2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Król potarł dłonią swoją twarz, wzdychając cicho. Nie miał pojęcia co powinien zrobić. Sytuacja przedstawiała się tragicznie, z jednej strony bowiem najbezpieczniej byłoby przygotować armię i podjąć się walki z nieprzyjacielem, z drugiej możliwe, że udałoby się im coś wynegocjować, a wtedy przejście do ataku mogłoby zdenerwować demony, które nie wiedziały co to cierpliwość i łaska. Straciłby wtedy szansę na uniknięcie rozlewu krwi, państwo w końcu i tak było już osłabione, utrata tylu mężczyzn odbijała się na życiu wielu rodzin, które zostały pozbawione często jedynego żywiciela. Poza tym nie tylko męscy wojownicy brali udział w wojnie. Leczące czarodziejki, łuczniczki, czy też nieliczne kobiety, które postanowiły wstąpić do oddziału ofensywnego, poległy podobnie jak ich mężowie. Walka przyniosła im tylko szkody.

Stanął więc przed nie lada zagwozdką, której nijak ogarnąć rozumem nie potrafił. Każde rozwiązanie, nawet najmniejsza modyfikacja nie mogły sprawić, że rozwiązanie stałoby się opłacalne chociaż w minimalnym stopniu. A czas mijał... Za niecałe dwa dni bestie zjawić miały się w progach jego domu z nieznanymi mu zamiarami.

— Jeśli Wasza Wysokość pozwoli — odparł dość niski brunet, przenosząc wzrok z księgi na króla, który skinął głową zachęcająco. Junmyeon należał do grona jego najbardziej zaufanych doradców, chociaż był dopiero młodzieńcem, dlatego go jako jednego z nielicznych poinformował o wszystkim niezwłocznie, wręcz oczekując jakiejkolwiek pomocy. — Sądzę, iż najlepiej będzie po prostu ich przyjąć i ugościć. Wysłałem na zwiady moje zwierzęta. Wedle ich przypuszczeń hrabia Jeon nie szykuje zbrojnych. Prawdopodobnie przybędzie tutaj tylko z odpowiednią obstawą, nic ponad to.

— A jak to zasadzka? — zapytał, owijając końcówkę brody wokół swojego szczupłego, długiego palca.

— Wtedy i tak nic nie zdziałamy, rozgromią nas tak, jak podczas walki w ich królestwie. — Mężczyzna westchnął, odchylając się nieco do tyłu, by rozruszać odrobinę bolący kark. Zaraz jednak na nowo utkwił wzrok w władcy. — Możemy oczywiście przygotować wojów, jednak czy warto ryzykować, skoro jesteśmy na przegranej pozycji? Jak będą chcieli nas zaatakować, to to zrobią i fakt, czy będziemy w gotowości, czy nie, nie zmienia za bardzo zakończenia. Gdy zaś grzecznie im przytakniemy i zgodzimy się na to, co nam zaproponują, to może uda nam się przeżyć.

— Nienawidzę poddawać się bez walki...

— Domyślam się, Wasza Wysokość. Mi również się to nie podoba, jednak coś uczynić powinniśmy. Posiłki i tak nie zdążą nadejść, poza tym na dzień dzisiejszy nawet nie mielibyśmy kogo wezwać, wszyscy pamiętają o tej dramatycznej porażce.

Król tylko przytaknął, przymykając zmęczone powieki.

— A jeśli będzie tylko on i mała zgraja strażników?

— Wtedy przybędą inni, gdy tylko pozbawimy go głowy. Zapewne odwiedzi nas głowa rodu, a śmierć jego będzie musiała zostać pomszczona. Niestety...


~*~


— Ach! Tak, tam... — Jasnowłosy stęknął cicho, oblizując raz po raz kąsane wargi, gdy silne dłonie mężczyzny wodziły po jego plecach, przyjemnie je uciskając. Czuł się przednio, uwielbiał bowiem dotyk starszego, który w połączeniu z rozkosznym zaklęciem rozgrzewającym doprowadzał go do istnego szaleństwa. Mało kto potrafił tak wpłynąć na niego i pomóc doświadczyć takiej ekstazy za pomocą samych palców, jak Hyungsik właśnie. Miał niesamowite wyczucie, jakby czytał mu w myślach. Wprawdzie znali się już długo, spotykali zaś od miesięcy, nadal jednak zdolności te wprawiały go w zachwyt nieustannie. Może dlatego też ciągle pozwalał czarnowłosemu trwać przy swoim boku, wpuszczając go do swojej sypialni pod byle pretekstem. Bolący palec, okropny sen, zbyt długa lekcja strzelania z łuku czy udawane złe samopoczucie... Każdy był dobry, by ściągnąć medyka z drugiego końca miasta i oddać się w jego błogosławione rączki.

— Gdzieś jeszcze boli Waszą Wysokość? — Czarodziej zamruczał, pochylając się nad uchem księcia, które zaczepnie zaczął drażnić pachnącym miętą oddechem. Jego wąskie wargi niby niechcący otarły się o zaróżowiony płatek, na co Taehyung wzdrygnął się, wypuszczając ostentacyjnie powietrze z płuc.

Hyungsik nie należał do wylewnych osób, pieszczot skąpił zawsze, przez co Taehyung na nawet tak z pozoru nic nieznaczący gest reagował bardziej, niż na namiętniejsze obściskiwanie się z kimś innym. Zwilżył więc po raz kolejny wargi i niespokojnie poruszył biodrami, na których siedział mężczyzna, następnie zaś westchnął, nadymając policzki.

— Poparzyłem sobie dzisiaj język i podniebienie herbatą, trochę piecze. Znasz na to jakieś lekarstwo?

— Och, biedactwo. Daj, zerknę — odparł, unosząc się odrobinę, by młodszy mógł położyć się na plecach. Zaraz też pochylił się nad jego twarzą i kciukiem zahaczył o dolną wargę, lekko ciągnąc ją w dół, by odsłonić perłowe ząbki.

Tae posłusznie otworzył buzię, ostrożnie wysuwając tylko koniuszek zaczerwienionego języka, oczami taksując sylwetkę medyka, który potarł palcem o narząd, przyglądając mu się uważnie. Oczywiście nic specjalnego tam nie dostrzegł, wszystko było z nim w porządku, jednak jakie miało to znaczenie? Kimowi to się podobało, dlatego niemal od razu zamknął buzię, sprawnie oplatając zbłąkanego kciuka.

Hyungsik westchnął i oparł wolną dłoń tuż obok głowy jasnowłosego, perfidnie się w niego wpatrując. To wystarczyło, by na policzkach księcia pojawiły się urocze rumieńce, a jego dłonie powędrowały do torsu czarodzieja, by odrobinę go sprowokować.

— Aż tak cię boli, hm? Jesteś naprawdę nieznośnym księciem, Taehyungie — szepnął, wysuwając palec z ciepłego wnętrza chłopca.

— Nadal śmiem twierdzić, iż małe lekarstwo poprawiłoby moje samopoczucie...

— Ach tak? Co masz na myśli?

Taehyung uśmiechnął się niewinnie i lekko uniósł, zbliżając się tym samym do starszego na tyle, by ich nosy się o siebie ocierały.

— Ponoć ślina może mieć magiczne właściwości — mruknął, obejmując go za szyję i zmuszając do naparcia na swoje ciało, co mag o dziwo chętnie uczynił. Na jego ustach pojawił się ledwo zauważalny uśmieszek, który oznaczać mógł tylko jedno, mianowicie wygraną Kima.

— Zajmij się swoim ulubionym pacjentem tak, jak należy - to powiedziawszy musnął delikatnie usta bruneta, wstrzymując chwilowo oddech.

Nie minęło nawet kilka sekund, gdy tamten odwzajemnił pocałunek, opadając na Taehyunga całym swoim ciężarem. Korzystając z okazji szybko rozchylił jego wargi, dostając się do środka, gdzie namiętnie potarł swoim językiem o ten należący do księcia.

Blondyn westchnął rozkosznie, czując te najpyszniejsze usta na swoich. Kochał każdy, nawet najmniejszy całus od starszego, a gdy mógł dodatkowo legnąć z nim w łożu, to jego szczęście było wręcz nie do opisania.

Delikatność wypełniona przeogromną troską rozczulała go, a niedostępność mężczyzny tylko bardziej działała na jego zmysły i wyobraźnię. Czuł się przy nim całkowicie inaczej, niż przy genialnym Namjoonie. Brunet był tajemniczy, skąpy gdy idzie o miłość, podczas gdy tamten nie mógł powstrzymać się przed wyznaniami i pieszczotami. Potrzebował takiej odmiany i tylko medyk nadawał się do tego w stu procentach.

Sapnął ciężko, gdy na chwilę oderwali się od siebie, by zaczerpnąć powietrza. Na policzkach obojga pojawiły się różowe plamki, ale nie miało to znaczenia. Dobrze wiedzieli, że pocałunki były nieuniknione.

— Nie zostawiaj mnie więcej, dobrze? Na wojnie walczy wielu medyków, ty jesteś zbyt cenny, by przebywać wśród dzikusów — powiedział cicho, sięgając dłonią do wstążki na włosach kochanka, za którą pociągnął. Ciemne kosmyki niemal od razu opadły, muskając jego twarz.

— Nie należę tylko do ciebie, moje książątko. Nie możesz odciągać mnie od pracy.

— Jesteś bez serca, Hyungsik. Tęskniłem — burknął obrażony, wsuwając długie palce w idealnie błyszczącą czuprynę, którą uwielbiał się bawić. Nie podobało mu się to, że mężczyzna był odporny na jego wszelkie sztuczki, chociaż jednocześnie to właśnie w nim kochał najbardziej.

— Lubię twoją tęsknotę — zaśmiał się cicho mężczyzna, muskając ustami nos księcia. — Lubię też to, że tak mnie wyczekujesz, wymyślając niestworzone historie, bylebym do ciebie zawitał. Nie sądzisz chyba, że sam siebie pozbawię tak przedniej zabawy?

— Idiota! — mruknął naburmuszony, marszcząc ucałowany narząd, co tylko bardziej rozbawiło medyka, bo szybko znalazł się między jego udami, dopadając szczupłej talii, po której zaczął wodzić palcami, bestialsko go łaskocząc.

— Za brzydkie słowa czeka cię kara, książę.

— N-nienawidzę c-cię!

~*~

// Nie przyzwyczajajcie się, nie będzie partów codziennie! :D Postaram się jednak, by były dość często. Niestety wiąże się to też z długością, bo rozdziały mają po 1,5-1,3k. Lepsze to jednak, niż czekanie tydzień, tak sądzę ;---;

I spokojnie - to naprawdę będzie vkook, ale chcę przedstawić postać Tae, poboczne szipy są mi więc niezbędne. Niedługo się skończą (chyba).
Kocham Was i dobranoc! Hyungsikowych snów ;D

PS: Opinie nadal mile widziane ;D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro