12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Słońce nieznośnie raniło oczy księcia swoim blaskiem, jakby tym samym chciało zmusić go do wstania z łoża, którego nie opuszczał od ponad tygodnia, pomijając porę posiłków. Jungkook niemal siłą zaciągał go wtedy do wspólnego jedzenia, razem z resztą swojej demonicznej rodzinki, za nic mając zdanie Taehyunga.

Nie miał jak się bronić, zamykanie komnaty nie przyniosło żadnych efektów, podobnie jak grożenie głodówką i tym samym narażeniem życia dziecka. Jeon po prostu wzywał strażników, ci brali go na ręce i zanosili do jadalni, gdzie jak zwykle jakieś głupie zaklęcie nie pozwalało mu na ruszenie się z miejsca. Nawet zaciskanie ust nic nie dawało, służące wpychały mu do gardła jedzenie czasami tak brutalnie, że po kilku próbach całkiem odpuścił. Miał dość rozbawionych spojrzeń bachorów Jungkooka i jego paskudnych żon. Ciągle robił za błazna, a nie tak powinno być.

Skrzywił się i niezdarnie naciągnął kołdrę na twarz, chcąc uratować się przed dokuczliwym światłem. Aktualnie nawet ukochane popołudnia były dla niego nieatrakcyjne, co bowiem mógł robić, poza użalaniem się nad sobą? Wszelkie rozrywki z jego królestwa tutaj nie miały racji bytu, bo demony nie wyglądały na skore do zabaw. Nawet demoniczne dzieci zdawały się być pozbawione pozytywnych emocji. Nikt nie biegał po zamkowych korytarzach, na podwórzu widocznym z okna też nie dostrzegł ich bawiących się. Najczęściej siedziały w ślicznej altanie i czytały książki, podczas gdy matki zajęte były rozmową. Ewentualnie biegały z mieczami i ćwiczyły walkę, pod okiem jakiegoś wojownika z gęstą brodą. Niektóre z nich były małe, dziwiło go to więc, jednak nie miał zamiaru się o to dopytywać. Nie chciał, by ktoś pomyślał, że te obrzydliwe kreatury go interesowały. Życie tutaj było widocznie diametralnie różne od tego, do którego przywykł. Przesadna elegancja i opanowanie, skupienie się tylko na rozwoju fizycznym i zdobyciu jak największej wiedzy - tak prezentował się świat demonów. Nigdzie nie doświadczył tych szalonych zabaw przy ogniu, wszechobecnej rozwiązłości, bo krwawego wesela i dwóch wiedźm u boku męża mimo wszystko nie mógł do tej kategorii zaliczyć. Wszelkie opowieści zdawały się być tylko powtarzaną w nieskończoność plotką, nijak mającą się do rzeczywistości, w której przyszło mu żyć.



Do jego uszu dotarł dźwięk pukania, nie zareagował jednak na to. Pozwolił sobie tylko na lekkie marszczenie nosa i mocniejsze wtulenie w poduszkę. Nikt i tak nie zrezygnowałby z wejścia tutaj, gdyby postanowił złośliwie kazać im odejść i nigdy nie wracać. Nie miał prawa głosu, nawet służba ciągle ignorowała jego prośby, powołując się na rozkazy swojego pana. Nie zdziwiłby się, gdyby nagle sprzątaczki kazały mu zamiatać cały zamek, bo któreś zwyczajnie by się nie chciało pracować. Chyba tylko ciąża ratowała go przed całkowitym zdegradowaniem.

— Paniczu... — Wysoka, ubrana w białą suknię dziewczyna lekko się skłoniła i przekroczyła próg. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, przyklejony był do niej tylko sztuczny uśmiech, jakim raczyła go nieprzerwanie od kilku dni.

— Hm — mruknął tylko, nie ruszając się.

— Pana mąż posłał po aismę, jej powóz już pojawił się na dziedzińcu, więc lada moment się tu zjawi. Powinien pan opuścić posłanie i odpowiednio ją przywitać.

Taehyung skrzywił się, odrzucając poduszkę na ziemię. Nie miał pojęcia kim była aisma i chyba niekoniecznie chciał się tego dowiedzieć. Kolejna żona? Jakaś córka Jeona? Może nowa kochanka, której będzie musiał składać pokłony, bo inaczej zamkną go w lochach?

— Nie mam ochoty z nikim się widzieć. Niech Jungkook się nią zajmie, to jego gość. Ja nikogo nie zapraszałem.

Dziewczyna westchnęła i podniosła zrzucony przedmiot, odkładając ją na wolnej części łóżka. Tae nie musiał przyglądać się jej twarzy, by wyczuć napływającą irytację. Czuł, że najchętniej by ściągnęła go stąd siłą, jednak musiała zachować pozory.

— Niestety to konieczne.

— Mam już dość oglądania ludzi, których nie chcę widzieć. Chociaż raz ten przebrzydły demon nie może mi odpuścić i pozwolić umierać ze smutku w samotności?

— Niech pan nie przesadza, to nieodpowiednie. To ogromne wyróżnienie, że ktoś taki postanowił przygarnąć pana i uczynić swoim mężem.

Brew jasnowłosego zadrżała, gdy tylko dziewczyna zakończyła swoją żałosną przemowę. Wiedział, że mieli go tutaj za kompletne zero, jednak robienie z niego przybłędy stanowiło ostrą przesadę.

— Że co? Wyróżnienie? To raczej dla niego zaszczyt, że poślubił kogoś o wyższej pozycji! Byłem księciem, nie jakimś tam hrabią — warknął, mrużąc powieki. Tego było już za dużo. — Teraz nawet służące rozkazują mi i traktują jak robaka, w dodatku muszę poznawać jakieś nowe kochanki mojego cudownego męża. Rzeczywiście, raj na ziemi!

Podparł się o materac i uniósł, klękając energicznie, by móc dostrzec irytującą kobietę. Miał ochotę czymś w nią rzucić, jednak widok nieznajomej w jego pokoju skutecznie zatkał mu usta.

— Widzę, że aisapha bywa kapryśna, skoro pozwoliła komuś z ognistym temperamentem dostąpić fairionu — odezwała się, a jej niski głos z niewiadomego powodu sprawił, że na jego rękach pojawiła się gęsia skórka, zaś bojowość zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.

Niepewnie zerknął na służącą, która wystraszona skłoniła się i już miała coś powiedzieć, jednak nowoprzybyła machnęła na nią ręką, każąc opuścić komnatę. Dziewczę nie zastanawiało się ani chwili. Szybko uciekło z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Taehyung nie wiedział czemu, ale miał ochotę uczynić to samo.

Kobieta nie należała do najstarszych. Mogła być tylko kilka lat starsza od Taehyunga, chyba że posiadła wieczną młodość, podobnie jak Jungkook. Sprawiała wrażenie niesamowicie silnej i mądrej, jednocześnie wzbudzając dziwny respekt. Nawet jeśli książę chciał jej odpyskować, to nie potrafiłby. Usta ani drgnęły.

— Jestem aismą, na imię mi Fei — powiedziała, podchodząc do stolika pod oknem, gdzie bez skrępowania usiadła na krześle. — Cieszę się, że w końcu mogę cię poznać, fairi. Minęło wiele lat, odkąd ostatni raz mogłam porozmawiać z kimś, kto dostąpił tego zaszczytu.

Tae zagryzł wargę, opadając pośladkami na pościel, nogi bowiem zaczęły go odrobinę boleć, a nie chciał krzywić się przy kobiecie. Przerażała go.

Jej aura wręcz miażdżyła. Nawet ze słabą intuicją był w stanie wyczuć, iż jej moc przewyższała poznane mu demony, jednocześnie jej źródło było inne, jakby nie z tego świata.

— Nie musisz się mnie bać, nie należę do grona kobiet twojego męża. Zresztą jedną aismę już poznałeś, udzieliła wam ślubu.

Blondyn zamrugał zaskoczony, rozchylając usta, które dopiero po chwili zamknął, nie chcąc tak ostentacyjnie okazać swojego zdziwienia.

— Jesteś kapłanką?

— Można tak powiedzieć — przytaknęła, delikatnie się uśmiechając. — Hrabia miał nas powiadomić, gdy twój znak się zmieni. Jak widać w końcu zaczęła się druga faza fairion, co niesamowicie mnie cieszy, bo to oznacza, że wszystko idzie wyjątkowo sprawnie. Magia cię zaakceptowała.

— Zmienił się? — Książę odruchowo dotknął swojego czoła, jednak nie wyczuł pod palcami niczego zastanawiającego.

— Tylko kolor, miałeś prawo nie zauważyć. Nie jest to jednak istotne. Liczy się tylko fakt, iż nie będziesz musiał zbyt długo nosić dziecka, o ile o nie zadbasz, a z tym chyba masz problem.

Aisma wstała i podeszła do łoża, na którego skraju usiadła. Nim Tae zdążył zareagować, jej dłoń spoczęła na jego odrobinę grubszym brzuchu, który delikatnie pogładziła.

Nie było to nieprzyjemne. Blondyn mógłby rzec, że wręcz kojące i uspokajające. Chociaż jej zimne palce czuł przez materiał cienkiej koszulki, nie wywołały u niego irytujących dreszczy. Chłód i dziwne ciepło, sam nie potrafił określić tego uczucia. Wiedział tylko, że pomimo tego, że magia ta była nieznana, to w jakiś sposób wydawała się dobra.

— Nie chciałem go, jestem mężczyzną i to nie jest normalne — mruknął, nie mając ani ochoty, ani odwagi, by zepchnąć jej dłoń ze swojego ciała.

— Fairion to niezwykła magia, Taehyung. Została stworzona dla kobiet, które nie mogły mieć potomstwa, ale z czasem pozwoliła ona zapłodnić mężczyzn. — Fei powoli zabrała rękę, kładąc ją na swoich złączonych udach. — Tak naprawdę nie rośnie w tobie ciało dziecka, a dusza. Jego życie, charakter, talenty zależą od twojej opieki. Rozumiem, że to dla ciebie coś dziwnego i nie zostałeś fairi z własnej woli, jednak musisz o siebie zadbać i pozwolić mu pojawić się na świecie. To raptem kilka tygodni, jesteś w stanie to znieść.

— To nie takie proste. Nie chcę być dziwką, której uczucia się nie liczą, a tak wszyscy mnie tutaj traktują. Tylko to coś w środku ma dla nich znaczenie. — Wskazał dłonią na swój brzuch, krzywiąc się. Nie wiedział czemu to powiedział, jaki miało to cel. Pokojowe nastawienie aismy sprawiało, że w jakiś sposób jej ufał, chociaż czuł, że to nieodpowiednie i mogło sprowadzić na niego problemy. Nic jednak nie mógł poradzić na to, że jego usta praktycznie same się otwierały, wyrzucając z siebie wszystkie te słowa.

— Twój mąż bardzo pragnie tego dziecka... Może i nie daje ci miłości, ale w końcu ty sam go nią nie obdarzyłeś. Wymaganie uczucia nie jest teraz odpowiednie, skoro swoje serce zostawiłeś daleko.

Tae zadrżał, spoglądając na nią zaskoczony.

— Skąd o tym wiesz?

— Wiem o wszystkim, Taehyung.

Chłopak tylko przytaknął. Nie podobała mu się ta odpowiedź, nie miał jednak odwagi zgłębiać się w ten temat. Kto wie, może jej wiedza sięgała głębiej, aniżeli się spodziewał?

— Po co tutaj w ogóle przyszłaś? Zobaczyć znak?

— Też, jednak chciałam raczej poprosić cię, byś zadbał o dziecko. Hrabia już zapowiedział, że jeżeli fairion się nie powiedzie, to spróbuje raz jeszcze i tak w nieskończoność, aż nie dasz mu potomka. Nie jestem w stanie mu tego zabronić, jednak jeśli raz już doszło do zapłodnienia, to magia niechętnie pobłogosławi kogoś po raz drugi. Może po prostu nie uczynić niczego i nawet tysiące zabitych kobiet nie sprawi, że w twoim brzuchu coś się zagnieździ. Z drugiej zaś strony gdy uzna, że wasze prośby są karygodne, to całkiem możliwe, że pozbawi któregoś z was życia — powiedziała, uśmiechając się smutno. — Twoja magia jest słaba, dlatego ofiarą prawdopodobnie byłbyś ty... Nawet przy drugiej próbie.

Taehyung poczuł nieprzyjemny skurcz w brzuchu. Wiedział, że Jungkook był nieobliczalny i zapewne spróbowałby raz jeszcze, jednak świadomość, że może umrzeć przez jego chore zachcianki sprawiła, że poczuł strach.

Nawet jeśli życie tutaj było koszmarem, to nie chciał odchodzić i pozbawiać siebie kolejnych lat. Ciągle miał nadzieję, że uda mu się odnaleźć szczęście i wrócić do domu. Nie mógł zginąć z ręki chorego męża.

— Nie wiedziałem...

— Już wiesz, dlatego po prostu postaraj się jeść i tak nie denerwować, dobrze? — Kobieta położyła dłoń na jego głowie i czule go pogłaskała. — Gdy dziecko pojawi się na świecie, to może hrabia nie będzie już ciebie potrzebował. Istnieje taka możliwość, skoro nie traktuje cię tak, jak swoje żony, prawda?

Książę niepewnie przytaknął, a jego serce zabiło mocniej.

— Bądź posłuszny, a twoje życie będzie przyjemniejsze. Twój mąż musi o ciebie dbać, więc masz prawo do przyjemności. Jeżeli staniesz się spokojniejszy, to pozwoli na wyjścia poza zamek. Musisz tylko spróbować to znieść, Taehyung. Dla dziecka i siebie.

Chłopak przytaknął, mimowolnie się uśmiechając.

W jego głowie narodził się plan idealny, który nie mógł nie wypalić. 


// Wracam po krótkiej przerwie. Postaram się nadrobić wszystkie ff. Plan póki co prezentuje się następująco: vhope>królik>syrenki>chanbaeki i nowe vkook+yoonseok+taegi, ale może ulec zmianie, bo llw pisze mi się aktualnie najlepiej i najszybciej, więc powinno wskoczyć gdzieś pomiędzy. W każdym razie zrobię co w mojej mocy, by poszło to sprawnie ^^
Dzisiaj taki trochę filler, ale musiałam go umieścić w opowiadaniu. Lada moment zacznie się w końcu główna akcja... :D 

luv <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro