1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gorące słońce nie zdążyło nawet zajść, gdy ciężkie, drewniane drzwi książęcej komnaty uchyliły się, a drobna postać nieco niepewnie wyłoniła się, zagryzając nerwowo wargę. Głowa młodzieńca kilkakrotnie obróciła się to w prawą, to w lewą stronę, by miał pewność, że nie zostanie dostrzeżony przez straż bądź, co gorsza, przez swoją rodzicielkę, która zapewne zmusiłaby go do wypicia wieczornej herbaty, rozwodząc nad plotkami ze świata wysoko urodzonych. Ostatnimi czasy działo się z nią coś nie tak, przez co wręcz wymagała na nim wiecznego trwania u swojego boku, co nastoletniemu chłopcu nie pasowało, szczególnie teraz, gdy wojownicy wrócili do miasta po wyczerpujących walkach. Wolne chwile wolał poświęcić bliskim sobie osobom, dla których codziennie rano zmierzał do świątyni, by wymodlić u bóstw łaski i co najważniejsze - życie. Bez nich w końcu czułby się nieszczęśliwy.

Sprawnie przedostał się na parter zamku, gdzie niezauważalnie przemknął przez korytarz, dopadając w końcu ciężkich drzwi, które pewnie pchnął, mogąc w końcu w spokoju dostać się na dziedziniec, gdzie nie powinien go już nikt zatrzymać. Uśmiechnął się sam do siebie i posyłając niewinne spojrzenie spacerującym strażnikom, przebiegł przez dziedziniec, kierując się w stronę skąpanych w promieniach słonecznych drzew, tworzących romantyczne przejście do ogrodów. Nie skupiał się jednak na otaczających go widokach, cały teren dookoła swojego domu znał perfekcyjnie, zresztą nigdy specjalnie nie roztkliwiał się nad słonkiem i roślinami. Nie były mu one potrzebne do dobrego samopoczucia, w końcu tego typu zjawiska nie mogły go dotknąć czy zadowolić rozmową. Pod tym względem drastycznie różnił się od swojego rodzeństwa, które potrafiło godzinami wpatrywać się w zachodzące słońce, barwiące morze na złocisto-pomarańczowo, rozkoszując się przy tym ciepłem pieszczącym ich złocistą skórę. Taehyung wolał w tym czasie odpoczywać w miękkim łożu, pozwalając masować swoje delikatne plecy któremuś z przystojnych wojowników.

Przekroczył próg zdobionej altany, oblizując górną wargę, gdy dostrzegł wysoką postać, opierającą się o jedną z okiennic. Nie mógł powstrzymać się przed cichym westchnieniem, na które białowłosy zareagował, niemal natychmiast odwracając się w stronę księcia.

— Wasza Wysokość... — Mężczyzna lekko skłonił się, nie trwało to jednak długo, chwilę później bowiem Taehyung obejmował jego szyję, przypierając go do jednej ze ścianek. Na jego ustach pojawił się rozkoszny, odrobinę prowokujący uśmieszek, gdy silne dłonie władczo go oplotły, przyciskając do umięśnionego torsu.

Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund, nie miało to mimo to dla nich żadnego znaczenia. Księcia nie interesowały ckliwe, słodkie słówka czy piękne przywitania oprószone błyszczącymi łzami, które winni uronić po kilku tygodniach rozłąki. Romantyzm wolał odstawić na bok, potrzebował teraz tylko i wyłącznie potwierdzenia tego, że Namjoon nadal uwielbiał go tak samo, jak przed wojną, że nadal pragnął go tak mocno, jak kiedyś.

— Nie jesteś duchem, prawda? — szepnął cicho pozwalając, by ten przesunął duże dłonie na jego uda, unosząc go tym samym nad ziemią. Swoje czoło oparł o te mężczyzny, nie zważając na opatrunek owinięty dookoła całej jego głowy, począwszy od brwi, a na linii włosów skończywszy. Wiedział, że ten nie przyzna się do tego, że coś mu doskwiera, był zbyt dumny i uwielbiał zgrywać przy nim niezniszczalnego, dlatego złośliwie to wykorzystywał, drażniąc powstałe rany. Nie spuszczał przy tym wzroku z jego ciemnych oczu, tak pożądliwie go lustrujących, że chwilowo zabrakło mu tchu. Nic w Namjoonie nie było tak przystojne, jak właśnie te spojrzenie przepełnione pewnością siebie i władczością. Czarodziej pozostawał przy tym jednym z najinteligentniejszych, emanując więc swoją niepowtarzalną aurą, co tylko bardziej pchało jasnowłosego w jego silne ramiona.

— Czy duch mógłby cię aż tak miłować, jak ja? Czy potrafiłby tak pieścić twą słodką skórę? — Na jego pełnych wargach zagościł uśmiech, gdy zaś książę wydął nieco dolną wargę, ten przysunął swoją twarz do tej jego i ucałował ją czule, zaraz zmuszając mniejszego do wpuszczenia do środka języka.

Taehyung cicho zamruczał, tylko czekając na ten gest. Potrzebował zapewnień, dotyku i świadomości, że był najważniejszy na świecie. Tylko to sprawiało, że jego serce radowało się, a ciało przeszywały rozkoszne dreszcze. Pozwalał więc starszemu na coraz śmielsze pocałunki, na namiętniejsze otarcia. Ich usta napierały na siebie mocniej, intensywniej. Nie mogły się od siebie oderwać, każda zmarnowana sekunda bowiem spotkałaby się z nieprzychylnością obu stron. Zbyt długo trwała ich rozłąka, by teraz przejmować się błahostkami.

Pragnął czuć jego palce zaciskające się na swoich udach, delikatnie wbijające się w nie paznokcie, które sprawiały, że jego ciało opanowało gorąco, uniemożliwiające mu choćby zebranie myśli. Taki stan uwielbiał, do takiego dążył. Słodkie oderwanie się od otaczającej go, brutalnej rzeczywistości było czymś, co stawało się jego celem.


Ostatnie miesiące były męczące i stresujące. Cała kraina pogrążona była w walkach pomiędzy rasami, którą na ich nieszczęście rozpoczęli władcy sąsiedniego królestwa, połączonego sojuszem z ojczyzną Tae. Jego ojciec, jako wierny przyjaciel, postanowił pomóc im w walce z władającymi czarną magią demonami, zamieszkującymi najstraszliwsze krainy za morzem, gdzie wszyscy inni niechętnie się zapuszczali. Ziemie tamte nie należały do urodzajnych, krajobrazy nikogo nie zachęcały do zwiedzania. Jedyne, czego można było pozazdrościć, to ogromne pokłady magicznej energii, której mieli aż nadmiar, podczas gdy czarodzieje z ich królestw z umiarem stosować mogli wymagające i potężne czary, by nie wyczerpać kryształów znajdujących się w wielkich świątyniach. Bogactwo takie ważniejsze było, aniżeli złoto i klejnoty, nie było bowiem wielu magów, którzy potrafią obudzić w sobie drugie źródło, pozwalające na władanie prawdziwie piękną mocą, bez której na próżno mówić o potędze.

Wszyscy najlepsi czarodzieje i żołnierze wyruszyli na kilkutygodniową wojnę, co dla Taehyunga było przerażające. Nie dość, że jego bracia i ojciec narażali życie, to i bliskich mu wojowników nie oszczędzono, przez co musiał zostać z matką i malutką siostrą całkowicie sam. Był zbyt młody, by rodzicielka pozwoliła na jego wyjazd, obawiając się, że utraci najmłodszego syna, którego od zawsze rozpieszczała najbardziej i traktowała jak ofiarę losu. Niezbyt to mu odpowiadało, nie chciał jednak tym razem walczyć o swoje. Czuł, że jego obecność nie pomoże, a wręcz może przeszkodzić w zwycięstwie, w końcu nie raz, nie dwa zdarzało się, że zaklęciem trafiał sam w siebie, nie zaś w przeciwnika, co stanowiło nie lada zagrożenie. Kontrolowanie własnej magii sprawiało mu problem, samym zaś łukiem zbyt wiele zdziałać nie mógł w starciu z wielkim, obrzydliwym potworem.

Został więc w kraju, mogąc jedynie modlić się o łaskę i zwycięstwo, które nigdy nie nadeszło, siły magików zostały bowiem rozgromione i uszczuplone tak dotkliwie, że wojska w pośpiechu uciekały na statki, odpływając bez łupów, za to z ranami i świadomością, że tysiące wojowników oddało swoje życie na próżno. Gdyby chociaż przedostali się do zamku...

Nie mieli nawet na to najmniejszej szansy, banda skrzydlatych bestii zamieszkująca tereny przy morzu poradziła sobie z nimi bez posiłków od króla. Strach pomyśleć co by się stało, gdyby ich armia była większa chociaż o setkę wojów. Zapewne ani jedna dusza nie uszłaby z życiem, co wiązałoby się z objęciem przez niego tronu, na co gotów nie był, w duchu więc dziękował bogom, że pomimo przegranej postanowili oszczędzić króla i przyszłych następców. Był zbyt zafascynowany sobą, by zajmować się jeszcze kimś innym, co tu dopiero mówić o tłumach mających do niego jakieś żądania, którym pewnie by nie sprostał. Zresztą... Ktoś musiał podnieść morale dowódców oddziału, a będąc królem nie mógłby sobie na to pozwolić. Namjoon lepiej myślał, gdy troszkę go posmyrał po nogach.


— Tęskniłeś za mną? — szepnął, gdy w końcu oderwali od siebie wilgotne od śliny, opuchnięte wargi. Jego oddech stał się nierówny, a szczupła klatka piersiowa poruszała się szybciej niż zazwyczaj.

— Zawsze za tobą tęsknię. Jesteś w końcu moim władcą, książę. — Namjoon uśmiechnął się szeroko i ucałował nos mniejszego, wtulając go bardziej w swoje ciało. Ten zamruczał, delikatnie drapiąc kark wojownika, który potulnie łasił się wręcz do jego szczupłej dłoni, domagając się fizycznego kontaktu. — Kocham cię.

— Swojej żonie pewnie mówisz to samo — burknął młodszy, zmieniając swoją minkę na obrażoną, chociaż w głębi duszy pragnął tylko zaprzeczeń odnośnie miłości, które oczywiście otrzymał.

— Mówię, ale nie kocham. Dla ciebie walczyłem i przeżyłem. Poza tym... — westchnął i usiadł ostrożnie na kamienną ławę, wciągając księcia na swoje kolana. — Jestem tutaj z tobą, nie z nią. Wprawdzie za chwilę muszę jechać do domu, jednak jesteś pierwszym, którego pragnąłem ujrzeć.

Taehyung szczelnie objął mężczyznę nogami, przysuwając wargi do jego szyi. Tego oczekiwał. Tego potrzebował.

— Mam nadzieję, że zawsze pozostaniesz mi wierny. Nie chcę stracić twego uczucia.

— Nie stracisz, przysięgam.


~*~


Postawny mężczyzna w długiej szacie spoczął na rzeźbionym tronie, sięgając po zapieczętowany zwój, który przed chwilą dostarczył mu posłaniec. Pospiesznie go rozwinął, nie zwlekając nawet chwili z przeczytaniem treści, od której zrobiło mu się ciężko na żołądku. Z każdym słowem czuł, że coś w środku niemiłosiernie go drażni, a zawroty głowy z niewiadomego powodu postanowiły go nawiedzić.

Wiadomość ta go zaskoczyła. Miał w końcu nadzieję, że to koniec i będzie mógł w spokoju zająć się cierpiącym ludem i swoim zdewastowanym ciałem. Jak widać to dopiero początek...


Królu Złotych Magów!

Szczęśliwi jesteśmy, iż raczył nas Jaśnie Pan odwiedzić. Coby nie zostać dłużnym - nasz lord postanowił i Was nawiedzić. Chętnie porozmawia z Królem i ustali z nim podarki. W końcu daliście nam tyle krwi i cudownych martwych istot, nie możemy pozostać dłużni! Czwartego dnia tygodnia pojawi się w Waszym zamku.

Z pozdrowieniami~~ Jeonowie  



/// Nie będzie to betowane, bo potrzebuję ff do wrzucania ot tak, od razu, a do czatów się nie nadaję. Zresztą to nie jest mega ambitna seria, tylko dziwaczne fantasy. 
Jakbyście jakiś błąd zauważyli - dajcie znać, mi często umykają ;c No i za każdy przepraszam! 

To dopiero początek, mam więc nadzieję, że dacie temu szansę i jakoś przetrawicie to, że będzie tu mpreg (nie będzie on straszy, obiecuję! Mam dla niego małe wytłumaczenie ;c I dzidziuś będzie fajniutki).

Opinie mile widziane!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro