27.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Że co proszę?

W jadalni, poza odgłosami kasłania wydawanymi przez Taehyunga, nie dało się usłyszeć niczego więcej. Nawet stukające w kielich palce Taekooka na moment zaprzestały aktywności, by wielkie oczy mogły spocząć na jasnowłosym, podobnie jak te pozostałych znajdujących się w pomieszczeniu. Jedynie Jungkook zdawał się nie przejmować niczym, bo z niebywałym zainteresowaniem składał śnieżnobiałą serwetę, by następnie odłożyć ją równo obok talerza w podobnym kolorze.

— Nie jest to obligatoryjne, spokojnie możesz więc zająć się szydełkowaniem. — Demon wzruszył ramionami, wygodniej opierając się o bogato rzeźbione krzesło. — Wręcz oszczędzi mi to trudu, dlatego nie krępuj się.

Jego głos przesiąknięty był bezczelnością, na którą może i młodszy by zareagował, gdyby nie szok wynikający z tej nierealnej propozycji.

— Nie rozumiem, oświeć mnie więc i powiedz, o co chodzi. Nie uwierzę, że chcesz zaprosić tutaj teściów z czystej sympatii. O ile rzecz jasna można tak nazwać moich rodziców. Raczej niespecjalnie typowa z nas rodzinka — burknął, nieznacznie prostując się, przez co jego postawa zdawała się być wyjątkowo nienaturalna. Plecy napięte były niczym struna, dłonie zaciśnięte, katujące przy tym swoje wnętrze paznokciami, szyja zaś wyciągnięta, by dostrzec każdą reakcję wymalowaną na oszpeconej bliznami twarzy. Nie było ich wprawdzie zbyt wiele, jednak możliwy żart wolałby wyczuć od razu.

Życie tutaj wiązało się z wieloma dziwacznymi sytuacjami i pomimo ogromnych oporów, Taehyung w pewnym stopniu się do nich przyzwyczaił. Zbytnia powaga, oficjalna postawa, traktowanie dzieci jak obcych - wszystko przetrawił na tyle, na ile mógł, propozycja Jeona jednak, by wybrał osoby, które chce zobaczyć w pałacu, należała do tych z pogranicza fantazyjnych. Już rytuał fairion przy tym jawił się jako całkowicie normalna zabawa. Kompletnie nie rozumiał pobudek kierujących mężczyzną, ten zaś milczał i tylko wzdychał, jakby Taehyung był upierdliwą muchą.

— Czasami zastanawiam się, czy jesteś tak zajęty lenistwem, czy zwyczajnie należysz do grona ignorantów... Ja z samej ciekawości poczytałbym o obyczajach w państwie, w którym dorasta moje potomstwo. Tak o, by wiedzieć, że niedługo miejsce mieć będzie oficjalne przedstawienie Taekooka szerszemu gronu — westchnął ostentacyjnie demon, sięgając po kielich, z którego uronił kilka kropli trunku. Następnie zwilżył wargi językiem i wskazał dłonią na torturującego ciastko dzieciaka. — Potrafi mówić, chodzić, wręcz zastraszająco szybko dojrzewa, a to moment, w którym należy zacząć nawiązywać kontakty z innymi ważnymi osobistościami. Zawsze gdy chłopiec zaczyna być gotowy na lekcje podstawowe, ma miejsce przyjęcie. W zależności od prestiżu rodziców, ich pochodzenia czy pozycji, mogą to być małe obiady, jak i wielkie bale. Zważywszy na fakt, że raczej pieniędzy nam nie brakuje, planuję to drugie.

Taehyung zmarszczył brwi, nieco wykrzywiając usta w brzydkim grymasie, nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, Jeon na nowo rozpoczął monolog.

— Podpisałem z Twoim ojcem pakt o nieagresji, dodatkowo to krewni dla mojego syna, więc wypadałoby ich zaprosić. Nie myśl więc, że to jakieś wyjątkowe wyróżnienie czy ukłon w twoją stronę. Ani też podstęp, cokolwiek... A teraz wybacz — odparł, odsuwając krzesło, by następne powstać. — Idę omówić szczegóły. Do wieczora określ się, czy chcesz kogokolwiek tutaj widzieć.

I zniknął, a za nim ulotniła się i reszta demonicznej rodziny, pomijając oczywiście grzebiącą w talerzu Junggin, która ostatnimi czasy bzikowała jeszcze bardziej i zostawała w sali do końca.

— Oszaleję — mruknął sam do siebie, odchylając głowę do tyłu, by luźno zwisała za oparciem. — Moja matka dostanie chyba zawału na wieść, że zaciążyłem...


***


Pomimo początkowych obiekcji, Taehyung oczywiście nie miał zamiaru zrezygnować z możliwości chociaż chwilowego obcowania z rodziną. Pozwolił więc na rozesłanie zaproszeń i zorganizowanie wszystkiego tak, jak jego mąż tego pragnął. Nie to, by miał jakąkolwiek możliwość negocjacji; wszystko, począwszy od dekoracji, listy gości, aż po jego makijaż było dokładnie zaplanowane, jakby zależało od tego życie Jeona. Mag dostał wytyczne odnośnie postępowania z konkretnymi osobistościami, bowiem dopiero po czasie doszło do niego, iż nie będzie to typowa, demoniczna uroczystość. Zamek odwiedzić miały przeróżne rasy: od zaprzyjaźnionych rodów krasnoludów, przez elfy i niektóre wróżki, oraz nawet ondyny, chociaż wedle opowieści Fei wątpliwe było, by te ostatnie raczyły się zjawić. Ponoć czuły się niekomfortowo na lądzie, co jasnowłosy przyjął z ulgą. Nie spotkał nigdy żadnej, jednak wedle podań nie były one wyjątkowo przyjemnymi towarzyszkami, szczególnie dla mężczyzn. Na niego może i nie zadziałałyby ich wdzięki, jednak wizja harmideru w wyniku ich udanego podrywania nie jawiła się jako kusząca. W końcu na przyjęciu będzie jego synek, wolał nie psuć malcowi wrażeń przez jakiekolwiek incydenty.

Sam zainteresowany był wielce zadowolony z pomysłu, głównie przez fakt, że każdy był nim zainteresowany. Krawcowe biegały, by uszyć mu godny strój, zatrudnione nauczycielki pokazywały jak się zachowywać, przez co nie narzekał na brak towarzystwa. Książę już dawno zauważył, że malec należał do tych dzieci, które mają wyjątkowo ogromne pokłady energii i potrzebę obcowania z ludźmi, tak jak i on sam kiedyś. Cieszył się więc, że ma zajęcie i nie biega już tak za Jeonem, doprowadzając tym samym wszystkich do gorączki i migreny.



Niestety okres przygotowań musiał się kiedyś zakończyć, a Taehyung zmuszony był do witania gości u boku Jungkooka, posyłając nieznajomym sztuczne uśmiechy i udawając, że nie czuje się tym wszystkim skrępowany. Wprawdzie miał doświadczenie, należał w końcu do królewskiej rodziny, jednak spotkania z innymi magicznymi nacjami stanowiły coś naturalnego, nie różnili się w końcu od siebie niczym, poza kolorami i akcentem. Kulturowo też nie odstawali, bo pomimo niesnasków w jakiś sposób tworzyli jedność. Teraz musiał zaś wdzięczyć się do niższych o przynajmniej pół głowy krasnoludów o miniaturowych dłoniach, kiwać głową przy gratulacjach od pomarszczonych wiedźm, nie wspominając już o całych tłumach bogatych demonów. Ci ostatni chociaż stanowili dla niego codzienność, najbardziej też go krępowali, bowiem ich natarczywe, czasami wręcz pożądliwe spojrzenia były aż nazbyt widoczne. Słowa również były wymowne, wielu mężczyzn nie krępowało się przed określaniem go mianem 'laleczki', co może byłoby i przyjemne, gdyby nie kontekst sugerujący raczej 'laleczkę do towarzystwa' czy zwyczajną seksualną zabawkę. Taehyung nie chciał czuć się jak zdobycz Jungkooka, jakaś ozdoba do łóżka, a uczucie takie nie opuszczało go przez dość długi czas.

Z ulgą odszedł od zajętego rozmową demona, wtedy całkowicie niezwracajacego na niego uwagi, by razem z Taekookiem i dwoma aismami udać się do położonego najbliżej wejścia stołu. Odetchnął ciężko, siadając na okrytym jedwabiem krześle, dziecku pozwalając na wgramolenie się na kolana i dorwanie się do talerza z owocami.

— To dopiero początek, a ja już jestem bez sił — sapnął, czule głaszcząc czuprynę pałaszującego malca. Najchętniej uciekłby do komnaty, jego towarzyskość bowiem ulotniła się miesiące temu i przeobraziła w typowego, znudzonego życiem domatora.

— Niestety spędzisz tutaj jeszcze długie godziny. Goście przybywać będą, to dopiero część. Książę elfów nie zawitał, twoja rodzina podobnie, a i kilka bliskich hrabi rodów demonów otrzymało zaproszenia. Przygotuj się na ciężki wieczór — odparła Fei, rozglądając się czujnie, jakby miała zamiar oczami przewiercić dusze wszystkich znajdujących się w zasięgu jej wzroku. — Och, to zdecydowanie są magowie. Ktoś od ciebie, fairi?

Taehyung zmarszczył brwi, obracając się, by spojrzeć na nieco niepewnie się rozglądających ludzi. Na samym przodzie stał wysoki, wyjątkowo przystojny mężczyzna o delikatnie opuchniętych oczach. Dłonią poprawiał nieco ciemniejsze od Taehyunga, blond włosy, szepcząc coś do stojącej za nim kobiety o podobnej urodzie. Ta zdawała się być wyjątkowo niepewna, a na wypełniający wielką salę tłum spoglądała z lekkim strachem.

Serce maga zabiło mocniej, a jego dłonie od razu dopadły talii synka, by wziąć go na ręce i samemu wstać kierując się w stronę nowoprzybyłych.

— Mama, Daehyun... Przyjechaliście!

W tej samej chwili wspomniana dwójka utkwiła w nich spojrzenie, nieco się rozpogadzając. Ich twarze ozdobił szeroki uśmiech, a nogi same poniosły w kierunku chłopaka.

— Taehyung, ty żyjesz! — szepnęła drżącym głosem kobieta, ujmując jego policzki w swoje dłonie, by zaraz ucałować jego czoło i nos. — Tak się o ciebie martwiłam! Nie można się do ciebie nawet odezwać, wszelkie sposoby nie działają, a wstępu tutaj nie ma żaden mag i na bóstwa... Tyle czasu cię nie widziałam, tak bardzo się zmieniłeś. Gdzie twój makijaż? Co to za strój? Już się nie obnażasz publicznie? Jeju, schudłeś, czy oni cię głodzą? Jak tak to...

— Mamo! Spokojnie, nie atakuj go słowami — westchnął najwyższy z towarzystwa, łapiąc ją za ramiona. Ostrożnie pociągnął ją w swoją stronę, na co Tae uśmiechnął się do niego z wdzięcznością. Kochał swoją mamę, jednak miała skłonność do panikowania. Wolał tego uniknąć.

— Cześć, młody. Kopę lat, co? — mrugnął do niego zaczepnie, zaraz jednak spojrzał niżej, wprost na dziecko, które marszczyło lekko swoje ciemne brewki na te wybuchy entuzjazmu. — I witaj... Hm. Jak masz na imię? — zapytał, wyciągając w jego stronę dłoń. Malec przez moment jakby się wahał, jednak po namyśle pozwolił uścisnąć swoje maleńkie paluszki.

— Jestem Taekook, a mamy nikt nie głodzi, tylko mało je, bo nic nie lubi — odparł, zaraz wyrywając łapkę, by mocniej wtulić się w rozczulonego Taehyunga. Jasnowłosy aż stęknął, głaszcząc czarne włoski szkraba, jakby był wyjątkowo dumny z tych kilku słów. Cóż, miał na punkcie syna obsesję, więc wszystko w nim wydawało mu się urokliwe.

Niestety jego rodzina wyglądała na mniej zafascynowanych, wręcz zszokowanych, bo jego starszy brat zacisnął dłoń w pięść, a matka pobladła.

— Ale jak to?

— Och, potem opowiem wam wszystko. — Sugestywnie spojrzał na oboje. Nie chciał rozwodzić się nad swoją historią przy dziecku. Nie powinien wiedzieć, że jego ojciec był skurwiałym dupkiem. — W każdym razie poznajcie dzisiejszego solenizanta, a mojego ukochanego chłopca. To syn mój i Jungkooka, więc cóż. Gratulacje, mamo. Zostałaś babcią, a to twój wnuk.

Kobiecie dłuższą chwilę zajęło przetrawianie tych wiadomości. Raz była zaskoczona, za moment jakby zdenerwowana, potem rozczulona. Jej twarz wyrażała multum emocji, od tych negatywnych, po pozytywne. Taehyung nie dziwił się jej. Sam przez cały początkowo okres fairionu miał wrażenie, że to wszystko jest snem. Zanim uwierzył w swoją ciążę, minęło sporo czasu, nie wymagał więc od nikogo natychmiastowej, odpowiedniej reakcji. Nie mógł.

— Och, ba-babcią? Masz dziecko? Na wszystkich przodków... — wydusiła w końcu z siebie, robiąc krok w jego stronę, by ułożyć dłoń na policzku małego demona, który pozwolił na to, chociaż czujnie kontrolował oczkami każdy jej gest. — Na Merlina! On wygląda jak ty. Czarnowłosa wersja ciebie, gdy byłeś malutki. To naprawdę twoje dziecko...

I nie czekając na jakiekolwiek przyzwolenie, po prostu wzięła go na ręce, wyrywając zaskoczonemu Taehyungowi.

— Chodź do babci, Taekookie!

No i po dziecku. Jak babka się dorwie, to nie odda.



/ W następnym będzie vkook (nie Taekook, ale on też będzie tam gwiazdą!) B)

I będzie wcześniej, promise! Nie ma co się opierdalać, czas ruszyć, omijać zapychacze i skupić się na fabule. Mogą więc być spore przeskoki w latach, ale to jeszcze nie teraz. Buziaki i mam nadzieję, że ktoś jeszcze tutaj czeka na boskie dziecko <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro