19.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 — Tylko nie to...

Taehyung spojrzał na aismę, delikatnie mrużąc swoje powieki. Nie rozumiał jej zachowania i odrobinę wystraszonego wyrazu twarzy, w końcu nie uważał, by Jungkook zrobił mężczyźnie krzywdę za zniewagę tego rodzaju. Nie był jego ulubionym partnerem, liczyło się tylko dziecko, więc poza strojeniem go w błyszczące szaty, zapewne nie miał w planach niczego, co mogłoby świadczyć o tym, że chociaż trochę się o niego martwił. Skąd więc takie poruszenie?

Niechętnie przeniósł wzrok na nieznajomego, który teraz wpatrywał się w niego z jawną wrogością. W tym samym momencie zrozumiał, że to nie o mężczyznę się martwiła, a o niego. Ilość negatywnej energii i budząca grozę aura w sposób jednoznaczny wskazywała na to, że nie natrafił na kogoś o przyjemnym usposobieniu.

Odruchowo odsunął się, wbijając zęby w dolną wargę, którą lekko naciągnął. Długo jednak nie mógł znęcać się nad ów częścią ciała, cała jego drobna osoba została bowiem przyciągnięta do tej topornej, podobnej skale posturze na tyle brutalnie, iż niewiele brakowało, by uderzył swoim sterczącym brzuchem o wąskie, ale przy tym twarde biodra. Odruchowo złapał się za miejsce, w którym rosło jego dzieciątko, chcąc tym samym uchronić je przed niemiłymi konsekwencjami zderzenia, które na szczęście nie nastąpiło. Intruz musiał zauważyć przerażenie na twarzy Fei, jak i jego białe szaty, przez co tylko skrzywił się, lustrując go uważnie bystrymi oczami.

— Fairi jednak, poza noszeniem dzieci, do niczego się nie nadają — warknął, robiąc krok w stronę odrobinę skulonego jasnowłosego. — Wylewanie trunków na kogoś wyżej statusem, to chyba nie są maniery godne pobłogosławionej przez aisaphę osoby, nie uważasz?

Taehyung chciał się odsunąć, jednak jego nogi pozostawały w tej samej pozycji, podobnie jak reszta ciała. Nie był w stanie wykonać choćby małego ruchu, wszystkie mięśnie zostały sparaliżowane. Nawet wystraszonej twarzy nie mógł ukryć w dłoniach.

Zestresowany spojrzał na stojącą obok aismę, ta niestety nie wyglądała na chętną do pomocy, bo poza wpatrywaniem się w odgrywającą się scenkę, nie uczyniła nic, by uchronić go przed kłopotami.

— Kiedy to pan wpadł na mnie i wytrącił mi kielich z dłoni. Nawet gdybym chciał, to nie dałbym rady tego powstrzymać.

Jego głos, pomimo udawanej pewności, brzmiał słabo i żałośnie. Nie stanowił dla niego w tej dyskusji żadnego wyzwania i był tego świadom, chociaż usilnie starał się zapanować nad strachem, którego nawet nie potrafił odpowiednio zdefiniować. Nie był tutaj sam, w dodatku poza jakimś niezrozumiałym zaklęciem, mężczyzna nie uczynił niczego, co mogłoby go doprowadzić do aż takiej paniki.

— Och. Widzę, że szacunku też cię nie nauczono. — Wysoki brunet prychnął, wyginając swoje wąskie wargi w dziwnym grymasie, na widok którego coś stanęło Taehyungowi w gardle. Ten demon nie był normalny. — Twoje kolana nie potrafią się ugiąć, gdy przebywasz w towarzystwie swojego króla, więc w gruncie rzeczy nie powinienem się spodziewać po tobie jakiejkolwiek ogłady. Nie zmienia to jednak faktu, że mnie znieważyłeś — mruknął, przenosząc szorstką, dużą dłoń na jego policzek, drażniąc delikatną skórę w nieprzyjemny sposób. W tamtym momencie czarodziej naprawdę miał ochotę uciec jak najdalej, jednak jego ciało samoistnie przysunęło się do tego władcy, niemal się w niego wtulając. Jedynie wielki brzuch ratował go przed całkowitym utknięciem w silnych, przerażających ramionach.

— P-puść... Jestem fa...

— Myślisz, że możesz robić co chcesz, bo udało ci się zaciążyć? — Wargi króla otarły się o jego ucho sprawiając, że w kącikach oczu blondyna pojawiły się drażniące łzy. Nawet przy Jungkooku nigdy się tak nie bał, wiedział bowiem, że jego maleństwu nic nie grozi. Tymczasem drugie łapsko demona znalazło się na brzuchu, niebezpiecznie wodząc po nim paluchami. Tego było za wiele. — Widzę, że jesteś fairi. Jeon ozdobił cię chyba całym swoim majątkiem, bylebyś błyszczał w towarzystwie bardziej, aniżeli księżyc na czarnym niebie. Niestety nie robi to na mnie wrażenia, bo i tak musisz zapłacić za zniszczenie moich szat na oczach poddanych, księżniczko.

Tae pociągnął nosem, starając się zebrać wszystkie siły, byleby uwolnić się z zaklęcia i chociaż ukryć dziecko, nie był bowiem przekonany co do tego, że jako fairi jest pod ochroną demonicznej religii. W świecie tym wszystko działo się na opak i wbrew wszelkiej logice, nie byłoby więc nic dziwnego w tym, że lada moment umrze tutaj, wśród tłumu zaciekawionych demonów, które traktowały tę sytuację jak godne uwagi przedstawienie.

— Jestem pewien, że Jungkook jest w stanie odkupić pańskie ubrania — sapnął, próbując poruszyć palcami. Całą swoją wolę i siłę skupił na ów czynności mając wrażenie, iż lada moment jego kości pękną. Nic takiego jednak się nie stało, bo nie drgnęły one nawet o milimetr. Czuł wręcz, jakby mięśnie spięły się jeszcze bardziej, a niewidzialna powłoka mocniej oplotła całą jego osobę, zgrabnie wymijając twarz. Dla demona zabawny musiał być fakt, że zdany był całkowicie na jego wolę, mogąc przy tym jedynie coś powiedzieć, ewentualnie zacisnąć powieki, by nie być skazanym na oglądanie jego przystojnej, a przy tym przerażającej twarzy.

— To śmieszne zadośćuczynienie, ale doceniam poczucie humoru. W tak krytycznych sytuacjach bywa ono jedynym, co powstrzymuje przed płaczem i rozpaczą. — Król wyszczerzył swoje zęby tuż przy nosie blondyna i zapewne dodałby coś, co całkowicie rozkleiłoby Taehyunga, gdyby nie postać, która jakby wyłoniła się z ziemi, stając obok nich z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

— Widzę, że poznałeś już mojego Taehyunga, księcia ze Złotego Królestwa, wasza wysokość — powiedział spokojnie i beztrosko, choć najmniejszy z towarzystwa wyczuł tę stanowczość, która nie opuszczała Jeona ani na moment. Spodziewał się więc, że lada moment zaklęcie zostanie cofnięte, jednak gdy mężczyzna odsunął się od jego twarzy, skupiając całą uwagę na Jungkooku, a on nadal pozostawał w niewygodnej, krępującej pozycji, to wiedział, że nic tutaj nie będzie proste.

— Nawet bliżej, niż bym chciał. — Król posłał hrabi pełen politowania uśmiech, wskazując na mokry materiał swojego stroju. — Brakuje mu chyba męskiego towarzystwa, wystarczy bowiem chwila, by wpadał nieodpowiednim osobom w ramiona.

— Sądzę, że to raczej kwestia jego niezdarności. Mój mąż ma tendencję do tego typu zachowań. Wpada na głupie pomysły, na innych ludzi, nierzadko w kłopoty... Prawda, Taehyung?

Jasnowłosy poczuł na sobie wzrok jego ciemnych oczu i chociaż najchętniej nazwałby go podłym idiotą i zgodził się z królem, odnośnie braku odpowiedniego mężczyzny, to tylko mruknął ciche potwierdzenie, zaciskając swoje wargi w wąską linię. Dumę musiał odstawić na bok, w końcu teraz nie liczył się już on sam, a dziecko. Bezpieczniejsze rozwiązania stawały się w tamtym momencie tymi lepszymi.

— Za niezdarność jednak trzeba czasami zapłacić. Za takie coś zwykły osobnik straciłby głowę — odparł demon, dotykając czubkami palców twarzy Taehyunga, który naprawdę bliski był omdleniu.

— Na szczęście Taehyung nie należy do grona zwyczajnych jednostek. Utrata tak ślicznej głowy, to prawie że świętokradztwo, panie.

Fairi pewien był, iż w głosie Jeona przeważa sprytnie ukryta pogarda i zaczepność, co tylko mocniej go stresowało. Niby czuł wdzięczność, że odwodzi króla od pomysłu ścięcia go, jednak nie uważał, by takie odzywki skutkowały czymś dobrym dla niego.

— Dlatego jeszcze tutaj stoi i zachwyca nas swoją urodą. — Na ustach demona pojawił się szeroki, jeszcze bardziej przerażający uśmiech, a coś ścisnęło Tae w żołądku na ów widok. — Co więc powinienem uczynić, hrabio Jeon? Chyba brakuje mi pomysłów, bo z jednej strony szkoda go zabijać, z drugiej nawet nie można, bo nieszczęsne dziecię jest jego ochroną. — Nieco ostentacyjnie rozłożył on ręce, zaczynając krążyć dookoła sparaliżowanego księcia, raz po raz zerkając na Jeona, który tylko unosił kąciki swoich ust w zadowoleniu. — Może powinienem zabrać go do zamku i tam go uwięzić? To byłaby najlepsza kara dla tak niedobrego chłopca.

Serce maga zabiło mocniej, a ciało zadrżało, targane nieprzyjemnym uczuciem i strachem.

— Sądzę, iż dziecko nie jest potrzebne królowi. Posiadasz ich w końcu mnóstwo, więc tylko by wadził waszej wysokości. — Jungkook stanął bliżej mniejszego i położył dłoń na jego brzuchu. W tym samym momencie zaklęcie przestało działać, a on mógł na nowo się poruszać, chociaż cała ta sytuacja sprawiła, że stał sparaliżowany przez własną niepewność. — Rozumiem, że pańska wola jest taka, a nie inna, mogę więc tylko się zgodzić i oddać męża w pańskie ręce. Jednakże... — przerwał, głaszcząc powoli duży brzuszek, a Tae czuł, jak miękną mu nogi. — Chciałbym zatrzymać dziecko. Gdy poród się powiedzie, książę zostanie odesłany do stolicy. Wasza wysokość dostanie swojego chłopca, ja zaś dziecko i zapewne każdy z nas będzie z tego rozwiązania zadowolony.

Taehyung nie pamiętał co stało się, gdy król z zadowoleniem przystał na propozycję Jeona. Przed jego oczami ukazała się tylko rozmazana plama namalowana przez cisnące się pod powieki łzy, a ciało zaczęło drżeć tak niewiarygodnie mocno, iż miał wrażenie, że lada moment zwyczajnie odejdzie z tego świata. Dopiero stłumiony głos Fei i jej ramiona w jakiś sposób uratowały go przed upadkiem, gdy bowiem otworzył oczy, był już w swojej komnacie, rozpaczliwie ściskając poduszkę.

Kobieta siedziała obok, głaszcząc jego włosy, on jednak nawet nie zwracał na to uwagi. Ciągle w głowie miał ich uśmiechy i nieszczęsną umowę, która odebrać miała mu jedyny powód, dla którego ciągle trzymał się życia i go pragnął.

Chcieli rozdzielić go z ukochanym dzieckiem, równie dobrze mogli więc ściąć go na tej wielkiej sali. Może cierpiałby wtedy mniej. 



// Jeon jest be. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro