?! - wykrzyczał, mocno zdyszany już brunet, na widok ogromnego tłumu ubranych na kolorowo młodych ludzi.

- Nie wierzę, jest już na pewno więcej niż dwadzieścia tysięcy osób, a to dopiero jedenasta - przeraziłem się, ustawiając w kolejce. Spostrzegłem jak moje serce wali. Przed nami było na pewno więcej niż dwustu ludzi.

- Naprawdę nie przewidywałem, że ich wszystkich będzie aż tyle... - sapnął chłopak, obejmując mnie w pasie.

- Na szczęście nie jest jakoś super gorąco - zipnąłem. - Spójrz, tam za bramą jest pole namiotów.

- Najpierw stójmy w tej kolejce i na spokojnie kupmy dla nas wszystkich bilety - powiedział Harry, rozglądając się.

- Właśnie, pieniądze. Przeliczmy je - zaproponowałem, ściągając z ramienia mojego chłopca torbę z pieniędzmi. - Rany, to jest kupa forsy. Harry, spójrz co narobiliśmy - uśmiechnąłem się szeroko, całując go soczyście w skroń.

Kolejka posuwała się w szybkim tempie.

- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jestem... - wyznał z nieukrywanym zachwytem Harry. - Mam pieniądze na bilety i... ciebie.

- To chyba wszystko, czego potrzebujesz, co? - spytałem go, widząc przebiegającego nagiego mężczyznę, który owinięty był jedynie tęczową flagą. Zacząłem liczyć pieniądze. Z moich obliczeń wynikło, że stać nas na... trzy bilety. To wciąż o dwa za mało. - Co teraz? - spytałem Harry'ego.

- Zayn powiedział, że ma jakiś swój pomysł, a wygląda na gościa, który już wcześniej bywał na jakichś festiwalach.

- Racja. Przed nami jeszcze trochę ludzi, a jeszcze więcej za nami - westchnąłem, słysząc nagły pisk opon gdzieś daleko za sobą.

Podniosłem głowę, zauważając vana Nialla, którym wciąż prowadził Zayn. Samochód aż dudnił od głośnej muzyki i zostawił wyraźne ślady na wilgotnej, uklepanej glebie.

- Są - mruknąłem krótko i zacząłem machać ręką w kierunku wysiadających z auta hipisów, aby mogli nas zauważyć i stać z nami w kolejce.

- Czekaj, co się dzieje? - Harry zdezorientował się, gdy nagle kolejka przed nami zaczęła dziwnie prędko się skracać. Ludzie ruszyli przed siebie idąc w równym rzędzie. Nasi przyjaciele szybko dogonili nas, gdy nie wiedzieliśmy o co chodzi, kierując się na przód.

- O co tu biega? - zapytałem Zayna, mając nadzieję, że on nam wszystko wyjaśni razem z innymi, obcymi ludźmi w okół nas. Może to normalne?

- Usłyszeliśmy w radiu, że na terenie Woodstocku jest już ponad trzydzieści tysięcy ludzi, dlatego wprowadzają bez biletów! - Liam zawołał, a na jego ramionach zauważyłem kolorową kurtkę dżinsową, której jeszcze nigdy mi nie pokazywał. Poprawił swoją czerwoną bandanę, uśmiechając się szeroko. - Mówią o tym w wiadomościach, czaisz? Zayn dodał takiego gazu, ja cię, myślałem, że się zesram.

- No to chodźmy! - pisnął Harry, który pociągnął mnie z szerokim uśmiechem tak mocno, że o mało nie przewrócił mnie na trawę. - Szybko!

- Musimy czym prędzej kupić namioty! - ponaglał Niall.

Wszyscy śmialiśmy się, wiedząc, że właśnie w tym momencie spełniamy swoje marzenia.

Okazało się, że kupno namiotu to naprawdę prosta sprawa. Mieliśmy dwa dwuosobowe - ten Harry'ego i Zayna. Wiedziałem, że przyjmie do siebie Liama. Musieliśmy tylko załatwić coś dla Caroline i Nialla.

- Ja mogę spać w byle jakim gównie, nie wydawajcie na mnie pieniędzy - nalegała Caroline, jednak żadne z nas nie chciało jej ustąpić i szukaliśmy czegoś porządnego.

- Właściwie równie dobrze moglibyśmy przespać się w samochodzie - Niall wzruszył ramionami. - Caro, wiesz że mi wszystko jedno. Ja chcę tylko twojej wygody.

- Na szczęście to ja mam pieniądze, więc to ja decyduję na co je przeznaczę - zmarszczyłem brwi, w końcu dostrzegając jakiś średniej wielkości namiot dwuoosobowy.

- O mój Boże, kocham twoją władczość, kotku - Harry zachichotał, ciągnąc za sobą swoją torbę.

Udało nam się wypożyczyć namiot dla Caroline i Horana. Wszyscy teraz mogliśmy się rozłożyć na polu i czekać do wieczora na pierwszy koncert.

*

- Tutaj jest tylu ludzi, że aby dostać się jak najbliżej sceny to nie będzie dało się w ścisku wyciągnąć w ogóle ręki do góry - stwierdził z zachwytem Liam.

- Nawet nie myśl, że uda nam się dostać do choćby połowy tego tłumu - Zayn trzymał talię Liama, drugą dłonią bawiąc się skrętem tytoniu. Liam wydął wargę.

- Chodźmy już tam i przeliżmy się - zażądał, wzruszając ramionamj.

- O Chryste - wyrwało mi się, z małym zażenowaniem, na które Harry zareagował lakonicznym śmiechem. - Oni nas przebili, H.

- Nie chcę mieć namiotu obok nich - wyraźnie się zmieszał, rozglądając za Caroline i Niallem, ale tych dwoje też gdzieś już przepadło. Kierowaliśmy się wzdłuż tłumu, zmierzając pod scenę. - Będą uprawiać seks.

Tym razem to ja wybuchłem śmiechem. Głownie przez to z jaką powagą wypowiedział tamte słowa. - Tak myślisz?

- Ja to wiem - wzdrygnął się. Dopaliliśmy swoje skręty, rzucając niedopałki na trawę. Zaraz później jakiś koleś dał się nam kubki z czystą wódką.

- A więc nikt się tu nie pierdoli - parsknąłem, z zamkniętymi oczami upijając całkiem sporego łyka alkoholu.

- Gorzkie - Harry'ego przeszły ciarki, gdy powtórzył mój ruch. - Nawet nie wiesz na co się liczysz mieszając marihuanę z czystą.

- Przynajmniej będzie zabawnie! - zaśmiałem się, przyciągając go mocnego i pełnego uczuć uścisku.

*

Byłem pewien, że Harry posika się, gdy zobaczył na scenie Micka Jaggera. Staliśmy stosunkowo blisko sceny, a on ściskał moją dłoń tak mocno, jakby mdlał. Przez chwilę nawet poczułem się zazdrosny, ale byłem zbyt wstawiony by o tym myśleć.

- Kurwa, skąd on ma takie ruchy?! - wrzasnął, a parę ludzi obok nas zgodziło się z nim kiwając przy tym energicznie głowami ze śmiechem. Co najmniej połowa festiwalu była konkretnie wstawiona.

- Wiesz kto jeszcze dzisiaj świetnie się rusza? - spytałem, mówiąc do jego ucha. Obejmowałem chłopca od tyłu, napierając na jego plecy. Nie specjalnie zwracałem uwagę na wykonawców.

- Wybacz, kochanie, ale Jaggera nikt nie przebije! - odkrzyknął, kompletnie zauroczony występem The Rolling Stones.

- Pieprzony Jagger - westchnąłem w jego kark, jednocześnie poruszając się do melodii basów. W pewnym momencie przylgnąłem do jego karku ustami.

Harry westchnął, drgając znacznie przez mój pocalunek na jego szyi, na chwilę zapominając o koncercie.

- Grają ostatnią piosenkę - owiałem jego ucho swoim oddechem, wciągając dłoń pod koszulę chłopca. Miałem gdzieś to, że mój wianek osunął się na mojej głowie.

- Skąd wiesz? - próbował orzede mną udawać, myśląc zapewne, iż nie słyszałem jak wokalista przed chwilą to ogłosił.

- Nie drażnij się ze mną, motylku - ugryzłem go we tętnice. Pisnął, odskakując ode mnie, ale szybko znów przylgnął do mnie, gdy pociągnąłem go w swoją stronę, kładąc dłonie na krągłych bioderkach.

- Co chodzi ci po głowie, Lou? - zapytap mnie, zaczynając kolysać naszymi ciałami do rytmu piosenki.

- Wiesz, że myślę tylko o moim chłopaku - pocałowałem go w skroń. - Harry... dzisiejszy dzień był chyba najlepszym w moim życiu. Dopiero teraz wiem jak żyć, by lubić życie. Dzięki tobie. Jestem w tobie bardzo zakochany, Styles.

Spomiędzy ust chłopaka uciekło krótkie, aczkolwiek naprawdę głośne westchnięcie, nim gwaltownie nie odwrócił się i nie wpił się lubieżnie w wargi.

Zipnąłem z zaskoczeniem, czując jego miętowy oddech. Mimo alkoholu i narkotyków wciąż smakował swoimi gumami do żucia.

Ludzie, którzy znajdowali się najbliżej nas chichotali na nasz widok, a kilkoro z nich nawet gwizdnęło przeciągle.

Ścisnąłem jego lewy pośladek całą powierzchnią swojej dłoni. Harry jęknął na to uczucie i najwyraźniej było mu tak samo dobrze jak mi. Muzyka wokół nas dudniła. Czułem się jakbym stanął w płomieniach ognia. Nie wiem czy to przez używki czy miłość jaką darzę Harry'ego.

- Kocham cię... - Harry wymamrotał bardzo niewyraźnie w moje wargi, cały czas nie przestając mnie zajadle całować.

Ugięły się pode mną kolana.

Ścisnąłem tył jego głowy, gniotąc w palcach przyjemne loczki. Zacisnąłem usta, obejmując go mocno.

- Kocham cię, Hazz. Naprawdę.

Słyszeliśmy jak Mick Jagger kończy piosenkę i żegna się z publicznoscią, w czym towarzyszyly mu krzyki tłumu. I to było prawdopodobnie najlepsze miejsce w jakim mogłem powiedzieć mu te właśnie piękne słowa.

Harry uwiesił się na mojej szyi, stojąc w rozkroku, by być na takiej samej wysokości jak ja. Pocałowałem mocno gorący policzek, ocierając się o chłopca. Miał na sobie ciasne spodenki przez co nie mogłem poczuć czy się pobudził, jednak ja poczułem się twardy.

Ścisk na naszych ciałach nagle zacząl robić się znacznie luźniejszy, zapewne przez fakt, iż po występie tak wielkiego zespołu jak The Rolling Stones nikt nie miał już parcia.

- Zabierzesz mnie stąd? - spytał tak strasznie słodko. Odchyliłem się od niego, by spojrzeć czy jest tego pewny. Ogarnąłem włosy za jego uszy, patrząc w delikatnie zaczerwienione oczy.

- Oczywiście, chodźmy - uśmiechnąlem się czule, chwytając go za rękę i prowadząc między ludźmi, bardzo mocno trzymając go.

Harry włożył ramiona pod moje pachy, by mnie objąć. Całkowicie do mnie przyległ, przytulając moje ciało. Mimo, że był większy ode mnie, kiedy się skurczył było nam wygodnie.

- Nie sądziłem, że oprócz ujrzenia Micka Jaggera mogę doświadczyć na koncercie The Rolling Stones czegoś lepszego... - wyznał.

- Noc jest jeszcze długa - mruknąłem w jego włosy. - Mogę ci pokazać, że jestem lepszy od jakiegoś piosenkarza - zaśmiałem się. - Powiedz tylko czego ode mnie oczekujesz.

- Ja nie wiem czego, Lou, po prostu... - sapnął, gdy zbliżaliśmy się do pola namiotowego. - Po prostu mnie dotykaj.

- Jesteś pewny? Skarbie... - jęknąłem. Czułem, że miedzy moimi nogami oznacza się w spodenkach mój naprężony członek.

- Czego nie rozumiesz w "dotykaj mnie"? - wymamrotał, zaciskając swe dlugie palce na mojej szczęce.

- Wszyscy gdzieś poszli... - szepnąłem, całując wierzch ciasta dłoni Harry'ego. Znaleźliśmy się na polu namiotowym i bez problemu znaleźliśmy nasze miejsce noclegowe. - Chcesz przeżyć ze mną wyjątkowe chwile, ale to miejsce-

- Jest dla mnie idealne - szepnął, przerywając mi. - Wyznałeś mi miłość. Nie może być lepiej.

- Jesteś pewny? - zapytałwm go z cały czas tym samym, opiekuńczym tonem głosu.

- Tak, Louis, niczego nie byłem bardziej pewny.

- Jesteś taki cudowny, Hazz - pocałowałem jego ramię. Nasz namiot i namioty naszych przyjaciół były lekko oddalone od tych pozostałych. Nasz namiot opierał się o drzewo. W mroku odnaleźliśmy nasz namiot. Harry popchnął mnie na wejście do namiotu.

- Jakiś ty brutalny! - udałem oburzenie, z chichotem wskakując do środka namiotu. Z oddali było słychać hałas typowy dla koncertów, gdy pojawił się nowy artysta.

Usiadłem przy krawędzi namiotu, rozszerzając swoje nogi. Harry usiadł między nimi po zasunięciu namiotu. Odgarnałem torbę i inne klamoty, gdy brunet znów żarliwie się mnie całował.

Jedną z dłoni ułożyłem na jego karku, tą drugą chwytając go pod udem, aby unieść je do mojego biodra, gdy przewróciłem go na plecy.

- Uh, um... - sapnął, łapiąc mój biceps. Poprawiał się pod materacem, łapiąc moje plecy. Złapał tył mojej koszulki ciągnąc ją do góry. Całował mnie mokro, rzucając moją koszulkę za mnie.

- Jesteś taki piękny... - wymamrotał, szybko obrzucając spojrzeniem mój tors.

Przygryzłen wnętrze policzka, samemu sięgając do rąbka jego koszuli.

- Rozłóż ręce - nakazałem.

Zacząłem odpinać guziki jego błękitnej, falbanistej koszuli. Z każdym odpiętym guzikiem całowałem skrawek ciała Harry'ego, przymykając oczy.

Chłopak oddychał głęboko i głośno, głaszcząc podczas tego skórę mojej głową, drugą ręką siegając powoli do mojego rozporka.

Podniosłem się na kolana, w ten sposób zmuszając go do tego, by przestał mnie całować i dotykać. Usiadłem w lekkim rozkroku na jego podołku, unosząc się dopiero wtedy, gdy chciała zsunąć moje spodnie razem z bokserkami, patrząc na moje krocze wyczekująco jakby pragnął tego od dawna.

- Co chciałbyś robić, Harry? - zapytałem go, głaszcząc czule po policzku. - Nie chcę, abyś czuł się w jakiś sposób ograniczony, ale też... nie sądzę, abym był gotowy na chyba na poważniejszy w tej kwestii krok - przyznałem cicho.

- Pozwolisz mi się dotknąć? - spytał, unosząc się lekko, przez co teraz siedzieliśmy twarzą w twarz, choć wciąż ugniatałem swoimi podkładkami jego krocze.

- Już to robisz - zachichotałem, nie ukrywając pred samym sobą, iż pragnąłem usłyszeć konkrety.

- Ustami, Lou.

Spojrzałem w jego oczy, gdy Harry, jak gdyby robił to codziennie, dotykał mojego penisa przez materiał bielizny. Z zażenowaniem poczułem plamę na środku moich granatowych shortów.

- Mogę? - zapytał, tym samym też dopiero uświadamiając mnie, że cały czas nie odpowiedziałem na jego pytanie.

- Marzę o tym, by cię poczuć - wyznałem, dotykając jego nagiego uda, na którym pojawiła się gęsia skórka. Wiedziałem jak delikatnie ożywił się, rzucając moje spodnie za moje plecy.

- Proszę, najpierw ty dotknij mnie, Lou - otarł nosem moje ramię

- Z przyjemnością, kochanie - odpowiedzialem mu, mrucząc przy tym cicho, swe wargi przyciskając momentalnie do jego rozgrzanego karku, dłoń lokując od razu na bokserkach bruneta.

Owiał oddechem moją skroń, odchylając się do tyłu. Jednocześnie swoimi dłońmi zaczął wyznaczać czerwony szlak między moimi łopatkami, wbijając we mój kręgosłup swoje krótkie paznokcie.

Zacząłem badać kształt jego mokrego penisa, sunąć wewnętrzną częścią dłoni po naprężonym się członku. Był długi, napięty i wystarczająco twardy, by mnie rozgrzać do czerwoności.

- Jesteś taki seksowny, Harry - szepnąłem tuż przy jego uchu, dolną wargą muskahąc małżowinę. Palcami drażniłem główkę, nie zaprzestając równocześnie rytmicznych ruchów dłoni na całej długości.

- Uhm, jesteś niesamowity - złapał moje ramiona, pocierając palcami mój obojczyk. Odsunąłem go od siebie, zdejmując jego slipy. Potrzebowałem jego bliskości.

- L-Lou... - stęknął iście potrzebującym tonem, gdy zniżyłem się, kładąc go na plecach i nie przerywając ruchów swej dłoni, całowałem podbrzusze bruneta.

Bielizna, która znalazła się na wysokości jego kostek została pociągnięta przeze mnie w dół. Majtki zaplątały się w jego stopach, ale poradziłem sobie z tym, rzucając je obok. Wszystko robiłem na oślep i działałem instynktownie.

- Przepraszam, jeśli będę chujowy... - wymamrotałem, ponownie obniżając się na wysokość jego miednicy.

- Co masz na myś- ah! - nagle urwał swoją wypowiedź, gdy ja owinąłem spuchniete usta dookoła jego członka.

Na jego pisk poderwałem się, spoglądając do góry, ale nie puściłem jego penisa, uważając, by go czasem nie pogryźć. Schowałem zęby, wbijając dłonie w jego uda.

- To ja miałem ci sprawiać przyjemność - oparł łokieć o podłoże namiotu, patrząc na mnie intensywnie.

Jego penis wysunął się spomiędzy moich warg, gdy gwałtownie uniosłem głowę do góry, chwyciłem kostki chłopaka i pociągnąłem je, aby przybliżyć bruneta bliżej mnie.

Przyciągnąłem go, patrząc na to, w jakim pięknym nieładzie układały się jego loki. - Chcę żeby było ci najlepiej - przyznałem zachrypłym głosem, wierzchem dłoni ocierając dolną wargę. Złapałem za trzon jego penisa, przyglądając się czerwonemu prąciu.

- Możemy spróbować... zrobić to tak inaczej? - zapytał zaskakująco jak na niego nieśmiało. - W sensie, że oboje będziemy w tym samym czasie sobie robić dobrze ustami...

- Zgodzę się na absolutnie wszystko Harry - złapałem jego dłoń w objęcia. - Zgłupiałem na twoim punkcie w... absurdalny sposób.

Pociągnąłem chłopca do siebie, kładąc dłonie w dole jego pleców. Nasze męskości otarły się o siebie, choć ja sam wciąż byłem uwięziony w ciasnej bieliźnie.

Uśmiechnął się lekko, co było niewyobrażalnie śmieszne, zważając na okoliczność.

- Po prostu mnie kochasz - zachichotał, wiercąc się. - A ja kocham ciebie - dotknął palcem wskazującym moich ust.

Wczepiłem dłoń w jego włosy, przyciągając go do kolejnego żarłocznego pocałunku. Byłem pewien, że komuś tam u góry naprawdę zależało na naszym poznaniu się i spotkaniu swoich wzajemnych dróg. Harry pomógł mi odkryć siebie i życie w innych barwach, a ja jemu dawałem coś, czego poszukiwał od znacznie dłuższego czasu. I poczułem, że będę mu to dawać.

To był już ostatni rozdział Love Is War, serdet zapraszam Was na przed chwilą opublikowany epilog tego ff, kocham Was mocniutko!

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro