Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ludzie mają niezwykły dar do pragnienia tego, czego nigdy nie będą mogli mieć. Wszystko, co zakazane wydaje się jednak tak piekielnie kuszące. Resztkami silnej woli i wytrwałości uporczywie trzymamy się tego, co nie pozwala nam zanurzyć się bez reszty w tym niedorzecznym pragnieniu. Jak rozbitkowie pośrodku morskiego pustkowia pragniemy wierzyć, że woda, która otacza nas z każdej strony, nie wedrze się do naszych płuc i nie pociągnie nas na dno.

Ale ręce słabną, stają się wiotkie, podobnie jak umysł. Puszczenie tego, czego się trzymamy, wydaje się takie kuszące, choć wiemy, że tam, na dole, nie czeka na nas nic prócz ciemności.

Audrey wiedziała, że William był dla niej zakazany. Tak zawzięcie trzymała się więc podświadomej myśli, że żadne z jej śmiałych pragnień nigdy nie będą mogły mieć miejsca. Ta świadomość była jej tratwą, jego dłonie zaś, ciepłe i delikatne, które czuła właśnie na swojej skórze, stanowiły wodę.

I Dobry Boże, tak bardzo pragnęła się w niej zanurzyć.

Nawet jeżeli wiedziała, że ciemność, jaka tam na nią czekała, była przerażająca.

Czuła swój ciężki oddech w każdym zakamarku ciała, które powoli dochodziło do siebie. Czuła również oddech Williama – łagodny niczym muśnięcie wiatru. Oparł czoło o jej kark, wciąż pozostając tak blisko, że przy każdym głębszym wdechu, jaki nabierał do płuc, jego twardy tors napierał na jej plecy.

Słowa, które wypowiedział, zawisły w powietrzu. Nieznośnie ciężkie, może zbyt śmiałe – Zamierzam spełnić każdą z twoich fantazji, Audrey.

– Więc zdradź mi je wszystkie – dodał głosem niewiele głośniejszym od szeptu.

Miękkie wargi trąciły płatek jej ucha. Ciałem Audrey wstrząsnął dreszcz, a podniecenie zawrzało w jej żyłach.

– Zdradź mi wszystkie sposoby, na jakie doprowadziłem cię do rozkoszy.

Rozchyliła drżące wargi, z zaskoczeniem odkrywając, że nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa.

William złożył delikatny niczym piórko pocałunek na jej karku.

– Wszystkie miejsca, których dotykały moje usta. Chcę ci to dać. Wszystko.

Audrey przełknęła i zacisnęła powieki, gdy uścisk jego dłoni na jej biodrach nabrał na sile. W ciemności własnego umysłu szukała tratwy. Czegokolwiek, czego mogłaby się chwycić, aby znów wypłynąć na powierzchnię. Ale żaden głos nie kazał jej przestać i szeptem nie uświadamiał, że popełnia błąd, być może jeden z największych w swoim życiu. Nawet rozsądek, zepchnięty gdzieś w kąt, nieśmiało milczał.

Tonęła, a sidła pożądania sprawiały, że nie była w stanie nic z tym zrobić. Mogła jedynie opadać na dno.

Zdołała się ruszyć, choć jej nogi wciąż delikatnie drżały. Odwróciła się w jego ramionach. Wciąż opierał jedną dłoń z tyłu jej głowy, przyszpilając ją do drzwi, przez które jeszcze kilkanaście minut wcześniej chciała wybiec.

William dostrzegł w jej oczach łzy, ale zanim zdołał o cokolwiek zapytać, Audrey szepnęła niepewnie:

– Dotknij mnie tak, jakbym była dla ciebie najpiękniejsza i trzymaj mnie mocno, jakbyś nie chciał wypuścić mnie z rąk. Proszę.

Pokręcił głową, chcąc powiedzieć, że nie musiała prosić. Cholera, sam był gotów błagać, aby pozwoliła mu na coś podobnego.

Kobieta taka jak Audrey nigdy nie powinna prosić.

Zrobił to, czego oboje pragnęli w tym momencie najbardziej, ale nie śpieszył się, udając, że tutaj, właśnie teraz, mieli dla siebie dużo czasu.

Odgarnął zbłąkany kosmyk jej rudych włosów z policzka. Skronie wciąż miała mokre od potu, podobnie jak dekolt, idealnie wyeksponowany przez sukienkę. Echo orgazmu, który przed chwilą jej podarował, sprawił, że oddech miała nienaturalnie przyśpieszony.

Przesunął dłoń na jej szyję, objął palcami kark i przyciągnął ją do siebie, w połowie drogi odnajdując jej spragnione czułości wargi. Chciał być delikatny, naprawdę tego chciał, ale gdy ją pocałował... Cholera, stracił tę część siebie, która pragnęła spokojnie i powoli się nią zachwycać.

Musiał ją mieć. Tutaj. Teraz.

Pogłębił pocałunek, napierając zębami na jej dolną wargę. Wpuściła jego język z głębokim jęknięciem.

William poczuł, że przywarła do niego każdym fragmentem ciała. Czuł jej drżącą skórę przy swojej skórze i, Boże, tak bardzo chciał, aby znów doszła z jego imieniem na ustach. Musiał się powstrzymywać, aby nie sięgnąć w dół i ponownie nie wsunąć palców pod materiał jej bielizny, tak blisko miejsca, w którym pragnął teraz być.

Odsunął ich od drzwi. Nie przestając pieścić jej warg, postawił ostrożny krok w tył. Dom był na tyle mały, że to wystarczyło, aby znalazł się w salonie. Opadł na skórzaną kanapę i pociągnął Audrey za sobą.

Sapnął płytko, na moment rozdzielając ich wargi, gdy usiadła na jego kolanach, boleśnie napierając na erekcję. Był cholernie twardy.

Szarpnięciem podciągnął materiał jej sukienki. Chciał poczuć ciepło jej skóry. Chwycił ją mocno w talii i obrócił w taki sposób, że plecy Audrey miękko dotknęły kanapy. Zawisnął nad nią i spojrzał prosto w jej oczy.

Przepełnione pożądaniem i cichą prośbą, która zdawała się w niemym krzyku wołać: ''Trzymaj mnie mocno, jakbyś nie chciał wypuścić mnie z rąk.''

Pocałował ją. Powoli i ostrożnie smakował jej wargi. Poczuł uścisk w piersi, gdy uniosła dłonie i wplotła palce w kosmyki brązowych włosów. Nie pogłębiła pocałunku. Dała mu nad sobą tyle kontroli, ile potrzebował.

William zszedł pocałunkami niżej. Dotknął szyi, przesunął wargami po całej długości mostka i sięgnął w dół, aby zacisnąć palce na czarnym materiale sukienki i pociągnąć ją w górę.

– Chcę cię zobaczyć – wychrypiał. – W pełnej okazałości.

Audrey przełknęła z trudem, jednocześnie nie odrywając od niego spojrzenia, gdy podniósł się na kolanach i chwycił jej kostkę. Zgięła nogę w kolanie i jęknęła głośno, kiedy jego ciepłe wargi dotknęły skóry tuż nad kostką.

Całował każdy skrawek jej skóry, powoli zbliżając się do miejsca u zbiegu jej ud, które pulsowało pożądaniem.

Posłusznie uniosła biodra, ułatwiając mu pozbycie się koronkowych majtek. Pierwsze dotknięcie jego ust było delikatnie, ale zdołało sprawić, że przez jej spięte mięśnie przemknął niekontrolowany dreszcz.

Wbiła paznokcie w skórzane obicie kanapy, chwytając się go tak mocno, że jej knykcie pobielały.

– Właśnie o tym myślałem – powiedział. – O tym, jak smakujesz. Czy to źle, że chciałem się przekonać?

Nie odpowiedziała. Oddech boleśnie ścisnął jej płuca, a biodra nieznacznie się uniosły, wychodząc naprzeciw jego ruchom. Gdy dołączył do ust także i język, z gardła Audrey wyrwał się zduszony krzyk.

Odrzuciła głowę w tył i szarpnęła tonącym w rozkoszy ciałem.

Silne dłonie Williama zacisnęły się na jej udach, jakby nie chciał pozwolić jej się wycofać. Przyśpieszył ruchy, doprowadzając ją do granic wytrzymałości.

Żadne jej wyobrażenia, nawet te najskrytsze, nie mogły się z tym równać.

Jakiekolwiek wątpliwości utonęły w morzu czystego podniecenia. I nawet jeżeli głos z tyłu jej głowy zaczynał powoli budzić się do życia, Audrey nie słyszała jego słów.

Woda wdarła się do jej płuc i pociągnęła ją na dno. 



J.B.H

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro