9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Gorzej być nie mogło, prawda? Nic straszniejszego od zabicia trzech zamroczonych kobiet, powtarzając w kółko jakieś chore zaklęcie fairion, zdarzyć się nie powinno. W końcu tryskająca krew, drżące ze strachu ręce i przerażenie wymalowane na jego twarzy, były wystarczającą tragedią.

Chociaż teraz nie ściskał już w dłoni sztyletu i nie przebijał nikomu brzucha, to nadal czuł się tak samo, jak przed kilkoma minutami. W jego oczach ciągle błyszczały łzy, które raz po raz spływały po rumianych policzkach, barwiąc się przy tym na czerwono. Zapewne wyglądał jak jeden z potworów z opowieści babci. Płaczący krwią, pełen obłędu, mordujący bez celu.

Nie taki chciał być. Dokąd udała jego pewność siebie? Gdzie chęć do walki i ucieczki przed zobowiązaniami i niepożądanymi działaniami? Dlaczego dał się wkręcić w jakiś niezrozumiały rytuał? Ślubem nie był w stanie tego nazwać, bo chociaż magia splotła ich ciała, czego dowodem był ślad na nadgarstku, to w żadnym stopniu to go nie przypominało. Zero pozytywnych uczuć i emocji. Tylko rozpacz i śmierć.

Niestety był to dopiero początek dalszych tragedii, o czym przekonał się chwilę później, gdy kobieta skończyła maltretować rany martwych, przelewając ich krew do kielicha, mrucząc przy tym coś w tajemniczym języku. Gdzieś w głębi serca przewidział co zaraz nastąpi, starał się jednak wyprzeć te myśli jak najbardziej i jak najgłębiej w zakamarki mózgu.

— Jeon Taehyung. — Szamanka wyprostowała się i podeszła do niego tak blisko, że poczuł jej pachnący ziołami oddech na twarzy. Mimowolnie zadrżał i chciał się odsunąć, silne ramiona Jungkooka jednak uniemożliwiły mu to. Naparł przez to tylko mocniej na jego tors plecami i sam nie wiedział, czy gorsza była przerażająca kobieta przed, czy może paskudny demon za nim. Pewien był tylko tego, że nie ucieknie i znowu zrobią z nim to, co tylko zechcą, nie racząc wyjaśnić czegokolwiek.

— Będziesz szóstym mężczyzną, który dostąpi zaszczytu fairion. Dotąd tylko najznakomitsze demony mogły poczuć w sobie tę łaskę aisapha, dlatego jako pierwszy mag musisz pokazać, że godzien jesteś tak uszczęśliwić magię — zaczęła kobieta i podsunęła mu pod usta kielich, władczym spojrzeniem strasząc go tak bardzo, że chociaż na samą myśl robiło mu się niedobrze, zaczął powoli sączyć obrzydliwą w smaku krew, z otępieniem wpatrując się w całkowicie czarne gałki oczne szamanki. Nienawidził siebie i swojej uległości, ale nie potrafił znaleźć w sobie ni cienia stanowczości. Szczególnie wtedy, gdy dookoła siebie miał samych wrogów, którzy dla zabawy mordowali niepotrzebnych im ludzi. Mógł być następny.

Palce męża wbijały się w jego ramiona, a oddech z niezrozumiałego powodu przyspieszył, ciągle bowiem czuł na karku jak z trudem wypuszczał powietrze, zaraz wciągając je ze świstem.

Miał ochotę się popłakać i opaść na podłogę, z każdym łykiem coraz bardziej go skręcało, jednocześnie całe jego ciało dziwnie reagowało. Czuł się tak, jakby zanurzył się w lodowatej wodzie, która przenikała przez skórę, mrożąc jego wnętrzności.

— Trzy dary płodnych kobiet sprawią, że będziesz mógł wydać na świat potomka dla swojego męża — mruknęła zadowolona wiedźma, gdy wypił całość, krzywiąc się przy tym. Jej słowa ledwo do niego dochodziły. — Pierwsza ma dać ci możliwość poczęcia, druga pozwoli ci donieść dziecko, a trzecia pobłogosławi twój poród. Podziękujmy za ich ofiarę i błagajmy aisapha, by pozwolił ci uszczęśliwić was następcą tak silnym i potężnym, jak ojciec i pełnym pięknej magii, jak ty, fairi.

Dłonie Jungkooka znalazły się na podbrzuszu Tae, który kilkakrotnie zamrugał, starając się zrozumieć wszystko to, co zostało mu powiedziane. I gdy w końcu to dotarło do niego, pragnął nagle nie wiedzieć o tym, co postanowiły zrobić z niego demony.

Miał stać się kobietą i zajść w ciążę? To przecież niemożliwe!

— Co? To żart, prawda? — szepnął, zerkając przez ramię na zadowolonego męża, ten zaś tylko skrzywił się i mocniej go do siebie przyciągnął. Zachowywał się tak, jakby chciał go całego uwięzić w szczelnym uścisku, z uporem godnym szaleńca gładząc brzuch, jakby dotykiem mógł go zapłodnić. W zasadzie Taehyung nie zdziwiłby się, gdyby powiedzieli mu, że już nosi w sobie dziecko i za tydzień wyda je na świat. Nic nie było tutaj normalne, więc może da się począć potomka bez stosunku.

— Cicho. Zamknij oczy i nie odzywaj się, bo przeszkadzasz magii — warknął mężczyzna, opierając brodę na jego ramieniu.

Mniejszy mógł dostrzec, że odkryte oko miał zamknięte, a twarz, chociaż ciągle obrzydliwa, teraz zdawała się być zrelaksowana. Owszem, nadal malował się na niej upór, stanowczość również zauważalna była od razu, jednak w końcu wyglądał ludzko, o ile da się tym określeniem opisać przerażającego demona, którego łapska wyglądały na tak silne, że wystarczyło mocniejsze ściśnięcie, a kości Tae by się połamały.

Nie zmieniło to jednak nic w postrzeganiu potwora przez księcia. Nadal był głupią bestią, od której przy najbliższej okazji ucieknie, mając gdzieś wszelkie konsekwencje.

Westchnął cicho, czując się jak ostatni śmieć. Jego życie wywróciło się do góry nogami, a on nie miał pojęcia jak je naprawić, z każdą chwilą bowiem problemów było coraz więcej i stawały się coraz potężniejszą przeszkodą. Zaręczyny, wyjazd, ślub, morderstwo, teraz jakieś dziwne czary... Tracił powoli wiarę w to, że nieszczęśliwe wypadki się skończą i będzie mógł w spokoju zasnąć, chociaż na jakiś czas odrywając się od otaczającego go zła.

Ach, ileż on by oddał za chwilę w ramionach Hyungsika, przedrzeźniającego go, by następnie zaczepnie całować. Tęsknił za nim, podobnie zresztą jak i za Namjoonem, bo chociaż zachowywał się nieodpowiedzialnie, to zawsze był na każde skinienie, oraz Minho, który pewnie wystrzelałby połowę demonów, gdyby dowiedział się o jego krzywdzie. Niestety byli daleko i nigdy już ich nie zobaczy...

Zacisnął dłonie w pięści, czując kolejną falę mroźnej magii. Miał wrażenie, że staje się coraz sztywniejszy, bo zimno go sparaliżowało, a lodowate ciało demona tylko nasilało te uczucie. Nawet złość nie potrafiła go rozgrzać.

— Magiczne zaślubiny dobiegły końca. Od teraz życie fairi należy do ciebie, Jungkook. Niech twoje nasienie da początek nowemu życiu.

Najgorsze dopiero przed nim...

~*~

Nie wyprawiono im wesela.

Nie było ciast, słodkiego wina i szalonych tańców do rana. Nikt nie bawił się w ślubne gry, przez które ze śmiechu wszystkich bolały brzuchy. Ba, nie dostał nawet pysznego ciasta pełnego orzechów, będącego nieodłącznym elementem każdego przyjęcia.

Całe te wydarzenie w niczym nie przypominało bajkowych zaślubin czarodziejskich istot, czy nawet tych romantycznych i kameralnych, występujących w opowieściach o tajemniczych ślubach w wynajętym kapłanem.

Zamiast tego zaciągnięto go do wielkiej sypialni, w której paliło się mnóstwo świec o mdłym zapachu. Zerwano z niego zabrudzoną szatę i przebrano w krótką i zwiewną koszulę, która nieprzyzwoicie odsłaniała jego zgrabne uda. Ani trochę mu się to nie podobało, bo chociaż przywykł do wyzywających ubrań, to w tej chwili najchętniej odziałby się z zbroję, byleby Jungkook nie mógł dostrzec choćby skrawka jego ciała.

Nie chciał go uwodzić, w końcu stosunek z nim nawet w najmniejszy stopniu nie był czymś, czego by pożądał. Pomimo swojego wręcz zwierzęcego popędu tym razem wolałby, by jego ciało pozostało nietknięte. Wiedział jednak, że to niemożliwe.

Gdy tylko służba zniknęła, w komnacie zjawił się demon. Nadal był w swojej ślubnej szacie, jednak twarz jego została obmyta z krwi, podobnie jak i dłonie.

Nie bawiąc się w jakiekolwiek przywitanie, czy choćby uśmiech, objął Taehyunga w pasie, zaraz zsuwając wielkie dłonie na jego pośladki, za które uniósł go, nie szczędząc sobie lubieżnych pieszczot.

Mniejszy skrzywił się i zacisnął wargi. Całe drobne ciało się spięło, a nieprzyjemne dreszcze tylko bardziej popsuły jego samopoczucie.

— Jestem zmęczony, nie możemy zrobić tego jutro? — Zerknął niepewnie na męża, ten jednak przeniósł się na łóżko, rzucając go na miękki materac, czym dał mu dość jednoznaczną odpowiedź. Nie to, by Tae miał zamiar przestać walczyć.

— Po co to wszystko? Czemu nie wziąłeś sobie kobiety? Przecież to byłoby wygodniejsze, obeszłoby się bez zabijania— mruknął, siląc się na pewny siebie ton, jednak pozycja w której się teraz znajdował, nie pomagała mu zachować twarzy. Demon bez problemu rozsunął jego nogi, dzięki czemu miał przed sobą księcia w pełnej okazałości, szybko bowiem pozbył się i koszuli. Leżał teraz bezbronny i odkryty, Jeon miał nad nim przewagę w każdym tego słowa znaczeniu.

— Stać mnie na fairion, a skoro tak, to po co mam sobie odmawiać? — Jungkook uniósł pytająco brew, pochylając się nad szyją jasnowłosego, by złapać zębami delikatną skórę i zassać się na niej tak intensywnie, że Tae mimowolnie wydał z siebie zduszony jęk.

— To morderstwo... — sapnął tylko, zaciskając uda z akcie frustracji, przez co niejako uwięził między nimi demona. Nie kontrolował siebie, usta potwora były zbyt brutalne, a przy tym wyzwalały w nim nieznane dotąd odczucia.

— Kolejne fairion kosztować będzie trzydzieści macic, więc skoro jesteś taki miłosierny, to postaraj się dać mi syna za pierwszym razem, bo będę próbował do skutku.

Książę spojrzał zszokowany na demona, który prychnął i złapał za materiał swojej szaty. Chwilę później Tae miał go przed sobą w pełnej okazałości.

Muskularne, pełne blizn ramiona, idealnie wyrzeźbiony tors, na którego środku znajdowało się ogromne znamię, zapewne powstałe w trakcie walki od miecza. Na bokach dostrzec mógł ślady przypominające te od podpalenia. Nic w mężczyźnie nie było jednolite i bez skazy. Nawet potężne uda ozdobione były paskudnymi ranami.

Jeon kojarzył się księciu z wilkiem żyjącym w dziczy, gotowym rozszarpać w każdym momencie. Przerażał go. Nie przywykł do widoku takich osób, w jego królestwie blizny były czymś, czego każdy chciał za wszelką cenę uniknąć. Nawet malutkie zadrapania leczono od razu, by uniknąć bruzd, które odstraszyć mogły partnera.

Mentalność demonów widać mocno się różniła od tej ich.

Sapnął, gdy większy uniósł jego biodra, zahaczając sobie delikatne uda na pasie. Nie mógł mu się oddać.

— J-jak to? Fairion może się nie powieść? — Chciał grać na czas, zagryzł więc wargę, starając się zsunąć nogi, jednak silne dłonie bruneta zapobiegły temu.

— Fairion to nie jakieś śmieszne zaklęcie magów. To dar od najczystszej magii, błogosławione poczęcie. Pozwala na jedną noc uwolnić w fairi kobiecą lub męską cząstkę, która powinna zostać zapłodniona — odparł, poruszając swoim ciałem, przez co książę poczuć mógł jego twardego członka przy swoich pośladkach. Spiął się i zacisnął mięśnie, próbując uspokoić nierówny oddech.

— Dlaczego ja? Tamta była ładniejsza...

— Nie była i każdy z mojego oddziału tak uważał. Nikt nie widział nigdy kogoś równie zjawiskowo pięknego, jak książę Złotego Królestwa. Potrzebowałem tylko ładnej buźki i ciała, dlatego padło na ciebie. Poza tym miło było utrzeć nosa twojemu głupiemu ojcu. A teraz, nowy Jeonie... — mruknął, przesuwając dłoń na jego biodra. — Teraz zamknij się w końcu, przekroczyłeś limit rozmów.

— Ale... — pisnął, jednak nie było mu dane dokończyć. Wielki członek Jungkooka naparł na niego, wsuwając się bez ostrzeżenia.

Z jego ust uleciał przeraźliwy krzyk, gdy nieprzyzwyczajone do takiej wielkości mięśnie musiały przyjąć w sobie bestię. Nie miał nawet chwili na oddech, bo Jungkook zaczął poruszać się w szaleńczym tempie, jakby chciał zerżnąć go w jak najkrótszym czasie.

Do oczu Tae napłynęły łzy, ból bowiem był nie do opisania. Czuł się tak, jakby potwór miał go rozerwać, bo chociaż dziwna wilgoć otaczała jego penisa, to szybkość i rozmiar uniemożliwiały mu opanowanie negatywnych emocji.

— Z-zostaw!

Na nic to się zdało, jego mąż bowiem zaatakował rozchylone usta, pakując do środka śliski język, tylko więcej siły wkładając w posuwanie drobnego ciała, uwięzionego w niedźwiedzim uścisku.

Z każdym pchnięciem, łez wypływających z kącików jasnowłosego było więcej. Taehyung nie mógł zapanować nad cierpieniem, bo chociaż nie był głupią dziewicą i przeżył w swoim życiu wiele upojnych nocy, to żaden seks nie był tak pozbawiony intymności i uczuć, jak ten.

Brano go mechanicznie, jak najzwyklejszą dziwkę, bo pocałunek, którym uraczył go demon, nie przypominał ani trochę rozkosznych muśnięć i słodkich buziaków. Były one władcze i przesiąknięte negatywną dominacją.

Próbował go odepchnąć i wyrwać się, jednak nie miał na to siły. Wielkie cielsko przygniatało go, a z ust Jungkooka ulatywały obrzydliwe sapnięcia, które drażniły jego wargi, uszy, serce.



Głośno pisnął, gdy jego prostata została w końcu odkryta. Nie chciał jęczeć i pokazywać mu, że potrafił doprowadzić go do tak niewdzięcznych odgłosów. Jeon jednak musiał to wyłapać, bo każdy kolejny ruch kończył się w tym samym punkcie, doprowadzając Tae do całkowicie sprzecznych odczuć.

Nienawidził dotyku mężczyzny i pragnął od niego uciec. Obrzydzało go jego ciało, głos, paskudny penis. Wszystko w nim było okropne i nie panował nad płaczem.

Nic jednak poradzić nie mógł na swoje głupie ciało, które wiło się teraz i pomimo bólu pokazywało, że w jakiś sposób było mu dobrze. A nie było.

Co z tego, że chyba nikt nigdy tak mocno go nie posuwał, w magiczny sposób ani razu nie pudłując.

Co z tego, że wbijające się w jego zgrabne ciało pazury, raniły delikatną skórę, a on, chociaż powinien przed tym uciekać, to chłonął to wszystko, gdzieś głęboko w podświadomości pragnąc więcej i bardziej zaznajomić się z lekką brutalnością.

Co z tego, że ostre zęby raniły jego szyję, ramiona i obojczyki, doprowadzając go do spazmów z rozkoszy.

Nienawidził go i chciał uciec od tej przerażająco kuszącej, cielesnej rozkoszy.

Ale Jeon nie pozwolił mu uciec.


// łe, 2,1k, nawet nieźle :D

Dziwnie mi się pisało o tym seksie, bo to w sumie było beznadziejne gwałtopodobne ruchańsko, a ja lubię super-pełne uczuć dygi-dygi ;c No ale jak trzeba, to trzeba. 


luv <3

Standardowo - ładnie komentujecie, a ja daję Wam na dniach króliczka :D 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro