18.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 — Muszę w tym uczestniczyć?

Wpinająca diamenciki w jego włosy aisma westchnęła, poprawiając przydługą grzywkę, którą chwilę temu misternie układała, chcąc jak najlepiej przygotować go na zbliżające się wydarzenie. Chwyciła w palce kolejny kryształek i zaczęła go wplatać, nawet nie łapiąc z nim kontaktu wzrokowego.

— Jesteś mężem gospodarza. Goście poczuliby się urażeni, gdybyś się tam nie pojawił.

Taehyung tylko niechętnie przytaknął, spoglądając na swoje odbicie w wielkim lustrze. Święto demonów ani trochę mu się nie podobało. Do zamku zjechało się mnóstwo osób i od rana nie mógł odpocząć, hałas bowiem był nie do zniesienia. Czy to w zamku, czy w ogrodach - każde miejsce wypełnione było ludźmi i nawet zamknięcie się na nic się nie zdało, bo może i nie wyłapał nic szczególnego z prowadzonych rozmów, ale ilość dźwięków nałożonych na siebie tworzyła istny harmider. Może kiedyś by go to fascynowało, teraz jednak pragnął tylko zakopać się w pościeli i przespać cały dzień.

Chwilę później kobieta skończyła przygotowywać jego kreację, uśmiechając się na widok wyraźnie zadowalającego efektu. Sam książę również nie mógł zaprzeczyć, iż nie wyglądał zniewalająco, szata bowiem należała do jednych z najpiękniejszych, jakie było mu dane na siebie założyć. Nie wątpił też, że warta była więcej, aniżeli wszelkie jego fatałaszki ze Złotego Królestwa. Poza wielkimi uroczystościami, jak zaślubiny czy koronacja, nikt nie przywdziewał tam drogich kryształów, nie w takich ilościach. On zaś, poza wieloma malutkimi ozdobami we włosach, miał ich mnóstwo na długiej, białej szacie, a wyszywana srebrną nicią peleryna połyskiwała o wiele bardziej, niż jego drogocenny żyrandol. Cały był jednym, wielkim klejnotem.

— Dlaczego mam akurat takie ubrania? Jungkook mnie przecież nienawidzi. — Powoli przesunął dłonią po delikatnym, jedwabnym mankiecie narzutki, rozkoszując się jej przyjemna fakturą. Nie był w stanie ukryć, iż noszenie takiego cuda mu odpowiadało, jednak ciągle pozostawało to czymś niezrozumiałym.

— Jesteś fairi, Taehyngie — odparła, smarując jego wargi czerwonym, słodkim barwnikiem, który ładnie podkreślił wyjątkowy kształt ust księcia. — Pochodzisz z królewskiej rodziny magów, a twoja uroda jest niespotykana. Jasne włosy, całkowicie inne, delikatne rysy... W dodatku masz tylko kilkanaście lat. Dla twojego męża to powód do dumy i niewątpliwie chciałby się tobą pochwalić. — Odstawiła malutką szkatułkę na stolik, zaraz sięgając po jasnoniebieski pyłek, w którym zanurzyła pędzel, by powolnymi, starannymi ruchami, zdobić szyję księcia. Tworzone wzory, jak zdołał się domyślić, były nawiązaniem do święta i chociaż nie zachwycały swoim kształtem, to na jego ciele prezentowały się przepięknie. Jego niemal pogrzebana, narcystyczna natura chwilowo się objawiła, bo nie mógł aktualnie odmówić sobie urody. Dzięki dziwnym mazidłom jego twarz nie wyglądała na zmęczoną, wszelkie sińce zostały przykryte, a on znów mógł olśniewać swoim młodzieńczym urokiem, dodatkowo podkreślonym w odpowiedni sposób. W głębi duszy pragnął, by jego twarz zawsze tak wyglądała. Powrót do szarej, przygnębiającej rzeczywistości po raz kolejny go zrani.

— Ciekawe, czy pochwali się też faktem, że trzyma mnie zamkniętego w czterech ścianach — mruknął niezadowolony. Fei tylko westchnęła dość ostentacyjnie, na co zmarszczył swój nos, zerkając na nią pytająco.

— Chciałeś uciec do Złotego Królestwa z kochankiem. Jeśli mam być szczera, to chyba nikt by cię za to nie nagrodził. — Ostrożnie poprawiła jego kaptur, wygładzając ozdobne sznureczki. — Zapewne gdyby nie to, że nosisz w sobie dziecko, to twój żywot zakończyłby się w tamtym lesie. Zabicie fairi to jednak świętokradztwo i najgorszy występek, hrabia zostałby potępiony, tak więc ocalałeś. Zamknięcie w wygodnym pokoju nie jest aż tak okrutną karą, jak może ci się wydawać.

Taehyung skrzywił się, bo chociaż kobieta miała rację, to niekoniecznie mu to odpowiadało. Wolałby, by go poparła i w jakiś sposób się za nim wstawiła, jednak zdawał sobie też sprawę z tego, że była tylko kapłanką i jedyne, co mogła tu czynić, to opiekowanie się nim.

— Gwałt jednak nią jest — burknął, przymykając oczy.

— Tutaj to nie jest tak postrzegane. Jest twoim mężem i może zrobić z tobą wszystko, co tylko zechce. Nie potrzebuje twojej zgody, bo cały oddałeś się mu w dniu ślubu. Głowa rodziny traktowana jest jak pan i władca i dzieje się tak w każdym domostwie, nie tylko tutaj.

— Czyli można bić żony, brać je brutalnie, a potem choćby zamknąć w lochu, gdy jednak się nie spiszą? — Książę zmarszczył swoje brwi, z niedowierzaniem przeszywając aismę wzrokiem. Ta tylko przytaknęła, lekko wzruszając ramionami.

— Właśnie tak tutaj jest, Taehyungie. Domyślam się, że w waszym kraju panuje większe poszanowanie dla tej uległej strony, nie zmienisz jednak kultury demonów. Wszędzie można zetknąć się z zachowaniami, które są niewłaściwe. — Kobieta wstała i pozamykała wszelkie puzderka, sprzątając ze stołu. — Czarodzieje nie akceptują małżeństw pomiędzy dwoma mężczyznami, co tutaj jest uznawane za ograniczenie, podobnie jak konieczność posiadania jednej żony. U nas zaś, o ile oczywiście pozwala na to status danego samca, można pojąć ich kilka, tym samym nawiązując przyjaźnie między rodami. Nie ma sytuacji, gdy zakochany demon musi poślubić bogatą demonicę, bo tak każe mu rodzina. Bierze do siebie obie i wszyscy są usatysfakcjonowani.

Chłopak tylko wydął wargi, trudno było bowiem się nie zgodzić z jej słowami. Każde państwo miało swoje chore prawa, jego nie pozostawało tutaj żadnym wyjątkiem, chociaż ciągle preferował ograniczenia w Złotym Królestwie, które nie zrobiły nikomu większej krzywdy, aniżeli brutalne, demoniczne zasady, wedle których przemoc nie stanowiła problemu i było na nią ogólne przyzwolenie. Ślub z jakąś głupią księżniczką nijak miał się w końcu do wizji śmierci, bo raczył sprzeciwić się woli męża.

— Gdyby mój ojciec o tym wiedział, to nigdy by się nie zgodził na ten układ — odparł, wsuwając na stopy delikatne pantofle, również wyszywane klejnotami. Rozejrzał się po pomieszczeniu, kąsając od wewnątrz policzek, jakby starając się znaleźć wymówkę, dzięki której mógłby uniknąć spotkania z gośćmi męża. Niestety był już gotowy, a aisma wyczekująco na niego patrzyła.

— Nie wierzę, że nie znał naszego prawa, dlatego nie łudziłabym się, że to cokolwiek by zmieniło. Zapewne też nie przybyłby ci na ratunek, gdyby się o tym teraz dowiedział. Ryzykowanie wojną to marny pomysł, a wasze państwo pozbawione jest doradcy. Bez Junmyeona nic nie osiągną, należał do intelektualnej elity.

Na samo wspomnienie o ukochanym poczuł nieprzyjemny ścisk w środku, postanowił jednak tego nie okazywać, zacisnął więc tylko wargi i przytaknął głową. Fei lekko się uśmiechnęła i podeszła do drzwi, otwierając je przed księciem, który podenerwowany przekroczył próg, dając się jej zaraz zaprowadzić w odpowiednią część zamku, z której dochodził szmer rozmów i delikatnie słyszalna na jego piętrze muzyka.

Taehyung nie zapuszczał się w te rejony, bo nie miał ku temu okazji, a później i możliwości, dlatego z lekką, a przy tym odpowiednio zamaskowaną ciekawością, przyglądał się rzeźbionym ścianom. Pomimo tego, że wzory należały do skomplikowanych i dbałość o szczegóły mogła przytłaczać, to całościowo prezentowały się one subtelnie i wręcz eterycznie, co w mniemaniu księcia nijak pasowało do samej natury demonów i tego, co jako istoty sobą reprezentowali. O ile jednak sztuka uliczna, budynki czy styl mieszczański w jakiś sposób odwzorowywały tę rasę, tak Jeon poszedł w całkowicie innym kierunku. Bądź co bądź można było przyrównać go jedynie do koloru odchodzącego od niewinnego konceptu, a biel i błękit do takowych nie należały. Ewentualnie chodziło tutaj o kwestię bezpieczeństwa, czarne czupryny bowiem rzucały się w oczy już z pewnej odległości i nie dało się ich nie zauważyć. Możliwe, że wykorzystano najbanalniejszy sposób na wykrycie wrogów.

Droga nie zajęła im zbyt wiele czasu, bo już po kilku minutach dostrzec można było ogromny łuk drzwiowy, za którym poruszały się wysokie postacie i gdzie zapewne odbywało się całe przyjęcie. Jasnowłosy zacisnął wargi i poruszył odrobinę niespokojnie karkiem, chcąc jakoś rozruszać spięte ciało, na nic jednak się to nie zdało. Nie czuł się pewnie i cały stres zapewne wymalowany był na jego twarzy i żadne ciężkie mazidło nie mogło tego ukryć.

— Gdy wejdziemy, od razu skierujemy się w stronę twojego męża. Musisz skinąć mu na przywitanie, potem dać sobą kierować. Dla każdego gościa musisz być uprzejmy, jednak nie masz obowiązku wdawać się z nimi w dyskusje, przynajmniej nie z większością. Odpowiesz na pozdrowienia, podziękujesz za gratulacje z okazji fairion, resztą zajmie się hrabia — powiedziała aisma, uśmiechając się do niego pokrzepiająco. Delikatnie przysunęła swoją dłoń do tej księcia, która była mocno zaciśnięta i zaczęła rozprostowywać jego wilgotne palce. — Ubierz rękawiczki. — W tej samej chwili podała mu białe i jedwabne, a on z braku możliwości odmowy wsunął je, powoli poruszając palcami.

— Nie z większością, z kim więc muszę rozmawiać? — Lekko drżący głos uleciał spomiędzy jego ust, a krocząca obok niego kobieta zwilżyła wargi językiem.

— Pojawić miał się władca demonów, jednak nie jestem pewna, czy aby na pewno skorzystał z zaproszenia. Cały dzień spędziłam z tobą, fairi, nie miałam więc okazji się dowiedzieć. — Na moment złapali kontakt wzrokowy, zaraz jednak ta na nowo skupiła się na białej kostce przed sobą. — Ufam, że wiesz jak zachowywać się w stosunku do króla. O ile nie masz obowiązku specjalnie silić się na dobre wrażenie przy innych, podobnych hrabi, jesteś bowiem wyżej w hierarchii z racji fairion, jak i królewskiego pochodzenia, tak nasz pan mimo wszystko zasługuje na odmienne, lepsze traktowanie.

— Rozumiem. Nawet w domu musiałem odnosić się do ojca z szacunkiem — odparł, przytakując na jej słowa. Informacja ta w żaden sposób go nie pocieszyła, wręcz jeszcze bardziej zestresowała, nie mógł jednak uciec.

— Po głównych rytuałach będziesz mógł oznajmić, że jesteś zmęczony i poprosić męża o to, by pozwolił ci odejść. Nie powinien odmówić ci tego w towarzystwie. — Kapłanka nawet na niego nie spojrzała, odrobinę go wyprzedzając, gdy w końcu przekroczyli próg i znaleźli się w środku naprawdę ogromnej, lśniącej sali, której blask wręcz oślepił Taehyunga.

Przystanął, mrużąc oczy, by pozbyć się początkowego szoku. Dopiero po dłuższej chwili względnie przyzwyczaił się do panującej tutaj atmosfery. A przyznać trzeba było, że całość zrobiła na nim ogromne wrażenie. Pomieszczenie zdawało się być trzykrotnie większe od ich głównej sali balowej, w której odbywały się największe przyjęcia królestwa. Ściany pokryte były jeszcze piękniejszymi rzeźbami, a wielkie okna pozwalały na podziwianie widoku oddalonego morza i okolicznych gór. Z sufitu spływały kryształowe żyrandole, zaś podłoga wyłożona była błyszczącym marmurem, który wyglądał jak pokryty szkłem. Reszta wystroju, czyli stoły, zastawa czy duży podest, zachowane były w podobnym, niebiańskim stylu. Jedynym, co wyróżniało się na tym idealnym tle, byli sami goście, którzy przywdziali czerń. Wszyscy, bez wyjątków, mieli na sobie eleganckie, ciemne szaty bez większych ozdób. Taehyung mógł nawet stwierdzić, iż prezentowały się one biednie, jednak nie znał zwyczajów demonów i nie miał pojęcia, czy nie był to ich tradycyjny ubiór. W takim wypadku jednak nie potrafił zrozumieć, dlaczego on sam posiada na sobie równie krystalicznie czyste i bogate szaty, co sam wystrój sali. Czyżby Jungkook miał ochotę sobie z niego zadrwić? Nic innego nie przychodziło mu do głowy, bo gdy tylko udał się za swoją opiekunką, większość mijanych osób zaczęła wręcz pożerać go swoimi ciemnymi oczami, jakby stanowił atrakcję wieczoru.

Wydął nieco wargi, z niezadowoleniem przemykając między nimi, by przypadkiem nie zgubić aismy, wtedy bowiem skazany byłby już na upokorzenie, a wolał tego sobie oszczędzić. Może i kiedyś taka uwaga by mu schlebiała, teraz jednak czuł się naprawdę niepewnie i nie potrafił odczytać zamiarów nikogo. Nie zapowiadało się też, by cokolwiek w tej kwestii miało ulec zmianie, jego mąż bowiem, całkowicie niewzruszony jego wewnętrznymi rozterkami i niepewnym spojrzeniem, skinął tylko głową, gdy lekko, a przy tym z kwitnącą w środku niechęcią, skłonił się na przywitanie.

— W samą porę, niedługo zacznie się główna część, a w międzyczasie będziesz miał okazję do poznania kilku osób — mruknął Jungkook, a ton jego głosu wyjątkowo pozbawiony był większej pogardy czy niezadowolenia. Widocznie pośród takiego tłumu musiał się powstrzymywać przed kąśliwymi uwagami czy też obrażaniem go.

Przeszli mały kawałek, podchodząc do stojącej pary, czy raczej postawnego mężczyzny i stojącej za nim kobiety, która tylko uśmiechała się, jakby nie stać było jej na nic więcej. Wszyscy wymienili standardowe formułki, na których brzmienie Taehyung miał ochotę zwymiotować. Sztywne i fałszywe zachowanie ani trochę mu się bowiem nie podobało, a gdy podobne konfrontacje miały miejsce praktycznie co chwilę, to naprawdę zaczął tęsknić za swoją luksusową celą. Szczególnie nieprzyjemnie zrobiło się wtedy, gdy obok pojawiły się pozostałe żony Jeona i musieli całą grupą przemieszczać się między tłumem. Dopiero w momencie, gdy na podest wyszła nieznana mu aisma, a wszystkie demony zamilkły, skupiając całą uwagę na niej, mógł odsapnąć. Kobieta mówiła w nieznanym mu języku, co niezbyt go zajmowało, sam bowiem ciągle miał za sobą Fei, która miała informować go o koniecznych gestach i zachowaniach. Grzecznie więc wymachiwał ręką w wyuczony sposób, w głowie mając już tylko herbatę i swoje puchate poduszki.

Niestety - tuż po rytuale, który na szczęście obył się bez rozlewania krwi kobiet, Jeon zniknął z pola widzenia i nie mógł go znaleźć, by poprosić o możliwość opuszczenia sali. Zmuszony był więc do zajadania się słodkimi daniami, z niechęcią spoglądając na wypchane tłustym mięsem półmiski, do których chętnie sięgały demony. Naprawdę miał ochotę na to, by upić się i przeżyć te przyjęcie w stanie wesołości, jednak duży, okrągły brzuszek powstrzymywał go od tego, dobro dziecka w końcu wygrywało z jego beznadziejnym samopoczuciem. Sięgnął więc tylko po czerwony napój, ostrożnie go wąchając, zanim upił mały łyk. Nie zdziwiłby się, gdyby była to krew, rasa ta bowiem nie należała do normalnych. Na szczęście był to zwykły sok, którym postanowił zadowalać się do końca wydarzenia. Wędrował więc po sali, mijając ludzi, którzy z zaciekawieniem analizowali jego twarz, figurę, główną uwagę skupiając jednak na rosnącym dzieciątku. I trwałoby to długo, gdyby w pewnym momencie ktoś na niego nie wpadł sprawiając, że cały krwisty płyn wylądował na szacie nieznajomego, brudząc i biały materiał jego odzienia.

Niezadowolony uniósł podbródek, by spojrzeć na o wiele wyższego, umięśnionego mężczyznę i już miał rzucić jakąś uwagę odnośnie szacunku, gdy stojąca za nim aisma jęknęła, pojawiając się obok jego ramienia.

— Tylko nie to...

// Jestem jakimś przegrywem życiowym, bo nie idzie mi pisanie. Mam wrażenie, że tracę wenę całkowicie... Oby chociaż dała mi ona skończyć tego ficzka, bo marnie to widzę. 

Buzi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro