8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Taehyung zadrżał, gdy nieznajoma kobieta złapała za ich dłonie, po czym bez zbędnego wstępu zaczęła mówić coś w języku, którego Taehyung nie znał. Ba, nigdy takowego nie słyszał, przez co czuł się jeszcze bardziej niekomfortowo. Słowa wypływały z jej ust w zastraszającym tempie, żadnego nawet nie potrafiłby powtórzyć. Wiedział wprawdzie, że to jakaś typowa, ślubna formuła, wolałby jednak zdawać sobie sprawę z tego, jak to wszystko się prezentuje. Czekała go przysięga, a jak mógł obiecać coś, czego nie rozumiał? Jak niby miałby przestrzegać zakazów i czynić to, co było jego obowiązkiem?

Zagryzł wargę i zerknął na Jungkooka. Nie wiedział, czy miał zamknięte oczy, czy może przenikliwie wpatrywał się w szamankę. Wyczytanie czegokolwiek z tej niewzruszonej twarzy zdawało się być niemożliwe. Jego usta ani drgnęły, a ręka niczym z kamienia spoczywała na tej kobiety. Hrabia był tak nienaturalny, że Tae aż skręcało. Nie miał pojęcia jak ktoś taki mógłby w ogóle reagować, pokazywać emocje... Żyć. Z minuty na minutę coraz bardziej przypominał mu coś nierealnego, nieistniejącego. Jak książę miał z kimś takim dzielić resztę życia?

Z zamyślenia wyrwała go szamanka, która obróciła jego rękę wewnętrzną stroną do góry, podobnie jak tę hrabii. Następnie puściła je, a on w ostatniej chwili utrzymał ją w tej samej pozycji. Czuł się jak zagubione dziecko, które nic nie rozumiało. Po chwili jednak niepewność ustąpiła przerażeniu, gdy w ręce kobiety błysnął zdobiony sztylet.

— Gdy krew wasza na zawsze się złączy, zgodnie z prawem aisapha, staniecie się małżeństwem. Magia oplecie wasze ciała i dusze swoimi pnączami na zawsze — powiedziała nieznajoma w języku powszechnym, a Tae coś stanęło w gardle. Ślub nie wyglądał na tak piękny i uroczysty jak ten w jego królestwie. Bardziej przypominał rytuał złożenia go w ofierze jakimś potworom, aniżeli tak wspaniały z pozoru akt. Nie dane mu jednak było rozmyślać nad tym, bo coś obok błysnęło, a z dłoni Jeona zaczęła sączyć się krew. Już miał się odsunąć, jednak szamanka była szybsza. Złapała za jego nadgarstek i bez zbędnego ociągania przecięła delikatną skórę.

Jasnowłosy pisnął, chcąc wyrwać się z szczelnego uścisku, jednak na próżno. Nie miał szans z kościstymi palcami, zresztą zaraz Jungkook złączył ich dłonie, mieszając tym samym czerwone wydzieliny i dodając mu samemu bólu. Pocierane o siebie rany piekły, a zaklęcie, które wypowiedziała kobieta, tylko nasiliło te uczucie. Dookoła złączonych kończyn pojawiły się błękitne światełka, które jakby pochłaniały skapujące krople, przez co po chwili zmieniły swoją barwę na purpurową.

— Jeon Jungkook. — Kobieta spojrzała na hrabię. — Od teraz Kim Taehyung przejmuje twoje nazwisko i staje się twoją własnością. Twoim obowiązkiem jest dbanie jego potrzeby, gdy będzie on fiarion, a także utrzymywanie go do końca trwania małżeństwa. Zgodnie z umową ze Złotym Królestwem przysięgasz także na magię, że nie najedziesz ich terenów w złym celu.

— Przysięgam na aisapha — mruknął beznamiętnie Jungkook, a ogniki dookoła ich dłoni zacisnęły się, przez co Tae mógł dokładnie poczuć ich dziwne zimno. Nie przejął się jednak samym uczuciem. Bardziej przeraziła go dziwna przysięga, która nijak miała się do tych standardowych i obowiązujących.

— Kim Taehyung. — Blondyn niemal podskoczył, gdy usłyszał swoje imię. — Od teraz nazywasz się Jeon Taehyung i należysz ciałem i duszą do swojego męża. Magia zobowiązuje cię tylko do fiarion i posłuszeństwa wobec swego pana, przysięgnij więc na aisapha.

Kim zmrużył powieki, nie rozumiejąc teraz niczego. Czym był fiarion? To, że aisapha to zapewne jakieś bóstwo, demoniczny władca, czy sama nazwa magii, sam zdołał wywnioskować, te drugie pojęcie jednak pozostawało zagadką. Chodziło o seks?

— Um, przysięgam na aisapha — wydukał, zerkając na Jeona. Wyższy w tym momencie odwrócił się przodem do maga, wpatrując się w jego twarz, co jednocześnie Tae zawstydziło, jak i zirytowało, nie wspominając już o ciągłym strachu. Czyżby czekał go teraz pocałunek?

Ogniki mocno zacisnęły się na ich rękach, a kobieta obok machnęła w ich stronę. W rezultacie te powiększyły się i niczym wąż zaczęły ich oplatać, zmuszając do zniwelowania dzielącej ich odległości do minimum.

Taehyung zadrżał, gdy potężne ciało mężczyzny naparło na te jego. Nie zreflektował nawet, kiedy wyższy go puścił i mocno objął w talii zdrową ręką, podczas gdy ta zraniona znalazła się nagle na jego twarzy, brudząc ją zmieszaną krwią obojga.

Blondynowi zrobiło się niedobrze, gdy poczuł drażniący zapach i czerwoną barwę na czubku swojego nosa.

— Zrób to samo — mruknął demon, a Tae odrobinę wystraszony położył palce na czole bruneta i przejechał nią aż do brody. — I po wszystkim.

Chwilę później ich usta się połączyły w całkowicie zdominowanym przez Jeona pocałunku. Jego wąskie, poranione usta nieprzyjemnie atakowały te księcia, a śliski, wyjątkowo zimny język rozchylił mięciutkie wargi blondyna, przedzierając się do środka, pomimo wyczuwalnej niechęci drugiego.

Taehyung nie chciał go całować, obrzydzało go to. Ta paskudna, pełna blizn twarz odstraszała, opaska wzbudzała nieopisany lęk, bo gdzieś w głębi czuł, że zapewne mężczyzna nie ma oka i zamiast niego znajduje się tam pusta, czarna dziura.

Jego niby ładnie umięśnione dłonie w tym momencie ani trochę go nie pociągały, pomimo stanowczości, której zazwyczaj pożądał u potencjalnych partnerów. Po prostu brunet nie wzbudzał w nim żadnej żądzy, był całkowicie pozbawiony uroku. Nawet próba oddania pocałunku mu nie wyszła, bo niemal natychmiast pod jego powiekami zaczęły gromadzić się łzy, a w żołądku coś go skręciło przez obrzydzenie.

Nie chciał być całowany, dotykany.

Nie chciał należeć do tego potwora.

Pragnął powrócić do domu i wtulić się w ramiona Junmyeona, podczas gdy doradca usilnie będzie go odganiał.

Wszystko było lepsze od trwania w tym przerażającym uścisku z pełnym brzydoty Jeonie.


Dopiero po dłuższej chwili oderwali się od siebie, a zdegustowany Tae otarł lepkie od śliny wargi, starając się uniknąć wzroku męża. Ten zdawał się nie zwracać na to uwagi, bo tylko pokłonił się kobiecie, napierając ręką na plecy blondyna, by i ten to uczynił.


W tym momencie sądził, że nic gorszego go już spotkać nie może. Jakie było jego zdziwienie, gdy nagle do sali wprowadzono trzy kobiety. Każda z nich wyglądała na zaczarowaną, poruszały się bowiem w identycznym tempie, całkowicie bezmyślnie. Ich ładne twarze nie wyrażały niczego - ani strachu, ani szczęścia, nawet znudzenia. Były puste, niczym te zjaw.

Skrzywił się, gdy postawiono je tuż przy nich, poczuł bowiem chłód i dziwną energię. Nie miał z taką do czynienia, co odrobinę wytrąciło go z równowagi. Co na nie rzucili, że stały się takie? Jaki czar, urok?

— Fiarion wymaga ofiary, dlatego połączeni magią złóżcie ją i pozwólcie aisapha na wniknięcie do ciała Taehyunga. — Kobieta podała sztylet Jeonowi, który złapał nic nierozumiejącego Tae tak, by trzymali go razem. Po tym zbliżył się do pierwszej z dziewcząt.

— Za każdym razem powtarzaj 'fiarion' — powiedział cicho i zanim książę zdążył zareagować, pociągnął jego ręką, a ostrze zanurzyło się w podbrzuszu kobiety. Krew wytrysnęła wprost na ciało mniejszego, a te zaatakowanej osunęło się na ziemię. W tamtym momencie Taehyung stracił kontakt z rzeczywistością.

Zabił niewinną osobę na własnym ślubie.

U boku męża.

Nie tak to sobie wyobrażał. 



// No to ślub z głowy, jednak to dopiero początek :D
Syrenki są u bety, zobaczymy kiedy je sprawdzi, ale niedługo też powinny się pojawić.

Jak myślicie, co to fairion? 

Jak będziecie grzeczni, to zepnę tyłek i dodam jeszcze króliczka na dniach, buzi <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro