6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 — Musisz coś zrobić, przecież ja nie mogę tam pojechać — jęknął Taehyung, szybko przebierając nogami, byleby tylko dotrzymać kroku Junmyeonowi, który ciągle przyspieszał, jakby chcąc uciec przed księciem, co jasnowłosemu ani trochę się nie podobało. W tej chwili nie miał niestety nic do powiedzenia, mógł tylko terroryzować doradcę i jakimś sposobem przekonać go do tego, by znalazł rozwiązanie z tej patowej sytuacji.

— Nie masz wyjścia, wybrano cię. Powinieneś to uszanować i po prostu tam pojechać, to twój obowiązek — odparł mężczyzna, nawet nie racząc go przelotnym spojrzeniem, co jednocześnie go rozzłościło, jak i odrobinę zasmuciło, nie spodziewał się bowiem całkowitego braku wsparcia.

— Nie chcę się poświęcać! Dlaczego mam cierpieć dla waszego dobra?

— Gdy tamta dziewczyna miała się tam udać, to jakoś nie stałeś w jej obronie, a to taka sama sytuacja. Jesteś hipokrytą, bo jako książę powinieneś ucieszyć się, że uratujesz poddaną. — Brunet otworzył pozłacane drzwi i wszedł do swojego gabinetu, a Tae naburmuszony podążył za nim, podbiegając do stołu, przy którym starszy usiadł, wzdychając.

— Nie chcę nikogo ratować, moje życie jest ważniejsze!

— Nie tracisz go przecież, skończ już — Junmyeon warknął, zaczynając przeglądać opasłą księgę. Widać było, że się zirytował, jednak blondyn zignorował to, wciągając ze świstem powietrze.

— Tracę! Zrobi ze mnie dziwkę!

— Nie musi nic z ciebie robić, książę. Sam zapracowałeś sobie na takie miano — mruknął doradca, przewracając oczami. Nim Tae cokolwiek zdążył odpowiedzieć, dodał. — Będziesz robić to samo, co dotychczas, tylko z jednym partnerem, a nie połową dworu. Wręcz możesz to traktować jako stabilizację życiową, same plusy.

— Ty bezczelny gnoju! — Taehyung poderwał się i stanął nad mężczyzną, zaciskając dłonie w piąstki. Na jego złocistych policzkach pojawiły się czerwone plamy, a dotąd urocze, proszące spojrzenie, zmieniło się w przesiąknięte wściekłością i upokorzeniem.

Nigdy nie spodziewał się, że ktokolwiek śmie obrazić go w taki sposób i wprost nazwać puszczalskim. Sam mógł takim słowem siebie określać, jednak obca osoba powinna go szanować, w końcu był synem króla.

— Mylę się? Nie sądzę. — Wzruszył ramionami, wysuwając jakiś dokument spomiędzy pożółkłych kart, następnie zaś zamknął księgę. Nie zwracając uwagi na trzęsącego się chłopaka rozłożył kartkę, uśmiechając się do siebie. — Masz szczęście, bo dzięki mojemu wstawiennictwu nie będziesz jego dziwką.

— Co? — Tae zamrugał kilkakrotnie, przechodząc tak, by znaleźć się za mężczyzną. Zerknął zaraz na trzymany przez niego papier, a jego nos lekko się zmarszczył. — Mój akt urodzenia? Po co ci on?

— Król negocjuje z Jeonem warunki pokoju. Prawdopodobnie da radę przekonać go, by wziął z tobą ślub. U nas takie małżeństwo by nie przeszło, demony jednak są wyjątkowo wyrozumiałe i nie ma dla nich znaczenia płeć.

— Na jedno wychodzi, bo i tak będę więźniem — stęknął, starając się zapanować nad chęcią uduszenia mężczyzny. Z każdym jego słowem poziom wściekłości Tae wzrastał trzykrotnie, co było o tyle niebezpieczne, że zwyczajnie nad sobą wtedy nie panował i mógł zrobić coś nieodpowiedniego. Nie powinien przecież sprawiać mu bólu, może da się jeszcze przekonać do uratowania go przed bliznowatym. — Junmyeon... Proszę.

— O co znowu mnie prosisz, Tae? — Brunet westchnął i odstawił dokument. Spojrzał zaraz na twarz księcia, który nadął nieco policzki, chcąc chociaż na moment wyglądać niewinnie i przekonująco.

— Zrób coś z nimi, niech zostawią mnie w spokoju.

— Nie dam rady, Jeon bardzo się uparł i nie chce nikogo innego. Musisz pojechać, by nas nie najechali. — Junmyeon przechylił głowę na bok, spoglądając na Tae, który zagryzł nerwowo wargę, zaciskając drżące dłonie.

— Tobie to na rękę! Zawsze chciałeś się mnie pozbyć i dlatego tak ci to pasuje, co?! — pisnął, prostując się, by zaraz z całej siły złapać za koszulę starszego i przyciągnąć go do siebie, zmuszając tym samym do wstania ze swojego siedziska.

Brunet zmarszczył brwi, przytrzymując się biurka, by przypadkiem nie stracić równowagi, bo Taehyung może i nie należał do silnych, jednak tak gwałtowny i niespodziewany ruch robił swoje, przez co lekko się zachwiał. Jego twarz wyrażała zdumienie, jakby rzeczywiście nie miał pojęcia o co chodzi, książę jednak w środku zaczął się gotować i na nowo przybrał strategię ofensywną.

— Bredzisz.

— Bredzę? No jasne, jak zwykle! Ty mnie po prostu nienawidzisz! — wycedził, marszcząc swój nos. — A ja ciągle byłem dla ciebie dobry!

— Uspokój się. — Mężczyzna złapał jasnowłosego za ramiona, uniemożliwiając mu szarpanie się, czy nawet użycie jakiegoś głupiego czaru, który go samego skrzywdzi. Kim nie chciał pozostać bierny, a kolejne słowa tylko bardziej go rozjuszyły. — To, że nie chciałem z tobą spać nie oznacza, że chcę twojego nieszczęścia.

— Akurat, jesteś...

— Nie będę z synem króla, zresztą niespecjalnie za mną tęskniłeś, skoro potem sobie nie szczędziłeś. Tak jest lepiej dla nas obu.

— To twoja wina, bo gdybyś mnie chciał, to nie musiałbym szukać pocieszenia u innych, tępy idioto! Nienawidzę cię! — warknął Tae, po czym wyrwał się z uścisku dłoni bruneta. — Obyś cierpiał bardziej, niż ktokolwiek inny! Niech następnym razem zgwałci cię cała armia demonów!

To powiedziawszy pociągnął nosem i wyszedł z gabinetu, ostentacyjnie trzaskając drzwiami. Stojący obok nich wazon pod wpływem siły upadł na podłogę, jednak doradca ledwo zwrócił na niego uwagę. Z głośnym westchnieniem opadł na fotel, chowając twarz w dłoni.

Nie sądził, że kiedykolwiek będzie miał ochotę na zatrzymanie tego dzieciaka...


***


Jasnowłosy skrzyżował ręce na piersi, wtulając twarz w poduszkę. Jego koszula była niedbale podwinięta, miał jednak to wszystko gdzieś, w końcu i tak nigdy już nie wróci do tej komnaty, służba pakująca cały jego dobytek do wielkich skrzyni może więc sobie potem gadać wszystko, co tylko zechce. Nie zaboli go to.

Zmarszczył nos, kolejny raz wzdychając, na nic więcej nie było go stać. Przepłakał już wystarczającą ilość czasu, dodatkowo próbował zamknąć się w swojej sypialni, pobiec do lasu, nawet planował wyskoczyć przez okno, jednak wszyscy postanowili pilnować go na każdym kroku, uniemożliwiając jakąkolwiek ucieczkę. Zmuszony był teraz gnić w pokoju pełnym strażników, czekając na moment, aż jego ubrania zostaną zaniesione do powozu Jeona. Potem nic już go nie odciągnie od rozpoczęcia życia z tym okropnym demonem, który podczas wszczynanych przez niego awantur nawet słowem się nie odezwał, całkowicie go ignorując. Skoro tak mu zależało na jego tyłku, to dlaczego ani trochę nie starał się, by ich stosunki się ociepliły?

Na samą myśl, że będzie musiał mu się oddać, coś nieprzyjemnego zaczynało ściskać go w środku. Uwielbiał pięknych, cudownie zbudowanych mężczyzn z idealną twarzą, lśniącymi włosami, złocistą skórą i miękkimi ustami. Uroda była dla niego bardzo istotna, dlatego jego kochankowie stanowili grupę najurodziwszych na dworze. Jak miałby nagle obcować z kimś, kto odbiega w tak znaczący sposób od wszelkich jego standardów? Zresztą pozostawała jeszcze kwestia tego, że nie znał się na demonach. Ich zachowania były dla niego tajemnicą, podobnie jak zwyczaje i samo podejście do innych ludzi. Skąd mógł wiedzieć, czy przypadkiem małżonków nie traktuje się tam jak służbę? Nie zdziwiłby się, gdyby te paskudne bestie zmuszały żony do usługiwania im, w zamian nie dając im nic, poza upokorzeniem i bólem. Był księciem, elitą, a teraz naprawdę zaczął martwić się o swój los. Przez moment nawet nawiedzały go nieprzyjemne myśli, że jako kochanek miałby łatwiej, niż jako mąż Jeona. Po czasie znudziłby się bliznowatemu, przez co może i by go odesłał do domu, gdy zaś wezmą ślub, to zmuszą go do trwania przy jego boku do śmierci, nikt też nie da rady go mu odebrać, bo zapewne cały ten akt zostanie odprawiony z pomocą potężnych zaklęć i przy spojrzeniu na kogokolwiek innego, aniżeli brunet, strzeli go piorun i umrze.

— Co ja wam uczyniłem, bogowie, że tak mnie karacie? — mruknął pod nosem, obracając się na plecy. — Czeka mnie śmierć...

— Póki co czeka na księcia powóz i narzeczony. Powinniśmy udać się na dziedziniec, nasi goście chcą już odjechać.

Taehyung zmarszczył brwi i uniósł się do siadu, wbijając wzrok w doradcę ojca, który stał w drzwiach, zaraz rozkazując służbie, by zabrali wszystko i zanieśli na dół. Znajdujący się w komnacie ludzie szybko zniknęli, a oni zostali sami, co młodszemu ani trochę nie odpowiadało. Nie miał ochoty nawet na niego patrzeć.

— Niech jadą sami.

— Tae, proszę... Ubierz się i zejdź. Naprawdę nie chcę zanosić cię tam siłą, zaklęć też wolałbym nie rzucać — westchnął mężczyzna i sięgnął po przygotowaną szatę, z którą podszedł do blondyna. — Daj rękę.

Książę wstrzymał na chwilę oddech zaciskając powieki, posłusznie jednak wyprostował kończynę, pozwalając mężczyźnie na wsunięcie na nią rękawa, następnie też ubrał i drugą część lekkiej narzutki.

Starszy widząc, że blondyn współpracuje, złapał za spodnie i powoli zaczął naciągać je na uda. Początkowo Tae stawiał opór, potem jednak uniósł je, a Junmyeon sprawnie znalazł się między nimi. Jedną rękę wsunął pod plecy księcia, podnosząc tym samym odrobinę pośladki, by zakryć je materiałem.

— Dziękuję — odparł cicho brunet, opuszczając ciałko chłopaka, który tylko skinął głową, czując przy sobie ciepło bijące od mężczyzny. Nigdy doradca nie pozwalał mu na taką bliskość, jednak niespecjalnie nagięcie tej zasady go teraz cieszyło. W końcu chciał się go pozbyć, wykorzystał więc słaby punkt.

— Będziesz miał mnie na sumieniu, bo te bestie pewnie mnie zabiją — szepnął, odsuwając się od niego, by wstać z łóżka i wsunąć na stopy buty. Nawet ich beznadziejny kolor mu już nie przeszkadzał, w końcu nijak ma się jego poczucie estetyki, to wszechogarniającej troski i żalu.

— Nie mów tak, nikt cię nie zabije. Podpisany dokument to gwarantuje, rzuciliśmy na nie zaklęcia, będziesz bezpieczny.

Taehyung wzruszył tylko ramionami, sięgając po małą torbę, którą chciał mieć przy sobie i już miał ruszyć w stronę drzwi, gdy silna dłoń starszego go zatrzymała.

— Nie chcę, byś miał mnie za kogoś, kto pragnie twojego cierpienia. Może i ciągle unikałem twojej osoby i bywałem niemiły, jednak to wszystko dla twojego dobra. — Brunet zacisnął palce na jego ramieniu, przez co zagryzł nerwowo wargę, odwracając się do niego przodem. — Jesteś za młody, w dodatku straciłbym zaufanie króla, gdybym naruszył twoją czystość. Moje obowiązki są ważniejsze od uczuć.

— Jakich uczuć, Junmyeon? Ty jesteś całkowicie z nich wyprany — stęknął, jednak nie zdołał powiedzieć nic więcej, mężczyzna bowiem przyciągnął go do siebie i mocno przytulił, chowając w swoich ramionach.

— Nienawidzę twoich kochanków, Tae. Nienawidzę też Jeona, bo ciebie rani. Niestety nie jestem nikim szczególnym, nie dałbym ci nigdy szczęścia, dlatego tak musiało się stać — powiedział cicho, wsuwając dłoń w jasne kosmyki. — Jeżeli ktoś zrobi ci tam krzywdę, to przybędę, obiecuję. Wyślij mi tylko wiadomość. Nie narażę królestwa, ale siebie mogę. Ten jeden, jedyny raz.

Książę delikatnie zadrżał, zaciskając piekące powieki, by uniemożliwić łzom ucieczkę. Na nic to się jednak zdało, bo chwilę później koszula doradcy poplamiona była jego łzami, a delikatny pocałunek w czoło tylko bardziej go zabolał.

Teraz wszystko było już stracone.


***


Zacisnął dłonie na brzegu siedzenia, starając się nie patrzeć na wchodzącego do środka demona, który z obojętną miną usiadł naprzeciwko, nie racząc go nawet przywitaniem.

Jego wąskie, zniszczone wargi pozostawały zastygnięte, a czarne oko spoglądało za okno, jakby widok drzew był bardziej interesujący, aniżeli przyszły mąż. Taehyungowi nie przeszkadzał ten brak uwagi, jednak z każdą chwilą czuł się też przez to coraz niepewniej, nie wiedział w końcu, czy źle to wróżyło. Może mężczyzna oczekiwał od niego pokłonów, dziwnych zwrotów, określonego zachowania? Nie chciał być ukarany za własną niewiedzę, przez co strach z każdą sekundą wzrastał, a odgłos zatrzaśniętych drzwi tylko bardziej go spłoszył. Zlękniony naparł mocniej na oparcie, mając ochotę wtopić się w nie i zniknąć z powozu, niestety tego typu magia była mu nieznana, a nawet gdyby taką wiedzę posiadł, to zapewne nie potrafiłby odpowiednio jej wykorzystać. Pozostawało mu już tylko trwanie i czekanie na jakikolwiek gest oraz powstrzymywanie się przed płaczem, nie chciał w końcu wyjść na tchórza, którym faktycznie był.

Wóz ruszył, a księciu do gardła podszedł cały dzisiejszy posiłek, przez co miał ochotę z nerwów zwymiotować, a nieprzyjemna cisza, przerywana wyłącznie odgłosem uderzających o drogę kopyt, tylko te uczucie potęgowała.

Nigdy nie czuł się tak skrępowany. Mężczyzna doprowadzał go do szału. Całkowicie wszystko ignorując wyciągnął księgę i zaczął ją przeglądać, jak gdyby nie miał towarzysza, którym powinien się zająć. Było to dla Tae niezrozumiałe, w końcu sam tak bardzo go chciał, a teraz traktował jak powietrze.

Jego okryte czarnymi rękawiczkami dłonie powoli wodziły po pożółkłych stronicach, a z każdą chwilą jasnowłosy tracił nad sobą panowanie.

— Dlaczego nic pan do mnie nie mówi? — zapytał, wbijając wzrok w demona, który dopiero po dłuższej chwili zamknął trzymany tom i spojrzał na niego bez emocji.

— O czym mam z tobą rozmawiać, książę?

Blondyn zaskoczony zagryzł wargę, kilkakrotnie mrugając.

— Nie wiem, to pan zabiera mnie do siebie. Skoro tak bardzo panu zależy na mojej osobie, to wypadałoby, bym cokolwiek o panu wiedział — wzruszył ramionami, skupiając wzrok na oknie, za którym widział już tylko drzewa pobliskiego lasu.

— Nie musisz nic wiedzieć, a ja nie czuję potrzeby, by się tobą zajmować. Jesteś mi potrzebny tylko do jednego celu, szkoda mi więc czasu na pogłębianie tej bezsensownej znajomości.

Słysząc te słowa książę znieruchomiał, a jego wargi mimowolnie się rozchyliły.

— Słucham?

— Nie dramatyzuj. Weźmiemy ślub, potem cię posiądę tyle razy, ile mi się zachce, nic więcej nie będzie nas łączyć. Nie jesteś dla mnie nikim ważnym i to się nie zmieni, nie licz więc na słodkie romanse, nasz świat tak nie funkcjonuje.

To powiedziawszy na nowo zabrał się za czytanie, zostawiając Tae z mętlikiem w głowie. 



// W sumie mnie poniosło, bo party w tym ff miały być krótkie, a ten jest jak prawie dwa normalne. Chyba serio ciężko mi się nie rozpisywać xD No ale chciałam dać wam vkookowy moment. 
Co do innych - musiałam przedstawiać romanse Tae, bo są ważne w dalszej akcji :D
Dajcie znac, jak wyłapiecie jakiś błąd, ale sprawdziłam całość tylko raz, bo zaraz muszę wychodzić z domu, a nawet nie wysiliłam się na ubranie ;---;

Mam nadzieję, że z czasem pokochacie te opowiadanie, bo póki co jest chyba najmniej lubiane ze moich wszystkich vkooków ;-; Będzie fajnie, obiecuję! 
BUZI! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro