23.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

        Usta Taehyunga wygięły się w złośliwym, odrobinę pogardliwym uśmiechu, gdy tylko dostrzegł niezadowolenie wymalowane na twarzy Jeona. Od dawna nie czuł tak wielkiej satysfakcji, jak właśnie w chwili, gdy aisma poinformowała małżonka o wybranym przez księcia imieniu. Oczywiście spodziewał się tego, bez powodu w końcu nie skusił się na tak urokliwego psikusa, jednak nie sądził, że aż tak pokrzepi to jego serce, pozbawione ostatnimi czasy rozrywek. Pomijając oczywiście słodkie dzieciątko, które spoczywało na rękach Fei, podczas gdy on zajadał się porcją świeżych owoców rozłożonych na kruchym cieście.

— To niedorzeczne, by tak dziecinnie nazwać potomka — mruknął brunet, nie chcąc zbyt dosadnie ukazać złości, chociaż wszyscy domownicy zdawali sobie z tego sprawę i żadne dziwne, władcze miny nie mogły zamaskować prawdziwych uczuć hrabii.

— Zawsze mogłem nazwać go Jungmyeon, nie bądź więc już taki uszczypliwy. Ja nie ingeruję w imiona twoich dzieci i ich nie oceniam. — Fairi ostentacyjnie przewrócił oczami, wsuwając do ust ostatni kawałek ociekającego lukrem ciastka, by zaraz wytrzeć palce w śnieżnobiałą serwetkę.

Brwi demona zmarszczyły się jeszcze groźniej, a odziane w czarne rękawiczki dłonie zacisnęły na sztućcach, przez co Tae miał wrażenie, iż lada moment stanie się ofiarą porannego zadźgania. Z czystej przezorności odebrał więc pospiesznie od Fei szkraba i ułożył go sobie wygodnie w ramionach, nieco odsuwając się od stołu, by przypadkiem machające łapki nie uderzyły w jakiekolwiek naczynia. Póki co wprawdzie dziecko spało, jednak kto wie, czy nie zareaguje źle na zbliżającą się awanturę.

— Nawet nie zaczynaj.

— Och, twoim życzeniem było to, bym użył pierwszego członu, więc już nie narzekaj. To w końcu byłoby całkiem inne imię. — Wzruszył ramionami, oblizując swoje słodkie wargi. Wodził spojrzeniem od małżonka, po maluszka, chociaż i tak za bardzo zaabsorbowany był potomkiem, by odpowiednio przejąć się złością bruneta. Miał więc nadzieję, że lada moment zakończy swoje wywody i pozwoli mu oddać się swojemu nowemu, ulubionemu zajęciu, jakim było wpatrywanie się z Taekooka i muskanie całego jego maleńkiego ciałka. Popadał w całkowitą obsesję na punkcie synka i było mu z tym niesamowicie dobrze. Możliwość ulokowania uczuć w kimś, kto nie był martwym ukochanym czy oddaloną o setki kilometrów rodziną, napawała go radością. Pragnął kochać i w końcu pojawiła się godna tego osóbka, która nie chciała go zranić. Poza jedną aismą nie miał w końcu nawet z kim siedzieć w pokoju. Dwie osoby to już całkiem inna sytuacja.

— Zachowujesz się jeszcze gorzej, niż zazwyczaj — mruknął hrabia, wbijając zbyt agresywnie widelec w krwisty stek, na widok którego Tae wręcz skręcało, jednak docinki względem spożywanego jedzenia darował sobie już wieki temu. Miał mnóstwo innych powodów, by gardzić mężczyzną i szukać zaczepki.

— Nie mam zbyt wiele do stracenia, więc czemu powinienem sobie odmawiać tej przyjemności? Kilkanaście dni i mogę zniknąć na zawsze z tego zamku, szkoda marnować okazji — odparł z przekąsem, chociaż słowa te w jakiś sposób go bolały. Nie chciał tego okazywać, swoje uczucia ukrywał możliwie najgłębiej w zakamarkach serca, strach jednak momentami wręcz go paraliżował. Cieszył się małymi, urokliwymi momentami, nie wiedział jednak, jak poradzi sobie bez nich.

— Najchętniej zamknąłbym cię w wieży i odczekał w ten sposób do końca tego nieszczęsnego okresu. Szkoda, że to niemożliwe. — Na twarzy bruneta pojawił się nieprzyjemny grymas, który Tae zignorował, kolejne słowa niestety nie były aż tak przystępne, bo wywołały w środku nieznośny skurcz. — Wszystkim by nam ulżyło, gdybyś w końcu zniknął.

Mag przełknął z trudem ślinę, spuszczając głowę, by utkwić spojrzenie w dziecku, które z rozchylonymi usteczkami wpatrywało się w fairi, jakby starając się zrozumieć sytuację. Posłał mu smutny uśmiech, by następnie wstać, poprawiając sobie zawiniątko w ramionach.

— Mi zaś ulżyłoby, gdyby twoja paskudna twarz nie doprowadzała mnie do wymiotów, bo nawet dobry posiłek potrafisz zamienić w katorgę — burknął, chociaż wiedział, że tego typu prowokowanie było już żałosną desperacją. — Aż dziw bierze, że twoja udawana rodzinka może na nią spoglądać od tylu lat... Oko oszalało od spojrzenia w lustro, prawda? Wcale mu się nie dziwię.

Uniósł podbródek, uśmiechając się nieco złośliwie, po czym skinął głową na aismę i razem z nią udał się w stronę komnaty. Jego krok był żwawy, pragnął jak najszybciej znaleźć się w swoim cichym zakątku, gdzie bez obaw mógł odpoczywać, nie przejmując się upiornymi Jeonami.

— Fairi...

— Ach, mów do mnie Taehyung. Już tamci wystarczająco mnie irytują tym cholernym zaznaczeniem, że jestem tylko od wydania na świat dziecka dla kaprysu tego starego capa.

Jego twarz wyglądała na zezłoszczoną i chociaż chciał wyglądać łagodnie przy dziecku, to nic poradzić nie mógł na to, że czasami się w nim wręcz gotowało.

— No więc Taehyung... — powiedziała, nieco przyspieszając, by otworzyć przed nim drzwi, na co książę tylko skinął głową. — Nie sądzisz, że to dość lekkomyślne, by w taki sposób odnosić się do męża?

Jasnowłosy przewrócił oczami, sadowiąc się na łóżku. Obok położył Taekooka, odwijając go z niewygodnych szmatek, by mógł troszkę poprzebierać małymi kończynami. Aisma sama przysunęła się do nich, siadając po drugiej stronie, tym samym asekurując dziecko, które było aż nazbyt ruchliwe i w każdej chwili mogło zacząć swoją ulubioną zabawę, jaką było wierzganie się niczym mały bączek.

— Fei, błagam... Co on mi może zrobić? Zabić nie zabije, jestem własnością króla, odesłać do lochu nie da rady, bo moje słodkie, malusie kochanie nie pozwoli, by zabrano mamusię, prawda, Taekookie? — Tae pochylił się nad buzią chłopca, trącając nosem ten mniejszy, przy tym strojąc przesłodzone, nieco dziecinne miny. Zdecydowanie wariował i obsesyjnie pragnął atencji tego niemowlaka...

— Nie powinien tego uczynić, to fakt, jednakże sam wiesz, że hrabia jest dość... specyficzny.

— To tępy buc, nie będę się nim przejmował. Gdy okres opieki się przedłuży, to wtedy pomyślę nad byciem miłym, teraz ani myślę. Poza tym bądźmy szczerzy... Jest brzydki i ma więcej blizn, niż ja włosów na głowie. Stary, paskudny pajac, prawda, skarbie?

Kapłanka tylko westchnęła, przyglądając się fairi i jego dziecku. Cała ta sytuacja i dla niej nie była komfortowa. Nie dość, że fairion samo w sobie było tak rzadkie i niepraktykowane, że ciężko było się w tym odnaleźć, to jeszcze sam Taehyung sprawiał, że ciągle zamartwiała się o jego dalsze losy. Nie pasował do świata demonów, w którym wszyscy żyli według zasad i ustanowionej hierarchii. Jego zachowanie przeczyło wszelkim standardom nie tylko w kwestii podejścia do męża i jego pozostałych żon, ale i samego wychowania dziecka. Poza tym w tamtym momencie naprawdę zastanawiała się, czy bardziej powinna skupić się na pilnowaniu małego szkraba, czy może na jego dziecinnego fairi...


***


           Trzydzieści dni minęło szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał. Nawet pogoda zlewała ze sobą wszystkie dni, pieszcząc ziemię śnieżnobiałym puchem, a policzki mieszkańców demonicznego królestwa nieznośnym chłodem. Zima zawitała na dobre, tak jak i Taehyung zagościł na dłużej w wielkim zamku, wraz ze swoim dzieckiem, które uzależniło się od rodzica tak mocno, jak i on do niego. Nikogo to nawet nie zdziwiło, gdy ostatniego wieczora na nic zdało się odrywanie małego Taekooka od śpiącego blondyna. Okropne krzyki i płacz dosadnie utwierdziły wszystkich w przekonaniu, że miesiąc to za mało.

         Wszystko pozostało więc takie, jakie było na początku. Taehyung codziennie irytował swoją buźką państwo Jeon, oni zaś odwdzięczali się swoją niechęcią. Na ten moment cała kapryśność tej rodziny stała się wręcz rutyną, do której każdy przywykł i chociaż zmiany były bardzo pożądane, to nikomu nie chciało się przyłożyć ręki do rewolucji. Wszyscy egzystowali jakby osobno. Matki ze swoimi dziećmi, Jeon z dokumentami, a książę z maluchem i Fei. Posiłki, czytanie, wylegiwanie się na łożu... W taki sposób minęła zima, przyzwyczajając do takiego stanu rzeczy młodego maga. Dopiero pierwsze promienie wiosennego słońca przyniosły zmiany i delikatne ciepło.

       Tego poranka Fei zniknęła, powołując się na sprawy kapłanek. Nie było to często spotykane, zazwyczaj skrupulatnie pilnowała, by przyjął wszystkie zioła i by odpowiednio nakarmił synka. Nie to, by sprawiało mu problem zadbanie o siebie, jednak w jakiś sposób czuł się nieswojo bez swojej stałej opiekunki. Może ciężko się przyznać, ale żyło się mu łatwiej ze świadomością, że ma tutaj przyjaciółkę, która zadba o każdą, nawet największą pierdołę. W zamku ciągle ktoś się nim zajmował i rozpieszczał, a tutaj był zdany tylko na nią.

Dopiero po obiedzie drzwi do jego komnaty uchyliły się, a do środka weszła aisma, a za nią podobnie ubrana, jednak o delikatniejszej urodzie kobieta.

— Witaj, Taehyung. Mam nadzieję, że udało ci się przeżyć te kilka godzin bez większych kłopotów.

Jasnowłosy skrzywił się, odstawiając na bok książkę, by podnieść się z łóżka i odpowiednio przyjrzeć nieznajomej.

— Jeon gdzieś pojechał, więc miałem dość spokojny dzień. A to jest..?

Fei uśmiechnęła się samymi kącikami ust, a dziewczyna w krótkich włosach zrobiła krok ku niemu, lekko się kłaniając.

— Hani, miło mi cię poznać, fairi.

— Wystarczy Taehyung — odparł, nieco nierozumnie wodząc spojrzeniem od jednej do drugiej. Na szczęście jego aisma postanowiła oszczędzić mu domysłów, zaraz wszystko tłumacząc.

— Hani została przydzielona do opieki nad Taekookiem.

— Co? — Na jego twarzy pojawił się prawdziwy szok, gdy tylko usłyszał te słowa. — A ty?

— Ja jestem twoją aismą, a ona zajmować będzie się dzieckiem. Taekook potrzebuje osoby odpowiedzialnej tylko za niego, a ja nie nadaję się do zabaw z maluchami, raczej jestem dość poważna. Hani nada się idealnie, jest o wiele bardziej zabawna i ma podejście. Poza tym to konieczne, takie mamy prawo.

— Och, czyli teraz będziecie tutaj dwie, tak? — Wydął nieco dolną wargę, zaraz ją zagryzając, bo sytuacja ta wydawała mu się dziwaczna i niespodziewana.

— Tak, jednak nie musisz się niczego obawiać. Aismy są po to, by żyło ci się lepiej.

Chłopak tylko przytaknął, lustrując uważnie wzrokiem drobną dziewczynę. Wydawała się być młodsza od Fei i zdecydowanie bardziej pogodna. Wręcz nie pasowała na demona. Tylko czarne jak smoła włosy i dość ostre rysy mogłyby wskazywać na jej pochodzenie. W końcu rasa ta miała od urodzenia kołki w tyłku, tak przynajmniej mógł wywnioskować po setkach przedstawicieli, których mijał na rynku, czy w zamku. Nie zapowiadało się więc, by miał tutaj oszaleć, a dodatkowe towarzystwo wydawało się być kuszące i wręcz pożądane. Wprawdzie obawiał się odrobinę, bo oddawanie dziecka pod opiekę obcej osoby to stresujące przeżycie, postanowił jednak zaufać Fei. Przez cały ten czas nie zawiodła ani razu, nawet jeśli należała do specyficznych osób i czasami go irytowała.

— Hm, w takim razie mam nadzieję, że będzie się nam miło żyło.

— Będzie, w końcu nastała wiosna, a wraz z nią spacery. Z jedną aismą nie mógłbyś zabrać nigdzie dziecka, więc to chyba dobry początek, prawda? — Nowopoznana uśmiechnęła się i skierowała w stronę kołyski, by spojrzeć na Taekooka.

Tae kilkakrotnie zamrugał i zerknął na Fei, która wzruszyła ramionami i usiadła na fotelu, nie komentując niczego nawet jednym słowem.

— No to... okej. Hm.

Cóż. Było zbyt normalnie, życie nie mogło tego tak zostawić.



/ Może do emerytury to skończę. Wypaliłam się totalnie i tylko nagły zastrzyk energii pozwolił mi dokończyć ten rozdział. Przepraszam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro