25.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


*Wszelkie błędy w dialogach były zamierzone*

Junggin i Taehyunga w żadnym stopniu nie połączyła przyjaźń, co było na tyle naturalne, że niespecjalnie zajmowali tym swoje myśli. Jedynie w środku młody mag odczuwał lekką ulgę, bo chociaż sympatia nie była wyczuwalna, to przynajmniej lista osób, które zabijały go spojrzeniem, zmniejszyła się o jedną. Czasami nawet pojawiały się drobne interakcje, jednak nie na tyle istotne, by zwracać na nie uwagę. Jedynym intrygującym elementem były dziwne spojrzenia dziewczyny, ale jasnowłosy nawet nie wiedział, jak miałby zagaić rozmowę. Zapytanie się bowiem o to, mogło zrobić z niego nazbyt wścibskiego smarkacza, ewentualnie dopatrującego się spisków idiotę, bo możliwym było, że to tylko wymysł, dziwny zbieg okoliczności. Ostatecznie po prostu Taekook swoim urokiem olśnił ją zdecydowanie za mocno, co w należało do zjawisk zrozumiałych. On sam wpadł po uszy, a z każdym tygodniem wzrastało to na sile.




— Otwieramy buźkę, jedzonko leci, aaaaaa! — Hani z uśmiechem podsuwała pod usta dziecka małe porcje delikatnego, warzywnego kremu pilnując, by przypadkiem wierzgające łapki nie wylądowały w talerzu. Maluch był zdecydowanie zbyt szalony i ruchliwy, strącając dosłownie wszystko, co znalazło się w zasięgu pulchnych rączek.

— Abrrrrrr! — Niezidentyfikowany dźwięk opuścił usta chłopca, na co i fairi, i aisma wydali z siebie odgłos rozczulenia, jakby co najmniej wyrecytował prastary wiersz. Siedząca na ławce dalej Junggin nie podzielała jednak ich entuzjazmu, ostentacyjnie przewracając oczami. Odstawiła grubą księgę, którą studiowała i odwróciła się w ich stronę.

— Przecież on tylko się opluł. Czym tu się zachwycać? Potrafi już mówić, więc powinniście skupić się na nauczeniu go normalnych słów, a nie wyślinionych bzdetów bez ładu i składu.

Taehyung zmarszczył brwi i odwrócił się w jej stronę odrobinę naburmuszony, mrużąc powieki z niezadowoleniem.

— Burczenie też jest urocze. Poza tym jest jeszcze mały, nie musi być w tym dobry.

— Ale jest dobry, po co więc go uwsteczniać, zamiast motywować? Im szybciej zacznie gadać, tym wcześniej może powie Jeonowi, że jest debilem i aisapha odetnie mu kutasa za traktowanie mamuśki w taki sposób. Same pozytywny — mruknęła, wzruszając ramionami. Fairi przez moment analizował jej słowa i w momencie, gdy miał już coś odpowiedzieć, Taekook podskoczył na krzesełku, piszcząc.

— Ginni kutasa! Ginni kutasa!

Hani wytrzeszczyła oczy, wpatrując się w dziecko z łyżką w połowie drogi do ust, Fei odstawiła książkę, a Taehyung niemal zachłysnął się śliną. Jedynie Junggin uśmiechnęła się, wygodniej układając na fotelu, z dumą spoglądając na przyrodniego brata.

— Widzicie? Szybko łapie!

— Jesteś okropna! Nie używaj przy nim takich słów, będzie je powtarzał — powiedział jasnowłosy, kucając przy maleństwu, które wyjątkowo z siebie zadowolone, wpatrywało się w demonicę. Na nic zdały się słodkie miny opiekunki i fairi, dziecko było zbyt zainteresowane starszą dziewczyną, by zwrócić uwagę na cokolwiek innego. Nawet jedzenie stało się mniej istotne.

— Taeś... Zjedz troszkę — jęknęła Hani, niemal brudząc łyżką jego usta. Odpychająca rączka jednak wyraźnie dała do zrozumienia, że nic z tego. Kapłanka więc tylko westchnęła i wstała, podchodząc do zaskoczonej Junggin. Wyciągnęła przed siebie miseczkę i uniosła podbródek z grymasem na twarzy. — Teraz go nakarm, geniuszu. Skoro taka z ciebie nauczycielka życia, to i z tym sobie poradzisz.

Twarz panny Jeon niemal od razu oblała się rumieńcem i Taehyung naprawdę nie sądził, że ta ze spuszczoną głową weźmie jedzenie i podejdzie do chłopca. Świat się kończył, skoro taka pewna siebie demonica zaczęła robić za niańkę tak o. A najśmieszniejsze, że Taekook pochłaniał wszystko, wielce z siebie zadowolony.


***


— Nadal uważam, że jest za mały na takie wspólne posiłki. Może lepiej go nakarmimy w pokoju? I on będzie spokojniejszy, i ja, dodatkowo nie będziemy musieli oglądać tego imbecyla — stęknął Taehyung, idąc za Hani, która tylko pokręciła głową, całą swoją uwagę skupiając na drepczącym chłopcu, który zadowolony zmierzał w stronę jadalni.

— Pan Jeon wrócił z wyjazdu, a Taekook osiągnął taki wiek, że wręcz powinien uczestniczyć w tego typu wydarzeniach. Nie możesz go wiecznie ukrywać przed mężem, bo tak czy inaczej on w końcu pośle po niego.

Jasnowłosy skrzywił się, mrucząc cicho pod nosem wyzwiska w kierunku ojca jego dziecka. Nie podobało mu się, że dostąpi on zaszczytu oglądania maleństwa. Wolałby, by ten przebywał tylko i wyłącznie z nim. Jungkooka unikał od dawna, a przez ciągłe wyjazdy miał o wiele ułatwione zadanie, bo żony nie mogły zmusić go do wspólnego jedzenia. Dodatkowo demon naprawdę miał gdzieś to, co dzieje się z potomkiem. Ani razu go nie odwiedził, nie zapytał o niego. Zapewne nawet nie miał pojęcia, jak ten wygląda i że potrafi już chodzić. Już Junggin bardziej była zainteresowana tym wszystkim, a to przecież nikt bliski dla niej. Na co więc zgrywać wielkiego ojca, skoro Taekook był jedynie kolejną pozycją na liście osób, które będzie mógł kiedyś wykorzystać do osiągnięcia sojuszy z bogatymi rodami? Niedorzeczne.

— Nie martw się. To tylko obiad. Zjemy i wyjdziemy, nawet nie zdążycie się pokłócić. — Hani odwróciła się w jego stronę i posłała mu szeroki uśmiech, a Tae w tym momencie miał ochotę ją udusić. Czasami doprowadzała go do szału.

Chcąc, nie chcąc, wszedł do sali, gdzie siedzieli już wszyscy, z wiecznie niezadowolonym Jeonem na czele. Westchnął więc teatralnie i skierował się w stronę dwóch krzeseł - jednego normalnego dla niego, drugiego zaś wyższego, wyraźnie dopasowanego do małego chłopca. Zajął miejsce, a Hani posadziła Taekooka na siedzonku, ostrożnie je przesuwając, by mógł sięgnąć do stołu. Najmłodszy z zaciekawieniem przyglądał się zastawie, a następnie dość dużemu gronu przebywających tam osób. Dopiero na samym końcu jego wielkie, identyczne jak te Taehyunga, oczy spoczęły na Jungkooku, który również zaszczycił spojrzeniem ciekawskie dziecko. Przez moment praktycznie walczyli w ten sposób, w zasadzie nawet nie mrugając, jednak niestety malec był zbyt ruchliwy, by dłużej wytrzymać w jednej pozycji.

Zacisnął łapki na zabezpieczeniu krzesła, zaraz nimi w nie uderzając. Rozchylił swoje różowe usteczka z zadowoleniem, a Taehyung wiedział, że to nie wróżyło nic dobrego. Mówili mu w końcu, by się nie odzywał. Młody hrabia jednak miał inne plany co do rodzinnego spotkania.

— Tatatatatata — zaczął trajkotać, szczerząc się z każdym kolejnym 'tata' jeszcze bardziej. Obie kapłanki nieco sztucznie się wyprostowały, a Hani widać, że miała ochotę zasłonić mu buzię ręką, jednak nie wiedziała, czy wypada. Fairi zaś w głowie tylko modlił się, by Jungkook wziął poprawkę na to, że to ciągle niemyślące dziecko. Tutaj wszyscy zwracali się do niego per pan, więc tata było nie na miejscu i nawet on to wiedział. Poza tym czuł się nieco urażony faktem, że malec poznał tego dupka po tylu miesiącach. Nie mijali się nawet, czy więc więź była tak silna, że go wyczuł? Najstarszy Jeon ojcem był w końcu tylko z nazwy...

— Dzie tata był? — zapytał w końcu, gdy przestał powtarzać jak mantrę owe słowo. Zamiast tego pochylił się w stronę zastawy, z której zabrał kawałek pieczywa, od razu wsuwając je do ust.

W innych okolicznościach książę rozczuliłby się, bo było to tak rozkoszne, że serce niemal się topiło, jednak chodziło tutaj o Jungkooka. Mężczyzna wyglądał na odrobinę zaskoczonego, bo nawet nie ukrywał tego dziwnego wyrazu twarzy, jaki wykwitł po tych słowach. Dopiero kilka sekund później jakby się ocknął i wyprostował, lekko unosząc jedną z gęstych brwi.

— W pracy.

Jego głos był pozbawiony emocji, jednak na nieszczęście nie zraziło to malucha, który wysunął obślinioną piętkę z buzi i wpatrywał się w ojca jeszcze nachalniej.

— A po co?

W tym momencie Taehyung naprawdę miał ochotę zapaść się pod ziemię. Kątem oka zerknął na Junggin, która miała usta zaciśnięte tak mocno, że czuł w kościach, że lada moment zacznie się śmiać. Niestety ani on nie mógł stąd wyparować, ani ona okazać swojego rozbawienia. Jedyne, co im pozostało, to udawanie, że talerze są wyjątkowo ciekawe, bo jedzenie mogłoby być niebezpieczne.

— By mieć pieniądze.

— A po co one? — dopytywał, a hrabia przełknął z trudem kawałek steka, wzdychając.

— By móc mieć różne przedmioty. Jak masz pieniądze, to dostaniesz wszystko — odparł, wgryzając się w kolejny kęs, nie mógł jednak długo cieszyć się jego smakiem.

— A daś mi je? — Zaabsorbowany dyskusją rzucił piętkę na swój talerzyk, odwracają się w stronę ojca na tyle, na ile mógł. Zabezpieczenia odrobinę go blokowały, jednak jedynie fizycznie.

Jeon odetchnął i odstawił sztućce na stole. Reszta rodziny dość pospiesznie dokończyła swoje dania, a na widok spojrzenia głowy rodu, wszyscy, z wyjątkiem aism i Taehyunga, opuścili pomieszczenie. Nikt nie chciał widzieć Jungkooka zdenerwowanego, a na to się zapowiadało.

— Chciałbyś coś sobie za nie kupić? — zapytał, sięgając do kieszeni, z której wyciągnął sakiewkę. Postawił ją tuż przed dzieckiem, które nieco niechlujnie rozwiązało sznureczek, by dorwać się do zawartości. Pulchnymi paluszkami wyciągnął dwie monety i uniósł je do góry, z zadowoleniem wpatrując się w ojca.

— Duźo?

— Ach, tak. Bardzo dużo. Możesz za to kupić sobie zabawki, ubrania, zwierzę — westchnął, odchylając się odrobinę, by wygodnie oprzeć plecy. Przyglądał się jak maluch zaciska dłoń na pieniądzach, a chwilę później uśmiecha się kwadratowo, dumny z siebie jak nigdy.

— To kupię tatę!

Taehyung niemal udławił się powietrzem, wpatrując w synka nierozumnie, zaś Jungkook chyba pierwszy raz nie wiedział, co odpowiedzieć, bo otworzył usta, zaraz je zamykając.

— Nie rozumiem, Taekook.

— No to duźo! Więc daję ci i musiś się bawić ze mną!

— Och... — Tylko tyle hrabia był w stanie z siebie wydusić, kilkakrotnie mrugając. Dotychczas żadne dziecko nie śmiało choćby zabiegać o uwagę, grzecznie siedząc i się nie odzywając. Nawet żony jedynie odpowiadały, gdy zadawano im pytania. Spoufalanie się to nie coś, co w białym zamku mogło występować. Jedynie Taekook postanowił przełamać rutynę i doprowadzić Jungkooka do stanu, w którym sam nie wiedział, jak powinien się zachować.

— Wypuś mnie! — stęknął po chwili chłopiec, odwracając się w stronę Hani, która posłusznie wyciągnęła go z krzesełka i postawiła na ziemi. Nim zdążyła złapać go za rękę, ciemnowłosy malec podbiegł do Jungkooka i zaczął wdrapywać mu się na kolana, chichrając przy tym w najlepsze. — Na lęce! Nakalm mnie!

Taehyung zaczął modlić się o łaskę aisaphy, Hani pisnęła, a Fei chyba nadal nie wiedziała, co się dzieje, bo tylko stała jak posąg, w ogóle nie reagując. A Jungkook? Chyba był zbyt zszokowany, by zepchnąć dziecko, bo nawet pomógł mu się wgramolić, a potem podał ciastko, którym mały zapchał sobie usta.

Świat naprawdę się kończył.



// Gwoli ścisłości - dzieci demonów dorastają wcześniej, niż takie ludzkie, stąd też Taekook będzie rósł szybciej.
Powoli przechodzimy dalej, do ważniejszych wątków. W końcu dziecko jest tu kluczowe...

Komentarze mile widziane! Buzi <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro