7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Taehyung spodziewał się wielu rzeczy.

Sądził, że podczas podróży będzie musiał uciekać przed dotykiem Jeona i wręcz prosić go, by oszczędził mu seksu w trakcie jazdy. Myślał też, że demony, jako te złe istoty, zaczną odprawiać dziwne czary, a droga stanie się dla niego nie lada problemem i niewyobrażalną męczarnią. Przewidział również ogrom innych wydarzeń, jak zabicie go i wrzucenie do rowu, po uprzednim masowym gwałcie, czy też zwyczajne, głupie teksty i wieczne wyśmiewanie jego osoby.

Nie sądził jednak, że te kilka godzin prześpi w powozie, bo otaczająca go cisza niemiłosiernie go wynudziła i zmęczyła. Nikt się nie odzywał, nie słyszał żadnych rozmów, a Jungkook cały czas czytał książkę, ignorując wszelkie chrząknięcia, wzdychanie i marudzenie pod nosem. Był całkowicie nieczuły i nie zainteresował się nim nawet na sekundę. Gdy zaś miał ochotę porozmawiać przez okno z kimś innym, to na nieszczęście dostrzegł tylko przerażającego, jeszcze brzydszego od Jeona osiłka, który prychnął i odwrócił głowę, zanim cokolwiek zdążył powiedzieć. Nie to, żeby chciał. Wolał pogawędzić sobie z przystojnym, zdradliwym doradcą, nie mógł go jednak nigdzie dostrzec, a z powozu nie mógł wyskoczyć. Jeszcze by się zabił, bo gnali z nieprawdopodobną prędkością. Taehyung podejrzewał wręcz, że konie te nie były normalne i zapewne mroczne istoty coś przy nich majstrowały.

Zmęczony długimi rozmyślaniami w końcu pozwolił sobie na drzemkę, która przedłużyła się do nocy, wtedy bowiem drzwi od powozu się otworzyły, a Jeon wyszedł z niego, mówiąc coś do jakiś ludzi na zewnątrz. To go rozbudziło, przetarł więc zaspane oczy i słodko ziewnął, rozglądając się dookoła. Niczego specjalnego nie wypatrzył, toteż nieco niemrawo wstał, podchodząc do wyjścia, gdzie stał już jeden z demonów, wyciągając rękę w jego stronę. Nie miał siły na obrażanie się, jego ciało bolało przez niewygodną pozycję, położył więc drobną dłoń na tej wielkiej, schodząc po małych schodkach, podczas gdy mężczyzna podtrzymywał go przed upadkiem.

Odetchnął i uniósł głowę, gdy jego stopy znalazły się już na ziemi. Po raz kolejny był zaskoczony, bo spodziewał się raczej płonącego zamczyska na szczycie wulkanu, bądź przerażającej rudery w ciemnym kolorze. Dookoła miały znajdować się nabite na pal trupy, a całość zwyczajnie powinna odstraszać upiornością. Tymczasem stał na wielki dziedzińcu wyłożonym białym kamieniem, którego urok był nie do opisania. Wysokie kolumny w takim samym kolorze, które otaczały cały plac, oplecione były prześlicznymi kwiatami, a całość spowita była w delikatnym blasku latających lampionów. Tae nie mógł oprzeć się wrażeniu, że miejsce te piękniejsze było, aniżeli jego rodzinne miasto. Nawet gwiazdy zdawały się świecić jaśniej i ich widok cieszył bardziej. Nie było mu dane jednak nacieszyć oczu, trzymający go demon pociągnął go bowiem w nieznanym kierunku, a cała banda wojowników ruszyła za nimi.

Książę zacisnął wargi, czując nieprzyjemny skurcz w żołądku. Pomimo piękna, posiadłość miała też w sobie coś tajemniczego, a im dalej zapuszczał się w nieznane mu miejsce, tym uczucie te się nasilało.

Po dłuższej chwili, gdy przeszli już przez cały plac i dotarli do małej dróżki, książę dostrzec mógł sam budynek. Jego usta mimowolnie rozchyliły się, zamrugał też kilkakrotnie powiekami, skoro bowiem sam dziedziniec wydawał mu się cudowny, to nie miał słów na opisanie zamku, który teraz miał przed oczami.

Nie potrafił ogarnąć go wzrokiem, a ciemność dodatkowo wszystko utrudniała, był jednak pewien jednego - jego rodzinny dom nijak miał się do luksusowej posiadłości Jeona. Już nie chodziło nawet o piękne zdobienia i to, że ściany pokrywały skomplikowane rzeźby. Sama wielkość przerażała, nie sposób było dostrzec jej końca, bo nie dość, że była wyjątkowo długa, to dodatkowo z tyłu wystawało kilkanaście wież i wieżyczek, ciężko było więc wyobrazić sobie całokształt. Przy nim zamek królewski to nędzną chatka mieszczucha, a Jungkook należał do grona szlachty, nie zaś rodziny królewskiej. Strach pomyśleć, jak potężna była ta rasa.

Niepewnie ruszył w dalszą drogę, wspinając się po szerokich schodach, raz po raz zerkając na boki, by możliwie jak najlepiej zapamiętać dwór, w końcu kiedyś może być zmuszony do ucieczki, a kto wie, czy te bestie pozwolą mu kiedykolwiek wyjść z zamku. Chłonął więc każdy element, zachwycając się coraz bardziej zdolnościami tutejszych, gdy idzie o architekturę. Zawsze myślał, że jego naród jest mistrzem w projektowaniu pięknych domów, po zobaczeniu tego cuda zaczął jednak wątpić w talent kogokolwiek do czegokolwiek. Demony wydawały się być w jakimś stopniu perfekcyjne i chociaż nienawidził tych potworów, to nie mógł odmówić im sprawnych rąk i dobrej magii.

Przeszedł przez wielkie drzwi i aż podskoczył, gdy otoczyły go wysokie kobiety, niemal natychmiast gdzieś zaciągając. Nie miał nawet jak zareagować, zanim bowiem wydukał jakiekolwiek zapytanie, był już prowadzony przez kręte korytarze. Ledwo nadążał za ruchliwymi brunetkami, te jednak zdawały się tego nie zauważać, ewentualnie niespecjalnie je to interesowało, bo tylko mocniej atakowały jego ramiona i plecy.

Syknął, gdy został wepchnięty do jednej z komnat, a wcześniej wspomniane zaczęły zrywać z niego ubrania. Na jego policzkach pojawiły się rumieńce zawstydzenia, ale i oburzenia, nie spodziewał się czegoś takiego.

— Co wy robicie? — stęknął, starając się uwolnić od ich wścibskich rąk, nie miał jednak żadnych szans z bandą zdziwaczałych służek, co udało mu się wywnioskować po ich identycznych ubraniach.

Te, zupełnie niewzruszone, pozbyły się jego bielizny i niespodziewanie pociągnęły go do tyłu, przez co wylądował w dużej, wypełnionej ciepłą wodą i kwiatami wannie. Miły zapach dotarł do jego nozdrzy, musiały dodać tam jakieś pachnące olejki, nie miał jednak ochoty na zachwycanie się kąpielą, do której był zmuszony. Nie wierzył, że w ciągu kilku godzin nicnierobienia zdążył się wybrudzić, czy - co gorsza - zacząć śmierdzieć, wszystko to pozostawało więc dla niego bezsensownym atakiem na jego biedną, zmęczoną osobę.

Poczuł na swoim ciele miękkie, pachnące ściereczki, którymi służki obmywały całe jego ciało, nie zapominając o stopach, czy nawet skórze na udach i we wrażliwych miejscach, przez co Tae miał ochotę popłakać się z frustracji i uciec. Tamte tereny były zarezerwowane dla przystojnych mężczyzn, nie zaś jakiś porywaczek.

— Nie mamy czasu, trzeba pana szybko przygotować — odparła jedna po dłuższej chwili, gdy zabrała się za obmywanie jego jasnych kosmyków.

— Do czego? — zapytał zaskoczony, starając się zerknąć na kobietę, ta niestety znajdowała się za jego plecami i nie planowała pozwolić mu na obrócenie się, co odrobinę go zirytowało. Nienawidził takiego traktowania.

— Do ślubu, panie. Hrabia poszedł się przebrać, gdy wróci zaś, pan musi być już gotowy. Nie mamy czasu, dlatego tak nagle pana porwałyśmy.

Książę niemal natychmiast poderwał się i okręcił tak energicznie, że żadna z nich nie zdążyła go powstrzymać. Wbił wzrok w o wiele starszą dziewczynę, ta zaś zamrugała kilkakrotnie i nie marnując czasu, zaczęła znowu wcierać w jego włosy pianę.

— Jaki ślub?! — Jego głos zabrzmiał rozpaczliwie żenująco, w tym momencie miał to jednak gdzieś. Niemożliwe, że ten idiota chciał od razu się chajtać! Nawet nie zdążył się napić, ledwo wyszedł z powozu! To było chore i przerażające.

— Pana z hrabią Jeonem. Przecież dlatego pan tu przyjechał, zaręczyliście się i postanowiliście pobrać. — Służąca wzruszyła ramionami, jakby było to coś oczywistego, po czym zaczęła spłukiwać pianę wodą, każąc innej osłonić oczy księcia, który wpatrywał się w nią z przerażeniem wymalowanym na twarzy.

— Ale tak już, teraz? Nie lepiej poczekać?

— Po co? I tak to nieuniknione. Im wcześniej, tym lepiej, wszystko jest już w końcu przygotowane, brakuje tam tylko pana.

Taehyung nie wiedział, co powinien odpowiedzieć, tkwił więc w jednej pozycji, aż kobiety nie nakazały mu wyjść. Posłusznie to uczynił, pozwalając im na wytarcie swojego ciała i odzianie go w śliczną, białą szatę, która luźno spływała z jego ramion. Nawet ozdabianie go klejnotami i wplatanie we włosy kryształów zniósł, w głowie mając mętlik. Wiedział, że nie uniknie małżeństwa, jednak spodziewał się, że dadzą mu czas na przyzwyczajenie się do całej tej sytuacji. Potrzebował chwili, by zastanowić się nad tym wszystkim i po prostu zrozumieć, że całe jego życie się zmieni. Teraz jedna stanął przed nie lada wyzwaniem - rano zaręczono go z najpaskudniejszą bestią, wieczorem miał zaś się odbyć ślub, na którym nie będzie nawet jego rodziny. Rzucili go na głęboką wodę, a on niekoniecznie potrafił wypłynąć na powierzchnię.

Po raptem kilku minutach był już zrobiony na bóstwo, jak określiła go jedna z młodszych dziewcząt, on jednak ledwie zwrócił uwagę na komplement. W tym momencie wolał być brzydki, chociaż mógłby wrócić do domu. Niestety los był kapryśny i nie chciał mu dopomóc, oszpecając w tej właśnie chwili, przez co musiał udać się do wielkiej sali, o dziwo niewypełnionej demonami. Była ona prawie pusta, nie licząc dziwnej kobiety w czarnej szacie, kilku mężczyzn i stojących za kolumnami kobiet, które wpatrywały się w coś na wzór ołtarzu, podobnie zresztą jak i reszta.

— Podejdź tutaj, książę. — Kobieta stojąca przy stole spojrzała na niego, on zaś z paniką w oczach zrobił, po chwili znajdując się naprzeciwko. Nie zauważył nawet, że Jeon w tej samej chwili pojawił się obok, przebrany w taką samą szatę, jednak w czarnym kolorze.

Poczuł, jak jego wnętrzności się zaciskają, gdy spojrzał na połowę twarzy, oczywiście tę pokrytą bliznami i przepaską, na nieszczęście znajdował się po tej gorszej stronie demona. Nie mógł uwierzyć, że to z nim będzie dzielić resztę życia... 



// Tak na szybko. Mam nadzieję, że nie ma żadnych błędów; nic nie wyłapałam w każdym razie ;-;
Następny part to już ślub, cieszycie się? :D

Trzymajcie jutro kciuki, bo jestem głupia i olałam naukę, by napisać llw ;---; 


luv

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro