24.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obecność nowej aismy z jednej strony nie była żadnym przełomem, wielką zmianą, która uratowałaby pozbawione radości życie Taehyunga, niemniej z drugiej wprowadziła delikatny luz i odrobinę normalności. Nie był już zmuszony do przesiadywania całego dnia tylko z Fei i mamkami zobligowanymi do przynoszenia pokarmu dla dziecka. Może i nie ufał jej jakoś szczególnie, jednak miała dość przyjemną aurę, o ile można tak powiedzieć o demonicznych kapłankach, które same z siebie wydawały się mieć w sobie coś przerażającego. Dodatkowo na jej korzyść działał fakt, iż Taekook zdawał się akceptować jej towarzystwo i czasami nawet wytrzymywał w jej ramionach przez dłuższy czas, pozwalając fairi na dłuższą kąpiel, spokojne czytanie książki, czy nauki prawdziwego języka demonów. Nie to, by szczególnie pasjonowały go bazgroły, po prostu chciał brać czynny udział w wychowaniu synka, a wiedział, że to należało do podstaw edukacji wszystkich małych demonów. Czułby się niepewnie, gdyby nie potrafił wytłumaczyć czegoś dziecku, to naruszyłoby jego autorytet jako ojco-matki. W magii był beznadziejny, a tej demonicznej nie rozumiał, dlatego postawił chociaż na względną literaturę i historię, które nie należały do najgorszych. Ot, typowe opowieści.

Życie mieszkańców zamku było zaś o wiele bardziej intensywne i pełne zmian, bowiem najstarsza córka Jungkooka szykowała się do ślubu, przez co co rusz napotykał na swojej drodze nieznajomych. Krawcowe, wysłannicy pana młodego, aismy... Jedynie samego partnera na oczy nie ujrzał, jednak było to zrozumiałe, w końcu po co mieliby mu przedstawiać demonicznego zięcia, skoro teść z niego żaden. Obie panie Jeon w zupełności wystarczyły jako godna reprezentacja. Ewentualnie pod uwagę brał też opcję, iż tutaj wydaje się dzieci za nieznajomych, co by go specjalnie nie zdziwiło. W każdym razie owe wydarzenie nieco go cieszyło. Rodzinka planowała wyjazd bez niego, zapowiadały się więc dni bez denerwujących spojrzeń, pełne względnej samowolki, a po weselu na zawsze pozbędzie się jednej bestii z tego cholernego rodu. Musiał jedynie znosić rozmowy o tym przy stole, chyba że pannica akurat gdzieś uciekła wraz z matką, tak jak tego poranka.

— Panie Jeon — wtrąciła Hani, gdy talerze przestały już być pełne, a większość domowników powoli zbierała się, by zająć się codziennymi obowiązkami. — Chciałam poinformować, że za jakiś czas idę z Takookiem i Taehyungiem do świątyni. Czekają na nas małe badania.

Jungkook odstawił kielich na stół i zlustrował aismę swoim czarnym okiem, wybitnie niezadowolony, chociaż twarz jego niekoniecznie poddała się emocjom. Mag jednak był już w stanie wyczuć, kiedy ten był nie w humorze.

— Koniecznie teraz? Wszyscy są zajęci, a nie ma szans, bym puścił was samych. Taehyung często się gubi, jeszcze zawędruje w nieodpowiednie miejsca... — w tym momencie spojrzał na fairi, który już zdążył się naburmuszyć — bądź ręce.

— Owszem, to rutynowe spotkania, nie są zależne ode mnie. Poza tym już pana informowałam kilka dni temu.

Kobieta pozostawała nieugięta i z takim samym, uroczym uśmiechem wpatrywała się w demona, jakby wcale nie kwestionował słuszności jej obowiązków. W pewien sposób wzbudzało to w jasnowłosym podziw, bo raczej mało kto wprost mu się sprzeciwiał, poza oczywiście nim samym. Musiał dodać jej w głowie kolejny pozytywny punkt.

— Jak już powiedziałem, o ile znajdziesz wam kogoś do odprowadzenia i pilnowania, to nie widzę problemu. Inaczej niestety musisz zająć się tym w innym terminie.

To powiedziawszy, z pewną siebie miną powstał, rzucając serwetę na stół. Na jego nieszczęście i ku zdziwieniu chyba wszystkich, odezwała się jedna z córek.

— Ja mogę ich odprowadzić, panie. I tak miałam wybrać się do świątyni na aisthi, nie zrobi mi większej różnicy pójście dzisiaj.

Jeon przez moment lustrował ją wzrokiem, jakby co najmniej uczyniła coś złego, nie miał chyba jednak jak odmówić, toteż tylko skinął głową i wyszedł, a zaraz za nim podążyła reszta rodziny, poza Junggin.

— Przebiorę się i będę wychodzić, więc polecam się pospieszyć. Wieczorem mam przymiarki.

Chwilę później i ona zniknęła, a obie aismy tylko wzruszyły ramionami.

— W takim razie trzeba się zbierać...


***


Zachowanie dziewczyny było dziwne. Oczywiście Taehyung wiedział, że trudno u tej rasy szukać jakiś przejawów normalności, niemniej nigdy nie miał dobrych kontaktów z żadnym z demonów, pomijając dwie asimy i te, które od czasu do czasu sprawdzały jego stan zdrowia i odprawiały czary nad maleństwem. Było więc niezrozumiałym to, że córka Jeona w jakiś sposób mu pomogła. Prędzej uwierzyłby w to, że przełoży modlitwy na taki dzień, by dostatecznie mu dokuczyć. W końcu to świetna rozrywka i jej matka często z takiej formy spędzania wolnego czasu korzystała.

Gdy więc zobaczył ją siedzącą na ławce przed świątynią, nieco niepewnie podszedł i spoczął obok, splatając palce na udach.

— Musimy jeszcze trochę poczekać. Taekook zawsze potrzebuje więcej uwagi, niż mój brzuch.

— Demony żyją kilkaset lat, więc godzina w tę, czy w tamtą stronę nie ma dla mnie większego znaczenia — odparła, opierając się wygodniej o oparcie. Fakt, nie wyglądała na zniecierpliwioną, jednak to tylko dodatkowo wpędzało go w niepewność odnośnie zamiarów.

— Hm. Dziękuję, że się za nami wstawiłaś. Jungkook pewnie nigdy by nas nie wypuścił i...

— Ach, nie przeceniaj mnie — przerwała mu, uśmiechając się odrobinę drwiąco. — Nie zrobiłam tego dla ciebie czy twojego dziecka, a po to, by nie musieć przebywać w tej paskudnej atmosferze, jaką uraczył nas ten stary pryk.

Mag zmarszczył brwi, prostując się i wręcz napastując ją wzrokiem.

— Co?

— Wesele w miesiąc, które podoba się wyłącznie ojcu, mojej matce i temu grubasowi, który zapewne z zadowoleniem będzie posuwał moją siostrę. Aż mi niedobrze na widok przygotowań.

— Czyli to nie będzie cudowna uroczystość, której ona wyczekuje? — zapytał, chociaż już doskonale znał odpowiedź.

— Nie, chociaż w sumie nie wiem, czy gorszy będzie dla niej tamten dziad, czy może ojciec tak jej obrzydził życie, że cieszy się na myśl o ucieczce z domu. Oboje wydają się być równie odpychający...

Jeżeli kazaliby Taehyungowi wybrać najbardziej szokującą nowinę w jego życiu, to wybrałby zdecydowanie ten moment. Nawet jego ciąża wydawała się być przy tych słowach całkiem typowa, bowiem brak szacunku do Jeona to coś, na co chyba nikt sobie nigdy nie pozwolił. Nawet Fei, która przewyższała go pod względem umiejętności.

— Czy ty mi się właśnie zwierzasz? — Zagryzł wargę, przybierając wygodniejszą pozycję, całkowicie zaintrygowany.

— Nie, zwyczajnie narzekam, sam zresztą o to zapytałeś. Nie to, że cię lubię czy darzę zaufaniem, bo najchętniej pozbyłabym się ciebie z zamku. Zwyczajnie jesteś jedyną osobą, która nie poleci na skargę do tego zboczeńca, w końcu sam jesteś w takiej sytuacji, jak moja siostra. Może nawet gorszej...

— Sam chętnie bym się stąd wyniósł...

— Wiem i może nawet bym ci współczuła, jednak za bardzo mnie to wszystko obrzydza. Powinieneś jeszcze siedzieć przy matce, a nie rodzić dzieci. Jesteś szczeniakiem, a nie moją, jakby nie patrzeć, macochą. Nie mogę cię nawet szanować, bo to godzi w dumę.

— Słucham? — Zamrugał kilkakrotnie, tym razem odrobinę obrażony.

— W waszym świecie mogłabym być twoją matką, a tymczasem posuwa cię mój ojciec, który chyba ma kryzys wieku średniego, skoro przywiózł sobie nieletniego księcia i postanowił go magicznie zapłodnić. Wiesz jakie to dla naszej rodziny niedorzeczne i przerażające? — Zakpiła, krzywiąc przy tym umalowane na czerwono usta. — Ty nawet nie masz trzydziestu lat, u nas jesteś całkowicie nielegalny i jako demon byłbyś pod opieką rodziców. Ja mam trzydzieści sześć, widzisz ten komizm?

Chłopak rozchylił wargi, wpatrując się w demona z wymalowanym szokiem. Wiedział, że dzieci muszą dorównywać mu wiekiem, jednak nigdy w życiu nie pomyślałby nawet, że córka Jungkooka mogła być od niego starsza prawie o dwadzieścia lat. Wyglądała równie młodo, co on, a przecież tak mocny makijaż mógł ją jedynie postarzeć wizualnie. Bardziej jednak zaskoczyła go jej opinia o tym wszystkim. Nie przejmował się tym, jak jego osobę mogą postrzegać pozostałe osoby z domniemanej rodziny, od razu zakładając, że chodzi o zazdrość i ewentualny brak szacunku, bo nie był z ich środowiska. Tymczasem może chodziło o coś więcej?

— O tym, że ma nowego męża maga, w dodatku odprawił fairion, dowiedziałam się chwilę przed śniadaniem. Miał pojechać rozmawiać w sprawie waszego poddaństwa, zamiast niego jednak dostał dziecko. Małe, niedojrzałe i pyskate, które nic nie wiedziało o naszych zwyczajach, jednocześnie zachowując się jak jakaś księżniczka. Zero taktu, zero szacunku, zero ogłady. Ale ojciec tak chciał, więc nikt nie mógł nawet zaprotestować. Ba, fairi są pod ochroną, więc się skurwiel zabezpieczył przed jakimikolwiek negatywnymi głosami. Lubienie cię, więc wykracza poza moje zdolności.

— Rozumiem, chociaż to nie moja wina, że tu jestem. Zabrano mnie siłą, w dodatku potem zabił mojego ukochanego... — burknął, Junggin jednak wstała, ignorując ten jęk niezadowolenia.

— Przecież na ojca nie można być złym, musisz więc przejąć wszelkie negatywne uczucia związane z waszym małżeństwem. Przyzwyczaj się, tak będzie już zawsze.

Taehyung uczynił to samo, zerkając w stronę drzwi, które uchyliły się, prezentując Fei i Hani, które trzymały śpiącego chłopca. Starsza przyłożyła palec do ust, dając mu znak, by nie hałasował i szedł przodem, przed czym nie protestował. Zaczął kierować się ku bramie, mając u boku swoją pasierbicę.

— To niesprawiedliwe, że wyżywacie się na mnie za to, że ten idiota mnie porwał!

— Wiele zjawisk tego świata, to całkowita niesprawiedliwość. Nie ma co się nad sobą użalać, zawsze mogłeś zostać zabrany jako dziwka dla całego oddziału — odparła, zerkając przez ramię na aismy, które chyba postanowiły im nie przeszkadzać, a mag mógłby przysiąc, że Junggin trochę za długo lustrowała wzrokiem trzymającą dziecko Hani. Postanowił jednak tego nie komentować. I tak nie wiedziałby jak, zaś prawdopodobieństwo, iż ta mu na to odpowie, było niezbyt wysokie. Nie mogłaby zresztą zranić Taekooka, a reszta pozostawała nieistotna.

— Pocieszające — mruknął, wsuwając kosmyki jasnych włosów za ucho.

— Kilka lat i zostaniesz wysłany do króla. Nie wiem jednak, czy bycie jego kochankiem byłoby przyjemniejsze od roli męża ojca. W końcu wziął cię tylko po to, by mu dopiec, niespecjalnie za sobą przepadają. — Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, jednak było to raczej niesympatyczne.

— Huh?

— Ojciec ma kiepskie relacje ze swoimi rodzicami, ci zaś są bardzo blisko z władcą. Pewnie opchnęliby mu swoją córkę za żonę, gdyby ta nie postanowiła zostać aismą. Poza tym nasze bogactwo jest na tyle ogromne, by wzbudzić zazdrość króla. Nie wiem jak ten stary zbok zbił majątek, ale miał skurczybyk szczęście. W każdym razie nie jest tajemnicą, że najmłodszy Jeon stanowi największy ból tyłka dla naszej królewskiej mości jak i wszystkich blisko koryta. Nie zdziwiłabym się, gdyby specjalnie na ciebie wpadł, byleby mieć na ojca haka — westchnęła, kolejny raz zerkając przez ramię, tym razem nieco krócej, jakby nie chciała zostać przyłapana. — A wiadomo, że utrata fairi najbardziej w zgreda uderzy.

Mag przytaknął, nawet nie siląc się na jakąkolwiek odpowiedź. Nie miał do powiedzenia nic, a użalanie się nad sobą może i byłoby dobre, gdyby nie chodziło o Junggin. Była bardziej skora do paplania, aniżeli pocieszania. Poza tym i tak dowiedział się aż zbyt wielu nowych rzeczy, które zaczynały go przerażać. W końcu nie codziennie człowiek staje się zabawką, która staje między dwoma potężnymi demonami.

Zdecydowanie czeka go jeszcze wiele przygód, niekoniecznie pożądanych. 



/ Kolejna ważna postać wprowadzona!

Dziękuję wszystkim za 3k obserwujących ;;;; Zaniedbałam Was, a i tak grono się powiększa, to kochane <3

Od teraz rozdziały będą co max 3 tygodnie, bo mam układ z przyjaciółkami i jak nie dodam, to czeka mnie straszna kara. Skoro po dobroci moja wena nie działa, to może siłą ją ogarnę i naprawię :D


Dziękuję jak zwykle Kiri za betowanie, luv <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro